Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 11 listopada 2025

Rodzina Van den Blocke - dalszy ciąg opowieści o gdańskich artystach

Brama Wyżynna w Gdańsku Wilhelm van den Blocke
Jakiś czas temu zamieściłam wpis o Abrahamie van den Blocke, gdańskim Berninim - architekcie i rzeźbiarzu, który wykonywał zlecenia na zamówienie rajców i bogatych patrycjuszy. Nie sposób przejść przez miasto, aby nie natknąć się na któreś z jego dzieł. Abraham był najwybitniejszym z rodu, co nie znaczy, że jedynym.

Brama Wyżynna
Jego ojciec Wilhelm (Willem) van den Blocke jak podaje nasza skarbnica wiedzy (Gedanopedia) był kamieniarzem i rzeźbiarzem. Wywodził się z niderlandzkiej rodziny malarzy i rzeźbiarzy. Pierwsze szlify zdobywał w warsztacie ojca w Mechelen, później pracował w Królewcu na zlecenie książąt pruskich, a następnie króla Stefana Batorego. To dzięki monarszej protekcji mógł osiedlić się w Gdańsku i otrzymać prawo pobytu i wykonywania zawodu. Miał warsztat przy ulicy Tkackiej, w miejscu gdzie dziś znajduje się Wielka Zbrojownia. Nie miał zatem daleko do pracy przy Bramie Wyżynnej. Do dziś stanowi ona wizytówkę jego twórczej działalności w Gdańsku.

Herby na bramie Prus, Polski i Gdańska
Brama Wyżynna była dla Gdańska tym, czym była dla Krakowa Brama Floriańska. Tu miała swój początek droga królewska, tędy też wjeżdżali do grodu najznakomitsi goście. Mijano Katownię, Złotą Bramę i już było się na ulicy Długiej prowadzącej do Ratusza i Dworu Artusa. Bramę zwano dawniej Bramą Wysoką. Konieczność jej budowy wymusiło przesunięcie fortyfikacji miejskich poza Bramę Przednią (przebudowaną na Katownię). Projekt przypisywany był Hansowi Kramerowi (architektowi działającemu w Dreźnie, między innymi przy przebudowie zamku drezdeńskiego oraz w Gdańsku, jego dziełem jest między innymi Brama Zielona). Obudowa i zdobienia rzeźbiarskie są autorstwa Wilhelma van den Blocke. Najnowsze badania stwierdzają, że całość jest dziełem Wilhelma, a Kramer był twórcą jedynie części wewnętrznej bramy.

Matthaeus Deisch grafika wiek XVIII - ze strony 
W XVI wieku, kiedy bramę wybudowano obwarowana była fosą, a prowadził do niej zwodzony most. Fosę zasypano a most rozebrano pod koniec wieku XIX. Brama wielokrotnie była poddawana renowacji, czy naprawom. W czasie II wojny zniszczeniu uległ dach i kamieniarka. Po wojnie Bramę odbudowano w kształcie nadanym jej przez van den Blocke`a.

Mnie zawsze najbardziej zachwycały znajdujące się od strony zewnętrznej; trzy herby; Prus Królewskich trzymany przez jednorożce, Królestwa Polskiego trzymany przez anioły, a także herb Gdańska trzymany przez lwy. Na bramie złotymi literami uwieczniono datę wykonania dekoracji - jest to rok 1588. Znajdują się tam też trzy sentencje łacińskie. Są one bardzo mądre i mają stanowić dewizę postępowania mieszkańców i ich związki z państwem, ale najciekawszą jest ta, która jest też wyrazem poczucia humoru gdańszczan (a może jej twórcy). Otóż napis Podstawą wszystkich królestw jest sprawiedliwość i pobożność pisany po łacinie został podzielony na dwa wersy. Drugi wers brzmi Rum omnium fundamenta (czyli podstawą wszystkiego jest rum). W XVI wiecznym mieście portowym pijało się go sporo.

W XIX wieku dodano po wewnętrznej stronie bramy herb cesarstwa Niemieckiego podtrzymywany przez jakiś bożków, herosów. Miał to być wyraz przynależności miasta do Prus (wówczas zjednoczonych Niemiec). Ale to były już zupełnie inne Prusy.

Wśród gdańskich dzieł Wilhelma wskazuje się często nagrobek rodziny Kosów znajdujący się w Oliwskiej Katedrze. Nagrobek zamówiła Justyna Kos. Rodzina Kosów była drugą po rodzinie Konarskiech rodziną na Pomorzu, stąd miała ambicje zostać uwiecznioną. I to w nie byle jakiej lokalizacji. Katedra Oliwska wybrana została nie przypadkowo. Mikołaj Kos był donatorem klasztoru oliwskiego ofiarując wysoką sumę na odbudowę zniszczonych organów, a jego syn był opatem pelplińskim. Nagrobek pochodzi z przełomu XVI i XVII wieku. Przedstawia on małżeństwo Kosów z trzema synami, starszym w zbroi, młodszym przedwcześnie zmarłym i trzecim Feliksem-opatem pelplińskim. Jest przypuszczenie, iż owa trzecia postać została dodana z epitafium samego Feliksa Kosa.

Nagrobek Kosów w Katedrze Oliwskiej Wilhelma van den Blocke
Kolejnym dziełem Wilhelma może być epitafium Edwarda Blemke w kościele Najświętszej Marii Panny w Gdańsku. Może się wydawać że to tylko epitafium, dzieło niewielkiej wielkości i znaczenia. Tymczasem, jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że jego wysokość wynosi 7,5 metra a szerokość niecałe 3 metry. To przecież prawie trzypiętrowy budynek, no wieżyczka. Składa się z kilku kondygnacji, a przez wszystkie przebiegają kolumny. Główną częścią epitafium stanowi zmartwychwstanie ciał z postaciami sprawiedliwości i roztropności po bokach. Poniżej znajduje się napis Śmierć zrównuje króla z biedakiem, jak wyschnięte nasiona rozwijają się, tak nasze ciała zmartwychwstaną. Kim zatem był Edward Blemke, którego uhonorowano w tak zacny sposób. Nie każdy może mieć tablicę w największej gdańskiej świątyni. Tablica głosi, iż był synem, mężem i ojcem 13 dzieci. W XVII wieku rodziny wielodzietne były częstym zjawiskiem, przy dużej śmiertelności dzieci nie wszystkie dożywały dorosłości. Ponadto przez cztery lata pełnił Edward Blemke funkcję ławnika i chyba to było powodem takiego zaszczytu.

Epitafium Edwarda Blemke na pierwszym planie Wilhelma van den Blocke

detal z epitafium Edwarda Blemke Wilhelma van den Blocke

Ale skoro piszę o rodzinach uwiecznionych przez mistrza Wilhelma wypada napisać słowo i o jego rodzinie. Dwukrotnie żonaty, ojciec siedmiorga dzieci, w tym wspomnianego wcześniej Abrahama oraz znanego malarza Isaaka. Dla mnie ciekawostkę stanowi fakt, iż dwie z jego córek (a miał ich trójkę) brały ślub w kościele Piotra i Pawła w Gdańsku, kościele, który był moim kościołem parafialnym.

Isaak van den Blocke to kolejny znany przedstawiciel rodziny. W przeciwieństwie do ojca i brata, którzy parali się rzeźbą i kamieniarką Isaak był malarzem i to nie byle jakim bo malarzem miejskim Gdańska działającym na rzec Rady Miasta, a zatem można powiedzieć, że działał w dziale propagandy. Tworzył obrazy o treści alegorycznej, mitologicznej i religijnej, a najważniejsza była ideologia. Większość odwiedzających gdański ratusz, a w nim Salę Czerwoną (najbardziej reprezentacyjne pomieszczenie - wielką salę rady) kojarzy imponujący wielkością a znajdujący się na sklepieniu obraz Apoteoza Gdańska. Na owalnym tle przedstawiono wizję miasta idealnego, wybranego przez boga i ludzi, zjednoczonego z Polską, a jednocześnie niezależnego i odrębnego. Panorama ujęta w łuku tryumfalnym mówi sama za siebie. Zero skromności. Ręka opatrzności bożej czuwa nad Ratuszem, dlatego decyzje Ratusza nie mogą być błędne. A jednocześnie Gdańsk to miasto dobrobytu. Pomyślność w handlu zapewnia żegluga, która sprawia, iż towary płyną tu szerokim strumieniem. 

Apoteoza Gdańska Isaak van den Blocke w Sali Czerwonej Ratusza

Obraz jest cenny dla Gdańska nie tyle z powodów ideologicznych, ale dlatego, iż ukazuje także zwykłe życie Gdańszczan; ich stroje,  ulicznych handlarzy, flisaków, muzykantów, a także panoramę miasta z jego głównymi wówczas budowlami usytuowanymi na szczycie tryumfalnego łuku. Widać tam między innymi Ratusz, kościół Mariacki a także na pierwszym planie Bramę Wyżynną, którą Gdańsk zawdzięczał w dużej mierze ojcu malarza.

Pokuta mieszkańców Niniwy Isaak van den Blocke (MNG)

Isaak malował sporo obrazów do kościołów. Ostatnio znalazłam wśród zbiorów Muzeum gdańskiego obraz Pokuta mieszkańców Niniwy. Pierwotnie znajdował się on w kościele św. Jana. Zgodnie z biblijną historią prorok Jonasz nawoływał mieszkańców Niniwy aby się nawrócili poprzez post i pokutę, aby uniknąć kary bożej. Na pierwszym planie widzimy mężczyzną pogrążonego w pokucie (modlitwie). W głębi najprawdopodobniej prorok przemawia do ludu.

Dwaj mniej sławni bracia Jakob i Dawid też mieli związki ze sztuką. Jakob van den Blocke był cieślą i budowniczym. Odbudowywał hełm wieży kościoła św. Katarzyny a także wzniósł nieistniejącą szkołę fechtunku (dziś w miejscu jej lokalizacji znajduje się Teatr Szekspirowski). Ponadto brał udział przy budowie czy odbudowie wielu świątyń i budynków miejskich. Zaś Dawid (Daniel) van den Blocke był malarzem. Nie był tak sławny jak bracia, jego prace obejmowały drobne zlecenia malowania detali, ścian, ram obrazów, prętów metalowych czy dachówek. Największych zleceniem było wykonanie polichromii prospektu organów w kościele Św. Jana (dziś znajduje się ona w kościele Najświętszej Marii Panny).

14 komentarzy:

  1. Fenomen! Aż chce się czytać w nieskończoność i oglądać na żywo to, co niby człowiek zna od dziecka. A tu taka gratka! Solidnie się napracowałaś przy historii tej rodziny, a efekty tej pracy są namacalne - zwiedzanie ze zrozumieniem😆

    OdpowiedzUsuń
  2. Mamy fantastyczne źródło wiedzy w postaci Gedanopedii (czyli gdańskiej wikipedii). Kiedy byłam w bibliotece miejskiej dostałam do przejrzenia jej wersję papierową, ale trzeba przyznać, iż w tym wypadku wolę internet, gdzie każde nazwisko, zdarzenie, czy dzieło jest podlinkowane (nie wiem, czy właściwie to nazywam), w każdym razie jest tam odnośnik do innych postaci i zdarzeń i od razu bez przewracania stron i ślęczenia nad grubą księgą o małej czcionce można dotrzeć do informacji. Oczywiście nie można bezkrytycznie zaufać wszystkiemu, bo są nowsze badania, ale naprawdę polecam gedanopedię. Jeździmy po Polsce, po Europie, po świecie, a nie znamy historii najbliższego otoczenia, która to historia jest też ciekawa. Jeszcze do niedawna nie potrafiłam wymienić kilka nazwisk gdańskich malarzy, rzeźbiarzy, czy artystów z innej dziedziny. Ujrzałam kiedyś grubą księgę malarze gdańscy i zdziwiłam się, że Gdańsk miał swoich malarzy i to aż tylu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Gosiu, świetnie, że przybliżasz nam takie cenne wiadomości. Są to bardzo ciekawe rzeczy, parę lat temu byłam w kościele NMP i moją uwagę zwróciły piękne epitafia, więc z przyjemnością poczytałam o ich twórcach. W Ratuszu też byłam, że nie wspomnę o gdańskiej kamieniarce, która jest znakiem rozpoznawczym miasta. Zajrzałam kontrolnie do Gedanopedii z pewnością wrócę, żeby zagłębić się w szczegółach. Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś, jeszcze parę lat temu omijałam epitafia szerokim łukiem, wydawały mi się "nudne", nieciekawe. Ach, jaka byłam niemądra. Dziś widzę, jak się myliłam i po trochu przyswajam coraz to nowe tablice pamiątkowe, dowiaduję się o ludziach, których upamiętniają. Przecież są takie pomysłowe i takie ładne, w porównaniu ze zwykłą tablicą nagrobną. Są dziełami sztuki i choć rzeczywiście niewiele osób zwraca na nie uwagę to jednak dobrze byłoby mieć taką pamiątkę ku wieczności. No ale na to trzeba być rajcą, burmistrzem, albo kimś we władzach miasta, no chyba że jest się artystą. Niestety nie grozi mi ani jedno, ani drugie, więc mogę jedynie podziwiać tablice wybrańców. Ciekawa jestem czy inne miasta mają takie swoje miejskie wikipedie

      Usuń
    2. Okazuje się że są, sztuczna inteligencja podaje taką informację - " Krakowopedia, Warszawopedia, Wrocławopedia: To portale internetowe lub inicjatywy tworzone przez lokalne władze lub organizacje, skupiające się na historii i współczesności poszczególnych miast.
      Zabytkowopedia: To ogólnopolska baza danych o zabytkach, która pozwala na wyszukiwanie informacji o zabytkach w poszczególnych miastach, a także o innych obiektach w całej Polsce." Fajnie, że to wyartykułowałaś, bo też o tym nie wiedziałam a chętnie skorzystam, bo uwielbiam takie strony. Mnie epitafia zawsze fascynowały, szkoda tylko że w większości są trudne do odczytania nie tyle ze względu na język bo zawsze można to przetłumaczyć, co z powodu dość fantazyjnego kroju liter.

      Usuń
    3. A to nie miałam pojęcia, ale Gedanopedia brzmi najładniej. Szukałam Poznaniopedii od miasta Poznań, ale pokazuje poznaniopedię od poznawania. Ale dobrze wiedzieć, gdzie można szukać informacji nieco bardziej rozbudowanych niż też ogólnie znane.
      A napisy na epitafiach bywają pokręcone, nieraz zwłaszcza Magda próbuje odczytywać je, bo lepiej sobie radzi z łaciną, niż ja, ale właśnie wymyślna czcionka :) to uniemożliwia

      Usuń
  4. Interesujący post. Po raz pierwszy czytam o gdańskiej Bramie Wyżynnej. Tyle razy przejeżdżałam przez Gdańsk i tylko raz zatrzymałam się tam na dłużej z moim tatą i synem. Teraz, kiedy jestem w okolicy, przeraża mnie ruch kołowy, ciągłe korki i trudności ze znalezieniem parkingu w centrum historycznym miasta.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. W sumie to się nie dziwię. Wygląda dość zwyczajnie, jak ktoś nie wzniesie oczu w górę to nawet nie zobaczy tych napisów i herbów, zresztą przy kiepskiej pogodzie nawet nie robi się zdjęcia, bo budynek wydaje się mało fotogeniczny. Ruch i korki niestety spotyka się w każdym mieście. Ostatnio utknęłam w korku jadąc w Gnieźnie do Centrum handlowego, gdzie chciałam wybrać się do kina, jechałam 40 minut odległość, którą powinnam była pokonać w 15 minut. Parkingi to kolejna zmora. Sama jestem niezmotoryzowana, ale doświadczam tego, ilekroć znajomi zabierają mnie samochodem do teatru. Nie chcę marudzić, ale wolałabym podjechać komunikacją miejską niż denerwować się, kiedy krążymy pół godziny w poszukiwaniu miejsca parkingowego. Na szczęście teraz nieco więcej możliwości zaparkowania przy wielu ulicach i parkometry, choć one też są złudne, bo np przyjmują tylko monety. W Gdańsku powstał spory parking piętrowy przed Urzędem Marszałkowskim i Wojewódzkim. Choć nie korzystałam z niego, ale powinno być tam więcej miejsc niż np w galeriach handlowych, skąd zdarzyło się raz nam wyjeżdżać ponad godzinę. Nie przesadzam, były tak zakorkowany wyjazd, że wyjeżdżaliśmy z ostatniego poziomu ponad godzinę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak piękne miasto jak Gdańsk musiało mieć wielu artystów, którzy ozdobili kościoły, budynki zamożnych obywateli czy też użyteczności publicznej. Byliśmy w Gdańsku, ale to było wiele lat temu natomiast ogólne wrażenie, że to jedno z najpiękniejszych polskich miast pozostało. Jak piszesz duży udział miała w tym rodzina van den Blocków. Miasto, które założono w 997 roku ma bogatą historię i możesz być dumna z bycia Gdańszczanką. Ciągnie i nas by tam zawitać i zatrzymać się na dłużej niż jeden dzień. Pewnie wtedy skorzystamy z niejednej Twojej wskazówki. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem dumna :) ale myślę, że każdy powinien być dumny ze swojej małej ojczyzny. Zapraszam do mojego pięknego grodu. I choć tłoczno tu niemal o każdej porze roku, to mimo wszystko poza sezonem można zwłaszcza rankiem trafić na niemo mniej zatłoczone uliczki. Gdybyście mieli wówczas ochotę na wspólną kawę dajcie znać na maila :)

      Usuń
  7. Małgosiu! Twoje posty czytam zawsze z zapartym tchem. A te o Gdańsku powinny pojawić się jako przewodnik po tym jednym z najpiękniejszych miast. Nie miałam pojęcia o istnieniu Gedanopedii. Gdy tylko znajdę troszkę czasu to zapuszczę się na jej strony. A co się tyczy Bramy Wyżynnej to byłam nią urzeczona, jest jednym z piękniejszych zabytków w Gdańsku. W pełni oddaje jego potęgę i majestat.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja także dopiero niedawno odkryłam Gedanopedię, a jak pisze Ela i inne miasta mają takie swoje encyklopedie internetowe. Ja na Bramę przez lata patrzyłam, jak na coś co jest, istnieje od tak dawna, od zawsze, po prostu jeszcze jedna budowla, dopiero niedawno odkryłam ją tak naprawdę, jej historię, jej dawne piękno i dzisiejszy jego odblask, jej niegdysiejsze znaczenie. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Mnie urok naszego Gdańska przypomina bogactwo miast holenderskich, których nigdy nie opuszczała dobra koniunktura. Twoja piękna historia to potwierdza. Dobrze, że zabytki ocalały czy zostały zrekonstruowane. Świadczą o niezwykłej historii, a obecny czas, to doskonała kontynuacja.
    Ja czytam epitafia. Często są po łacinie i zgaduję ich znaczenie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Zauważyłam to podobieństwo będąc w Amsterdamie. Nie znam innych holenderskich miast, ale właśnie tam pomyślałam sobie, prawie jak w Gdańsku.

    OdpowiedzUsuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).