Po książkę sięgnęłam w ramach anielskiego wyzwania zachęcona ciepłą recenzją na nieaktywnym od dawna blogu u balbiny64. Niestety nie doczytałam, iż adresatem książki jest młodzież gimnazjalna, niestety bowiem brak tej wiedzy wpłynął na początkową ocenę lektury. Troszkę raziła mnie jej naiwność (tak charakterystyczna w literaturze dziecięcej) i nadmiar dydaktyzmu. Muszę jednak przyznać, iż ma ona w sobie coś, co sprawiło, że książkę przeczytałam do końca, a nawet wzruszyłam się przy zakończeniu.
Jedną z pierwszych scen książki jest przywołanie dziecięcego obrazka dwójki dzieci przeprowadzanych przez Anioła stróża przez kładkę na rzece. Znacie chyba wszyscy ten słodki obrazek. Według niektórych słodki, według innych kiczowaty. Za taki uważa go mama małej Ewy.
Ewa to dziecko niezwykłe i dziwne zarazem, dziecko, o jakim zapewne marzy niemal każdy rodzic, dziecko samo obsługujące się. Nie absorbuje uwagi, jest cichutkie, grzecznie bawi się w kąciku, aby rodzice mogli oddawać się swoim pasjom zapominając o obowiązkach wychowawczych. Dopóki nad Ewą czuwają Babcia i Anioł Stróż dziecku nie dzieje się żadna krzywda. Jednak pewnego dnia Ewa traci swojego Anioła Stróża i zapada na ciężką chorobę. Rodzina w obliczu niebezpieczeństwa zagrażającego życiu dziecka zaczyna poszukiwania Anioła Stróża. Okazuje się, że wynik tych poszukiwań niesie ze sobą różne, nieprzewidziane następstwa.
Przy okazji historii rodziny Ewy autorka snuje opowieść o aniołach dobrych i złych. Opowieści przenikają się nawzajem, tak jak dobro przenika się ze złem i jedno bez drugiego nie może istnieć. W tym sensie jest to opowieść o wzajemnych powiązaniach i przeciwieństwach oraz o potrzebie równowagi i harmonii. Pomiędzy Dobrem i Złem, Radością i smutkiem, Nadzieją i Cierpieniem, Wiarą i Wiedzą, a myślę, że można by tu mnożyć przeciwieństwa, których współistnienie jest niezbędnym dla zachowania rónowagi.
Książeczka zawiera całą masę złotych myśli na temat Dobra i Zła i ich współzależności. Dla przykładu jedynie kilka z nich.
Albowiem dobro osiąga siłę tylko wtedy, gdy świadomie walczy ze złem. Dobro nie wystawiane na pokusy traci na wartości, jest jak fałszywe złoto.
Albowiem dobro rozpoznajemy natychmiast, żeby zaś rozpoznać zło, musimy uruchomić rozum. I w tym sensie zło jest niezbędne.
Jeśli ustrzeżesz ludzką Istotę przed wszelkim Złem, które jej zagraża lub które ona może popełnić, to ją odczłowieczysz. Niektóre z nich powinny cierpieć. Jeśli odbierzesz im całe cierpienie, uchronisz przed każdym bólem czy złą przygodą, to odbierzesz im mądrość, czucie i wrażliwość. (…) Chroniąc nadto gorliwie ludzką Istotę, uniemożliwiacie jej wejście na wyższe szczeble ludzkiej Drabiny. Albowiem jeśli ludzie nie będą umieli rozpoznać Zła, to pozbawieni choćby na chwilę anielskiej pomocy, szybko zabłądzą. Nadgorliwy Anioł czyni więc ludzkiej Istocie krzywdę równie wielką jak Czarny.
Tych myśli (cytatów) jest cała masa, a wszystkie można by spuentować następującą Harmonia to układ pomiędzy dobrem a złem.
Tam, gdzie spadają anioły to także książeczka o konflikcie pomiędzy wiarą, a rozumem. Racjonalizm ojca Ewy zostaje zachwiany, kiedy dla uratowania dziecka musi uwierzyć w to, czego nie da się zważyć, zmierzyć, rozłożyć na czynniki pierwsze ani naukowo uzasadnić.
Sensem wiary jest bezgraniczna ufność, a sensem wiedzy są dowody. Wiara jest tam, gdzie nie ma dowodów.
Tam gdzie spadają Anioły to powieść o wielu aspektach życia; przyjaźni, miłości, samotności, przeciwnościach losu, cierpieniu, o tym, że nie widzimy tego, co jest nam najbliższe, a szukamy daleko, o tym, że życie jest ciągłym poszukiwaniem drogowskazów, o tym, jakie pozornie nic nie znaczące wydarzenie może zmienić bieg ścieżkę życia. Mnie najbardziej przypadła do gustu przypowieść o potrzebie miłości i sile uczucia (finał splecionych losów aniołów Ave i Vea).
Reasumując Tam, gdzie spadają anioły to ciepła, pełna optymizmu książeczka dla dzieci. Czy przemówi do dzisiejszego dziecka - nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, pod ręką brak dzieci, na których mogłabym przetestować książeczkę, a czasy, w których sama byłam dzieckiem stały się dość odległą przeszłością. Gdybym przeczytała ją lata temu na pewno byłabym pod wrażeniem. Dzisiaj mogę powiedzieć, że coś w niej jest, zaciekawia i przekazuje uniwersalne prawdy w prosty sposób. Nie odnalazłam w niej magii, która zachwyca i oczarowuje wielu czytelników. Troszkę mnie raził nadmiar dydaktyzmu, choć może w literaturze dla dzieci nigdy dosyć wzorów do naśladowania. Jedną z pierwszych scen książki jest przywołanie dziecięcego obrazka dwójki dzieci przeprowadzanych przez Anioła stróża przez kładkę na rzece. Znacie chyba wszyscy ten słodki obrazek. Według niektórych słodki, według innych kiczowaty. Za taki uważa go mama małej Ewy.
Ewa to dziecko niezwykłe i dziwne zarazem, dziecko, o jakim zapewne marzy niemal każdy rodzic, dziecko samo obsługujące się. Nie absorbuje uwagi, jest cichutkie, grzecznie bawi się w kąciku, aby rodzice mogli oddawać się swoim pasjom zapominając o obowiązkach wychowawczych. Dopóki nad Ewą czuwają Babcia i Anioł Stróż dziecku nie dzieje się żadna krzywda. Jednak pewnego dnia Ewa traci swojego Anioła Stróża i zapada na ciężką chorobę. Rodzina w obliczu niebezpieczeństwa zagrażającego życiu dziecka zaczyna poszukiwania Anioła Stróża. Okazuje się, że wynik tych poszukiwań niesie ze sobą różne, nieprzewidziane następstwa.
Przy okazji historii rodziny Ewy autorka snuje opowieść o aniołach dobrych i złych. Opowieści przenikają się nawzajem, tak jak dobro przenika się ze złem i jedno bez drugiego nie może istnieć. W tym sensie jest to opowieść o wzajemnych powiązaniach i przeciwieństwach oraz o potrzebie równowagi i harmonii. Pomiędzy Dobrem i Złem, Radością i smutkiem, Nadzieją i Cierpieniem, Wiarą i Wiedzą, a myślę, że można by tu mnożyć przeciwieństwa, których współistnienie jest niezbędnym dla zachowania rónowagi.
Książeczka zawiera całą masę złotych myśli na temat Dobra i Zła i ich współzależności. Dla przykładu jedynie kilka z nich.
Albowiem dobro osiąga siłę tylko wtedy, gdy świadomie walczy ze złem. Dobro nie wystawiane na pokusy traci na wartości, jest jak fałszywe złoto.
Albowiem dobro rozpoznajemy natychmiast, żeby zaś rozpoznać zło, musimy uruchomić rozum. I w tym sensie zło jest niezbędne.
Jeśli ustrzeżesz ludzką Istotę przed wszelkim Złem, które jej zagraża lub które ona może popełnić, to ją odczłowieczysz. Niektóre z nich powinny cierpieć. Jeśli odbierzesz im całe cierpienie, uchronisz przed każdym bólem czy złą przygodą, to odbierzesz im mądrość, czucie i wrażliwość. (…) Chroniąc nadto gorliwie ludzką Istotę, uniemożliwiacie jej wejście na wyższe szczeble ludzkiej Drabiny. Albowiem jeśli ludzie nie będą umieli rozpoznać Zła, to pozbawieni choćby na chwilę anielskiej pomocy, szybko zabłądzą. Nadgorliwy Anioł czyni więc ludzkiej Istocie krzywdę równie wielką jak Czarny.
Tych myśli (cytatów) jest cała masa, a wszystkie można by spuentować następującą Harmonia to układ pomiędzy dobrem a złem.
Tam, gdzie spadają anioły to także książeczka o konflikcie pomiędzy wiarą, a rozumem. Racjonalizm ojca Ewy zostaje zachwiany, kiedy dla uratowania dziecka musi uwierzyć w to, czego nie da się zważyć, zmierzyć, rozłożyć na czynniki pierwsze ani naukowo uzasadnić.
Sensem wiary jest bezgraniczna ufność, a sensem wiedzy są dowody. Wiara jest tam, gdzie nie ma dowodów.
Tam gdzie spadają Anioły to powieść o wielu aspektach życia; przyjaźni, miłości, samotności, przeciwnościach losu, cierpieniu, o tym, że nie widzimy tego, co jest nam najbliższe, a szukamy daleko, o tym, że życie jest ciągłym poszukiwaniem drogowskazów, o tym, jakie pozornie nic nie znaczące wydarzenie może zmienić bieg ścieżkę życia. Mnie najbardziej przypadła do gustu przypowieść o potrzebie miłości i sile uczucia (finał splecionych losów aniołów Ave i Vea).
Moja ocena 4/6
Sama byłabym ciekawa, czy młodzież, ale ta niewyrobiona czytelniczo, która jest w większości, odczyta przesłanie i się wzruszy.
OdpowiedzUsuńCiekawe zagadnienie, czy w erze atomowej wzrusza przesłanie na temat prawd elementarnych. Zapewne zależy od wrażliwości i sposobu wychowania i na pewno trzeba próbować dotrzeć do młodszej generacji, wszak od nich zależy też nasza starość :)
UsuńNieodmiennie książki Terakowskiej kojarzą mi się ze smutkiem:(
OdpowiedzUsuńAnioły odebrałam mimo wszystko, jako książkę o nadziei - nie chcę pisać o fabule, ale rozczulił mnie Vea (anioł marnotrawny, który dojrzał), zdecydowanie smutniejsza była wg mnie Poczwarka (i też oceniona przeze mnie dużo wyżej).
UsuńA ja żadnej Terakowskiej nie czytałam - chyba. Obrazek z aniołkiem- niby ten kiczowaty- mnie się bardzo podoba, to wspomnienie z dzieciństwa, mam sentyment.A książki dydaktyczne powinny być dla gimnazjalistów, mają nimi wstrząsnąć, o ile oczywiście ktoś przeczyta.
OdpowiedzUsuńJa po obie sięgnęłam dzięki balbinie, której zaprzestania prowadzenia bloga nie mogę odżałować (bardzo ceniłam jej opinie, wrażliwość i kulturę wyrażania ocen). To podobno jest książka dla gimnazjalistów, więc jak najbardziej dydaktyzm wskazany. Czy przeczytają? Mam nadzieję, że nie sięgną zamiast książki po blogową recenzję :)
UsuńDorotę Terakowską znam tylko z Poczwarki, która to książka zrobiła na mnie ogromnie wrażenie. Świetna książka. Polecam.)
OdpowiedzUsuńCzytałam. Oceniłam bardzo wysoko 5,5/6 :)
UsuńWarta tej oceny.)
UsuńCzytałam dawno temu i "...anioły... i "Poczwarkę" i chyba jeszcze coś tej autorki. Jakoś się nie odnalazłam w jej twórczości. Za smutne, za poważne, za trudne ( w sensie -do przeżywania)...wiem, że wartościowe.
OdpowiedzUsuńTeż czasami tak mam, pozycja wartościowa, a ja widzę, że do siebie nie pasujemy. I to jest piękne- różnorodność gustów :) Pozdrawiam
UsuńTen tytuł przypadł mi do gustu. Podobał mi się morał tej historii, treść. Może magii nie czułam, ale uważam, że to cenna pozycja i warta lektury. Chętnie podarowałabym ją dziecku - nastolatce.
OdpowiedzUsuńGdyby książka była moja z chęcią bym co podarowała:) przetestowawszy wcześniej na bliźniakach siostry. Niestety jest wypożyczona z biblioteki i przyznam, że polowałam na nią od paru długich miesięcy :)- co znaczy, że cieszy się powodzeniem
UsuńTerakowską pamiętam z dzieciństwa, była czytana w Radiu dzieciom w jedynce (órka czarownicy i chyba cos jeszcze). Kiedyś pewie te anioły będą lekturą szkolną, o ile juz nie są?
OdpowiedzUsuńU Balbiny przeczytałam, że poinformowano ją, że jest lekturą gimnazjalną. Szukałam w spisie lektur, alem nie znalazła. Tam, czy siak moim zdaniem jest to raczej książka skierowana do młodego odbiorcy. Choć są i tacy, którzy twierdzą, że jest uniwersalna. :)
UsuńJa czytałam tę książkę, przyznaję, dość dawno (może nawet w okolicach gimnazjum ;)), ale na pewno mi się podobała i nawet nie wiedziałam, że to młodzież jest adresatem. Widocznie dobrze wtedy trafiłam :)
OdpowiedzUsuńTo tylko moja subiektywna opinia, bo dla innych może być uniwersalnym przesłaniem.
UsuńWidziałam niedawno stary już film (w Paryżu!) - Wrony, na podstawie Terakowskiej... Kameralnie, smutno, magicznie.
OdpowiedzUsuńczara
A ja tego filmu nie widziałam nigdy w całości, zawsze wydawał mi się zbyt smutny na mój nastrój
UsuńFakt, sporo jest smutku i refleksji u Terakowskiej. Co prawda, czytałam tę książkę w wielu trochę starszym niż statystyczna młodzież ;) ale pamiętam, że bardzo mi się podobała i zostawiła pozytywne, choć fakt, nieco refleksyjne, wrażenie..
OdpowiedzUsuńKasiu chyba odkryłyśmy właśnie swoje blogi, bo ja czytam twoje archiwum, a ty buszujem u mnie. Szalenie lubię takie odkrycia
OdpowiedzUsuń