Państwowy Instytut Wydawniczy, rok 1955, ilość stron- 578
Hugo to mój ukochany pisarz. Nie wiem, czy można deklarować uczcie przeczytawszy zaledwie trzy książki autora, ale deklaruję. Napiszę więcej zakochałam się w Hugo po przeczytaniu Katedry, która jest młodzieńczym utworem pisarza.
Powieść Pracownicy morza (1866) dedykowana jest mieszkańcom wyspy Guernsey, na której autor spędził swe wygnańcze lata. To tutaj powstali Nędznicy (1862) i Człowiek śmiechu (1869).
Samą fabułę poprzedza dokładny opis wyspy, jej mieszkańców, krajobrazu, historii, zwyczajów. Przedstawiona na łamach książki historia to jedynie pretekst do przedstawienia życiowych przemyśleń autora na temat dwóch żywiołów; żywiołu natury i żywiołu serca. Jednym z głównych bohaterów opowieści jest ocean; wielki, bezkresny, niezwyciężony (?).
Na niegościnnych skałach Dover rozbija się jedyna w całej okolicy łódź parowa. Jej właściciel, dla którego oprócz bratanicy Druchetty łódź była jedyną radością i sensem życia publicznie przyrzeka rękę dziewczyny śmiałkowi, który odważy się stawić czoło żywiołom i wydrze morzu serce łodzi (silnik). Niebezpiecznego zadania podejmuje się Gilliat; samotnik cieszący się opinią dzikusa, odmieńca, szatana. Zakochany w dziewczynie rybak prowadzi nierówną walkę z żywiołem. Kiedy wraca do osady po obiecaną nagrodę spotyka go rozczarowanie.
Jednak ta nieskomplikowana historia służy autorowi dla ukazania głębszych treści; walki człowieka z losem, jego samotności w tej walce, a zarazem jego siły, która jest w stanie zwyciężyć żywioł natury (walka Gilliata z oceanem, głodem, zimnem, burzą czy ośmiornicą), ale nie jest w stanie zapanować nad sercem (serce dziewczyny pozostaje głuche na jego uczucie). W losie Gilliata odczytuję los samego Hugo, który walczy, przegrywa i znowu podejmuje walkę w swojej osobistej kampanii z losem. I wierzy, że nawet jak przegra to walka będzie toczyć się dalej. Bo najsilniejszym z żywiołów jest żywioł ludzkiego ducha; niepokonany. Nikt i nic nie jest w stanie zapanować nad ludzkim sercem. Pracownicy morza to bardzo osobiste wyznanie pisarza. Po raz pierwszy (mogę porównywać jedynie z trzema znanymi mi utworami) tło społeczne nie odgrywa w powieści żadnego znaczenia.
Uwiedziona słowami, mogłabym czytać je dla samego ich brzmienia. A brzmią one w mych uszach, jak najpiękniejsza muzyka. Zatracam się w ich pięknie.
Człowiek w obliczu nocy czuje się niepełny w swym człowieczeństwie. Widzi ciemność i odczuwa swą ułomność. Czarne niebo to ślepy człowiek. Mierząc się oko w oko z nocą, człowiek ugina się, pada na kolana, na twarz, czołga się po ziemi, pełznie do jakiejś nory lub szuka skrzydeł. Prawie zawsze pragnie uciec od bezkształtnej obecności Nieznanego. Zastanawia się, co by to miało być, drży, chyli czoła, nie wie, a czasami pragnie wyjść jej naprzeciw. Pójść? Dokąd?
Powieść Pracownicy morza (1866) dedykowana jest mieszkańcom wyspy Guernsey, na której autor spędził swe wygnańcze lata. To tutaj powstali Nędznicy (1862) i Człowiek śmiechu (1869).
Samą fabułę poprzedza dokładny opis wyspy, jej mieszkańców, krajobrazu, historii, zwyczajów. Przedstawiona na łamach książki historia to jedynie pretekst do przedstawienia życiowych przemyśleń autora na temat dwóch żywiołów; żywiołu natury i żywiołu serca. Jednym z głównych bohaterów opowieści jest ocean; wielki, bezkresny, niezwyciężony (?).
Na niegościnnych skałach Dover rozbija się jedyna w całej okolicy łódź parowa. Jej właściciel, dla którego oprócz bratanicy Druchetty łódź była jedyną radością i sensem życia publicznie przyrzeka rękę dziewczyny śmiałkowi, który odważy się stawić czoło żywiołom i wydrze morzu serce łodzi (silnik). Niebezpiecznego zadania podejmuje się Gilliat; samotnik cieszący się opinią dzikusa, odmieńca, szatana. Zakochany w dziewczynie rybak prowadzi nierówną walkę z żywiołem. Kiedy wraca do osady po obiecaną nagrodę spotyka go rozczarowanie.
Jednak ta nieskomplikowana historia służy autorowi dla ukazania głębszych treści; walki człowieka z losem, jego samotności w tej walce, a zarazem jego siły, która jest w stanie zwyciężyć żywioł natury (walka Gilliata z oceanem, głodem, zimnem, burzą czy ośmiornicą), ale nie jest w stanie zapanować nad sercem (serce dziewczyny pozostaje głuche na jego uczucie). W losie Gilliata odczytuję los samego Hugo, który walczy, przegrywa i znowu podejmuje walkę w swojej osobistej kampanii z losem. I wierzy, że nawet jak przegra to walka będzie toczyć się dalej. Bo najsilniejszym z żywiołów jest żywioł ludzkiego ducha; niepokonany. Nikt i nic nie jest w stanie zapanować nad ludzkim sercem. Pracownicy morza to bardzo osobiste wyznanie pisarza. Po raz pierwszy (mogę porównywać jedynie z trzema znanymi mi utworami) tło społeczne nie odgrywa w powieści żadnego znaczenia.
Uwiedziona słowami, mogłabym czytać je dla samego ich brzmienia. A brzmią one w mych uszach, jak najpiękniejsza muzyka. Zatracam się w ich pięknie.
Człowiek w obliczu nocy czuje się niepełny w swym człowieczeństwie. Widzi ciemność i odczuwa swą ułomność. Czarne niebo to ślepy człowiek. Mierząc się oko w oko z nocą, człowiek ugina się, pada na kolana, na twarz, czołga się po ziemi, pełznie do jakiejś nory lub szuka skrzydeł. Prawie zawsze pragnie uciec od bezkształtnej obecności Nieznanego. Zastanawia się, co by to miało być, drży, chyli czoła, nie wie, a czasami pragnie wyjść jej naprzeciw. Pójść? Dokąd?
Tam.
Tam, co to znaczy? I co tam się znajduje?
Ciekawość taka jest niewątpliwie ciekawością rzeczy zakazanych, gdyż od tej strony wszystkie mosty wokół człowieka są zerwane. Brakuje przęsła łączącego z nieskończonością. Lecz to, co zakazane pociąga, ponieważ jest przepaścią. Gdzie stopa nie dotrze, dotrzeć może spojrzenie, gdzie wzrok nie sięga, duch próbuje sięgnąć.
Nie wiem, jak wy, ale ja smakuję każde słowo.
Ta książka należy do tych, które należy czytać powoli, niespiesznie. Dopiero wtedy można dostrzec całe jej bogactwo. Bogactwo treści i bogactwo formy.
Bohater Pracowników morza Gilliat podobny jest hugonowskim bohaterom wcześniejszych powieści; odrzucony przez społeczeństwo, wyrzucony poza jego nawias, wyklęty (niczym Quasimodo, Gwynplaine - człowiek śmiechu czy Valjean) a jednak potrafiący walczyć i kochać, jak rzadko kto. Gilliat nie jest jednak powieleniem żadnego ze wspomnianych wyżej bohaterów. Jest on do nich podobny, lecz nie jest tożsamy z żadnym z nich. Drugim z bohaterów jest morze. Zetknięcie tych dwojga stanowi zasadniczy trzon powieści.
Bardzo przypadł mi do gustu opis jednej z drugoplanowych postaci; imć Clubina – uchodzącego za wzór uczciwości i prawości obywatela, który ukazuje nam swoje prawdziwe oblicze.
Obłuda ciążyła nad tym człowiekiem lat trzydzieści. Był wcieleniem zła, a poślubił uczciwość. [….] Nosił w sobie zawsze zbrodnicze zamysły, a od chwili, gdy osiągnął wiek męski, włożył ów sztywny pancerz, jakim są pozory. Pod tym pancerzem krył się potwór; żył z sercem bandyty w skórze porządnego człowieka. Był łagodnym korsarzem, więźniem uczciwości; zamknął się, jak mumia w trumnie zwanej niewinnością; przybrał się w skrzydła anielskie nie do uniesienia dla zwykłego łajdaka. Czuł się przytłoczony ludzkim szacunkiem. […] Cnota go dławiła. Przez całe życie chciał kąsać tę rękę kneblującą mu usta. I chcąc kąsać musiał ją całować.
Muszę jednak uczciwie przyznać, że lektura powieści była dla mnie sporym wyzwaniem. Mimo, że pisarz uwodził mnie słowami i nie mogłam oderwać się od książki, były w niej spore fragmenty, które czytało mi się ciężko i z niecierpliwością czekałam końca rozdziału. To, co tak mi się podobało w Katedrze czy Nędznikach; opisy miejsc, zdarzeń, grup społecznych stanowiące tło akcji i jej dopełnienie w Pracownikach morza było (być może jedynie dla mnie) trudne w odbiorze. Nie potrafiłam wykrzesać z siebie zainteresowania dla drobiazgowych, choć rzetelnych (poprzedzonych gruntownymi studiami) opisów skał, statków, żeglarstwa. I mając pełną świadomość tego, że są one niezbędne dla całości obrazu wydawały mi się nużące.
Dlatego też nie polecałabym książki osobom, które nie znają twórczości Hugo. Obawiam się, że mogłaby ona zniechęcić do lektury pozostałych jego dzieł, które uważam za łatwiejsze w odbiorze, aczkolwiek nie pozbawione stanowiących zmorę części czytelników opisów.
Książkę przeczytałam w ramach stosikowego losowania u Anny.
Nie wiem, jak wy, ale ja smakuję każde słowo.
Ta książka należy do tych, które należy czytać powoli, niespiesznie. Dopiero wtedy można dostrzec całe jej bogactwo. Bogactwo treści i bogactwo formy.
Bohater Pracowników morza Gilliat podobny jest hugonowskim bohaterom wcześniejszych powieści; odrzucony przez społeczeństwo, wyrzucony poza jego nawias, wyklęty (niczym Quasimodo, Gwynplaine - człowiek śmiechu czy Valjean) a jednak potrafiący walczyć i kochać, jak rzadko kto. Gilliat nie jest jednak powieleniem żadnego ze wspomnianych wyżej bohaterów. Jest on do nich podobny, lecz nie jest tożsamy z żadnym z nich. Drugim z bohaterów jest morze. Zetknięcie tych dwojga stanowi zasadniczy trzon powieści.
Bardzo przypadł mi do gustu opis jednej z drugoplanowych postaci; imć Clubina – uchodzącego za wzór uczciwości i prawości obywatela, który ukazuje nam swoje prawdziwe oblicze.
Obłuda ciążyła nad tym człowiekiem lat trzydzieści. Był wcieleniem zła, a poślubił uczciwość. [….] Nosił w sobie zawsze zbrodnicze zamysły, a od chwili, gdy osiągnął wiek męski, włożył ów sztywny pancerz, jakim są pozory. Pod tym pancerzem krył się potwór; żył z sercem bandyty w skórze porządnego człowieka. Był łagodnym korsarzem, więźniem uczciwości; zamknął się, jak mumia w trumnie zwanej niewinnością; przybrał się w skrzydła anielskie nie do uniesienia dla zwykłego łajdaka. Czuł się przytłoczony ludzkim szacunkiem. […] Cnota go dławiła. Przez całe życie chciał kąsać tę rękę kneblującą mu usta. I chcąc kąsać musiał ją całować.
Muszę jednak uczciwie przyznać, że lektura powieści była dla mnie sporym wyzwaniem. Mimo, że pisarz uwodził mnie słowami i nie mogłam oderwać się od książki, były w niej spore fragmenty, które czytało mi się ciężko i z niecierpliwością czekałam końca rozdziału. To, co tak mi się podobało w Katedrze czy Nędznikach; opisy miejsc, zdarzeń, grup społecznych stanowiące tło akcji i jej dopełnienie w Pracownikach morza było (być może jedynie dla mnie) trudne w odbiorze. Nie potrafiłam wykrzesać z siebie zainteresowania dla drobiazgowych, choć rzetelnych (poprzedzonych gruntownymi studiami) opisów skał, statków, żeglarstwa. I mając pełną świadomość tego, że są one niezbędne dla całości obrazu wydawały mi się nużące.
Dlatego też nie polecałabym książki osobom, które nie znają twórczości Hugo. Obawiam się, że mogłaby ona zniechęcić do lektury pozostałych jego dzieł, które uważam za łatwiejsze w odbiorze, aczkolwiek nie pozbawione stanowiących zmorę części czytelników opisów.
Książkę przeczytałam w ramach stosikowego losowania u Anny.
Stareńki egzemplarz czytałaś. Ten tytuł rzadko występuje, gdy mówi się o stylu Hugo, raczej każdy powołuje się na sztandarowe tytuły: "Katedrę..." i "Nędzników".
OdpowiedzUsuńZauważyłaś pewną prawidłowość - dobrą literaturę pod względem stylu i wartości czyta się powoli.
Biblioteka nie wiedzieć czemu nie dysponuje niczym poza Nędznikami, Katedrą i Człowiekiem śmiechu. I ilekroć jestem zerkam na półkę, aby się przekonać, czy coś nie przybyło. Okazuje się, że zawsze przynajmniej dwie pozycje są w czytaniu, więc chyba zainteresowanie jest. Mój egzemplarz dostałam w antykwariacie.
UsuńProblemy z lekturą, o których wspominasz, sprawiły, że nie skończyłam "Człowieka śmiechu". :( Ale mam nadzieję, że kiedyś do niego wrócę.
OdpowiedzUsuńJeśli literacka wizyta w Guernsey sprawiła Ci przyjemność, proponuję powrót w te okolice za sprawą sympatycznej powieści o dziwnym tytule "Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek" Mary Ann Shaffer i Annie Barrows.
Czytałam Stowarzyszenie :) i mam miłe wspomnienia związane z jego lekturą. Recenzja na blogu (zakładka np. autorzy A-Z). Jeśli Człowiek śmiechu cię pokonał to pracowników morza nie polecam. Może uda ci się przeczytać Nędzników - na początek (wiem, że Katedrę czytałaś).
UsuńCzytałem tylko "Nędzników" a to nie dociągnąłem do końca - przez Ciebie odżyły wyrzuty sumienia :-)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, nie chciałam. Na pocieszenie mam takich wyrzutów sumienia całe mnóstwo, kiedy czytam Twoje (i inne) recenzje, a nawet nie znam autorów :(
UsuńJest skrót Pracowników morza, nazywa się Wyprawa Gilliatta i skupia się na zmaganiach Gilliatta z wrakiem - czytałem to jako pierwsze i muszę powiedzieć, że całość mnie potem nieco rozczarowała.
OdpowiedzUsuńTych skrótów z Hugo jest więcej (z Nędzników widziałam co najmniej dwa wycinki). Słuchałam Gavroche (naiwnie sądząc, że to odrębne, nowe dziełko). Takie czytanie fragmentaryczne to namiastka lektury. Mnie nie rozczarowała lektura, ale może to wynik mojej ku autorowi bezkrytycznej miłości :), choć nie powiem, że momentami, kiedy się męczyłam byłam rozczarowana,
UsuńW dzieciństwie czytałem Gavroche'a, szalenie mi się podobał i potem nie miałem oporów przed Hugo:)
UsuńJa właśnie mam plan - zapoznania siostrzeńców z Gavrochem. Ale jakie ma on szanse na pokonanie Star wars, którymi zostali zainfekowani- to nie wiem.
UsuńByła jeszcze "Kozeta", też skrót wątku dla młodzieży.
UsuńTak mi się kojarzyło, ale nie byłam pewna. Chłopców jednak najpierw postaram się zainteresować Gavrochem :)
UsuńPo trzech książkach z całym przekonaniem można deklarować uczucia, ba, nawet po jednej mi się zdarza ;-)
OdpowiedzUsuńHugo- należy do moich wielkich nieprzeczytanych, ale w tym przypadku rękawicy nie podejmę, cóż, nie da się przeczytać wszystkiego, jakaś selekcja być musi, padło także na tego pisarza jeśli chodzi o nieczytanie ;-) A tak bardziej serio to jakoś nigdy mnie nie ciągnęło do jego twórczości- ani tematycznie, ani stylistycznie.
Też mam takich wielkich nieprzeczytanych i też do niektórych mnie nie ciągnie. I dobrze. Selekcja jest tu jak najbardziej wskazana. Wielkich nieprzeczytanych może uda się nam przeczytać gdzieś na chmurce :)
Usuń"Pracowników morza" kojarzę jakoś najmniej, do tego stopnia, że mam wątpliwości, czy na pewno to czytałam, choć wydaje mi się, że tak. Za to "Człowieka śmiechu" pamiętam do dziś, choć czytałam to wiele lat temu; to była dla mnie najsmutniejsza z książek Hugo, a wiadomo, optymizmem z nich za bardzo nie wieje. "Katedra..." wspaniała, o "Nędznikach" nic chyba pisać nie muszę ;) Chyba sięgnę jeszcze po tych "Pracowników" dla pewności...
OdpowiedzUsuńGdybyś nie miała w biblioteczce to służę pożyczką :) Człowieka śmiechu nie sposób zapomnieć, kto doczytał do końca to nas zrozumie.
OdpowiedzUsuńRodzice mają wszystko :)
UsuńDobrze mieć takich rodziców.
UsuńNo tak, ja niestety wyspę Guernsey znam wyłącznie nie-literacko, choć - nomen omen - także w kontekście morskim. Z racji bycia rajem podatkowym i wszelkim innym -owym, jest bowiem ulubionym miejscem zawierania kontraktów przez marynarzy. Tylu ich ostatnio rozgryzałam (zabawa pt. a czy ten kontrakt jest tym, czym się wydaje, czy może zupełnie czym innym?), że na dźwięk nazwy Guernsey zęby same mi zgrzytają.
OdpowiedzUsuńTak więc, drogi panie Hugo, było miło, ale nie tym razem:))
To może przeczytaj polecane w komentarzu przez Lirael Stowarzyszenie miłośników .... (przeze mnie także) A twoje spojrzenie ulegnie złagodzeniu. W przeciwieństwie do Hugo czyta się lekko.
Usuń"Pracowicy morza" sa moim wyrzutem sumienia, mam nadzieje, ze nie polegne podczas lektury.
OdpowiedzUsuńJakby co - ostrzegałam.
UsuńZ książek Hugo najbardziej lubię "Katedrę", bo "Nędznicy" chwilami mnie nużyły. Tego autora czytałam jeszcze "Ostatni dzień skazańca", czyli książkę, która była protestem przeciwko karze śmierci i przeciwko publicznym egzekucjom. "Ostatni dzień skazańca" to książeczka bardzo krótka, aż się zdziwiłam, kiedy odbierałam swoje zamówienie w bibliotece :)
OdpowiedzUsuńNo, a ja - jak to zakochana kobieta wybaczyłam Wiktorowi te czasami długaśne opisy i zachwycałam się bezkrytycznie i Nędznikami i Człowiekiem śmiechu. A Katedra - ach i och. Po kilku komentarzach i nużących fragmentach zapragnęłam wrócić do Nędzników (i choć taka ze mnie wielbicielka to nie mam swojego egzemplarza) i napisałam list do świętego Mikołaja :) A tymczasem obejrzałam film i jak zwykle się spłakałam.
UsuńO Ostatnim dniu skazańca nie słyszałam, a że mam w planie wszystkie książki Hugo to na pewno do skazańca też dotrę.
Miało być o nużących fragmentach... :)
UsuńJa natomiast jestem wielką fanką "Nędzników". Pracowników czytałam jako młoda osoba i chyba trochę przedwcześnie, ale dość dobrze pamiętam scenę walki z ośmiornicą, a te cytaty istotnie świadczą o ogromnej mądrości autora, który o ile pamiętam zawsze cieszył się dużym autorytetem jako myśliciel.
OdpowiedzUsuńWiesz z jednej strony mnie martwi, że tak niewiele osób zachwyca się Hugo, a z drugiej myślę sobie, że może i dobrze, wtedy pisarz staje się taki bardziej mój. I znowu wychodzi ta moja zachłanność do zawłaszczania widoków, pisarzy, malarzy etc., etc. Myślę, że gdybym przeczytałam czy to Pracowników morza, czy nawet Człowieka śmiechu kilkanaście lat temu - to po pierwsze nie doczytałabym do końca, po drugie nie doceniłabym całego kunsztu i mądrości Hugo.
Usuń