Geneza lektury: beznadziejna miłość do Wiktora Hugo.
Tym razem jednak wrażenia z lektury były odwrotnie proporcjonalne do radości z faktu nabycia książki.
Uprzedzona przez ZWL o małej wartości artystycznej dziełka (cyt. Han to słabizna) nie miałam wygórowanych oczekiwań. Myślałam, że dla odmiany po wymagających dziełach ukochanego pisarza (typu Nędznicy, czy Pracownicy morza) znajdę odprężenie, lekturę na dwa wieczory. Pomyliłam się.
Han z Islandii jest pierwszą młodzieńczą powieścią Hugo, czymś w rodzaju wprawki, ćwiczenia pisarskiego, trochę zabawą, a trochę wyznaniem uczuć. Zakochany w Adeli Foucher, której z różnych względów rodzinnych poślubić nie mógł próbował wyrazić uczucie pisząc makabryczny romans, w którym siebie obsadził w roli szlachetnego Ordenera syna wicekróla, a obiekt swej miłości w roli Ethel córki byłego dostojnika (kanclerza Schumakera) skazanego na dożywotnie więzienie.
Han z Islandii wzorowany był na gotyckiej powieści romantycznej oraz modnych na początku XIX wieku opowiadaniach frenetycznych, obfituje w sceny grozy, szaleństwa, gwałtowności i masakry, sceny budzące przerażenie a momentami odrazę. A wszystko to za sprawą tytułowego bohatera, budzącego postrach potwora, który żywi się okrucieństwem, zbrodnią i ludzką krwią. Zamieszkujący na odludziu Han, pełen nienawiści do ludzkiego rodu jednego ma tylko towarzysza – białego niedźwiedzia.
Akcja powieści przebiega dwutorowo. Z jednej strony mamy romans Ordenera (syna wicekróla, który incognito odwiedza w więzieniu dziewczynę i jej ojca, dla którego usiłuje uzyskać ułaskawienie) i Ethel (córki zdymisjonowanego kanclerza uwięzionej wraz z ojcem). Z drugiej strony mamy żądnych władzy i godności dworzan snujących intrygi mające doprowadzić do ostatecznego wyeliminowania Schumakera i połączenia rodu jego następcy (hrabiego d` Ahlefeld) z rodem królewskim poprzez małżeństwo Ordenera z córką hrabiego. W tym celu wzniecone zostaje powstanie górników, którego przywódcą zrobiono Hana z Islandii. Akcja rozgrywa się w Norwegii na przełomie XVII i XVIII wieku.
Tyle, że zanim splątane nici intrygi zdołałam trochę rozplątać dotarłam prawie do połowy książki. Zawrotu głowy można dostać z powodu wielości pojawiających się postaci o coraz to bardziej trudnych do wymówienia imionach. Okrutnie się namęczyłam czytając o wyczynach rozbójnika - potwora, nie mogłam połapać się kto jest kim (zwłaszcza, że bohaterowie występują często pod kilkoma imionami), a do tego coraz mniej interesowało mnie, o co w tym wszystkim chodzi. Intrygi dworskie jakoś dziwnie przypominające odwieczne knowania homo politicus nie interesowały mnie zupełnie, a opisów krwawych i okrutnych zbrodni Hana było trochę za wiele, aby nadać im jakikolwiek rys prawdopodobieństwa. Postacie są mało zajmujące; zbyt jednostronne, albo do bólu szlachetne, albo budzące odrazę.
Na korzyść utworu przemawiają piękne opisy miejsc, (zastanawiałam się nawet czy Hugo był w Norwegii, bowiem pisał tak, jak gdyby doskonale poznał górskie kryjówki i leśne ostępy) zdarzeń (walki z potworem), czy zjawisk (burzy). Na korzyść przemawia też żarliwość uczuć prezentowana przez głównego bohatera i nie ma się co dziwić, wszak pisał o sobie.
Ci którzy nie pojmują szczęścia, jakiego doznawał młodzieniec, niezdolni są odczuwać prawdziwych rozkoszy życia. Jego serce wezbrało uniesieniem, a piersi, wznoszące się gwałtownie oddychały zaledwie. Nieruchomy z wytężonym wzrokiem, wpatrywał się w gwiazdę pociechy i nadziei.*
Bo nie należy wątpić, że przez czas i odległość dusze wiodą ze sobą tajemnicze rozmowy. Na próżno świat materialny stawia przeszkody pomiędzy dwiema kochającymi się istotami; mieszkanki idealnej krainy zjawiają się sobie duchowo w rozłące i łączą w śmierci. Cóż bowiem może znaczyć rozłączenie, odległość fizyczna, dla dwojga serc nierozerwalnie związanych jedną myślą i wspólnym pragnieniem? Prawdziwa miłość może cierpieć, ale nie umiera.**
Jest tu zapowiedz przyszłego pisarza, jest też zapowiedź tematyki, do jakiej będzie później Hugo często powracał; niesprawiedliwość społeczna (kontynuowana w Nędznikach czy Człowieku śmiechu), nieznajomość własnej tożsamości przez bohaterów (Esmeralda czy Gwynplaine), krzywdzenie tych, na których najbardziej bohaterom zależy (takich przykładów w Katedrze Marii Panny w Paryżu jest całe mnóstwo), czy wreszcie odtrącony przez społeczeństwo bohater (Quasimodo, Gilliat czy Gwynplaine)
Znalazłam kilka cytatów, jakich nie powstydziłby się późniejszy autor Nędzników.
Gdy dwie dusze przewrotne odkrywają sobie nawzajem swą bezwstydną nagość, wtedy oburza je wzajemna ohyda. Zbrodnia nawet w zbrodniarzu wstręt budzi - a dwaj źli ludzie rozmawiając z całym cynizmem sam na sam o swych namiętnościach, interesach, przyjemnościach, są dla siebie wzajemnie, jakby straszliwym zwierciadłem. Własna podłość ujrzana w drugim, upakarza ich; zawstydza własna dusza, własna nicość przestrasza. A nie mogą od siebie uciec, siebie samego zaprzeć w sobie podobnym, ponieważ każdy bezecny stosunek, każda szkaradna jednomyślność i ohydna równość, znajduje w nich jakiś głos, nigdy nieznużony, co im zawsze szepcze do nieustannie dręczonego ucha.***
Reasumując jak na pierwszy utwór pisarza to nie najgorzej, ale w porównaniu do Nędzników, czy Pracowników morza to rzeczywiście słabizna. Nie poleciłabym osobom, których uwielbienie do pisarza nie dorównuje mojemu.
Moja ocena 3/6 (choć za tę żarliwość uczuć dodałabym +)
* str. 178 Han z Islandii Kolekcja Hachette rok 2009.
** str. 179 tamże
*** str. 120-121 tamże
Samo wydawnictwo - po raz kolejny (wcześniej była Nana Zoli) nie zachwyciło, nieładna okładka i sporo błędów interpunkcyjnych oraz literówek.
Za co Kain zabił Abla? Za mówienie: "A nie mówiłem?" :D I tak jestem pełen podziwu, że udało Ci się znaleźć w Hanie coś wartego zacytowania )
OdpowiedzUsuńMówiłeś, ale myślałam, że dojrzę coś więcej. Prawdę powiedziawszy, to gdyby nie wyzwanie u Ani (stosikowe losowanie), to chyba nie dobrnęłabym nawet do setnej strony). Co do cytatów, znalazłam jeszcze jeden, ale był pierońsko długi, a mi się nie chciało przepisywać, może jeszcze kiedyś go wykorzystam.
OdpowiedzUsuńKorzyść z tego jest taka, że widać, jak bardzo się Hugo rozwinął. A mógł przecież do końca życia tłuc takie powiastki.
UsuńCzasami się zastanawiam, czy i ja się rozwija, czy dalej grafomanię :) ale nie odpowiadaj proszę, to wątpliwość i zastanowienie czysto retoryczne.
UsuńCzytałam wieki temu, ale nic nie utkwiło mi w pamięci... :)
OdpowiedzUsuńI się nie dziwię, nie wiem, co za jakiś czas pozostanie w mojej pamięci, w każdym razie nie była to lektura (dla mnie) lekka i niewymagająca skupienia.
UsuńDaruję sobie tę książkę. Przykro mi, że nie podobała Ci się tak jak inne książki Hugo...
OdpowiedzUsuńDo książek tego autora mam mieszane uczucia. "Katedra" jest piękna - pochłonęłam ją kiedyś z zapałem i mam w planach powtórkę, natomiast "Ostatni dzień skazańca" trochę mnie rozczarował. Doceniam dobre serce autora, który za pomocą tej książki apelował o zniesienie kary śmierci i nieurządzanie publicznych egzekucji, które w dziewiętnastym wieku były jedną z ulubionych rozrywek ludu, jednak argumenty, jakimi się posłużył, wydały mi się nieco naiwne :-)
Ostatniego dnia skazańca nie czytałam, więc trudno mi się wypowiadać, te cztery wcześniej czytane i podlinkowane w treści podobały mi się, a Katedra i Nędznicy to moje absolutne hity. Ale jak to mówią, pisarz też nie zawsze pisze na jednako dobrym czy złym poziomie, ma swoje wzloty i upadki. A skoro ta powieść (powiastka) była pierwszą literacką próbą, to jak pisze ZWL możemy zobaczyć, jak się rozwinął. A co do Ostatniego dnia skazańca myślę że i do niego dotrę, bo przecież nie zniechęciłam się jedną porażką :)
UsuńPrzyznaję, że Hana z Islandii nie czytałam. A Hugo uwielbiam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Myślę, że niewiele straciłaś.
OdpowiedzUsuńDobrze, że pisarze nie poprzestają na debiutanckich dziełach! Ja miałam podobnie z Teresą Raquin Zoli - którą nota bene dostałam od Ciebie :) dziękuję :) Gdyby to była moja pierwsza powieść Zoli wyśmiałabym pisarza i dała sobie spokój na zawsze...
OdpowiedzUsuńNiestety tego się obawiałam, że Teresa cię nie zachwyci, czytałam coś niecoś w biografii Zoli na ten temat. A dziękować nie trzeba, drobiazg, po francusku nie dałabym rady :), choć ostatnio mieliśmy szkolenie częściowo po angielsku na temat którego nie rozumiem po polsku.... więc idąc tym tokiem rozumowania powinna była sobie dać radę z Teresą :)
OdpowiedzUsuńA ja przeczytałam z totalnym zachwytem. Tak bardzo brakuje mi opowieści, gdzie dobrzy i źli są jasno określeni. Tutaj to jak opowieść Disneya, jak baśnie Andersena, czy braci Grimm - jest zamknięta w wieży księżniczka i książę z bajki, który ją ratuje. A wielości trudnych imion po prawdzie nie zauważyłam, za to miałam zupełnie odwrotne spostrzeżenie co do opisów - czułam niedosyt. Niesamowitość: jak można różnie spojrzeć na tę samą książkę.]
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Miło mi to czytać, Hugo to mój ukochany pisarz, dlatego, jeśli ktoś wyraża się z uznaniem o tym co napisał jest mi zawsze miło, nawet, jeśli jak w tym przypadku odczucia mamy odmienne. To rzeczywiście ciekawe, jak różnie odbieramy równe książki. Vide mój dzisiejszy wpis na temat Łuku Triumfalnego, który mnie zachwycił, a Marlowa rozczarował. :)
Usuń