Wydawca: Muza
Rok wydania: 2009
liczba stron: 424
Kiedy Bogowie chcą cię ukarać, spełniają twoje prośby.
W półrocznym podsumowaniu udziału w wyzwaniu trójka e-pik Sardegna zapytała, o najlepszą książkę, po którą sięgnęliśmy dzięki wyzwaniu, a po którą, gdyby nie ono nie sięgnęlibyśmy. Nie mogłam wówczas odpowiedzieć na to pytanie z pełnym przekonaniem. Teraz mogę napisać, iż Pożegnanie z Afryką to właśnie ta książka. Gdyby nie trójka i wyznaczony przez nią gatunek – literatura skandynawska, nie sięgnęłabym po Pożegnanie z Afryką, a uważam je za jedno z największych odkryć ostatnich miesięcy.
Ponieważ całkiem niedawno czytałam książkę w podobnym klimacie (Onitsza) autora nagrodzonego literacką nagrodą Nobla nie sposób było uniknąć porównań. I pierwsza moja myśl była taka, że gdybym ja była w jury przyznającym nagrody mając do wyboru Le Clezio oraz Keren Blixen nie miałabym wątpliwości i nagroda powędrowałaby do Dunki. No, ale ja jestem tylko amatorką, więc się nie znam.
Tym co uderzyło mnie w początkowej fazie lektury był całkowity rozdźwięk między książką, a filmem powstałym na jej podstawie. Zastanawiam się nawet, czy film można nazwać ekranizacją. Jakkolwiek film mi się podobał (kobiety lubią takie melodramaty, przy których jest i na kogo popatrzeć - ach te ultramaryna oczęta Roberta Redforda i spłakać się porządnie) i oglądałam go kilkakrotnie, uważam, że książce do pięt nie dorasta.
Natomiast tym, co mnie urzekło w książce była przebijająca z jej kart miłość do wszelkich przejawów życia, do świata, do piękna natury, do ludzi wraz z ich niedoskonałością, do kultury, zwyczajów. Miłość i tolerancja, które pozwalają na akceptację odmienności, akceptację postaw, których nie będziemy w stanie zrozumieć, które często będą budziły nasz wewnętrzny sprzeciw.
Biała kobieta przenosi się na Czarny kontynent, aby tam u podnóża góry Ngong uprawiać kawę. Jest wykształcona, odważna i wrażliwa. Obserwuje otoczenie, próbuje je zrozumieć, a jeśli nie jest w stanie tego dokonać stara się pogodzić z tym, że nawet mając środki i dobre chęci nie można nikogo zmieniać na siłę, wbrew jego woli, tylko dlatego, iż wydaje się (nam), że cywilizacja ludzi białych stoi na wyższym szczeblu rozwoju. Zresztą, kiedy tak dokładnie porównamy oba światy (oba systemy wartości) może okazać się, że owa wyższość cywilizacyjna nie jest wcale taką oczywistością. Bohaterkę, czy też pisarkę (powieść w formie dzienników jest rodzajem autobiografii) cechuje ogromna tolerancja wobec faktu, że pewnych rzeczy nigdy nie będziemy w stanie zrozumieć ani pogodzić się z nimi, pewne sprawy pozostaną dla nas na zawsze obce. Co nie oznacza, że powinniśmy je zwalczać, naprawiać, czy przekształcać na swoją modłę.
W lekturze zachwyca mnie także odwaga bohaterki, odwaga, bez której życie byłoby niewolą. Bo jak mawia Karen Wolny żyje ten, kto umie umrzeć, dlatego czasem trzeba ryzykować.
Pożegnanie z Afryką jest też przesycone nostalgią za miejscem, które pisarka zmuszona była opuścić. Jest zapisem wspomnień związanych z pobytem na farmie, pięknym i ciepłym obrazem życia wśród (a może obok) mieszkańców Czarnego Lądu. Bo chociaż bohaterka jak się wydaje całkowicie zasymilowała się z rdzennymi sąsiadami, to przecież była ona „tylko” gościem na ich ziemi.
Pożegnanie z Afryką to dla mnie jak dotąd najpiękniejszy obraz czarnego lądu, z całą egzotyką jego fauny i flory, gorącym klimatem, odmienną, czasami przerażającą, a czasami fascynującą kulturą i zwyczajami. Książka napisana prostym, jasnym językiem, momentami przerażająca, momentami zabawna, a w każdym aspekcie (moim zdaniem) prawdziwa. Tej prostoty i tego uczucia zabrakło mi u Le Clezio.
Pożegnanie z Afryką to jedna z moich "niedokończonych" powieści. To chyba nie był mój klimat, choć żałuję, bo gdybym wytrzymała trochę, może bym coś i dla siebie znalazła?
OdpowiedzUsuńMoże to nie był twój czas na tę książkę. Też myślałam, że to nie moje klimaty. Jednak okazało się, że się myliłam.
UsuńDo "Pożegnania" podchodziłem z wielką rezerwą i nieufnością - dla jedno z najprzyjemniejszych zaskoczeń jeśli chodzi o literaturę, świetna książka.
OdpowiedzUsuńTak - zerknęłam do twojej oceny. Pamiętałam jedynie, że nie chciałeś czytać z powodu filmu i że wyniosłeś pozytywne wrażenia. Teraz widzę, że mamy bardzo podobne odczucia po lekturze. Ja nie chciałam czytać, trochę dlatego, że film mi się podobał, a trochę dlatego, że właściwie nie chciałam czytać tego co było treścią filmu. Wiem, trochę to zagmatwane, to taka kobieca logika-a może brak logiki.
UsuńPożegnanie z Afryką, to jedna z najpiękniejszych książek ukazujących piękno tego kontynentu...
OdpowiedzUsuńKiedy mam chandrę, wtedy z przyjemnością oglądam ekranizację książki.
Bardzo lubię takie łzawe filmy i wcale się tego nie wstydzę.
Pozdrawiam
Też lubię melodramaty. Jednak dopóki nie znałam książki film oglądało mi się z większą przyjemnością, teraz, aby go obejrzeć będę musiała oddzielić go od książki i powiedzieć sobie, że są to dwie odrębne historie, które gdzieś tam się spotykają i rozchodzą.
UsuńMnie też jakoś nie ciągnie w ogóle do tej lektury. Znam oczywiście film. Ale pewnie też by mi się spodobała, gdybym jednak się przełamała :-)
OdpowiedzUsuńTo, oznacza, że nie nadszedł twój czas na Pożegnanie z Afryką. Też myślę, że by ci się spodobała.
UsuńOd lat mam tę książkę w domowej biblioteczce. Nieprzeczytaną.
OdpowiedzUsuńDziś spakowałam się na urlop, książek nabrałam tyle, że na ich widok mąż spytał "życzliwie', czy regalik też jedzie. Ale po Twojej recenzji idę dopakować "Pożegnanie z Afryką", takiej mi narobiłaś na nią ochoty.
Ojej, teraz będę miała stresa, czy mnie nie przeklniesz z powodu nadbagażu, który może nie spełnić twoich oczekiwań. Mam jednak nadzieję, że może ci się spodoba.
UsuńPodzielam Twoje zdanie co do filmu i książki. Ja najpierw widziałam film, który obejrzałam z dużą przyjemnością zarówno z powodu wpaniałych zdjęć jak i urody bohaterów i ich piękniej, choć tragicznie zakończonej miłości. Mimo to, całość raczej mi przypominała "różowe romanse" natomiast ta malutka książeczka zadziwiła mnie swoją bogatą i bardzo dojrzałą treścią.
OdpowiedzUsuńOj, jak się cieszę, że się odzywasz, co oznacza, że oko jako tako funkcjonuje. Melodramaty często są takie trochę na pograniczu dobrego smaku i ... zrymowało mi się, a że kicz jest pojęciem względnym, o czym pisałam http://guciamal.blogspot.com/2011/08/wzglednosc-pojecia-kiczu-czyli-sow.html przy okazji wpisu o fontannach w Barcelonie nie będę się powtarzać :) Pozdrawiam i trzymam kciuki za rychły aktywny powrót do blogosfery, bo nie chciałabym dopisywać cię do wpisu o znikających blogerach.
UsuńDzięki za dobre słowo! Faktycznie myślę o napisaniu pewnego posta, który tematycznie nawiązywałby do ostatnich wpisów Wkraja ale jak dotąd dłuższy kontakt z komputerem niezbyt mi służy a temat jest obszerny... na szczęście bez przeszkód mogę czytać książki, właśnie kończę zbiór opowiadań Artura Międzyrzeckiego "Opowieści mieszkańca namiotów. Powrót do Sorrento". Jeśli tego nie czytałaś to gorąco polecam, jeśli zaś tak, to jestem ciekawa Twojej opinni. Mnie ta książka kompletnie zauroczyła podejściem autora do problemu ludzkiego dojrzewania oraz zmian jakie czas i okoliczności dokonują w naszej psychice. A opowiadania "Namiot na jedną osobę" i "Bocca di leone" pozostawiły mnie bez słów...Pozdrawiam serdecznie!
UsuńSpokojnie- lecz oko. Jak wiem, co jest przyczyną milczenia - czekam cierpliwie. Zdrowie, jakkolwiek banalnie to nie zabrzmi, ale .. nikt się nie dowie.... itd. Opowieści nie czytałam. Zwrócę uwagę w bibliotece, bo temat przemian spowodowanych upływem czasu i okoliczności jest mi szczególnie bliski, zwłaszcza, jeśli smugę cienia ma się już dawno za sobą człowiek staje się bardziej skory do refleksji i rozmyślań.
UsuńI ja też podzielam Twoje zdanie co do "Pożegnania z Afryką". Piękna, wspaniała książka :) Próbowałam też czytać "Siedem niesamowitych opowieści" tej autorki, ale niestety - te opowieści nie przypadły mi do gustu, znudziły i odłożyłam książkę na potem. Czyżby Blixen była lepsza w powieściach niż w opowiadaniach?
OdpowiedzUsuńDla mnie było to pierwsze spotkanie z Karen Blixen. Może kiedyś sięgnę po inne jej książki, choć mimo dużej sympatii i pozytywnych wrażeń, jakie wywarło na mnie pożegnanie z Afryką nie czuję na razie potrzeby sięgania po dalsze książki. Może kolejne wyzwanie to zmieni. A co do opowiadań - znasz moje zdanie, nie przepadam za nimi i sięgam raczej rzadko. Pozdrawiam
UsuńZawsze się zastanawiałam, jak mógł powstać taki film na podstawie powieści Blixen. Wydaje mi się, że film zaszkodził książce. Ktoś, kto zaczął od filmu, rzadko przebrnął przez książkę. Mnie się udało, ale było to dawno temu i powinnam znów do Blixen wrócić. Miłych lektur.
OdpowiedzUsuńAno właśnie, ktoś kto przeczytał książkę szukając w niej odbicia filmu z reguły odkładał ją zawiedziony, że nie dostał, czego oczekiwał. A z kolei ja, czy ty nie chciałyśmy sięgać po książkę obawiając się melodramatu, który fajnie się ogląda, ale czyta już może nie koniecznie.
UsuńKocham tę książkę miłością absolutną, i nie raz wymieniałam ją, gdy proszono mnie o wymienienie tej jednej, jedynej książki:) Cieszę się, że i Ciebie urzekła. Film jej zaszkodził, mimo całego swojego uroku jest kompletnie inny, nie dorasta książce do pięt:)
OdpowiedzUsuńja rónież się cieszę, że nie jestem w swych odczuciach osamotniona. Film zdecydowanie książce zaszkodził, choć pewnie jego gorące entuzjastki będą zawiedzione książką ...
OdpowiedzUsuńDla mnie jedna z najbardziej niezapomnianych, najwartościowszych książek, jakie czytałam.
OdpowiedzUsuńEjjj, a film jest bardzo dobry! Mam na dvd (nie tam jakiś ściągnięty, ale kupiony;) i bardzo mi się podoba:)
OdpowiedzUsuńTeż mam film zakupiony, oryginalny. Też mi się podobał (bardzo), ale jak już wyżej pisałam trochę trudno mi go nazwać ekranizacją książki. Film i książka to jakby dwie zupełnie inne rzeczy.
OdpowiedzUsuń