|
pierwsza biblioteka w 2012 r.
|
Uszczęśliwić bibliofila można dając mu dodatkowych kilka półek, a już cały regał spowoduje euforię. Biblioteczki z prawdziwego zdarzenia w postaci regałów na książki, a nie pojedynczych półek w szafkach dorobiłam się ponad osiem lat temu, o czym pisałam tutaj. Jej niezapełnione półki obiecywały wiele radości z przyszłego ich zapełniania. Plan był jeden, aby żadna książka nie została wygnana do drugiego rzędu i nie uległa zapomnieniu. Taki stan rzeczy utrzymywał się przez parę lat, ale później książki jakoś tak zaczęły chwilowo "spadać do tyłu. |
Biblioteka rok 2015
|
Po kilku latach biblioteka zapełniła się niemal całkowicie. Jedynie podwójna półka za drzwiami pozostała wolna (czasowo przeznaczona na stoliczek pod komputer). W związku ze sprzedażą mieszkania książki zostały ulokowane w ilości kilkunastu siatek u siostry. Ponadto do podręcznego czytania przeznaczony został plecak, który tymczasowo dałam na przechowanie koleżance.
Plecak został skradziony. Z jednej strony mnie to zmartwiło (najbardziej martwi mnie to, że nie mogę sobie przypomnieć jego zawartości i kiedy nagle najdzie mnie chęć przeczytania określonej książki, mogłoby się okazać, że jej nie ma. Pamiętam jedynie że byli tam Bieguni i Dzienniki Hena Nie boję się bezsennych nocy), a z drugiej ucieszyła mnie myśl, że skoro złodziej połakomił się na książki to był może naszedł go nienasycony głód literatury, co jestem mu w stanie wybaczyć. Po przeprowadzce, z powodu mniejszego metrażu nowego mieszkania,
biblioteczka została podzielona na dwie części, zaś trzy siatki pełne kryminałów i
literatury lżejszej wydane w dobre ręce. Niestety nawet tak odchudzona biblioteka po dziewięciu miesiącach pandemii wzbogaciła się o jakieś lekko licząc pięćdziesiąt nowych pozycji i znowu zaczęło brakować miejsca i coraz więcej książek lądowało w ciemnych jej czeluściach. Po napisaniu list do Świętego Mikołaja (z prośbą o cztery książki, oraz zakupieniu sobie od Mikołaja w jego imieniu kolejnych czterech) zadzwoniłam do pana stolarza z prośbą o dodatkowe trzy półki, a zanim przyszedł mnie przyszedł do głowy pomysł kolejnego regaliku w korytarzu.
Dzisiaj jest mój dzień Św. Mikołaja. Półeczki zamontowane, regalik stoi. Książki kupowane jako używane zostały przeniesione do korytarza, a książki nowe dumnie prezentują się na nowo rozłożonych półeczkach. I tylko jedna książka trafiła do drugiego rzędu. Przy czym jest mimo to widoczna. A co najważniejsze i w salonie (dumnie brzmi ten salon) i w korytarzu zostało jeszcze trochę miejsca. To chyba mogę zamawiać kolejne książki. Jak myślicie?
Poniżej kilka zdjęć nowego starego i nowego, nowego nabytku.
Podczas porządków znalazłam niesamowitą rzecz. Jakieś dziesięć lat temu zakupiłam za pośrednictwem koleżanki bodajże z Canady płytę z koncertu Bruno Pelletiera w Moskwie. I zupełnie nie wiem, jak to się stało, że przez kilka lat zapomniałam jej przesłuchać. Tym sposobem miałam dziś wielką przyjemność słuchając Bruna. Rosjanie kochają wszystko co wiąże się z Francją (Bruno nie jest co prawda Francuzem, ale jest kojarzony głównie, jako odtwórca poety w musicalu Notre Dame de Paris, którego premiera miała miejsce w Paryżu). Panie, bo to one przeważały na widowni miały tak rozanielone twarze, że aż miło patrzeć, a z kwiatów i prezentów na scenie ułożona została imponująca wystawa. W trakcie koncertu Bruno wykonał także wszystkie utwory Gringoire.
Drugim znaleziskiem była mała książeczka z rysunkami Zbigniewa Jujki wydana w związku z referendum unijnym w 2003 roku. Rysunki komentowały nasze ówczesne nastroje. Niektóre obawy związane z akcesją wydają się dziś śmieszne (zwłaszcza te dotyczące normalizacji produktów), ale niektóre rysunki są zaskakująco aktualne, bądź aż się proszą o komentarz w punktu widzenia pozostawania w tym związku od ponad szesnastu lat i oby nadal. Choć przyznaję, iż w 2003 roku nie byłam przekonana czy powinniśmy do tej Unii wchodzić.
A teraz przepraszam, za brak korekty we wpisie, ale muszę kupić bilety do teatru i zająć dobre miejsce w pierwszym rzędzie w moim salonie. Dziś w Warszawskich spotkaniach teatralnych Pani Dallowey- premiera online z Teatru Dramatycznego (to jeden z moich ulubionych warszawskich teatrów).
Ps. Udało mi się przywrócić wcześniejszą wersję bloggera, albo blogger sam się naprawił, a każdym razie cieszę się jak gwizdek. Mogłam wyjustować i zrobić poprawki.
Gratulacje, nic przyjemniejszego niż parę nowych, pustych półek :)
OdpowiedzUsuńJestem tego samego zdania, choć jak dziś na to patrzę, to za dużo tych półek nie ma, ale mieć ze cztery półeczki, a ich nie mieć to duża różnica
UsuńNo wiadomo :)
UsuńOjej! jak pięknie! Ale masz super - wspaniały porządek i pełny przegląd stanu posiadania :).
OdpowiedzUsuńU mnie niestety wszystkie książki stoją w podwójnych rzędach i jeszcze sporo podopychanych leżąco na tych stojących, bo po prostu nie ma już wolnych miejsc. Zresztą poza regałami też masa książek wala się w kupkach i stosach na stolikach, szafkach, biurkach, niedawno trochę upchnęłam do schowka pod łóżkiem. Planujemy zakup porządnych zamykanych szklanymi drzwiczkami regałów w ilości wystarczającej, ale na razie są inne priorytety i trochę się to odwleka w czasie... Chciałabym wreszcie móc usiąść sobie w fotelu i zobaczyć w pełnej krasie to moje książkowe królestwo :).
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZdublowały mi się komentarze do Piotra. Małgosiu- miałam tak samo ponad osiem lat temu, książki wędrowały po całym mieszkaniu, a ja nie znałam stanu swego posiadania. Teraz cieszę się nowymi półkami i choć nie ma ich wiele, to wierzę (pewnie naiwnie), że po remanencie co rocznym i oddaniu paru książek, do których raczej już nie wrócę w dobre ręce jakoś się pomieszczę. A jak nie mam jeszcze kawałek ściany w salonie (taki na 40 cm) i troszkę miejsca w sypialni na kilka półeczek na ścianach.
OdpowiedzUsuńPs. czy Tobie też się wpisy pozamieniały w jakieś znaczki, zwłaszcza zdjęcia? Chciałam wyjustować, a tu jakaś chińszczyzna.
I oczywiście życzę ci prędkiego obejrzenia Twojego królestwa.
OdpowiedzUsuń:))). Jak syn się wyprowadzi za jakieś 3 miesiące (szykuje sobie mieszkanie po dziadku), to zabierzemy się za remonty i generalne porządki w naszym domu- mam nadzieję, że w przyszłym roku książki będą już na nowych półkach :).
UsuńWpisy na bloggerze są wciąż zagadką, z justowaniem też mam problem, czasem po kilku podejściach się udaje, czasem odpuszczam. Generalnie nowy blogger jest w moim odczuciu bublem, żadnych udogodnień nie dostrzegam, natomiast masa niedoróbek daje się we znaki.
Tak z justowaniem też miałam problem, często mogłam to zrobić dopiero po opublikowaniu, wchodząc ponownie w posta. Teraz niestety wszystkie posty zawierające zdjęcia (a u mnie są tylko takie, pozamieniały się w cyfrowy zapis tychże zdjęć i zniknęły funkcjonalności, takie jak np owo justowanie. Spróbuję opublikować próby post i poeksperymentować z nim. Już opublikowanych trochę byłoby mi szkoda, gdyby miały ulec zniszczeniu
UsuńRozumiem Twój zachwyt nad nowymi regałami, my też mamy ten problem gdzie umieścić kolejną książkę. Natomiast oglądając zdjęcia przypomniał mi się wywiad z jakimś naukowcem prowadzony on-line, a w tle słychać było "to niemożliwe, żeby ludzie mieli tyle książek ". Zima sprzyja lekturze, więc interesujących książek życzę. Serdecznie pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMnie się wydawało, że ja mam dość dużo książek, ale oglądając biblioteki znajomych blogerów, że o pisarzach nie wspomnę myślę sobie, że moja biblioteczka jest bardzo skromna. Pozdrawiam także. Czy ty też masz takie problemy z blogerem, o jakich pisałam do Małgosi )komentarz wyżej). Publikujesz sporo zdjęć, ciekawa jestem, czy to tylko ja narozrabiałam, czy raczej bloger wywinął jakiś numer.
OdpowiedzUsuńPytanie już nieaktualne. dodałam post scriptum w tekście :)
UsuńJestem zachwycona Twoimi regałami, jako bibliofil rozumiem jak bardzo uszczęśliwia własna biblioteczka. Niestety sama jestem na etapie upychania książek gdzie się da i dokupowania "dostawek" na regały. Intensywnie zastanawiam się nad przemeblowaniem w celu wygospodarowania dodatkowego miejsca, obecny układ mebli przestaje mi się podobać i wydaje mniej funkcjonalny niż w momencie wprowadzania się.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci miłych jesiennych wieczorów z książką w ręce, wiadomo :)
A ja życzę udanego przemeblowania, w taki sposób, abyś została usatysfakcjonowana. Jak już wrócisz z tych twoich ukochanych podróży będziesz mogła zasiąść do lektury. Bo wiadomo, trzeba poczytać, aby potem to co się przeczytało, oglądać na miejscu. mnie z kolei zachwyciły twoje rozległe podróże na odległe kontynenty. Trzymam kciuki za realizację dalszych planów, oby jak najszybciej.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za ciepłe słowa :). Oby wszystko się spełniło. Pozdrawiam przeserdecznie.
UsuńCzasami myślę, żeby część książek oddać do punktów dostępnych dla innych czytelników, a powstaje ich nawet sporo. Jakiś czas temu sama z nich skorzystałam. Jednak na myślach się kończy. Kiedyś lubiłam książki przekładać, wietrzyć, bo te z tych drugich rzędów i te upchane w dolnej części zamykanej drzwiczkami przesiąkają specyficznym zapachem, który chyba każdy lubi. Czytajmy póki mamy dobry wzrok, bo z wiekiem się pogarsza i stwarza nie lada problemy. Znam wiele osób, które z tego powodu przerzuciły się na audio buki.
OdpowiedzUsuńTy zawsze będziesz mi się kojarzyła z opasłym tomem w rękach, taką po raz pierwszy Cię zobaczyłam.
Ano tak, wzrok już i u mnie coraz słabszy i przy zakupie internetowym zawsze jest obawa, czy nie dostanę książki ze zbyt małą czcionką, mam co prawda szkło powiększające, ale to ostateczność. Możesz nakierować (na maila) jakie to punkty gdzie można oddać książki. Jak pytałam w bibliotece to przyjmowali jedynie książki nowe (wydane po roku... nie pamiętam którym, w każdym razie mam sporo starszych). Ponoć przepisy sanitarne. Nie chciałabym zostać potraktowana, jak koleżanka która zaniosła ubrania do domu pomocy społecznej po uprzednim umówieniu się i została potraktowana jak intruz, odsyłana od pokoju do pokoju.
OdpowiedzUsuńNaprawdę zobaczyłaś mnie z grubą księgą? chyba w wyobraźni, bo przecież spotkałyśmy się na mieście, więc chyba nie chodziłabym z grubą książką. No chyba, że w tej kawiarence ściągnęłam coś z półki. Jestem przerażona lukami w pamięci. Ale Ciebie pamiętam dobrze, uśmiechniętą i pełną energii nawet w chwilach słabości.
Nic nie wiem o przepisach sanitarnych. W mojej księgarni (nie w bibliotece) w Supraślu jest kącik, gdzie każdy może oddać książkę i może też sobie ją wziąć, bez konieczności zwrotu. Dawno tam nie zagadałam z powodów oczywistych, może coś się zmieniło.
OdpowiedzUsuńPisząc o punktach wymiany miałam na myśli te już bardzo popularne w Polsce "budki", które każdy może uzupełniać i wypożyczać sobie to, co mu wpadło w oko. Po raz pierwszy kilka lat temu widziałam je w Bunkranie (Irlandia) w Swan Park, o czym pisałam na blogu, potem widziałam ich coraz więcej, również i w Polsce i o to w niewielkich miejscowościach, takich jak Krynki - zdjęcia na blogu. Ostatnio stanowisko takie widziałam w centrum handlowym, a zatem rozglądaj się jeżeli masz coś do oddania. Czasami nawet jakaś stara zniszczona książka może kogoś zainteresować. Ja taką znalazłam w mojej księgarni, o której też pisałam na blogu.
Widziałam takie punkty, ale nie mogę sobie przypomnieć, gdzie to miało miejsce. Wiem, w Poznaniu,ale nie przypominam sobie ich w moim mieście, choć pamiętam zeszłoroczną akcję, kiedy zbierano książki pod centrum handlowym. Niestety nie mogła wówczas ich zanieść. Chyba podobną rolę spełnia w moim bloku skrzynka na listy, na którą mieszkańcy kładą rzeczy używanie, ale jeszcze całkiem dobre a kto potrzebuje sobie bierze. Tym sposobem parę moich książek też znalazło nowego właściciela. Ale jeszcze poszukam info o Gdańskich bookcrossingach. Sprawdziłam, że jest w Sopocie. Czyli trzeba poszukać a coś się znajdzie.
OdpowiedzUsuńFajnie, naprawdę fajnie i przytulnie prezentują się Twoje półki. Proszą, żeby szperać.;)
OdpowiedzUsuńJak spektakl? Na pewno się na niego wybiorę, jak teatry ponownie ruszą.
Dopiero niecały tydzień temu uporządkowałam bibliotekę, a już mogłam dwa razy skorzystać z książki, którą chciałam odszukać, udało mi się to dzięki nowemu rozmieszczeniu na półkach i podziałowi na nowe (salon) i używane (korytarz). Po entuzjastycznym i bardzo udanym spotkaniu ze spektaklami z Teatru Wybrzeże (Fedra), teatru słupskiego (Kupiec Wenecki) na Pani Dallowey poległam, po dwudziestu minutach wyłączyłam się i odpłynęłam. To może nie z powodu wykonania, co jakiejś niekompatybilności sztuki z moimi oczekiwaniami, a może zmęczenia (starsza pani po trzech godzinach sprzątania padła). Najzwyczajniej zasnęłam. Natomiast kolejnego dnia udało mi się obejrzeć Panny z Wilka z Teatru Starego w Krakowie. Wszystkim trzema spektaklami, które obejrzałam (a także obejrzanym wcześniej) przedstawieniem z Dramatycznego I że cię nie opuszczę byłam bardzo usatysfakcjonowana. Może Pani Dalloway trafiła w zły czas, w przeciągu ostatnich dziesięciu dni obejrzałam pięć przedstawień (oprócz pozostałych Ucho, gardło, nóż). Może za wiele na raz. Wszystkie obejrzane podobały mi się, moim zdaniem były ciekawie zrobione, dobrze zagrane, niosły jakieś przesłanie. Co do Pani Dallowey czytałam opinie po przedstawieniu - były entuzjastyczne. Może gdybym znała książkę byłoby inaczej. Choć np. monodram Ucho, gardło, nóż zrobił na mnie piorunujące wrażenie, mimo, iż nie znałam treści i od pierwszej sceny zostałam skonfrontowana z wulgarnym językiem, którego nie lubię w teatrze, ale już po paru minutach zrozumiałam, że nie mógł być inny.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę w takim razie półek.;)
UsuńTeż widziałam Kupca - niezły. Złapałam się na tym, czy powinno się w ogóle wystawiać tę sztukę, bo ona jest przecież na wskroś antysemicka, nie ma w niej marginesu na pytania czy wątpliwości (albo mam już skrzywioną percepcję). Pół biedy, że do teatru chodzą raczej ludzie inteligentni, a nie narodowcy. Fedrę i Panny zostawiłam sobie na wyjazdy, za to skusiłam się na Historię przemocy - powiedzmy, że jak na Marciniak to spektakl poprawny. Zaskoczyłaś mnie Panią Dalloway, chociaż przyznam, że zdjęcia wzbudziły moją podejrzliwość. Oba spektakle wg Rudan widziałam, świetne, ale też trzeba przyznać, że autorka ma cięte pióro.
A oglądałaś dyskusję po przedstawieniu? Uważam, że one fajnie dopełniały spektakle. Oczywiście, jak powiedział reżyser Fedry nie można widzowi opowiedzieć co autor chciał przekazać swoją wizją spektaklu, bo każdy odbiera je na swój sposób i każdy odbiór jest słuszny. Z niektórymi przedstawieniami nawiązujemy dialog, a inne kompletnie do nas nie przemawiają. W każdym razie po Kupcu Weneckim opowiadano jaka była intencja twórców przedstawienia - obrona każdej inności, odmienności, nie tylko żydowskiej, ale i homoseksualistów, czyli dobrze odczytałam te głaskanie w pierwszej scenie, kobiet- ofiar przemocy. A sztuka była tak zrobiona, że ja od pierwszej chwili czułam raczej sympatię do żyda, niż uczucie potępienia, choć nie był on też jednoznaczną postacią. I moim zdaniem, jeśli Szekspir nie pozostawił marginesu, to twórcy sposobem przekazu go dodali. Podobała mi się scena w której Żyd przypominał Chrystusa. Narodowcy będą zawsze swe frustracje wyładowywać na każdym odmieńcu, bo żyją w takim strachu, że może oni sami nie są takimi macho, jak sami sobie się wydają, że ten strach wyładowują na każdym kto jest od nich słabszy. A Fedrę na pewno obejrzę w teatrze. Choć grają ją w Sopocie, ale jak będzie cieplej i bezpieczniej to się wybiorę. A i do Krakowa wybrałabym się chętnie do Starego. Ten słupski teatr mnie zaskoczył, bo nie spodziewałam się dobrze zrobionej z pomysłem sztuki, przyznaję, że myślałam stereotypowo, że prowincjonalny teatr, a tu proszę taka niespodzianka. Historii przemocy nie oglądałam, obejrzałam wcześniej, I że cię nie opuszczę, który też można nazwać historią przemocy.
UsuńNiestety dyskusji nie obejrzała, ale może jest dostępna w sieci. Wstęp był świetny, pomysł na miłość homoerotyczną bronił się do końca. Tak, wątek przemocy wobec kobiet też wybrzmiał b. dobrze. Kupiec mnie przygnębił, bo jednak wszyscy z wyjątkiem ojca Jessiki (bogacz) i jego przyjaciela (tu: dostojnik kościelny) ponoszą klęskę - niestety zbyt mocno przypomina mi to sytuację w RP. Choć przyjmuję, że był to świadomy wybór twórców spektaklu.
UsuńNa październikową Fedrę miałam już nawet bilety, ale niestety wprowadzono zamknięto teatry w Trójmieście.;(
Próbowałam odnaleźć, ale bez powodzenia, a jeszcze jakiś czas temu mogłam ją obejrzeć na f-b. Być może miało to miejsce do czasu zakończenia spotkań. Z tego co pamiętam, to nawet ktoś zapytał o pozytywne przesłanie- odpowiedz padła taka, że to, że to dostrzegamy, że o tym mówimy, to jest pozytywne, oraz to, że kropla drąży skałę, że najpierw widzimy, potem mówimy, a potem zaczynamy walczyć. Choć może mieszam słowa z dyskusji z słuchaną audycją radiową. Może tak bardzo chcę widzieć w tym jakieś światełko nadziei dla nas że przypisuję twórcom słowa, które nie zostały wypowiedziane. Mnie się bardzo owe dyskusje podobały, bo zwracano uwagę na różne aspekty, które nie zawsze dostrzegłam, albo które nie do końca rozumiałam i choć zgadzam się, że każdy odbiera na własny sposób sztukę, to kierunkowskazy są mile widziane.
UsuńChciałam dużo i szybko napisać, co spowodowało, że wyszła z tego jakaś gmatwanina myśli w dodatku nie poprawnie napisana. :( Chciałbym napisać o tych obejrzanych przedstawieniach, ale trochę nie czuję się na siłach, a trochę, z biegiem czasu, wrażenia się zacierają.
OdpowiedzUsuńJuż wcześniej w telefonie czytałam Twój post i podziwiałam bibliotekę. Doskonały pomysł na dodatkowy regał w przedpokoju. W swojej "otwartej" kuchni też mam regał z książkami kulinarnymi, świetnie się sprawdził. Oglądam na powiększeniu Twoje zdjęcia i zauważyłam, że wiele takich samych pozycji można naleźć na moich półkach. Bardzo trudno rozstaję się z książkami ale w ostatnim czasie oddałam w bibliotece kilkanaście książek (w holu jest wystawiony stolik) aby zrobić miejsce nowo zakupionym. Sporo osób (z braku pieniędzy) zabiera wystawione książki.
OdpowiedzUsuńNic mnie nie cieszy w ostatnim czasie i sporadycznie też bywam na blogu. Mam chorego Brata, który przebywa w szpitalu. Zawsze święta spędzaliśmy razem, a teraz? Z powodu C-19 nie ma żadnych odwiedzin, pozostaje nam jedynie kontakt telefoniczny.
Ściskam Cię mocno i serdecznie pozdrawiam:)
Też mi się marzyła otwarta kuchnia, choć ci co ją mają przestrzegali nad zasadniczą wadą, konieczności bieżącego utrzymywania porządku. No, ale mam kuchnię półotwartą:) jak otworzę drzwi, i zamkniętą, jak te drzwi zamknę. Mogę z kuchni oglądać filmy w monitorze telewizora (telewizji nie oglądam wcale, nawet nie podłączyłam kabla), mogę rozmawiać z gośćmi (teoretycznie, bo w tym roku goście byli raz w czerwcu na parapetówce połączonej ze zaległymi świętami wielkanocnymi i imieninami).
UsuńTrzymam kciuki za wyzdrowienie twego brata. Starsze jest to, że ludzie muszą zostawać sami w chorobie.
Pozdrawiam