|
Wawel o poranku
|
Po dwóch latach
oczekiwania na możliwość wyjazdu pobyt w Krakowie miał być zarazem intensywny i leniwy. Nie jest to łatwe do pogodzenia, ale dla
chcącego .....
Tradycyjnie, był on przeplatany spacerami na łonie natury, wizytami w przybytkach
sztuki, doznaniami kulinarnymi oraz tym razem spotkaniami ze znajomymi i rodziną. Okazało
się, że ten ostatni czynnik wniósł nową jakość do mojego podróżowania i
poznawania. Zawsze człowiek dowiaduje się czegoś więcej, czasami najwięcej o
sobie samym, a to także jest wartość dodana wyjazdu.
Jak co roku planuję
poświęcić nieco więcej czasu ważniejszym odkryciom kulturalno - rekreacyjnym, a
co z tego wyjdzie czas pokaże. Być może część z nich pojawi się za rok, kiedy
(jak mam nadzieję) będę już wolnym człowiekiem (ale mogą to być jedynie złudne nadzieje). Gdybym miała dokonać gradacji na skali odkryć to
na pierwszym miejscu umieściłabym moje przeżycia teatralno - kabaretowe.
Pierwsza to wizyta w Teatrze Stu, okazała się kompletnym zaskoczeniem; spektakl wybrałam trochę
przez przypadek, ani Teatr Stary ani Teatr Słowackiego nie oferował
przedstawień, które mnie interesowały, a spektakl w Teatrze Stu był
reklamowany, jako spektakl muzyczny, więc jako taki budził ciekawość. Tytuł
przedstawienia Błękitne krewetki z wywoływał żadnych skojarzeń.
|
Chwytaj dzień
|
Ale już nazwisko autora tekstów dawało rękojmię
dobrego poziomu. A był nim Jacek Cygan. Jego zabawa słowem, do tego treści utworów, ich
puenty są dla mnie ze wszech miar satysfakcjonujące. Spektakl był muzycznym
dialogiem dwóch aktorek, dwóch różnych, a jakże podobnych osób,
doświadczonej, która nie darzy sympatią młodej, przebojowej koleżanki i stażystki,
której jedynym osiągnięciem było amatorskie udawanie orgazmu przez sąsiadami
zleceniodawcy –geja. Młodsza zazdrości starszej koleżance pozycji w branży,
starsza zazdrości tej drugiej młodości. Z biegiem czasu okazuje
się, że są one swoim lustrzanym odbiciem. Ich teatralne role (Gertrudy i Ofelii w Hamlecie) są odbiciem ról odgrywanych w życiu. Kiedy poznają się lepiej
nabierają do siebie szacunku. W roli Gertrudy wystąpiła fantastyczna Beata
Rybotycka, w roli Ofelii młoda obiecująca aktorka Joanna Pocica. Reżyserował
Krzysztof Jasiński, a twórcami muzyki byli tak znakomici kompozytorzy, jak
Seweryn Krajeński, Ryszard Rynkowski, Grzegorz Turnau, Zbigniew Wodecki. Piosenki
wykorzystane w przedstawieniu były mi po części znane z wcześniejszych wykonań innych
artystów, jak choćby Przeglądam się w lustrze czy Przemija uroda w nas. Podczas
jednego z utworów (Niedocieszeni) poleciały łezki, a z kolei finałowy Chwytaj
dzień (ostatni nie nagrany utwór Wodeckiego) był doskonałą puentą, bo wszak już
stoicy wiedzieli, że Chwytać dzień trzeba
z całej siły, aby czuć jego smak, nie martwić się o swój finał i klarować swe
wina.
|
W piwnicznej kawiarni
|
Wizyta w Kabarecie
Piwnicy pod Baranami to kolejny wieczór oczyszczających wrażeń. Polityczna
satyra, śpiewana poezja w połączeniu z groteskowymi numerami pozwoliły po raz
kolejny przenieść się z morza bestialstwa, cynizmu, głupoty i nietolerancji na
wysepkę normalności, małą, ciasną, duszną, ale własną i niepowtarzalną. Na
piwnicznych występach byłam po raz piąty. Jest to zawsze miły sposób spędzenia
czasu i takie duchowe katharsis, ale tylko w Piwnicy ma niepowtarzalny nastrój
i klimat, jakby w tych murach unosiły się duchy przeszłości, jakby tam wciąż rozbrzmiewały
głosy jej dawnych lokatorów. Jest w tych przedstawieniach jakaś ciągłość, bo
choć pojawiają się wciąż nowe utwory, żarty, teksty to nie zapomina się o tych
granych od lat, które (w niektórych przypadkach - niestety) nadal są aktualne.
Nieco rozczarowania
przyniosły krakowskie muzea, a raczej brak rzetelnej informacji na stronach
internetowych Muzeum Narodowego oraz Kamienicy Szołayskich. Zapomniano tam
podać, iż nieczynne są wystawy stałe, a w przypadku Kamienicy jakiekolwiek
wystawy. Nie zawiodła natomiast wystawa Cranach na Wawelu. Było tam tylko pięć
obrazów Lucasa Cranacha Starszego, ale i tak wszyscy szli obejrzeć Madonnę pod
jodłami z wrocławskiego muzeum archidiecezjalnego. To dzieło budzi ogromne
emocje nie tylko z powodu jego urody, ale i historii. Przedstawia Madonnę z
dzieciątkiem w chwili intymnej sceny niemego porozumienia matki z dzieckiem.
Postać Madonny jest niezwykle subtelna, uosabia istotę lub nasze wyobrażenie istoty
macierzyństwa. Ten delikatny woal na włosach to kolejne podkreślenie zwiewności
i eteryczności postaci. To najwartościowsza z prac europejskich malarzy, która zaginęła
po wojnie i została odzyskana. Po zakończeniu wojny przekazano obraz niemieckiemu duchownemu
Siegfriedowi Zimmerowi. Madonna została wywieziona do Niemiec celem dokonania
konserwacji (podczas wojny przełamana została w dwóch
miejscach deska, na której namalowano obraz) Duchowny dokonał kopii obrazu i
zostawiwszy sobie oryginał, do Wrocławia odesłał kopię.
|
fragment Madonny pod jodłami Cranacha |
Przez lata w pałacu
biskupim w Ostrowie Tumskim (Wrocław) znajdowała się kopia. Dopiero w 1961 roku
polska badaczka konserwator Daniela Stankiewicz odkryła falsyfikat. Dzieło
udało się odzyskać dopiero w 2012 r. dla Muzeum Archidiecezjalnego we
Wrocławiu. Po raz pierwszy udało mi się obejrzeć Madonnę na wystawie czasowej na Wawelu i zrobił ten obraz na mnie o wiele
większe wrażenie niż Dama z gronostajem Leonarda da Vinci w Muzeum Czartoryskich.
No, ale też nigdy nie byłam wielką admiratorką tego akurat dzieła da Vinci.
|
Pałac Czapskich
|
|
Replika pokoju Józefa Czapskiego w Maison Laffitte
|
Kolejną odwiedzoną przeze mnie wystawą była wystawa obrazów Józefa Czapskiego z prywatnej galerii z Kurozwęk
znajdująca się w Pawilonie Czapskiego. W Pawilonie znajduje się korespondencja Józefa i
jego siostry Marii, szkicowniki, notatniki, dokumentacja dotycząca poszukiwań
prowadzonych przez Józefa Czapskiego zaginionych w Starobielsku i Katyniu
oficerów (wymordowanych przez Sowietów), odtworzony został pokój artysty z Maisons – Laffitte oraz wystawy czasowe jego obrazów. Nie jestem szczególną admiratorką
twórczości malarskiej Czapskiego, ale spodobały mi się niektóre jego obrazy.
Jak mawiał do Jarosława Abramowa - Newerlego malowanie sprawia mu przyjemność,
a jeśli jeszcze się komuś to podoba to bardzo go cieszy. Nie mogę znaleźć cytatu,
ale taki był sens wypowiedzi którą przytaczał autor książki W cieniu paryskiej
kultury. Lubię sam Pawilon i jego położenie,
znajduje się on w sąsiedztwie Pałacu Czapskich należącego do dziadka Józefa i
Marii - Emeryka Hutten - Czapskiego, największego w Polsce kolekcjonera numizmatów,
któremu w pracy nad katalogowaniem zbiorów pomagała żona Elżbieta. Z ciekawości
odwiedziłam znajdujące się tu Muzeum Numizmatyczne.
Nie interesuję się starymi monetami, ale ogrom tych zbiorów przekroczył moje
wyobrażenia i wywołał podziw dla kolekcjonera, jego pasji, zaangażowania,
ilości pracy, jaką włożył w skatalogowanie zbiorów. Kilka ogromnych sal z
tysiącami egzemplarzy monet od najstarszych z okresu pierwszych Piastów aż po monety z międzywojnia. Do tego ogromne
ilości katalogów, gdzie mikroskopijnym pismem, przepięknie wycyzelowanym,
wykaligrafowanym opisano każde znalezisko, odrysowano je z awersem i rewersem. Niemal
widziałam siedzących w pięknych komnatach pałacu Emeryka i Elżbietę, jak
pochyleni nad stołem ze szkłem powiększającym oglądają swoje skarby, a potem
Emeryk je opisuje, a Elżbieta odrysowuje. Poza monetami znajdują się w Pałacu
sale księgozbiorów, starodruków, map. Ciekawy jest też sam budynek XIX wiecznego
Pałacu w stylu toskańskim. Wokół Pałacu znajduje się urokliwy ogródek,
w którym przechowywane są fragmenty krakowskich budowli gotyckich.
|
Planty nawet w deszcz mają swój urok
|
Oczywiście nie ma
Krakowa bez Plant, więc codziennie robiłam spacer zielonymi alejkami, przysiadając na ławeczkach
i podziwiając licznie usytuowane tam pomniki. Szczęśliwie w Krakowie spotkał
mnie zaledwie jeden deszczowy dzień. Ilekroć idę plantami mam przed oczyma
wczesny poranek, kiedy alejką mkną rozbawieni, wczorajsi artyści, kończąc nigdy
niekończącą się dyskusję na temat najnowszych dzieł Przybyszewskiego,Wyspiańskiego, Matejki, Mehoffera. A wśród nich przemykają urzędnicy miejscy gaszący
gazowe lampy, po bruku stukają kopyta dorożek, a suknie pań zbierają uliczny
brud.
Nie odpuszczę sobie ani
wizyty na Wawelu, ani w Kościele Mariackim, ani u Franciszkanów, ani na
Kazimierzu.
Lubię klimat
Kazimierza, lubię chodzić ulicami Bożego Ciała, Józefa, Meisnera, Miodową,
Szeroką, oglądać synagogi, lubię Rynek z Okrąglakiem, który grał w Nocach i
dniach Kaliniec, no i knajpki ukryte gdzieś w zaułkach uliczek, na
dziedzińcach, w ogródkach. A jak Kazimierz to oczywiście kościoły Bożego Ciała
i Paulinów na Skałce. W tym roku po raz pierwszy udało mi się odwiedzić
Narodowy Panteon (kryptę na Skałce, gdzie pochowano między innymi
Wyspiańskiego). Być może dzięki Dniom Dziedzictwa Kulturowego Krypta była
udostępniona do zwiedzania, podobnie, jak niewielki
ogródek ojców Paulinów (na co dzień niedostępny). Udałam się pod Kładkę
Bernatka i spacerowałam nad Wisłą. Wiszące na niej rzeźby-postacie Jerzego Kędziory
(niestety już tylko cztery) pięknie dekorują połączenie Kazimierza z Podgórzem.
Nawiasem mówiąc dopiero teraz doczytałam, iż pan Kędziora jest również twórcą
Przechodzącego przez rzekę (który tak mi się spodobał w Bydgoszczy).
|
Kazimierz nocą wygląda jeszcze piękniej niż za dnia
|
Dzięki noclegom pod
Wawelem miałam sporo okazji do oglądania wzgórza w różnych porach dnia i nocy,
przy różnym oświetleniu.
Odwiedziłam klimatyczne
kawiarnie Mleczarnia na Kazimierzu, Noworolskiego pod Sukiennicami, Jamę
Michalika na Floriańskiej, Kawiarnię Pod Baranami.
Był też kolejny spacer
śladem Talowskiego, Wyspiańskiego, Stwosza.
Jednym słowem wakacje w
Krakowie były cudowne. Kraków był tylko jednym z etapów mojej po Polsce
podróży, z której wróciłam pełna wrażeń i niestety chora. Ale choroba
przeminie, a wspomnienia pozostaną.
|
Kładka Bernatka z rzeźbami Jerzego Kędziory
|
|
Planty rankiem
|
|
Rejs po Wiśle |
|
|
Rzeźba Mitoraja Eros Bendato na Rynku Krakowskim |
|
|
|
|
W Jamie Michalika
|
|
Kamienica pod Śpiewającą Żabą Talowskiego |
|
|
W Piwnicy Pod Baranami
|
|
Witraż Wyspiańskiego Bóg Ojciec u Franciszkanów
|
|
Krypta na Skałce
|
Nie mogłam się powstrzymać ze zdjęciami. Kolejny wpis będzie dotyczył Wita Stwosza w Krakowie.
Mam podobne wrażenie: można do Krakowa (i nie tylko pewnie) dziesiątki tysiąc razy, a jednak za każdym razem zobaczy się i odkryje coś nowego.
OdpowiedzUsuńZdjęcia rozbudzają apetyt, szczególnie spodobało mi się to z rejsu. W której to knajpce można wypić co dobrego, podziwiając z dachu miasto? Ciekawe, czy to jest to samo miejsce, które miga czasem w filmach.
Mam tę przypadłość, że jak raz mi się jakieś miejsce spodoba to chcę doń wracać wciąż i wciąż, od czasu do czasu jadę w nowe miejsce i ono mi się także spodoba i tak mi pączkują kierunki podróży. :) Knajpka mieści się na dachu - tarasie hotelu Pod Wawelem, w którym od dawna chciałam zamieszkać. Restauracja nazywa się Malecon, nie korzystałam z niej poza kawą, deserem i lampką prosecco, więc trudno ocenić, czy jedzenie smaczne, za to widok smakowity. Nie mam pojęcia, czy to miejsce grywa w filmach. Jeśli tak, to zdradź, w jakim grało filmie.
UsuńDziękuję za namiary, na kawę można się wybrać dla widoku.;)
UsuńNie gwarantuję, że film kręcono akurat w M., bo pewnie jest więcej podobnych knajp z tarasem, ale kojarzę coś podobnego z "Uwikłania" wg Miłoszewskiego. W rzeczywistości to mogła w ogóle nie być kawiarnia, jak to w filmie.;)
Nie oglądałam filmu. Jakoś Miłoszewski mnie nie ujął, choć chyba cieszy się sporą popularnością. :) Ale jak będę miała okazję to obejrzę choćby dla zweryfikowania podobieństwa scenerii.
UsuńZawsze chętnie wracam do Krakowa ale też lubię spojrzeć na to miasto oczyma innych. Porównać wrażenia lub zobaczyć coś nowego. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńTeż tak mam. :) Pozdrawiam
UsuńJa również lubię wracać do Krakowa i też oczyma innych podziwiać miasto po raz kolejny.
UsuńZrobiłaś sporo zdjęć tym razem.
Pozdrawiam :)
Zawsze robię sporo zdjęć, ale, że są jakie są (nienajlepsze, bo robione telefonem) nie publikuję ich dużo, zwłaszcza, że nie prowadzę fotobloga, a bloga i chciałabym ten charakter utrzymać, ale jak to kobieta zmienną jestem i czasami zrobię wyłom we własnych zasadach. Nieco więcej zdjęć daję na f-b, ale rozumiem, że nie każdy chce się tam logować, sama od czasu do czasu robię sobie przerwę na fb.
UsuńKraków ma to do siebie, że zadowoli nawet najbardziej wybredne gusta. Ofertę ma bogatą i każdy znajdzie coś dla siebie. Aby doznać szczęścia w Krakowie nie potrzeba wiele bo już sam spacer bez celu jest atrakcją samą w sobie a zgubienie się w labiryncie klimatycznych ulic to szereg najpiękniejszych doznań. W odróżnieniu od Ciebie muzea odwiedzam rzadko, wyjątek robię tylko dla tych najbardziej znanych i dla skansenów :).
OdpowiedzUsuńPięknego weekendu.
To prawda, że wystarczy Kraków i bezchmurne niebo nad nim i można się snuć bez celu. Ja z kolei rzadko odwiedzam skanseny. Jesteśmy różni i to jest fajne. Weekendu pełnego wrażeń życzę.
OdpowiedzUsuńKraków jest piękny.
OdpowiedzUsuńTo miałaś udany pobyt.
Pozdrawiam.
Owszem pobyt był cudowny. Pozdrawiam także
UsuńDroga Małgosiu!
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak bardzo jestem Ci wdzięczna za ten przecudny post o Krakowie, za relaksujące, powolne spacery po ulubionych miejscach. Jak już pewnie wiesz, uwielbiam Kraków- to moje ukochane miasto- od lat jestem w nim zakochana. Wiedziałam, że we wrześniu będziesz w tym mieście. Miałam cichą nadzieję, że ja również przyjadę i w końcu spotkamy się i razem pójdziemy podziwiać obrazy Lucasa Cranacha Starszego na Wawelu. Los czasem bywa złośliwy i pisze dziwne scenariusze. Miałam wiele planów wyjazdowych na sierpień i wrzesień. A tu od 11 sierpnia jestem dosłownie uziemiona w domu. Miałam wodę i zerwane wiązadełka w lewym kolanie. Ból przeokropny i opuchlizna kolana. Co środę wizyta u lekarza i zastrzyk w bolące kolano. Zakaz obciążania nogi i niemal całkowity zakaz siedzenia przy komputerze. Te 10 minut przeznaczam na pisanie postów. Odwiedzanie ulubionych blogów jedynie w telefonie.
Życzę Ci dużo zdrowia i bardzo serdecznie pozdrawiam:)
CO się nie udało tym razem, może uda się następnym. Byłoby to - myślę- bardzo miłe spotkanie. Jak dotąd tylko raz rozczarowałam się spotkaniem w realu z blogerem (było to dawno temu), a wiele razy takie spotkania były zaczątkiem dalszej korespondencji, albo dalszych spotkań gdzieś w podróży. No, ale wiadomo, że ze zdrowiem nie ma żartów. Ja wróciłam chora (stąd nieco więcej czasu na bloga - od dziś kaszel męczy nieco mniej), a z powodu choroby musiałam zrezygnować z obejrzenia musicalu Mistrz i Małgorzata, a znasz mnie na tyle, że wiesz, że takich rzeczy nie odpuszczam. Moja ukochana lektura doczekała się wystawienia w gatunku który jest mi tak bliski przez Józefowicza (który być może ma za uszami to co mu zarzucają, co by źle o nim świadczyło, ale jest niezłym fachowcem) i z tekstami Andrzeja Poniedzielskiego, którego jestem wielbicielką. Tak więc przyjdzie mi poczekać na obejrzenie, tak jak tobie na Krakowski wypad. Jak się będziesz wybierała po raz kolejny daj znać- może się uda. Na pewno (o ile cokolwiek w życiu może być na pewno) od 23 roku będę miała dużo czasu na podróżowanie (oby starczyło też sił, zdrowia i środków, no i chęci). Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńŁucjo- wystarczy ci dziesięć minut na napisanie postu? To chapeau bas, mnie zajmuje to zdecydowanie więcej czasu. :)
OdpowiedzUsuńMałgosiu!
UsuńNasza wirtualna znajomość trwa już wiele lat. I też sądziłam, że takie spotkanie byłoby bardzo miłe.Ten post pisałam od czwartku po 10 - 15 minut.
Pozdrawiam serdecznie:)