Łączna liczba wyświetleń

środa, 11 lipca 2012

Mistrz z Delf Zbigniew Herbert- moje odkrycie Ameryki

Niepublikowane eseje, wiersze i wspomnienia odnalezione po śmierci poety ukazały się nakładem Zeszytów Literackich. Opracowała i ułożyła w tom oraz dodała komentarz pani Barbara Toruńczuk przy współpracy pana Henryka Citko. Wydano w 2008 roku. Ilość stron 206.
Pierwsza refleksja, jaka ciśnie mi się na usta po przeczytaniu Herberta - jaka szkoda, ze tak późno odkryłam moją Amerykę, druga - jak dobrze, że stało się to dopiero teraz, bo tyle jeszcze przeżyć przede mną.
Do tej pory myśląc Herbert myślałam – poeta, a to niejako wykluczało naszą bliższą znajomość. Umiejętność czerpania radości z poezji jest darem, którego (jeszcze?) nie dostąpiłam.
Nagle - olśnienie. Herbert to nie tylko poeta. Dzięki informacji u książkowca o zainteresowaniu mistrza podróżami i sztuką, czyli tymi dziedzinami życia, które są mi szczególnie bliskie postanowiłam sięgnąć po jedną z części Trylogii Herberta. Padło na tę, która była dostępna w bibliotece.
Czytając nie mam zwyczaju używania samoprzylepnych karteczek. Takie trzymanie ich na podorędziu rozprasza mnie podczas lektury. Czytając chcę się skupić wyłącznie na treści, klimacie, a nie na analizie utworu. Kiedy coś zachwyci mnie wyjątkowo mocno zdarza się, że zaznaczę dwa-trzy fragmenty do przytoczenia na blogu.
Czytając „Mistrza z Delf” zużyłam niemal cały bloczek kolorowych karteczek. Niemal każde zdanie budziło mój zachwyt a z wieloma poglądami i odczuciami autora identyfikowałam się każdym nerwem. Jak to miło, kiedy można przeczytać swoje myśli spisane piórem pisarza i to takiego pisarza.
Koronczarka Mistrza z Delf (Jana Vermeera) znanego szerszej publiczności dzięki filmowi Dziewczyna z perła.
Czytanie Herberta po raz pierwszy ma tę zaletę, że nie szufladkuję, nie porównuję, docieram na bezludną wyspę, na dziewiczy, nieznany ląd. A to co na niej odkrywam jawi mi się jak przepiękny, kolorowy ogród, pełen pasji, uczuć, apetytu na życie. A jednocześnie pozostaję pod wrażeniem erudycji i piękna języka.
„Mistrz z Delf” to zbiór szkiców, notatek, wierszy napisanych z różnych okazji przez Herberta. Właściwie powinnam przeklinać wydawcę, iż połączył w całość tak wiele elementów noszących za sobą taki ładunek emocji i taki ogrom treści – do tego tak różnorodnych treści. Ledwie skończyłam czytać już mam ochotę na zakup książki, ponieważ należy do rodzaju przyjaciół, których chcę mieć w pobliżu.
Co mnie w niej urzekło?
Nie potrafię sama sobie odpowiedzieć na pytanie, co bardziej zachwyca mnie w prozie Herberta, czy owo podobieństwo emocji, współodczuwanie piękna sztuki i natury, artyzm języka, podziw dla rozległości i gruntowności zainteresowań. A może jest to suma tych wszystkich elementów i jeszcze to nieuchwytne coś, co sprawia, że wytwarza się między twórcą a odbiorcą jakaś duchowa więź, pewien rodzaj porozumienia, który sprawia, że odnosi się wrażenie, że ta książka została napisana dla mnie i tylko dla mnie, że kiedy czytam, to tak jakbym patrzyła autorowi w oczy.
Książka odnosi się do tych dziedzin życia, które cenię najbardziej. Wyraża zachwyt literaturą, podróżami i sztuką.
Zaczyna się esejem na temat duńskiego księcia Hamleta. Jakże urocze jest to budowanie własnej wizji bohatera, tworzenie Hamleta spoza kart dramatu. To odczytywaniu utworu sercem, a nie tylko umysłem. Ten emocjonalny stosunek do literackiego tworu, który każe szukać w rzeczywistości śladów istnienia szekspirowskich (a przecież nie tylko takich) bohaterów.
„Gdybyż komentatorzy, zamiast fantazjować na temat tego, co zostało napisane, raczej odtwarzali to, czego nie ma i co trzeba odbudować wysiłkiem wiernej wyobraźni. Na pewno został jakiś ślad. W starych antykwariatach leży zapomniany zbiór sonetów miłosnych księcia, a w podziemiach Elsinoru od wieków butwieje wittenberski kufer, który dla badacza prehistorii Hamleta miałby wartość, jak skarb Priama dla poszukiwacza Troi. Wśród papierów i sztucznych kwiatów paczka listów Ofelii..”
A ile jest żarliwości w stosunku pisarza do szekspirowskiego bohatera.
"Pochowany w pauzie huków armatnich i w naszym milczeniu ślubujemy Ci, książę, bezsenność, niepokój, żarliwość. Pochowany w małej przerwie ziemi i w najgłębszym miejscu pamięci ślubujemy Ci, książę, że kiedy przyjdzie czas próby, wybierzemy cięższy rapier i cięższą śmierć".
Następne rozdziały to reminiscencje z podróży; głównie greckich. I znowuż jakże bliskie uczucia. Spisywanie wrażeń, uczuć, migawek, przeplatane prozaicznymi zapiskami na temat poczynionych wydatków. I ten jakże pocieszający opis pierwszego spotkania z Akropolem. Pocieszający nie dlatego, że wrażenia pisarza były tożsame z moimi (wręcz przeciwnie), ale pocieszający, ponieważ potwierdza konkluzję, do której i ja często dochodzę, że nawet to co piękne, jeśli nie trafi w swój czas, w moment, a czasem w gust odbiorcy nie będzie budzić zachwytu. Do tej pory czułam się dziwnie, kiedy jakieś miejsce, jakiś kraj budził niemal powszechną sympatię i zachwyt, a u mnie nie wywołał przyspieszonego bicia serca, nie spowodował błysku oka, nie zjednał moich uczuć na tyle, że mogłabym powiedzieć, chcę tu wracać wciąż i wciąż.
Zapewne dlatego tak mi się spodobał poniższy opis:
„Wstałem późno, wsiadłem do nieodpowiedniego trolejbusu. Wylądowałem wreszcie na Akropolu, spocząłem na stopniach Partenonu, polazłem spojrzeniem po znanych mi budowlach i nic. Żadnego zachwytu, żadnego olśnienia ani nawet tej prostej satysfakcji, którą ma kupiec z Hamburga czy sekretarka z Bufalo - jestem tutaj. Jestem tutaj, ale mógłbym by równie dobrze gdzie indziej, w nic nie znaczącym miejscu. Zrezygnowany wlokę się do muzeum do moich kor i znowu nic. Widzę, ale nie czuję…”
Jaki w tym uniwersalizm. Przecież odnosi się to nie tylko do podróży.
Pejzaż zimowy Averkamp
Zanim dojdziemy do eseju tytułowego „Mistrz z Delf” mamy okazję zapoznać się z krótkimi szkicami o mało znanych malarzach holenderskich. Przyznaję, iż nazwiska, które przytacza Herbert nic mi nie mówią. Mistrz przedstawia jednak ich sylwetki i dzieła tak plastycznie, że sięgam do Wikipedii, aby obejrzeć obrazy i zakochuję się w Avercampie. Jego zimowe pejzaże przypominające dzieła Bruegla są, jak ożywczy powiew zimy w środku upalnego lata. Pokazują, iż życie może być radością nie tylko w dniach kwitnienia, ale i w czasie obumierania.
„Avercamp przyjmuje, że świat jest dobry i godny zamieszkania, jego małe postacie na tle rozległej panoramy oddane są z czułą dokładnością miniaturzysty, bez cienia sarkazmu czy ironii. Obca mu jest medytacja wielkiego Flamanda [Bruegla] nad przemijaniem, obojętnością przyrody, znikomością egzystencji. I w tej zgodzie na to, co istnieje, w naiwnej, spontanicznej akceptacji rzeczywistości jest Avecamp arcyholenderski.
Pisząc o jednym ze swoich ulubionych malarzy tytułowym Mistrzu z Delf- Janie Vermeerze Herbert wyraża swój stosunek do sztuki. Herbert nazywa siebie historykiem sztuki - amatorem, a jego credo brzmi:
"Uprawianie historii sztuki sprowadzonej do rejestrowania form, stylów, technik i konwencji jest zajęciem dostojnie jałowym i solennie nudnym. Płodnym natomiast wydaje mi się trud zmierzający do tego, aby nawiązać dialog ze sprawcą dzieła, z jego niepowtarzalnym światem wewnętrznym, miłością, pasją, rozdarciem".
Też uważam, że pisanie o liniach, geometrycznych figurach wplecionych w kompozycję obrazu, rodzaju farby, technice artysty niewiele mówi o duszy obrazu. Ja odbiorca sztuki, ja amator szukam w niej emocji, a nie artyzmu, wzruszeń, a nie doskonałości, trzepotania serca (czasami nawet łez wzruszenia), a nie perfekcji czy geniuszu. Co przecież się nie musi się wykluczać.
Obok Widok z Delf Jan Vermeer
Amatorzy, to znaczy ci, którzy obcują z dziełami sztuki dla własnej przyjemności, a nie z niskich pobudek materialnych, czyli zawodowo, odczuwają nieodpartą potrzebę kontaktu z osobą artysty, mówiąc po prostu dawno zmarłego człowieka, poprzez przedmioty, które są jedynym materialnym śladem jego obecności….
Herbert pisząc o Vermeerze pisze o uwielbieniu dla jego dzieł przejawiającym się w pielgrzymowaniu do miejsc ich eksponowania. Należę zatem i ja rasy amatorów sztuki, bo i ja pielgrzymuję niczym do miejsc świętych, do miejsc, w których mogę spojrzeć w oczy Michała Anioła, Fra Angelico, Filippo Lippi, Sandro Botticellemu, GianLorenzo Berniniemu i jeszcze kilku innym artystom wieków minionych.
Opowiadam się po stronie ginącej rasy amatorów, ponieważ sam do nich należę. Najzwyczajniej, tak jak wszyscy, bronię swojej racji istnienia. Chciałbym żyć pośród zmarłych artystów, podobnie, jak żyję wśród otaczających mnie ludzi, kierując się sympatią, antypatią, kornym uwielbieniem, zapiekłą niechęcią- mało dbając o teoretyczne uzasadnienia tych arbitralnych ocen, bowiem głębokie uczucia opierają się na szczęście racjonalizacji.
I tu znowu przemawia uniwersalizm Herberta. Będąc amatorem sztuki jestem jej amatorem w niemal każdym z gatunków. Ze stosunku do sztuki wysnuwam emocjonalne podejście do literatury, bowiem jestem czytelnikiem amatorem i nie oceniam na podstawie racjonalnych przesłanek, ale tego żywszego bicia serca, tej iskry, która sprawia, że jednego autora darzę sympatię, a drugiemu nie zaufam nawet na tyle, aby dać mu drugą szansę.
Tom Mistrz z Delf zawiera kilkanaście króciutkich form, z których płynie tyle treści, że nie sposób ich nawet zasygnalizować. Nawet nie będę próbowała, to po prostu powinien przeczytać każdy amator życia, czyli amatorzy podróży, sztuki, piękna. Obok Zbigniew Herbert.
Chyba dawno nie poruszyło mnie nic tak dogłębnie i do trzewi. Moja ocena 6!/6

14 komentarzy:

  1. Mimo, że cenię Herberta to jednak nie ma co ukrywać, że jego teorie interpretacji mogły być ryzykowne, tak jak na przykład ta dotycząca odtwarzania tego czego nie ma. "Dostało" się kiedyś za to Jessie L. Weston za jej "Legendę o Graalu" od samego C. S. Lewisa - który podważył użyteczność krytyki, która usiłuje "oddalić nas od konkretnie istniejącego utworu poetyckiego i jego autora, upatrując natomiast źródła ich siły w czymś wcześniejszym i nie tak dobrze znanym.(...) Błąd krytyków tych nie na tym polega, że chcą wyjaśnić coś, czego nie rozumiemy, lecz na tym, że w toku wyjaśnień zaniedbują to, co sam tekst opowieści zawiera."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście nie siedzę głęboko w temacie, jak napisałam jestem czytelnikiem - amatorem, a Mistrz z Delf był moim pierwszym spotkaniem z Herbertem i dodam, że cudownym spotkaniem. Może różnica w podejściu do sprawy polega na tym, że Herbert podchodził do tematu bardziej intuicyjnie, emocjonalnie, a nie analitycznie. Nie wiem też, czy teorię tę podtrzymywał i w późniejszym wieku, czy też nie. Gdzieś czytałam, że tekst o Hamlecie napisał mając około trzydziestki, więc może później jego poglądy uległy przeobrażeniom. Może teorie i ryzykowne z p.w. krytyka, ale do mnie, jako czytelnika-amotora-humanisty-niefilologa przemawiają, bo zawierają ten nieuchwytny, niedefiniowalny czynnik, który sprawia, że ile czytelników Hamleta tyle Hamletów. A zresztą może i ja nie odczytuję Mistrza z Delf, w taki sposób, w jaki Herbert chciał abym go odczytała. Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  2. Świetnie, że przywołałaś na swój blog Herberta i dzieła malarzy, których lubię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ci się podoba. Ja również lubię bardzo i Vermeera i spodobał mi się Avercamp. I co ważniejsze przemówiły do mnie racje Herberta o emocjonalnym podejściu do sztuki, podróży, życia.

      Usuń
  3. Herbert nie wszystkim odpowiada. Twoja recenzja Herberta, skłoniła mnie do pójścia do biblioteki i zapytania się o tego autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że osobę tak wrażliwą na uroki sztuki zainteresowałaby snuta z pasją opowieśc o podróżach i sztuce. Ja poluję na Barbarzyńcę w ogrodzie.- szkice o kulturze i sztuce po zwiedzaniu Włoch

      Usuń
  4. Hm, powiem Ci, że lubię Herberta.
    Jego utwory dotyczące podróży są takie trafne, chociaż czasem dla mnie bardzo trudne i zawiłe..choćby właśnie w Barbarzńcy w ogrodzie
    Bardzo podobają mi się np. o Aleksandrii czy włoskich miastach.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Barbarzyńca w ogrodzie przede mną. Mistrz z Delf nie wydawał mi się trudny, może z barbarzyńcą pójdzie mi ciężej, ale o włoskich miastach poczytać po prostu muszę.

      Usuń
  5. "...czy owo podobieństwo emocji, współodczuwanie piękna sztuki i natury, artyzm języka, podziw dla rozległości i gruntowności zainteresowań. A może jest to suma tych wszystkich elementów i jeszcze to nieuchwytne coś..." - pięknie to napisałaś :) Też nie umiem powiedzieć, co mnie zachwyca w Herbercie, chyba to wszystko co napisałaś, to "nieuchwytne coś" i połączenie tego "czegoś".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Bogusia mnie zachęciła do Herberta i wskazała mi właśnie trylogię. Cieszę się, że jestem w miłym towarzystwie wielbicielek Herberta.

      Usuń
    2. Jestem! I ja się cieszę, że Herbert Ci się spodobał! A za "Mistrzem..." muszę się rozglądnąć. Zastanawiam się, które spotkanie z Akropolem było wierniej oddane, bo w "Labiryncie nad morzem" pisał z zachwytem. Bał się konfrontacji tego, co wiedział z tym, co zobaczy. "Akropol był cudem rzeczywistym [...] on jest i ja jestem, a ogromna przestrzeń czasu, dzieląca daty naszych urodzin, kurczyła się, nikła. Byliśmy współcześni." Czułam się identycznie! Wiadomo jednak, że książkę napisał kilka lat po pobycie w Grecji, więc może notatki z podróży są bliższe pierwszym odczuciom. A w Vemeerze zakochany jest też Polkowski, o którym kiedyś pisałam. Oj, Gosieńko, Twoja droga do poezji coraz krótsza! Bardzo gorąco pozdrawiam - naładowana słońcem i radością B.:)))

      Usuń
    3. Herbert spodobał mi się i to bardzo. A fragment z Akropolem zacytowałam nie dlatego, aby potwierdzić, że Akropol nie wywarł na pisarzu wrażenia, czy że je wywarł, ale dlatego, aby zaznaczyć, że czasami nawet to co piękne może nie wzbudzic naszego zachwytu jeśli trafi na zły dzień.

      Usuń
  6. w Herbercie można powiedzieć zakochałam się od pierwszej przeczytanej książki, a od tego czasu przeczytałam ich całkiem sporo. Ale Herbert to nie tylko pisarz, to także poeta. Bardzo lubię jego wiersze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest nas dwie, tyle, że moje uczucie jest na etapie kiełkowania.

      Usuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).