Nie lubię pisać takich recenzji, jak te poniżej. Nie sprawia mi przyjemności pastwienie się nad literaturą, bo nie mam ku temu ani wiedzy, ani predyspozycji, ani umiejętności. Pomyślałam jednak, że skoro piszę o tym co mi się w czytanych książkach podoba powinnam też napisać, co mi się w nich nie podoba. A czy inni podzielą moje zdanie, to już inna sprawa. Lekturę pierwszej z książek przerwałam w połowie, drugą wysłuchałam do końca, choć może lepiej byłoby w moim przypadku w ogóle nie zaczynać.
Krwawa zemsta Joanna Chmielewska
Nie jestem pierwszą osobą, którą rozczarowują ostatnie powieści Joanny Chmielewskiej, tym bardziej rozczarowują, im wcześniej zachwycały. Nie mniej jednak czytałam dotąd niemal wszystkie i nawet Gwałt, który oceniłam jak dotąd najniżej doczytałam, choć z dużym trudem do końca. Niestety na Krwawej zemście poległam w połowie. I to mimo dwóch prób przeczytania lektury. Książkę pożyczyłam bowiem od koleżanki, która twierdziła, iż jest ona powrotem autorki do formy. To samo twierdził ZWL.
Niestety, ja tego powrotu do formy nie odnalazłam. Bazyl napisał o tej książce "Za dużo Chmielewskiej w Chmielewskiej" i ja się z tym stwierdzeniem zgadzam. Jest ona i moim zdaniem przekombinowana. Autorka chciała umieścić w niej tyle śmiesznostek i udziwnień, że zaczynałam się w tym gubić. No i sam pomysł pisania o odwłoku Emilki nazywanej kręcidupcią jakoś mnie nie przekonał. Ileż można odmieniać przez przypadki, rodzaje, liczby kręcidupcię i pisać o sztukach wyczynianych przez jej cztery litery, które to umiejętności tak ogłupiają męską i jak się okazuje żeńską część personelu pracowni architektonicznej, że właściwie świat dzieli się na kręcidupcię i całą resztę. To co miało być w zamierzeniu, jak domniemywam, humorystyczną wstawką staje się nużącym tematem numer jeden. Nie odnalazłam w tej powieści ani ciekawego pomysłu, ani ostrego, ciętego języka (dialogi tak zakręcone, tak udziwnione, że aż trudno było je zrozumieć, choć może to tylko ja nie dostrzegłam ich finezji), postacie mało oryginalne.
Męczyłam się okrutnie i doszedłszy gdzieś do połowy książki podjęłam męską decyzję zakończyć w tym miejscu, żywiąc nadzieję, że może po prostu nie odnalazłam w niej tego czegoś, co nadawało jej lekkość i polot, zamiast rozczarować się bez złudzeń.
Dom sióstr Charlotte Link (audiobook)
Kto wie co mnie podkusiło do zapoznania się z tą książką ręka do góry. Nie przepadam za współczesną literaturą, która kusi z półek księgarni, jako kolejny bestseller roku. Nie ulegam entuzjastycznym opiniom blogerów i opisom na okładce. Nie w moim guście Zafon, Lackberg, Kalicińska. Powieści zachwalanej, jako najlepsza powieść pisarki wysłuchałam w postaci audiobooka. Sama chciałam. Zajęło mi to cztery popołudnia (na szczęście jedynie cztery) i z każdą godziną słuchania zastanawiałam się, dlaczego słucham dalej. Myślę, że fakt, iż dopiero co poległam na Krwawej zemście był tu istotną przyczyną. Nie lubię się poddawać bez walki, no więc walczyłam ze sobą do końca. Czasami dopiero zakończenie potrafi sprawić, że lektura nabiera innego znaczenia. Niestety nie w tym przypadku, a może nie w moim przypadku.
Czytałam, że jest to porywająca historia, że ciekawa saga, że opowieść tajemnicza i mroczna, że z historią w tle, że głęboka psychologicznie. Niestety mnie nie udało mi się w niej odnaleźć żadnej z tych cech. Historia mnie nie zainteresowała, wydawała mi się szalenie przewidywalna. Rodzący się ruch sufrażystek i dwie wojny światowe będące tłem wydarzeń przedstawione zostały tak, jakby pisała o nich osoba, która nie zadała sobie najmniejszego trudu zgłębienia tegoż historycznego tła (dla mnie opisy są powierzchowne i przewidywalne). Postaci wydają mi się papierowe, sztuczne i irytujące, ale nie tyle irytujące z powodu zachowania, co niekonsekwencji zachowań. Żadna z bohaterek nie wzbudziła nawet cienia mojej sympatii, ale tak naprawdę autorka nie pozwoliła mi żadnej z nich poznać. Postacie opisuje poprzez ich zachowania, a nie ich przemyślenia, czy motywy postępowania. Wszystko, co wiemy o bohaterach to słowa i sądy innych bohaterów. Tyle, że sądy te nie znajdują potwierdzenia w czynach i w rzeczywistości.
Uwaga - bo zdradzę kilka szczegółów z fabuły, więc osoby pragnące przeczytać książkę powinny nie czytać dalszej treści notki.
Jedna z bohaterek powieści, Francis bez cienia wyrzutów pozbywa się dwukrotnie dziecka, bo narodziny zakłóciłyby jej romans z niestabilnym emocjonalnie mężem siostry, z którym przez dwadzieścia lat pozostaje w związku. Kiedy wybucha wojna cieszy się z tego, iż nie posiada synów, bowiem nie przeżyłaby, gdyby powołano ich na front. Ta sama Francis wcześniej z dnia na dzień staje się nagle uczestniczką walki o prawa kobiet, bowiem trafiła do więzienia, jako przypadkowy uczestnik manifestacji. Jakieś to niewiarygodne i niepoważne i nie budzi mojego zaufania do postaci. Francis zresztą zachowuje się często irracjonalnie, a powodów takich zachowań autorka nam nie ujawnia. Nie chce, czy nie potrafi zbudować psychologicznego portretu postaci? Jeśli nie chce - to jest to jakiś pomysł, choć ja go nie kupuję. Inna bohaterka Barbara (dojrzała, wykształcona kobieta) spędziwszy noc z ledwie poznanym mężczyzną (odmawiając wcześniej miesiącami tego przywileju mężowi) zwierza mu się z najgłębiej skrywanych tajemnic, którymi są…. fakt, iż jako dziewczynka była gruba i nie miała powodzenia u chłopców.
Żadna z bohaterek nie wzbudziła we mnie nawet cienia sympatii; ani Frances pozornie silna, niezależna, zaradna kobieta, której nie udało mi się poznać, ani rozchwiana emocjonalnie Wiktoria, według której powołaniem kobiety jest być żoną i matką (zwłaszcza kiedy żebrze i skamle do ukrywającego się w domu sióstr niemieckiego żołnierza – no, zerżnij mnie, zrób to w końcu), ani mazgajowata Laura, która boi się własnego cienia ani silna, perfekcyjna i zakompleksiona Barbara.
Zarówno bohaterki, jak ich emocje są dla mnie niewiarygodne i sztuczne. Parę razy wybuchłam nawet śmiechem podczas czytania, choć nie sądzę, aby w zamiarze autorki miały to być sceny humorystyczne. Powieść Link nazwałabym czytadłem, którego lektura mnie osobiście nie dała żadnej przyjemności. Wysłuchałam do końca ziewając okrutnie i rozmyślając nad tym, czy rzeczywiście należy wszystkie książki czytać do końca.
Wiem, że są osoby zachwycone tą książką. Ponieważ odezwała się też w komentarzu Sardegna, której lektura książki sprawiła dużą radość - podaję też link do jej recenzji.
Krwawa zemsta Joanna Chmielewska
Nie jestem pierwszą osobą, którą rozczarowują ostatnie powieści Joanny Chmielewskiej, tym bardziej rozczarowują, im wcześniej zachwycały. Nie mniej jednak czytałam dotąd niemal wszystkie i nawet Gwałt, który oceniłam jak dotąd najniżej doczytałam, choć z dużym trudem do końca. Niestety na Krwawej zemście poległam w połowie. I to mimo dwóch prób przeczytania lektury. Książkę pożyczyłam bowiem od koleżanki, która twierdziła, iż jest ona powrotem autorki do formy. To samo twierdził ZWL.
Niestety, ja tego powrotu do formy nie odnalazłam. Bazyl napisał o tej książce "Za dużo Chmielewskiej w Chmielewskiej" i ja się z tym stwierdzeniem zgadzam. Jest ona i moim zdaniem przekombinowana. Autorka chciała umieścić w niej tyle śmiesznostek i udziwnień, że zaczynałam się w tym gubić. No i sam pomysł pisania o odwłoku Emilki nazywanej kręcidupcią jakoś mnie nie przekonał. Ileż można odmieniać przez przypadki, rodzaje, liczby kręcidupcię i pisać o sztukach wyczynianych przez jej cztery litery, które to umiejętności tak ogłupiają męską i jak się okazuje żeńską część personelu pracowni architektonicznej, że właściwie świat dzieli się na kręcidupcię i całą resztę. To co miało być w zamierzeniu, jak domniemywam, humorystyczną wstawką staje się nużącym tematem numer jeden. Nie odnalazłam w tej powieści ani ciekawego pomysłu, ani ostrego, ciętego języka (dialogi tak zakręcone, tak udziwnione, że aż trudno było je zrozumieć, choć może to tylko ja nie dostrzegłam ich finezji), postacie mało oryginalne.
Męczyłam się okrutnie i doszedłszy gdzieś do połowy książki podjęłam męską decyzję zakończyć w tym miejscu, żywiąc nadzieję, że może po prostu nie odnalazłam w niej tego czegoś, co nadawało jej lekkość i polot, zamiast rozczarować się bez złudzeń.
Dom sióstr Charlotte Link (audiobook)
Kto wie co mnie podkusiło do zapoznania się z tą książką ręka do góry. Nie przepadam za współczesną literaturą, która kusi z półek księgarni, jako kolejny bestseller roku. Nie ulegam entuzjastycznym opiniom blogerów i opisom na okładce. Nie w moim guście Zafon, Lackberg, Kalicińska. Powieści zachwalanej, jako najlepsza powieść pisarki wysłuchałam w postaci audiobooka. Sama chciałam. Zajęło mi to cztery popołudnia (na szczęście jedynie cztery) i z każdą godziną słuchania zastanawiałam się, dlaczego słucham dalej. Myślę, że fakt, iż dopiero co poległam na Krwawej zemście był tu istotną przyczyną. Nie lubię się poddawać bez walki, no więc walczyłam ze sobą do końca. Czasami dopiero zakończenie potrafi sprawić, że lektura nabiera innego znaczenia. Niestety nie w tym przypadku, a może nie w moim przypadku.
Czytałam, że jest to porywająca historia, że ciekawa saga, że opowieść tajemnicza i mroczna, że z historią w tle, że głęboka psychologicznie. Niestety mnie nie udało mi się w niej odnaleźć żadnej z tych cech. Historia mnie nie zainteresowała, wydawała mi się szalenie przewidywalna. Rodzący się ruch sufrażystek i dwie wojny światowe będące tłem wydarzeń przedstawione zostały tak, jakby pisała o nich osoba, która nie zadała sobie najmniejszego trudu zgłębienia tegoż historycznego tła (dla mnie opisy są powierzchowne i przewidywalne). Postaci wydają mi się papierowe, sztuczne i irytujące, ale nie tyle irytujące z powodu zachowania, co niekonsekwencji zachowań. Żadna z bohaterek nie wzbudziła nawet cienia mojej sympatii, ale tak naprawdę autorka nie pozwoliła mi żadnej z nich poznać. Postacie opisuje poprzez ich zachowania, a nie ich przemyślenia, czy motywy postępowania. Wszystko, co wiemy o bohaterach to słowa i sądy innych bohaterów. Tyle, że sądy te nie znajdują potwierdzenia w czynach i w rzeczywistości.
Uwaga - bo zdradzę kilka szczegółów z fabuły, więc osoby pragnące przeczytać książkę powinny nie czytać dalszej treści notki.
Jedna z bohaterek powieści, Francis bez cienia wyrzutów pozbywa się dwukrotnie dziecka, bo narodziny zakłóciłyby jej romans z niestabilnym emocjonalnie mężem siostry, z którym przez dwadzieścia lat pozostaje w związku. Kiedy wybucha wojna cieszy się z tego, iż nie posiada synów, bowiem nie przeżyłaby, gdyby powołano ich na front. Ta sama Francis wcześniej z dnia na dzień staje się nagle uczestniczką walki o prawa kobiet, bowiem trafiła do więzienia, jako przypadkowy uczestnik manifestacji. Jakieś to niewiarygodne i niepoważne i nie budzi mojego zaufania do postaci. Francis zresztą zachowuje się często irracjonalnie, a powodów takich zachowań autorka nam nie ujawnia. Nie chce, czy nie potrafi zbudować psychologicznego portretu postaci? Jeśli nie chce - to jest to jakiś pomysł, choć ja go nie kupuję. Inna bohaterka Barbara (dojrzała, wykształcona kobieta) spędziwszy noc z ledwie poznanym mężczyzną (odmawiając wcześniej miesiącami tego przywileju mężowi) zwierza mu się z najgłębiej skrywanych tajemnic, którymi są…. fakt, iż jako dziewczynka była gruba i nie miała powodzenia u chłopców.
Żadna z bohaterek nie wzbudziła we mnie nawet cienia sympatii; ani Frances pozornie silna, niezależna, zaradna kobieta, której nie udało mi się poznać, ani rozchwiana emocjonalnie Wiktoria, według której powołaniem kobiety jest być żoną i matką (zwłaszcza kiedy żebrze i skamle do ukrywającego się w domu sióstr niemieckiego żołnierza – no, zerżnij mnie, zrób to w końcu), ani mazgajowata Laura, która boi się własnego cienia ani silna, perfekcyjna i zakompleksiona Barbara.
Zarówno bohaterki, jak ich emocje są dla mnie niewiarygodne i sztuczne. Parę razy wybuchłam nawet śmiechem podczas czytania, choć nie sądzę, aby w zamiarze autorki miały to być sceny humorystyczne. Powieść Link nazwałabym czytadłem, którego lektura mnie osobiście nie dała żadnej przyjemności. Wysłuchałam do końca ziewając okrutnie i rozmyślając nad tym, czy rzeczywiście należy wszystkie książki czytać do końca.
Wiem, że są osoby zachwycone tą książką. Ponieważ odezwała się też w komentarzu Sardegna, której lektura książki sprawiła dużą radość - podaję też link do jej recenzji.
"Dom sióstr" przez dłuższy czas był nie do zdobycia, więc kiedy pojawiło się nowe wydanie, rzuciłam się na nie natychmiast i kupiłam. Jeszcze nie czytałam, ale spodziewałam się nieziemskich atrakcji. Szkoda, że nie mam się do czego spieszyć. :(
OdpowiedzUsuńA może Tobie się spodoba. A może to ja nie dostrzegłam wartości, głębi, warstwy psychologicznej. Jak już przeczytasz - z ciekawością zapoznam się z twoją opinią. Czytałam kilka bardzo entuzjastycznych opinii na blogach i nawet zastanawiałam się, czy o tej samej książce piszemy.
OdpowiedzUsuńKiedyś spróbuję, ale mam złe przeczucia. :( Czytałam tylko "Ostatni ślad" Link, bez większych rewelacji.
UsuńOstatni ślad mnie znudził, był bardzo przewidywalny, ale wcześniej czytałam dwie książki Link i mi się podobały. Nie jest to literatura wysokich lotów, ale odprężałam się przy niej. Po Dom sióstr nie sięgałam i raczej prędko nie sięgnę, bo właśnie ta ostatnia lektura autorki mnie zbyt micni zawiodła, żebym szybko zdecydowała się jej ponownie zaufać.
UsuńKażdy ma taką swoją literaturę odprężającą; ja sięgam po Dana Browna, który także wysokich lotów nie jest, a ja go lubię czytywać, choć powtórka Zaginionego symbolu nie była już taką przyjemnością, jak wcześniej przeczytane pozycje i tak jak dawniej wyczekiwałam premiery jego nowej powieści tak dziś podchodzę do niej z rezerwą.
UsuńCharlotte Link jakoś mnie w ogóle nie pociąga, nie jesteś zresztą pierwszą osobą, która krytycznie wyraża się o jej twórczości.
OdpowiedzUsuńA Chmielewska? "Krwawej zemsty" nie czytałam, ZWL też mnie zachęcił, ale nie na tyle aby kupić, a jakoś nikt w okolicy też tego nie zrobił. Myślę, że coś popsuło się bezpowrotnie - na szczęście jest tyle jej znakomitych starych książek, że jest do czego wracać w chwilach zwątpienia:)
Nie jestem pierwszą osobą, której się Link nie podoba? Pocieszasz mnie, bo wydawało mi się, że wzbudza powszechne ochy i achy. Gdyby nie opinie, że to najlepsza jej książka może sięgnęłabym po coś jeszcze, ale jeśli tę oceniam tak nisko to szkoda czasu na dalsze rozczarowania.
OdpowiedzUsuńJa, gdyby nie pożyczka od koleżanki kupować nowej Chmielewskiej też bym nie kupowała. No i zmobilizował mnie ten kwiecień- czytanie pożyczonych, jeszcze mnie się Rysiu ostał.
Jesteś kolejną osobą, po Bazylu i mojej własnej żonie, która twierdzi, że przesadziłem z entuzjazmem w kwestii Chmielewskiej:P Nie poradzę, nadal mam miłe skojarzenia:)
OdpowiedzUsuńTo się ciesz, też bym chciała mieć miłe skojarzenia. Zdecydowanie wolę jeśli lektura sprawia mi przyjemność i mam miłe skojarzenia, nawet jeśli innym się nie podoba :) Zawsze mogę sobie powiedzieć, że dostrzegłam coś, czego inni nie zauważyli.
UsuńRaczej sądzę, że po okresie posuchy u Chmielewskiej spragniony byłem czegokolwiek lepszego niż poprzednie produkcje:) I nie wypieram się, wciąż się uśmiecham na myśl o kilku scenach:)
UsuńZa Chmielewską nigdy nie przepadałam; nie trafia do mnie jej humor. Liczyłam za to na Ch.Link. Przeczytałam kiedyś "Grzech aniołów". Nie podobała mi się, ale ktoś pocieszał, że akurat ta nie jest najlepsza. Za "Dom sióstr" sporo zapłaciłam kiedyś, gdy była chwalona i niedostępna. Czeka na swój czas, ale teraz już bez entuzjazmu:(
OdpowiedzUsuńNa ile poznałam twój gust nie wydaje mi się, aby książka mogła ci się spodobać, ale mogę się mylić :)Czasami ulegamy opiniom innych mimo woli. Napisałam, że ja nie ulegam, ale gdyby nie to skąd wzięłaby się ta książka u mnie? :)
Usuń"Krwawą zemstę" kupiłam sobie zaraz po ukazaniu się, w nadziei na zmartwychwstanie dawnych uniesień i rechotów. Teraz już zaczynam serio bać się tej lektury, bo zewsząd dochodzą mnie tylko rozczarowane głosy (no, może z wyjątkiem Zacofanego)... Co do Link, to choć "Domu sióstr" nie czytałam, moja opinia o niej jest właściwie od dawna ustalona - to powieściopisarka, która od lat tłucze ten sam sprawdzony schemat, który może spodobać się raz, ale nie dziesięć razy. Nie są to wysokie loty, niestety.
OdpowiedzUsuńCo do Krwawej zemsty może bliżej Ci będzie do Zacofanego niż do innych blogerów :) Co do Link - trudno oceniać mi inne powieści i raczej nie będę miała okazji tego zrobić, bo szkoda mi czasu na testowanie książek, kiedy pierwszy kontakt był dla mnie tak nużący. Widać z panią Link mi nie po drodze. Nie sądzę aby któraś z nas na tym straciła, tyle jest innych książek :)
UsuńKurcze, a mnie Dom sióstr strasznie się podobał. Też słuchałam audiobooka i faktem jest, że bardzo długo to trwało, ponad miesiąc, bo słuchałam po kilkanaście minut w samochodzie, ale mi to sprawiało autentyczną przyjemność. Oczywiście, są "momenty" nieco dziwne, albo niedorzeczne (szybki poryw namiętności Barbary i pana Lee, dojście staruszki Laury do posiadłości, zajmujące 6 godzin w śnieżycy, sprawa w sądzie, którą Barbara prowadziła, też nie wzbudziła mojej sympatii), jednak mimo to uważam, że całość jest konkretną sagą rodzinną, a wątek kryminalny, w który wplątani zostali "współcześni" bohaterowi nadawał całej historii smaczek. Co do bohaterek, Francis wzbudzała we mnie największe emocje. Laurę miałam ochotę wysłać "na swoje", żeby przestała czepiać się spódnicy Francis, a Wiktorią potrząsnąć, co by wypadła z tego swojego idealnego światka
OdpowiedzUsuńZuziu czytałam twoją entuzjastyczną opinię, nawet chciałam ją zalinkować i skoro się odezwałaś to pozwolę sobie to zrobić. Lubię odsyłać też do innych opinii, bo ja nie mam monopolu na właściwy osąd. Mnie słuchanie zajęło mniej czasu, bo mogłam sobie pozwolić na pięciogodzinne słuchanie podczas podróży do i z pracy oraz podczas zajęć domowych. To, że bohaterki wzbudzają emocję to prawda :) I jak w przypadku Zwl - powiem tylko dobrze, że Tobie lektura sprawiła taką radość- w pewnym sensie zazdroszczę
UsuńMoże to moje urywkowe słuchanie spotęgowało pozytywne wrażenia, bo np. mój mąż, który słucha ok. 2 - 3 godz. dziennie audiobooków, w drodze i z pracy, tez wziął się za Dom sióstr (bo tak mu zachwalałam) i zbuczał mnie po kilku dniach, jakież to nudziarstwo mu podsunęłam (a dotarł tylko do pierwszej wojny) ;)
UsuńJest to moja pierwsza lektura Ch. Link i jestem szczerze zadowolona. Nie umiem odnieść się do wypowiedzi Agi, że autorka powiela schemat, więc na pewno jeszcze coś przeczytam. Mam nawet na składzie "Grzech aniołów".
Nie sądzę, aby takie urywkowe słuchanie mogło pozytywnie wpłynąć na osąd, raczej mogłoby być odwrotnie. Widocznie Tobie się miało spodobać i już. Co do schematów to moim zdaniem niewiele jest pisarzy, którzy nie ulegają pewnego rodzaju schematyzmowi, a może ładniej byłoby to nazwać ich osobistym stylem, po którym ich rozpoznajemy. Kiedy czytam kolejną teraz książkę Zoli to rozpoznaję język, styl pisarza i wcale nie jest to zarzutem wobec lektury. Bardzo mi on odpowiada.
UsuńOd początku nie przepadałam za Chmielewską i po kilku próbach zrezygnowałam i w ogóle nie wypowiadałam się jak piał ktoś z zachwytu. A do Link jakoś mnie nie ciągnie, zupełnie nie pisze w moim guście.
OdpowiedzUsuńChmielewska pisze/ pisała w specyficzny sposób. Rozumiem, że nie każdemu ten sposób odpowiada. Ja tam kiedyś piłam z zachwytu, teraz piję umiarkowanie, ale niektóre starsze pozycje nadal należą do ukochanych. Co do Link podzielam twoje zdanie.
OdpowiedzUsuńDo Chmielewskiej nowszej, starszej zresztą też, to ja już się nie biorę, ewentualnie kiedyś jeszcze tego słynnego "Lesia" spróbuję, zaś do Ch. Link zupełnie mnie nie ciągnie. Wszystkiego spróbować się nie da, w ramach odgórnej selekcji zrezygnowałam z Link, wolę dalej eksplorować już znane mi nazwiska, te sprawdzone oczywiście. Czasem też zdarza mi się sięgnąć po nowe, ale bywa, że intuicja zawodzi.
OdpowiedzUsuńA decyzje przerwania nie satysfakcjonującej lektury pochwalam.
Pozdrawiam ;-)
Też wychodzę z tego założenia, że należy dokonywać selekcji. Też wolę zagłębiać się w ulubioną klasykę, biografię, historię sztuki,książki z historią w tle (ale historią dobrze opisaną, a nie stanowiącą jedynie urozmaicenie fabuły). Ale jak wiesz, czasami błądzimy :) Ostatnio kilka razy zdarzyło mi się przerwać lekturę :( Pozdrawiam także.
OdpowiedzUsuńLink cośtam czytałam, jakiś kryminał o grupie Niemców w UK i zarąbywaniu siekiera.
OdpowiedzUsuńNigdy więcej.
Co do Chmielewskiej - jest tyle zabawnych, a nie aż tak bardzo okrzyczanych książek (choćby jajko i ja), że mi tez chyba się bardzo nie chce męczyć wymęczoną książką.
Link- rzucała mi się w oczy na blogach. To tu, to tam widywałam recenzje i jakoś tak wryła się w pamięć, więc jak mi koleżanka blogerka zaproponowała audiobooka to skwapliwie przystałam. Korzyść jest pewnie taka, że wiem co to za rodzaj literatury i wiem, że jak to powiada się "nie moja bajka". A co do J.Ch. jest tyle jej ciekawszych i zabawniejszych dawnych książek, że imo nie ma potrzeby rzucać się na nowości.
UsuńDzięki za wzmiankę. Dodam tylko, że rację miał ZWL, który w komentarzu stwierdził, że łagodnie się z "Krwawą ..." obszedłem. Chyba tylko przez wzgląd na stare, dobre książki JCh :)
OdpowiedzUsuńA nie ma za co. Polecam się na przyszłość, co do wzmiankowania.
Usuń"Dom sióstr" czytałam bez entuzjazmu i na tym znajomość z tą panią zakończyłam. Wolę rozczarowanie przy lekturze książki innego autora,którego pochopnie wybiorę.
OdpowiedzUsuńCzytałam twoją recenzję- odkryłam ją już po napisaniu mojej i zauważyłam, że nie zachwycasz się powieścią. Placek z dużą ilością dodatków- może zbyt dużą:) Ja również wolę rozczarować się na kolejnym autorze niż brnąć dalej w znajomość, która mi nie odpowiada. A zdecydowanie wolę kontynuować znajomości już zadzierzgnięte i satysfakcjonujące.
OdpowiedzUsuńA to ci dopiero, a jednak różnimy się:) Przeczytałam wszystkie kryminały Camilli Lacberg i Charlotty Link(i choć zasadniczo nie czytam kryminałów)urzekły mnie a zawłaszcza Link! Wszystko to co piszesz o tworzeniu przez nią postaci jest zapewne prawdą, lecz ja uwielbiam takie niedopowiedzenia w budowaniu struktury psychologicznej bohaterów, gdzie czytelnik musi wysilić mózg, żeby cokolwiek zrozumieć i podążyć śladami niewypowiedzianych dylematów moralnych postaci. I też nie wiem, czy to było zamierzone przez Link. Uwielbiam mroczne klimaty pełne grozy, które właśnie mogą wynikać wyłącznie z działań bohaterów, bo to spada na mnie emocjonalnie z potworną siłą, o wiele bardziej niż gdyby autorka "wywaliła" kawę na ławę. I to właśnie, że gdzieś różnimy się tak diametralnie jest piękne. Inaczej byłoby to tylko "kółko wzajemnej adoracji":)
OdpowiedzUsuńPamiętam, że jesteś wielbicielką skandynawskich kryminałów, no cóż, muszę to jakoś przeboleć :) (żart). Jak uwielbiam biografie, ze którym zdaje się Ty nie przepadasz. Ty lubisz fantastykę, która mnie nie odpowiada. Masz rację, dobrze, że coś nas różni, bo i tak mamy sporo wspólnych/ podobnych zainteresowań. Gdyby spotkały się dwie osoby, które by jedynie sobie przytakiwały, to myślę, że szybko stałoby się to dla nich nudne. Ja dziś kompletnie nie pamiętam fabuły książki, jedynie znużenie jej lekturą. Może też dziś czytając tę książkę odebrałabym ją inaczej, niestety nie zrobię tego, bo jak i Tym, mam ogromną listę książek, które bardzo chcę przeczytać i limitowany czas na dokonanie tego. Jak przeczytałam swoją recenzję to pomyślałam, że te moje zarzuty rzeczywiście nie koniecznie muszą być zarzutami (obiektywnie rzecz biorąc), ale w moim subiektywnym odczuciu były.
OdpowiedzUsuń