„Saturn. Czarne obrazy z życia mężczyzn z rodziny Goya” to książka, która nie powinna mi się spodobać. Jest co prawda quasi biograficzną opowieścią o malarzu (a takie uwielbiam - Pasja życia, Udręka i ekstaza, Bezmiar sławy I. Stone), ale kumuluje w sobie wszystko to, co nie wzbudza we mnie cieplejszych uczuć:
- malarstwo Goi, które doceniam, ale nie przepadam,
- klimat Hiszpanii z przełomu wieków XVIII/XIX (ani epoka, ani kraj nie przyciągają mnie ku sobie),
- dosadny, momentami wulgarny język,
- książka, której klimat jest mroczny, posępny, przygnębiający a nawet „depresyjny” – nie jest to rodzaj literatury, który sprawiałby mi przyjemność.
A jednak lektura wciągnęła mnie od samego początku i nie odłożyłam książki, dopóki nie przeczytałam do końca. Napisana jest tak interesująco, że nie sposób się od niej oderwać. Przynajmniej ja nie byłam w stanie.
Jest w niej to coś, co powoduje, że czytanie staje się fascynującą przygodą. Nie wiem, jak autor to robi, ale czytałam zapominając o licznych obowiązkach.
Czytając Saturna czułam, że mam do czynienia z pisarzem, który jest równocześnie malarzem. Saturn jest dla mnie powieścią słowem malowaną.
Książka nie jest typową biografią, choć oparta na faktach, poprzedzona analizą biografii malarza oraz studiami nad jego korespondencją i zwyczajami XIX -wiecznej Hiszpanii, jest raczej portretem psychologicznym trzech mężczyzn.
Jest historią wzajemnych relacji; ojca (Francisco), syna (Javiera) i wnuka (Mariano). Relacji bardzo trudnych.
Przyczynkiem do napisania Saturna było odkrycie naukowe kwestionujące autorstwo Goi „Czarnych obrazów”. Jak pisałam nie pasjonuję się malarstwem Goi, a z serii czarnych obrazów znany był mi jedynie „Saturn pożerający swoje dzieci”.
Książka jest opowieścią o kilkunastu zdarzeniach z życia wielkiego Francisco i jego potomków. Każda opowieść przedstawiona jest z różnych punktów widzenia. Narratorami są ojciec, syn i wnuk.
Goya jeden z najwybitniejszych malarzy hiszpańskich; autor „Kaprysów”, „Mai nagiej” i „Mai ubranej”, „Portretu rodziny królewskiej” i „Okropności wojny” posiadał prawie wszystko. Miał zamówienia, uznanie, pieniądze, kochanki. Miał też syna, który nie spełniał jego oczekiwań. Żywiołowy, pełen pasji, temperamentu, jurny, czerpiący z życia pełnymi garściami (corridy, polowania, kochanki), a jednocześnie despotyczny i nieznośny Francisco nie mógł przeboleć, że trafił mu się syn flegmatyczny, introwertyczny, uległy, wrażliwy, wycofany, jak sam mawiał słowami autora „klucha, niedojda i baba”. Francisco pragnął ukształtować syna na swoje podobieństwo; chciał zrobić zeń swego następcę, swego rodzaju „kalkę”. Wyśmiewał syna, krytykował, drwił z niego, a ten coraz bardziej zamykał się w sobie i uciekał przed ojcem, światem, życiem. Uciekał w świat książek i wyobraźni, pielęgnując jednocześnie w sobie nienawiść w stosunku do ojca. A w przypisywaniu mu win i niegodziwości nie pozostawał ojcu dłużny.
I Mariano; fałszerz, oportunista, mający więcej wspólnego z dziadkiem niż ojcem. Jego mottem jest żyć przyjemnie i wygodnie z fortuny zgromadzonej przez przodków. Mariano jest bardziej obserwatorem historii niż jej uczestnikiem.
Powieść to historia ciągłej walki, rywalizacji między despotycznym ojcem a zbyt uległym synem. Historia nienawiści i próby buntu. Javier całe życie próbuje coś udowodnić ojcu. W powieści Dehnela malując „Kolosa”, a także Czarne obrazy. Dotychczasowe badania nie ustaliły, kto był autorem Czarnych obrazów i zapewne nigdy się tego nie dowiemy, ale przypisanie ich Javierowi jest ciekawą hipotezą.
Malując ten portret rodzinny autor nie opowiada się po żadnej ze stron, próbuje zrozumieć każdego.
Francisco był głuchy, a jest to kalectwo okrutne dla każdego człowieka, a dla artysty podwójnie. Stracił wszystkie swoje dzieci, poza jednym, które zawiodło jego oczekiwania. Przyczynił się do utraty swoich dzieci, wszystkie bowiem zmarły na skutek zatrucia ołowiem (saturnismo), będącego składnikiem farb.
Javier był niekochany, tłamszony przez ojca, poddany jego „dyktaturze”.
Język powieści bywa momentami dosadny i wulgarny, a jednak w tym akurat przypadku jest to całkowicie usprawiedliwiony zabieg.
Przerywnikami są opisy obrazów z Czarnej serii. Czytając je byłam zdziwiona, że postrzegam je zupełnie inaczej, nie widzę pewnych szczegółów, elementów, fragmentów. Dopiero posłowie tłumaczy, iż autor opisuje obrazy w ich pierwotnej wersji.
Moja ocena 5,5/6
A tak na marginesie im bardziej poznaję Goyę, tym bardziej zaczyna mi się jego malarstwo podobać.
Miałam dzisiaj pisać o dwóch książkach, które skończyłam czytać, ale Haloweenowy nastrój sprzyja demonom i straszydło.
Zdjęcia 1. Kolos - Francisco? Javier? Goya (niezależnie od autorstwa to obraz, który mi się podoba) 2. Gdy rozum śpi budzą się demony (z serii Okropności wojny).
Saturna nie czytałam, ale jeżeli jest napisana tak obrazowo jak piszesz, wierzę, że tak, ponieważ nigdy nie rozczarowałam się Twoją oceną.
OdpowiedzUsuńZawsze sprawdza się w 100 %. Po pierwszym będę jej szukać i muszę przeczytać
@Saro-Mario- bo to chyba ty się wpisałaś- nie pisz, że zgadzasz się w 100 % z moimi recenzjami, bo będę się bała pisać cokolwiek, aby cię nie rozczarować. Myślę, że nie ma dwóch osób o identycznych gustach, ale jest mi bardzo miło, że tak mi ufasz. I myślę, że nawet jeśli się nie spodoba aż tak bardzo, to warto przeczytać, jeśli lubi się biografię, malarstwo, klimaty ..
OdpowiedzUsuńA ja lubię malarstwo Goi, lubię także Hiszpanię i lubię wiek XIX. Dlatego chętnie przeczytam tę książkę. Jeżeli coś by mnie miało powstrzymać to wulgaryzmy, choć jednocześnie lubię czasem mocny, dosadny styl pisania.
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o nowych odkryciach kwestionujących autorstwo niektórych jego obrazów. Ale Kolos, bez względu na to, kto go naprawdę namalował, zawsze będzie mi się podobał.
Nie mogłabym czytać, trzymając w ręku takie okrucieństwo. Z tego samego powodu nie przeczytałam też "Erynii" Krajewskiego. Omijam od lat brutalne sceny w tv. No cóż, jakaś nadwrażliwa jestem. Haloween 100%. Czytać - czytam, jak czuję wewnętrzny imperatyw, ale patrzenia unikam jak ognia. Ot, wzrokowiec.
OdpowiedzUsuń@Balbino - chyba źle się wyraziłam- język jest raczej dosadny, niż wulgarny. Co do odkryć pewnie nie dowiemy się prawdy :(
OdpowiedzUsuń@Książkowcu- na podobnej zasadzie ja nie mogłam czytać Pachnidła - ta swoista brutalność (okrucieństwo) mordercy odstraszało mnie od czytania, dlatego rozumiem omijanie pewnych książek.
Też lubię obrazy Goi, choć nie jest moim ulubieńcem. Ale jego "Pintura negra", czyli "czarne malarstwo" powstało tylko z miłości Goi do samego malarstwa (wszystkie inne malował na zamówienie), do gry światła i koloru oraz z chęci rzucenia na ścianę swych czarnych myśli o rodzaju ludzkim. Malował je u kresu życia, zmagając się z chorobą, utratą słuchu i wylał tu wszystkie swoje żale na głupotę człowieka - "zupełne lustro gatunku". Budzą taki sam zachwyt, jak i odrazę, grozę.
OdpowiedzUsuńA książkę z pewnością przeczytam :)
@Bibliofilko- a zatem czekam twojej opinie za jakiś czas i jestem jej bardzo ciekawa.
OdpowiedzUsuńDla mnie obrazy Goyi są trochę za bardzo posępne i mroczne, choć jak pozna się jego historię, to trudno się dziwić. I mnie podoba się Kolos. Małgosia
OdpowiedzUsuńA czy w książce są zamieszczone reprodukcje opisywanych obrazów?
OdpowiedzUsuń@Agnes - w moim egzemplarzu - w twardych okładkach są reprodukcje. Trzeba tylko pamiętać, iż są to czarne obrazy, a więc kolorystyka czarno-szara.
OdpowiedzUsuńAle to bardzo dobrze, że są.
OdpowiedzUsuńA ja lubię Kaczmarskiego, a z kolei on bardzo lubił malarstwo Goi:) Kupilem tę książkę już dawno, bo wiele dobrego słyszałem o pisarstwie Jacka Dehnela. Wybierałem się nawet na spotkanie z nim do Oxfordu, ale niestety nie dotarłem:( A szkoda:)
OdpowiedzUsuńTeraz po Twojej recenzji już czas najwyższy na tę książkę, zwłaszcza że lubię takie klimaty:)
Dehnel to jeden z niewielu współczesnych pisarzy, którego czytam, jakoś bardziej ciągnie mnie w stronę klasyki. Ale tego pisarza bardzo cenię; za erudycję, umiejętność pięknego pisania-malowania słowem, wrażliwość, pomysł. Moją ulubioną jego powieścią jest Lala (o babce, dziadkach, wujach, o przeszłości splecionej z teraźniejszością). A skoro lubisz takie klimaty, to tym bardziej polecam. Ja raczej preferuję klimaty włosko- francuskie, ale dobra książka (oczywiście w naszym subiektywnym odczuciu) zawsze się obroni:) Odpisałam, ci wczoraj na maila, a dziś dostałam info, że maila nie można dostarczyć, więc przesłałam ponownie, może tym razem dojdzie.
OdpowiedzUsuń