Niemal dziesięć lat od pierwszej lektury Cudzoziemki moja opinia nadal jest identyczna. Fabuła zatarła się nieco w pamięci, ale postać Róży - jednej z najbardziej irytujących postaci kobiecych w literaturze, a zarazem świetne studium psychologiczne pozostało w pamięci na tyle mocno, że postanowiłam do Cudzoziemki wrócić. Uważam ją za jedną z lepszych książek, jakie czytałam. Nie będę się powtarzać po wrażenia z lektury odsyłam do wpisu z maja 2012 r.
Podobnie, jak i podczas pierwszej lektury miałam nadzieję, że znajdę dla Róży jeśli nie usprawiedliwienie to chociaż zrozumienie. Nie znalazłam. Jej przemiana wydaje mi się wyrazem życzeniowej postawy jej autorki, która pisząc książkę, której bohaterka wzorowana jest na jej matce próbowała wyzwolić się spod obrazu kobiety unieszczęśliwiającej siebie i swoich bliskich. Może była to próba ocieplenia wizerunku Róży, ale w mojej ocenie próba nieprzekonująca.
Jeśli ktoś
jeszcze nie czytał Cudzoziemki może tych kilka zdań zachęci go do lektury.
Urodą operowała mistrzowsko. Ponieważ w erotycznych okolicznościach nie bywała wzruszona, nie zabrakło jej nigdy okazji, by zaobserwować w lustrze, który uśmiech, wyraz, jaka poza są najbardziej korzystne. Zauważyła, że przy uśmiechu nieb szerokim mięśnie twarzy układają się niesfornie, kryjąc oczy, co nie jest okupione błyskiem zębów. Zatem ilekroć wypadało mdło się roześmiać opuszczała głowę i dłonią przesłaniała twarz- wtedy nie kompromitowała oczu i nadawała śmiechowi pozory ładnej melancholii. … Wiele w tym znajdowała pociechy, że tak prostymi środkami można było osiągnąć zemstę nad rodem męskim, nad Polską, nad Rosją i nad własnym życiem. [Ona] wiedziała, że zemsta niczego nie uleczy[…]. mściciel ostrze kary sam przeciw sobie obraca. (str. 19) Wiedziała, ale czuła inaczej.
Władysław [syn] przekonał się, że za nic na świecie nie może Róży przebłagać, że nie ma takiego miejsca, które by chciała uznać za szczęśliwe, ani takiego czasu, który by ją uspokoił. Widział siebie czystym w sumieniu; uczyniwszy wszystko na co go było stać, wykreślił z życia Różę; pozostawił już tylko matkę. Matkę często niepoczytalną, groźną dla otoczenia, o którą trzeba dbać, którą jednak przede wszystkim należy izolować. .. Władysław skrzętnie nadsyłał sumy, zapewniające matce dostatek i kurację. Na terenie zaś własnego domu ograniczał tak ściśle jej zasięg, że wszelkie ekscesy stawały się niemożliwe. (str. 110).
Dlaczego? Matka najpierw przyczyniła się do zniszczenia pierwszego związku syna, potem doprowadziła do depresji synowej, a zapraszana do jego domu niszczyła wszelkie kontakty towarzyskie i relacje zawodowe syna. Zapraszana zaś przez niego na wycieczki szybko się nudziła i nie znajdowała niczego godnego uwagi.
Dlaczego Cudzoziemka? bowiem Róża wszędzie czuła się obco, w kraju, w którym się urodziła, w kraju, w którym zamieszkała, w kraju który odwiedzała, w domu, w rodzinie, a chyba także ze sobą samą.
Róża zyskała moje współczucie tylko raz, kiedy uświadomiła sobie, że tak naprawdę wcale nie żyła. A to dlatego, że zabrzmiało to ludzko i szczerze. Trudno nie współczuć osobie, która zniszczyła to co mamy jedyne i najcenniejsze.
Myślałam, że w cudownym takim kraju, gdzie w końcu października wieczory lipcowe, gdzie na grobach siedzą i całują się, a w grobach- werbena… ja myślałam, że tutaj śmierć nie straszna! Ach Władyś ty mój- straszna, wszędzie zawsze straszna dla człowieka, który urodził się i nie żył. Nie żył wcale…[…] Władyś jakże będę umierać, kiedy nie żyłam ja wcale? (str. 109)
Ciężko było mi się zabrać za ten wpis, pisałam, skreślałam, odkładałam ad acta, ale kiedy wczoraj przeczytałam u Bazyla, jak ciężko mu wrócić do pisania usiadłam i naskrobałam kilka zdań.
Bazyl teraz twoja kolej.
Pamiętam, że Cudzoziemka wywarła na mnie ogromne wrażenie, książkę przeczytałam jednym tchem, ale gdybym miała dzisiaj coś o nie powiedzieć, to zapewne byłoby to trudne i podobnie jak Ty najpierw musiałabym ją przeczytać po raz drugi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Ewo, nie ma chyba książki, której fabułę pamiętałabym po latach, ba czasami nawet po miesiącach, czy tygodniach nie pamiętam. Ale pamiętam klimat i pamiętam wrażenia i to jest podstawę decyzji, czy chcę do książki wrócić, czy pierwsze czytanie było też ostatnim. Choć i to po latach może się zmienić.
UsuńOt i kolejna książka do przeczytania, która już mnie zachwyciła, a jeszcze do niej nie zajrzałam. Chyba muszę sobie grafik sporządzić, bo połowy tych, które mi zarekomendowałaś zapomnę:).
OdpowiedzUsuńZa każdym razem, kiedy trafiam na taką postać w literaturze - która żyje zemstą, bądź szaleje za pieniędzmi władzą urodą sławą, że niszczy wszystko wokół siebie, natychmiast nasuwa mi się taka myśl: ci ludzie tak naprawdę cierpią, i tym żądzą zniszczenia=demonstracji władzy uciekają przed swoim nieszczęściem, w ten sposób znieczulają się po prostu. Dziś, w dobie wszechobecnej psychoanalizy, gdzie taka pomoc jest na wyciągnięcie ręki wystarczyłoby, żeby młoda dziewczyna skrzywdzona czy to przez rodziców, czy pierwszą zawiedzioną miłość poszła do psychologa i uzyskałaby pomoc - swoje znieczulenie, po którym wyprostowałaby się do dalszego życia. I nikogo nie musiałaby krzywdzić. Wiem, że są też ludzie, którzy dostają zły zestaw genów - tu na myśl przychodzi mi historia życia pewnej polskiej pisarki, nazwiska nie podam, ewidentnie potwornie trudnej do wychowania na odpowiedzialnego człowieka, lecz wtedy też nie było mody, by rodzice poszukiwali pomocy w wychowywaniu trudnego dziecka. Połowy tych dramatów można byłoby w ten sposób uniknąć i tym jest sedno: w XIX wieku i wcześniej, ale też do gdzieś do lat siedemdziesiątych XX wieku nikt nikogo o tym nie uczył, bo tej wiedzy nie było. Czego przykładem zapewne jest Cudzoziemka i połowa bohaterów wielkich pisarzy. A z drugiej strony, któż chciałby pisać o ludziach, którzy żyją normalnie, nie sprawiają kłopotów bliskim ani obcym, są odpowiedzialni i kochający - to byłoby nudne:). Pozdrawiam, Magda
Podczas ponad dziesięciu lat pisania na tym blogu tyle wspaniałych koleżanek i kolegów (których zdanie jest dla mnie cenne) poleciło mi tyle książek, że kiedy ostatnio robiłam kopię bloga trafiłam na jedną z takich polecanek i wypożyczyłam w bibliotece ostatnio. Postanowiłam też zrobić sobie spis tych polecanek. Niektóre mają to szczęście, że trafią w jakiś czuły punkt, czy sprzyjający moment i już natychmiast, albo wypożyczam, albo kupuję. To pierwsze lepiej wróży, bo jednak kupione książki często muszą sporo odczekać na swoją kolej. W tej chwili jest ich 66. A wciąż niestety kupuję kolejne. Z tym pozytywnym bohaterem- dobrym, mądrym i czułym skojarzył mi się artykuł w pewnym czasopiśmie, który był inspiracją mojego pierwszego wpisu na pierwszym prowadzonym przeze mnie blogu- o nudnych wakacjach w Rzymie. Autorka napisała w nim, iż takie wakacje, gdzie wszystko nas zachwyca, wszystko się podoba i nas uskrzydla są śmiertelnie nudne. Ze nie można się tak wciąż i wciąż zachwycać. A mnie właśnie zachwyca i uskrzydla i choć zapewne są momenty, w których coś mi się nie podoba (we Włoszech np. wkurzają mnie dmuchający dymem papierosowym w twarz mieszkańcy, mam wrażenie, że tam wyjątkowo nie robią sobie nic z zakazów palenia w pewnych miejscach....) to zapominam to często szybciej niż zdążę to skonstatować. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWidzę powrocik do lektury :) Sam właśnie ostatnio się zastanawiałem, czy przy takich okazjach byłoby sensowne spisanie jeszcze raz wrażeń z książki, która kiedyś już dorobiła się notki? I doszedłem do wniosku, że tak. Tylko najpierw piszemy nową, a potem porównujemy. To może być nawet niezła zabawa :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że zainspirowałem. U mnie też pierwsze koty za płoty. A właściwie prosiaki. I kaczki. I króliki :D
Chciałam napisać nowy wpis, ale kiedy przeczytałam poprzedni pomyślałam, że nic się nie zmieniło, mój odbiór jest identyczny. Naprawdę bardzo chciałam odnaleźć coś w Róży, co sprawi, że ją lepiej pojmę, ale to samo wzbudziło żal, to samo irytowało, to samo nie przekonywało. Jak tam z twojego tekstu najlepiej zapamiętałam ślepe konie :)
UsuńPierwszy cytat uświadomił mi, że niewiele wiem o swojej twarzy.;( A na poważnie: wszystkie cytaty kapitalne i zachęcające.
OdpowiedzUsuńW tym kontekście to myślę, że nie znam ani swojej twarzy, ani całej fizjonomii i nie wiem nawet, który profil mam lepszy i jak wciągać brzuch, aby wydać się szczuplejszą :) Czyli jestem całkiem nie na czasie, bo w tej kwestii Róża mocno wyprzedziła epokę.
OdpowiedzUsuńTeż nie wiem, który profil mam lepszy. Ech, coraz bardziej interesuje mnie ta kolczasta Róża.;)
Usuń"Cudzoziemkę" czytałam w liceum, do tej pory pamiętam jak mnie postać Róży denerwowała. Powrotu do tej powieści nie planuję, ale powrót do sięgania po inne książki Kuncewiczowej - tak. Ech, pamiętny Marzec z Marią, ileż inspiracji!
OdpowiedzUsuńTak jesteśmy dłużniczkami Lirael, to jej zawdzięczamy (przynajmniej ja, bo w szkole nie brałyśmy Kuncewiczowej, nie było jej w spisie lektur) sięgnięcie po wiele wartościowych powieści. To jest ciekawe z tą irytującą bohaterką, że czasami nas przyciąga jak magnes (tak na mnie zadziałała Róża), a czasami odrzuca (tak miałam z panią Bovary, czy Emmą Jane Austin).
UsuńPiszcie, piszcie, pięknie się to czyta.
OdpowiedzUsuńTakie komentarze też :)
OdpowiedzUsuń"Cudzoziemka" jest rewelacyjna! Idealnie pokazuje samotność wśród tłumu, samotność w rodzinie...
OdpowiedzUsuńHm, tak myślę nad tą samotnością i myślę. Chodzi ci zapewne o to, że Róża sama się odgrodziła od życia, stworzyła między sobą o otoczeniem mur nie do przebicia z budulca będącego mieszaniną rozczarowania, poczucia krzywdy, nieszczęść prawdziwych i urojonych, a ci otaczający ją bliscy byli zbyt słabi, aby ten mur rozbić. Dopiero dziecko, wnuczek powiedział babci słowa, które powinna usłyszeć już wcześniej od męża czy dzieci.
OdpowiedzUsuńCudzoziemką jestem zachwycona. Mam ją w swojej biblioteczce i sięgam po nią od czasu do czasu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Ja już też ją mam. Myślałam, że ponowna lektura sprawi, że na nowo spojrzę na Różę, że znajdę dla niej usprawiedliwienie, nie znalazłam. Przychodziły mi do głowy identyczne sformułowania, co w mojej pierwszej opinii. Ale książka nadal zachwyca.
OdpowiedzUsuńCzytałam tę książkę jeszcze jako nastolatka i teraz dziwię się, jakim cudem już wtedy rozumiałam Różę i współczułam jej. Z braku miłości niszczyła swoje życie i innych. Szkoda. Ale chyba zrozumiała to pod koniec życia. Lepiej późno niż wcale, zwłaszcza dla ludzi wierzących, że śmierć nie kończy naszej egzystencji, jaka by ona potem nie była.
OdpowiedzUsuńKażdy inaczej może odebrać lekturę. Ja mimo najszczerszych chęci nie potrafiłam zrozumieć Róży. Mimo, że bardzo się starałam. Niszczenie innych z tego powodu, że ktoś skrzywdził nas jest dla mnie niezrozumiałe. Gdyby Róża chciała się mścić na osobach, które ją skrzywdziły byłabym w stanie zrozumieć- może, ale mszenie się na najbliższych, na dzieciach, na mężczyźnie, który miał nieszczęście ją pokochać... Tego nie rozumiem. Ale dobrze, jeśli to sobie choć na koniec uświadomiła.
OdpowiedzUsuń