Biografie artystów to ten rodzaj literatury, jaki bardzo lubię. Przeczytałam ostatnio dwie napisane przez autorkę; ich bohaterkami są Zofia Stryjeńska i Olga Boznańska. O ile biografia Zofii okazała się interesującym odkryciem, o tyle biografia Olgi rozczarowała. Nie przekonała mnie, ani forma, ani treść. Boznańska Non finito to rodzaj reportażu, w którym autorka prowadzi dziennikarskie śledztwo zbierając zeznania świadków wydarzeń. Nie przekonał mnie ten pomysł, raziły wstawki dotyczące wplatania cytatów i niekonsekwencja narracji, bo raz autorka trzyma się obranego planu reportażu, a innym razem porzuca pomysł. Jak dla mnie mało jest Boznańskiej w Boznańskiej. Wypowiedzi na temat Olgi chyba nie do końca oddają jej osobowość. Nie udało mi się ani poznać malarki, ani jej polubić, a to zdarza się wyjątkowo rzadko. Biografia sprawiła na mnie wrażenie powierzchownej. Boznańska pozostała nadal osobą ledwie widoczną spod licznych warstw pajęczyny, jakimi pokryta była jej paryska pracownia. Najodpowiedniejszy wydał mi się tytuł Boznańska Non finito. Coś zostało tu niedokończone, niedopowiedziane.
Najciekawsze cytaty dotyczą obrazów Olgi, to dzięki nim poznajemy lepiej malarkę.
Najciekawsze cytaty dotyczą obrazów Olgi, to dzięki nim poznajemy lepiej malarkę.
Portrecistkę psychologa pociąga nie tylko zewnętrzność danej osoby, ale również jej wewnętrzność, którą na światło obrazu wyprowadza za pomocą oczu. Twarz często rozpływa się w nieskondensowanych linjach, w wielkie tło tektury wsiąkają farby, [...] ciemne, wymowne plamy oczu przemawiają za całość. Żeby one mogły panować, Boznańska przytłumia kolor sukni, blask włosów chętnie chowa pod kapelusz (Adam Gerżabek- str. 57)
Boznańska nie maluje oczu, tylko spojrzenie, nie maluje ust, ale uśmiech lub łaknienie, jakie je wykrzywia skurcz okrucieństwa lub wyraz twarzy naiwnej i szczerej (Max Goth- str.58). O pierwszym portrecie Paula Nauena w Kurierze Bawarskim napisano - Młody człowiek, który nie miał nic z życia, bo żył zbyt intensywnie i życia nie zna, bo żyje w sosie własnego światka- krótko mówiąc jest jednym z owych kalek cywilizacji, tych o wychudłych twarzach, rzadkich włosach, zamglonych oczach i cienkich nosach, którzy głoszą fin de siecle, nic przy tym nie głosząc. Siedzi tak przed nami skulony, zziębnięty, z podniesionym kołnierzem płaszcza, na jakiejś kanapie, a jego blada twarz, którą w języku kiczu i podlotków nazywa się interesującą, tknie nędzą naszych czasów. (str.100). Jak wspominała sama malarka bezwiednie oddała charakter człowieka nic o nim nie wiedząc.
Niestety tych nawiązań do obrazów nie ma zbyt wiele. Podając wyniki badań nad najbardziej znanym z obrazów Olgi Dziewczynka z chryzantemami autorka wskazuje na nieprawdziwość tezy, iż jej obrazy są pozbawione barw. Kto miał okazję oglądać ten portret w Krakowskim muzeum zdziwi się zapewne, dowiadując, że do jego namalowania użyto dwadzieścia osiem różnych pigmentów. O samym obrazie pisał krytyk berlińskiej gazety ...stworzyła właśnie w portrecie jasnej dziewczynki o dziwnych niepokojących oczach, jakby kroplach atramentu, które zdają się wylewać na chorobliwie bladą twarz, współczesny ideał Maeterlincka.... Jest to dziecko enigmatyczne, które doprowadza do szaleństwa tych, co mu się zanadto przypatrują (str.87).
Do mnie bardziej przemawia opis obrazu znajdujący się w albumie z serii Wielkie muzea wydawanym przez Rzeczpospolitą poświęconym krakowskim zbiorom. .. w tym portrecie zerwała malarka z obowiązującą w XIX wieku konwencją przedstawiania dzieci - zwykle w salonowych wnętrzach, z lalkami i bukiecikami kwiatów, wystrojonych. Stworzyła niepokojący wizerunek samotnej, nieznanej dziewczynki stojącej na tle srebrnoszarej ściany w sukience stalowej barwy pozbawionej ozdób. W jasnej okolonej rudoblond włosami twarzy świecą ciemne oczy, którymi intensywnie wpatruje się w widza. ...To już nie dziecko, lecz jeszcze nie kobieta. Z obrazu emanuje przeczucie kobiecości, budząca się świadomość i pierwsze wtajemniczenia. Subtelne gradacje szarości oraz kontrast jasnej cery i włosów z czernią oczu, nastrój smutku i tajemnicy sprawiają, że Dziewczynkę z chryzantemami uznano za arcydzieło polskiego modernizmu.
Reasumując trochę szkoda, że Boznańska pozostanie nadal nieodkrytą.
Olgą zainteresowałam się na przełomie 2014 i 2015 r. na poświęconej jej wystawie w krakowskim muzeum. Tamten grudniowy pobyt pozostał w pamięci między innymi za sprawą przeszywającego spojrzenia Dziewczynki z chryzantemami, jakie towarzyszyło mi na każdym niemal kroku za sprawą dużej obecności plakatów reklamujących wystawę. Polecam zainteresowanym malarstwem Boznańskiej zbiory muzeum krakowskiego (a tym, którzy mają do Krakowa za daleko, albo chwilowo nie mogą się tam wybrać odwiedzenie strony Muzeum). A moim ukochanym obrazem Boznańskiej jest Imieniny Babuni (portret samotności dziecka ignorowanego przez otoczenie, pozbawionego braku zainteresowania).
Muszę dodać, że dużym atutem tej książki jest ilość zawartych w niej fotografii oraz zdjęcia obrazów. Zwłaszcza te pierwsze są niesłychanie interesujące. Zdjęcia rodzinne i ze znajomymi Olgi.
Niestety tych nawiązań do obrazów nie ma zbyt wiele. Podając wyniki badań nad najbardziej znanym z obrazów Olgi Dziewczynka z chryzantemami autorka wskazuje na nieprawdziwość tezy, iż jej obrazy są pozbawione barw. Kto miał okazję oglądać ten portret w Krakowskim muzeum zdziwi się zapewne, dowiadując, że do jego namalowania użyto dwadzieścia osiem różnych pigmentów. O samym obrazie pisał krytyk berlińskiej gazety ...stworzyła właśnie w portrecie jasnej dziewczynki o dziwnych niepokojących oczach, jakby kroplach atramentu, które zdają się wylewać na chorobliwie bladą twarz, współczesny ideał Maeterlincka.... Jest to dziecko enigmatyczne, które doprowadza do szaleństwa tych, co mu się zanadto przypatrują (str.87).
Do mnie bardziej przemawia opis obrazu znajdujący się w albumie z serii Wielkie muzea wydawanym przez Rzeczpospolitą poświęconym krakowskim zbiorom. .. w tym portrecie zerwała malarka z obowiązującą w XIX wieku konwencją przedstawiania dzieci - zwykle w salonowych wnętrzach, z lalkami i bukiecikami kwiatów, wystrojonych. Stworzyła niepokojący wizerunek samotnej, nieznanej dziewczynki stojącej na tle srebrnoszarej ściany w sukience stalowej barwy pozbawionej ozdób. W jasnej okolonej rudoblond włosami twarzy świecą ciemne oczy, którymi intensywnie wpatruje się w widza. ...To już nie dziecko, lecz jeszcze nie kobieta. Z obrazu emanuje przeczucie kobiecości, budząca się świadomość i pierwsze wtajemniczenia. Subtelne gradacje szarości oraz kontrast jasnej cery i włosów z czernią oczu, nastrój smutku i tajemnicy sprawiają, że Dziewczynkę z chryzantemami uznano za arcydzieło polskiego modernizmu.
Reasumując trochę szkoda, że Boznańska pozostanie nadal nieodkrytą.
Imieniny babuni MNW |
Muszę dodać, że dużym atutem tej książki jest ilość zawartych w niej fotografii oraz zdjęcia obrazów. Zwłaszcza te pierwsze są niesłychanie interesujące. Zdjęcia rodzinne i ze znajomymi Olgi.
Ja też najbardziej uwielbiam "Imieniny babuni", długo miałam na ścianie dość dobrą reprodukcję tego obrazu :))). I w ogóle uwielbiam Boznańską. Gdzieś na liście książek do przeczytania miałam "Boznańska non finito" - no i teraz to już nie wiem, chyba po nią nie sięgnę, po Twojej recenzji mam wrażenie, że szkoda czasu i nadziei.
OdpowiedzUsuńJeśli masz już jakąś wiedzę na jej temat możesz poczuć się rozczarowana, jeśli nie to książka daje pewną dawkę wiedzy. Jej przeczytanie nie jest czasem zmarnowanym. Może też ja miałam zbyt duże oczekiwania. Po prostu wydała mi się ta biografia taka powierzchowna.
UsuńBoznańska kojarzy mi się przede wszystkim z portretami dzieci, na przykład Dziewczynką ze słonecznikami, Srebrzystą dziewczynką i oczywiście z Dziewczynką z chryzantemami. Może i rzeczywiście do namalowania Dziewczynki z chryzantemami użyto 28 pigmentów, mnie jednak nadal wydaje się, że o wiele mniej...
OdpowiedzUsuńTrudno się nie zgodzić z naukowymi argumentami, ale każdy może wierzyć w swoje. :) Ja również bardzo lubię portrety dzieci. Mam też słabość do obrazów wnętrz pracowni.
UsuńZ wielką przyjemnością przeczytałam Twoją recenzję. Książki jeszcze nie czytałam, choć pewnego razu przejrzałam w Empiku.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Zapomniałam dodać, że atutem książki są zdjęcia i reprodukcje obrazów, zwłaszcza tych pierwszych jest całkiem sporo i są interesujące. Zaraz dopiszę w treści.
UsuńAch, to bardzo dobrze słyszeć :) dziękuję :)
UsuńPrzeczytałam obie biografie: Olga Boznańska i Zofia Stryjeńska. Też oglądałam wystawę Boznańskiej w Gmachu Głównym M.N. w Krakowie. A co do biografii, bardziej mi się podobała - Zofia Stryjeńska.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:)
Czyli wędrujemy podobnymi ścieżkami. Mnie także bardziej podobała się biografia Zofii, choć jeśli idzie o malarstwo to wolę Boznańską, choć w twórczości Stryjeńskiej też jest coś interesującego, jest rozpoznawalne i rzuca się w oczy.
OdpowiedzUsuńCzyli mamy bardzo podobne opinie, niestety. Podejrzewam, że o malarstwie Kuźniak ma słabe pojęcie, stąd takie kulawe pisanie o obrazach. Nie czytałam innych opracowań twórczości Boznańskiej, więc nawet te przytoczone w książce były dla mnie cenne. W ogóle cytowana dokumentacja była frapująca.
OdpowiedzUsuń"Imieniny babuni" są cudne, to chyba jeden z jaśniejszych obrazów OB.
Aaa, to dlatego tak dobrze czytało mi się Stryjeńską, gdzie tylko z rzadka ubierano obrazy w słowa, a większą wagę kładziono na życie jako takie :)
UsuńOsobiście wolę, jak biografię o artyście pisze historyk sztuki (naukowe podejście). Wiem, że Pani Kuźniak jest kulturoznawczynią, ale jednak... (opinia na podstawie wcześniejszych książek).
UsuńSą takie obrazy, że od razu zapadają w pamięć, bo czymś do nas przemawiają. Tak było z Imieninami babuni. Zauważyłam go dopiero podczas którejś z kolejnych wizyt w MNW, nie wiem, czy wcześniej nie był eksponowany, był w renowacji, czy ja zrażona obrazami znajdującymi się po prawej stronie sali, które mało do mnie przemawiały (kiedyś, teraz zaczynam w nich dostrzegać coś interesującego) po prostu wyszłam, bo bardziej interesowała mnie sala, w której Gierymski i jego Opera Paryska w nocy, czy kawiarnia paryska Leveaux, czy salki boczne z Wyspiańskim, Podkowińskim, Weissem. W każdym razie, jak już zobaczyłam to wzroku oderwać nie mogłam.
OdpowiedzUsuń