Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 15 czerwca 2025

Polki na Montparnassie Sylwia Ziętek

Bilińska Nad brzegiem morza
Bycie kobietą w II połowie XIX wieku nie było łatwe. Na ziemiach dawniej polskich, a wówczas znajdujących się pod zaborami sytuacja była jeszcze cięższa. Zaborca nie życzył sobie wykształconych poddanych, a społeczeństwo nie chciało wykształconych kobiet. Te które miały aspiracje artystyczne nie miały możliwości kształcenia w wyższych szkołach publicznych. Istniejąca w Krakowie od początku XIX wieku Akademia Sztuk Pięknych nie przyjmowała pań (uzyskały one prawo kształcenia na ASP w latach dwudziestych przyszłego stulecia). Namiastką kształcenia akademickiego kobiet w dziedzinie malarstwa była powstała w 1867 r. szkoła rysunku Wojciecha Gersona. Istniała ona na ul. Smolnej 23 w Warszawie, dziś w tym miejscu powstaje luksusowy apartamentowiec. Uczono tam kobiety teorii sztuki i rysunku - szkicowania gipsowych modeli. Niewiele mogły się w owej szkole nauczyć nie mając możliwości malowania z natury, ale lepsza taka szkoła, niż żadna. Żywy model był niedostępny, już o akcie nie wspominając. A zatem co miała robić dziewczyna, która chciała zostać malarką. Nie pozostawało jej nic innego jak kształcenie za granicą. Kursy, lekcje rysunku w Monachium, Wiedniu i wreszcie Paryżu. Tylko skąd na to brać pieniądze; podróż, utrzymanie, opłata za naukę. Te które nie miały bogatych krewnych mogły liczyć jedynie na pomoc dobrych ludzi, tak jak Anna Bilińska czy Anna Pająkówna. Bilińska początkowo dostawała pieniądze od ojca (lekarza), potem, gdy ten zbankrutował musiała utrzymywać się sama z lekcji muzyki i rysunku. Później utrzymanie zapewnił jej zapis spadkowy od zmarłej przyjaciółki. Pająkówna miała bogatych mecenasów - właścicieli majątku w którym jej ojciec pracował jako stangret. Dostawała od nich spore stypendium.
Bilińska W oknie

W Paryżu powstała pierwsza szkoła prywatna ucząca kobiety malarstwa Academia Julian. Rodolphe Julian podobnie, jak Wojciech Gerson był akademikiem, odniósł spory sukces na paryskim salonie. Początkowo przygotowywał studentów do egzaminów do Ecole des Beaux - Arts (czyli Szkoły Sztuk Pięknych). Dzięki jego znajomościom studenci mieli ułatwiony dostęp do oficjalnych wystaw, w których jako członkowie zasiadali nauczyciele. Wśród kształcących się w Akademii panów byli Matisse, Bonnard, Mucha, Duchamp. Z czasem jego Akademia nastawiona głównie na cudzoziemców zaczęła też przyjmować kobiety.
Pierwszą kobietą Polką, która ukończyła z dużym sukcesem naukę w Akademii Juliana była Anna Bilińska (jeszcze nie Bogdanowicz).
Nauka kobiet odbywała się na innych zasadach, niż nauka mężczyzn. Musiała być zorganizowana w innych pomieszczeniach niż nauka mężczyzn, bowiem rodziny młodych panien (przeważnie z dobrych domów) życzyły sobie, aby dziewczęta nie stykały się z mężczyznami. Nie mogła zaistnieć jakakolwiek wątpliwość co do przestrzegania zasad moralnych i właściwego prowadzenia się dziewcząt, tak, aby nie zrujnować ich szans na rynku matrymonialnym. Kobiety wiedziały, iż zamążpójście najczęściej wiązać się będzie z rezygnacją z malowania (mało który mąż skłonny był tolerować artystyczne aspiracje żony), a już macierzyństwo niemal je wykluczało, niemniej chciały przynajmniej spróbować. W końcu niewielu, ale jednak niektórym udawało się połączyć ścieżkę kariery z małżeństwem, a nawet macierzyństwem.
Bilińska Murzynka


Lekcje dla pań kosztowały dwukrotnie więcej, niż lekcje dla ich kolegów. Panie miały mniej zajęć (musiały doceniać, że w ogóle je mają), a ich prace były rzadziej poprawiane (rzadziej udzielano im rad). W Akademii uczą się przyszłe malarki, które nie mogą zapominać o tym, iż są kobietami i nie mogą złamać sztywnych norm określających ich kobiecość. „Stroje w zależności od okoliczności i pory dnia zmienia się niekiedy po cztery razy w ciągu jednej doby. Suknie dzienne są najskromniejsze, najmniej ozdobione plisami, falbanami, drapowaniami, a ich tren znacznie krótszy niż w kreacjach popołudniowych. Dobór odpowiedniej tkaniny, dodatków, dekoltu, musi uwzględniać skomplikowane zasady danej klasy społecznej, a odstępstwo od nich naraża dobre imię kobiety na szwank” (str. 45). Od panów nikt nie wymagał odpowiedniego stroju. Rewolucyjność Akademii polegała między innymi na tym, iż panie mogły malować żywych modeli, w tym niemal prawie nagich mężczyzn z zasłoniętymi częściami intymnymi oraz modelki z odkrytym biustem. Założyciel szkoły twierdził, że jego uczennice czasami dorównują uzdolnieniami panom. Pogląd rewolucyjny na owe czasy. A jakie to były czasy? Otóż jeszcze do niedawna kobieta nie mogła wyjść sama z domu bez męskiego towarzystwa, kobieta nigdy nie zasiadała na piętrze dwupiętrowego omnibusu, aby nie pokazać fragmentu łydki podczas wchodzenia na górę, zgodnie z zarządzeniem ministra spraw wewnętrznych nie wolno jej nosić męskiego stroju poza uprawianiem sportu rowerowego, zgodnie z kodeksem cywilnym kobieta winna mężowi posłuszeństwo, nie ma ona praw do czynności prawnych i nie może samodzielnie dokonywać transakcji finansowych. Dopiero od 1907 r. kobieta mogła dysponować owocami swej pracy. Zastanawia mnie, jakim sposobem udzielające lekcji rysunku czy też śpiewu panie otrzymywały wynagrodzenie, czyżby odbywało się to za pośrednictwem męskiego przedstawiciela rodu, czy też zaprzyjaźnionego pana.
Bilińska Portret rzeźbiarza w pracowni

I coś co mnie kompletnie zaskoczyło, aż do 1965 r. mężatka nie mogła sama otworzyć rachunku bankowego ani podąć zatrudnienia bez zgody męża. Naprawdę nie doceniamy, jak wiele osiągnęłyśmy, choć wciąż wielu panów chciałoby i dziś wtłoczyć kobiety w gorsety oraz widzieć w roli wyłącznie matki i żony (czytaj gosposi i kochanki).

Sporą część książki zajmują losy wspomnianej już Anny Bilińskiej. Nic dziwnego, była pionierką, w dodatku osiągnęła sukces, w jej ślady poszły kolejne malarki. Czytałam jej biografię, ale z ciekawością przeczytałam ponownie o losach kobiety, której udało się tak wiele osiągnąć. Od maleńkiego pokoiku, w którym nie można nawet rozłożyć sztalug po wystawy w prestiżowych lokalizacjach.
W listach do swej miłości Wojciecha Grabowskiego (też malarza) pisze „Mam maleńki pokoik – zaledwie 2 ½ metra długości, a 2 szerokości. Toż aby malować moją martwą naturę muszę się brać na sposoby. Najpierw musiałam złożyć łóżko- dało mi to prawie metr kwadratowy wolnego miejsca. Pod ścianą na przewróconym małym tłumoczku usiadłam sama, mając na piecyku żelaznym po lewej ręce, na kartonie rozłożone farby; po prawej, przed łóżkiem, gdyż siedziałam bardzo nisko, również farby i pędzle; nie dalej zaś nad jeden metr przede mną, na worku z koksem panoszyła się martwa natura - przepych koloru. Kwiat kupiony jeszcze w Wiedniu za osiem guldenów (umyślnie wypisuję cenę, która mnie przeraża) ciemno pąsowy na zielonym adamaszkowym tle, deska przykryta szafirowo-seledynowym aksamitem, na to rzucona czarna koronkowa chustka i cekiny złote. W opisie wydaje się papuzio nieco, a jak pięknie odcienia te harmonizują w naturze. Przede mną w równej dla braku miejsca odległości z przedmiotem malowanym stało płótno, ale jak: nie mam sztalug, wysunęłam tedy skośnie stolik, o który prostopadle oparłam deskę od paki, służącą mi obecnie za stolnicę, pod deską- wiadro z wodą pokryte płaskim ręcznym tłumoczkiem, na niem zaś dopiero płótno. Czyż nie skomplikowane sztalugi.”. Niedługo otrzymuje w dorocznym konkursie organizowanym przez Akademię drugą nagrodę (jako jedna z dwóch nagrodzonych kobiet). Następnie jej portret kobiecy zostaje przyjęty i wystawiony na salonie. Na tym samym Salonie, na którym nie chciano wystawiać impresjonistów. Jest to ten Salon, na którym skandal wywołuje Portret Sargenta Madame X, a także pokazywany jest Hołd Pruski Matejki. Anna pisze bardzo krytycznie impresjonistach, co jest tym dziwniejsze, iż sama niedługo zacznie eksperymentować ze światłem (Bretonka na progu chaty z1889 r. to jeden z moich ulubionych obrazów Bilińskiej). Przybyła do Paryża pod koniec 1882 r. już półtora roku później maluje dwa wybitne portrety, w tym chyba dziś najbardziej znaną Murzynkę, co jest o tyle ciekawe, iż obraz ten zaginął w czasie wojny i pojawił się dopiero w 2011 r. na aukcji w Berlinie. Dziś znajduje się w Muzeum Narodowym w Warszawie, podobnie, jak większość zachowanych obrazów Bilińskiej. Natomiast pięć lat później zdobywa złoty medal i prawo do wystawiania na Salonie obrazów bez wcześniejszej kwalifikacji przez jury. Rozpoczyna się jej najlepszy czas, jest rozpoznawana we francuskich, angielskich, niemieckich kręgach sztuki, bywa porównywana do Holbeina, Halsa, Andrei del Sarto.
Bilińska Autoportret niedokończony
„Otrzymuje liczne zamówienia na portrety z paryskich kręgów arystokracji rosyjskiej i polskiej, galerie we Francji, ale też i w Londynie organizują jej indywidualne wystawy, co roku na Salonie jej obrazy zbierają pochwały” (str. 100). Kariera malarki zostaje niespodziewanie przerwana w wieku 39 lat. Umiera krótko po wyjściu za mąż za doktora Bogdanowicza. To mężowi, który dbał o spuściznę po żonie zawdzięczamy wiele informacji na temat Anny.

Czytałam biografie Stryjeńskiej, Boznańskiej, Mutter i Łempickiej może dlatego z większym zainteresowaniem skupiłam się na biografiach tych mniej znanych, tych, którym nie dane było zaistnieć w świadomości społecznej, a które podobnie, jak Anna kształciły się w Paryżu. Pierwsza z nich znana bardziej jako kochanka i matka, mniej jako malarka. Aniela Pająkówna była córką stangreta. Jej rodzina miała szczęście, iż trafiła do majątku Heleny i Mieczysława Pawlikowskich – on był pisarzem, dziennikarzem, taternikiem, założycielem pisma Nowa Reforma, mieli lewicowe poglądy i interesowali się sztuką. Anieli ufundowali stypendium i wysłali za granicę aby tam rozwijała swój talent.
Pająkówna Portret kobiety z kotem ( zdjęcie ze strony)

Aniela debiutuje na Salonie paryskim w 1889 r. studium chłopca. Jest ukształtowaną malarką, jednak nie udaje jej się osiągnąć dalszych sukcesów w Paryżu a zatem wraca w rodzinne strony,
Niestety Aniela poza niewątpliwym talentem była osobą niezwykle naiwną, a może spragnioną zainteresowania i uczuć, co spowodowało, iż była (jako protegowana Pawlikowskich i przez nich wspierana finansowo) niezwykle łakomym kąskiem. Początkowo padła ofiarą pisarza i krytyka literackiego, który rozkochał, deklarował małżeństwo, a potem wyłudził pieniądze, które miały stanowić jej posag. Aniela rzuca się w wir pracy, wystawia swoje płótna We Lwowie, Paryżu, Monachium, Wiedniu, Krakowie. Nie osiąga spektakularnych sukcesów, ale wyrabia sobie nazwisko. I wtedy poznaje Stanisława Przybyszewskiego, prawdziwego demona, rozkochującego w sobie kobiety. Jest wówczas żonaty z Dagny, ma romans z żoną Kasprowicza, ma piątkę dzieci z dwiema kobietami. Aniela zafascynowana jego osobowością ufa mu bezgranicznie i wierzy, że to ona będzie tą jedyną. Wspiera finansowo, znowu traci wszystkie pieniądze, zachodzi w ciążę i rodzi córkę Stanisławę (późniejszą autorkę Sprawy Dantona). Porzucona przez Przybyszewskiego ponownie znowu skupia się na malowaniu, jednocześnie zajmując się córką. Kobieta samotna z dzieckiem, malarka to ewenement.
Pająkówna Portret z córką (zdjęcie ze strony)
„Traci zamówienia na portrety, co więcej nie otrzymuje zgody na uczestnictwo w wystawach. Jej kariera malarska jest praktycznie skończona. W kręgach mieszczańskich XIX wiecznego społeczeństwa tego typu wyrzucanie poza nawias kobiet niezamężnych było powszechnie praktykowane. Łatka kobiety źle prowadzącej się niweczyła szanse na rynku matrymonialnym, ale też musiała być dotkliwa dla psychiki młodej matki, którą pogardliwie i ostentacyjnie lekceważono” (str.142). Aniela mogła ukrywać ciążę, mogła też oddać dziecko na wychowanie matce lub zamężnej siostrze, a jednak nie zrobiła tego, poświęciła się wychowaniu córki, nawiązała bardzo ciepłą relację z dzieckiem i nadal usiłowała malować. Namalowała bardzo nietypowy Autoportret z córką, w którym widać więź z dzieckiem i bliską relację. Otrzymując stypendium od swych mecenasów przeniosła się za granicę, gdzie nadal malowała wychowując córkę od czasu do czasu próbując nawiązać stosunki z ojcem dziecka (bezskutecznie). Pod koniec życia zamieszkała w Paryżu, gdzie wystawiała swoje prace na salonie niezależnych. Umiera w wieku 48 lat pozostawiając 12 letnią Stasię pod opieką krewnych. Zachowało się niewiele prac Anieli Pająkówny, wiele zaginęło w czasie wojny i znane są czasami z fotografii, a czasem tylko z opisu. Jednak te prace, które się zachowały pokazują, iż była nieprzeciętną malarką, a jej życiorys świadczy o tym, że była też nietuzinkową osobą, która dla swych aspiracji nie porzuciła dziecka, nie poddała się i potrafiła łączyć rolę matki z byciem malarką.
Halicka Lekcja czytania

Kolejną nie tak dobrze znaną malarką (jak wyżej wspomniane panie Olga, Zofia, Tamara, Mela) jest Alicja Halicka. Wiele świadczy o tym, iż była pierwszą malarką kubizmu, jednak podporządkowując się woli męża Ludwika Markusa (Marcousis) malarza kubisty ustępuje mu pola. Twierdził on, iż jeden kubista w rodzinie wystarczy. „W latach 1913-1916 Alicja jest jedną z pierwszych artystek, które tworzą zgodnie z regułami kubizmu. Gdyby nie to, że obrazy te pokazane zostaną światu kilkadziesiąt lat po ich powstaniu, nazwisko Halickiej znajdowałoby się we wszystkich opracowaniach dotyczących kubizmu” (str. 281). Halicka nie potrafiła wyjść z cienia męża nie chcąc z nim konkurować, ale zajęła się innymi dziedzinami sztuki, w których mogła się realizować. Robiła kolaże, projektowała kostiumy sceniczne, ilustrowała książki, zajmowała się scenografią. Po urodzeniu córki malowała, ale jedynie w domu (męża przy pracy, dziecko, służącą). To dzięki jej pracy mąż mógł poświęcać się sztuce, to jej projektom tkanin i wzorom tapet zawdzięczają utrzymanie. Dodatkowo Halicka dzięki swym kolażom (trójwymiarowym scenkom zwanym wytłaczanymi romansami) zyskała rozpoznawalność i zainteresowanie. Potrafiła znaleźć dla siebie taki rodzaj działalności twórczej, w którym mogła się realizować. Namalowany przez nią cykl obrazów krakowskiego Kazimierza został wystawiony w galerii Drouet, co przyniosło jej dalsze artystyczne propozycje.
Polki na Montparnasie to ciekawa pozycja dla osób zainteresowanych sztuką. Można tu odnaleźć biografie wielu polskich artystek (poza wspomnianymi wcześniej Maria Dulębianka, Irena Reno, Zofia Stankiewiczówna), przy czym nie są to spisane odrębnie życiorysy, a przeplatające się losy kobiet. Zawierają tak wiele informacji, że dobrze książkę mieć na półce, aby móc do niej sięgać w razie potrzeby.
Halicka Tancerki

Paryż dał tym wszystkim kobietom ogromną szansę, wyrwania się spod kurateli ojców, rodzin, społecznych oczekiwań, ale przede dał im wszystkim możliwość kształcenia i rozwoju, malowania i wystawiania swych prac. Dał dużo większą swobodę i poczucie wyzwolenia, mogły żyć tak jak chciały. I choć nadal był to świat zarezerwowany dla mężczyzn i żadna z malarek nie zyskała sławy dorównującej sławie mężczyzn to dziś po latach ich nazwiska wyłaniają się z cienia i przebiją do naszej świadomości.

Halicka Wytłaczane romanse (kolaże)
Zdjęcia są mego autorstwa, poza zdjęciami obrazów Pająkówny, których nie miałam okazji oglądać w galeriach, zgodnie z informacją na stronie, z której je pobrałam pierwsze znajduje się w Muzeum Narodowym w Warszawie, drugie w Krakowie. Widocznie nie miałam okazji na nie trafić. 

6 komentarzy:

  1. Małgosiu, bardzo ciekawie przybliżyłaś losy mniej znanych polskich malarek. Szczerze mówiąc bliżej jest mi znana tylko Pająkówna i to właściwie przez swój fatalny związek z Przybyszewskim, którego nota bene nie cierpię. To prawda, że mężczyznom malarzom też lekko nie było i wielu z nich mimo talentu klepało biedę, jednak nie stosowano wobec nich takich rygorów, jakie spotykały kobiety. Sama historia ze szkoły Gersona jest kuriozalna, bo przecież był dobrym nauczycielem rysunku i wielu zdolnych malarzy u niego zaczynało swe nauki. Ciekawa jestem, czy ten stosunek do kobiet był wynikiem jego osobistych poglądów, czy narzuconych reguł? Zaciekawiłaś mnie tą książką, mignęła mi na audiotece, więc sobie posłucham, tym bardziej że podoba mi się pomysł przeplatania losów tych pań, a nie poświęcania każdej z nich osobnego rozdziału. Jest to bardzo smutne, kiedy się czyta o ich zmaganiach, aż płakać się chce na myśl, ile musiały wycierpieć, żeby się realizować w sztuce, a przy tym znosić samotność bo przecież musiały też dbać o opinię. Ja tydzień temu byłam z Martą w Poznaniu na wystawie Chełmońskiego, wycieczka się udała i niedługo o tym napiszę. Przesyłam serdeczne pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znam Przybyszewskiego, tzn. nie znam jego twórczości, ale z biografii czy Kasprowicza czy tej krótkiej notki o Pająkównie widzę, że postępował paskudnie wobec kobiet, ale i wobec znajomych i przyjaciół. Egoistyczny i samolubny, narcystyczny typ. Do Gersona miałam stosunek ambiwalentny dopóki nie zobaczyłam nadbrzeża Motławy. Jego stosunek do kobiet nie był najgorszy, skoro zdecydował się je uczyć, nawet, jeśli ta nauka była niepełna, ale gdzie była, skoro nawet w Paryżu istniało tyle ograniczeń. Znak czasów. Ja też poznałam książkę dzięki fragmentowi na audiotece, dzięki temu wypożyczyłam książkę. Losy pań są przeplatane, choć każdej pani poświęcono po kilka czy kilkanaście rozdziałów to przecież one są czasami zazębiają, panie się spotykały, znały, malowały swoje portrety, lub przynajmniej słyszały o sobie i oglądały swoje obrazy.
      Wystawę Chełmońskiego oglądałam w Warszawie :) Ciekawa jestem twoich wrażeń. Pozdrawiam

      Usuń
  2. Jakoś obrazy Bilińskiej nie przemawiają do mnie tak jak Boznańskiej Dziewczynka z chryzantem, impresja w malarstwie bardziej mi zawsze odpowiadała choć Boznańska tego nurtu nie przedstawiała. A los młodych malarek w moich Klejnotach obrazuje Gertruda,nie były to czasy łaskawe dla kobiet ale nasze też nie są i to zupełnie z innych powodów. Za to bardzo mnie cieszy w Twojej opowieści obraz matki z dzieckiem Halickiej - miałam wrażenie że to jedyny taki w Villi La Fleur, dlatego od razu rzucił mi się w oczy, a rok temu zachwyciły mnie te wycinanki materiałowe.Myślę że każda epoka przynosi ludziom dramaty, a pomimo tego śladem miłości do sztuki wielu podąża - I to jest piękne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bilińska początkowo bardzo krytykowała impresjonizm i jej portrety były bardziej akademickie, choć z czasem każdy z nich wyróżniał się pewną oryginalnością, a to sposób przedstawienia - jak np autoportret na którym przedstawiła się w stroju roboczym z potarganymi włosami (a nie jak dotąd z nienaganną fryzurą i elegancką suknią), a to perspektywa (malowanie jakby z dołu pod kątem jak Murzynka, czy w końcu flirt z impresją jak Nad morzem, Bretonka na progu chaty czy wspomniana w poprzednim poście Aleja Lipowa w Berlinie (sama impresja). Ale fakt, iż większość obrazów to portrety malowane w stylu, który mógł spodobać się zamawiającym jeszcze nie przywykłym do nowych trendów. Ale też Bilińska była starsza (11 lat od Boznańskiej) była pierwszą, która przecierała szlaki. Ja lubię obie. Matka z dzieckiem Halickiej? masz na myśli Lekcję czytania, bo innego obrazu z dzieckiem z Konstancina nie pamiętam. Miło, że każdy może znaleźć sobie jakiś swój fragment piękna namalowanego, czy wykreowanego przez artystę i radować swe oczy. :) Mimo, jak piszesz przeciwności losu, które zawsze nam towarzyszą.

    OdpowiedzUsuń
  4. Z ciekawością przeczytałam to, co napisałaś o polskich malarkach. Zdumiałaś mnie informacją, że aż do 1965 roku mężatka nie mogła sama założyć rachunku bankowego. À propos malarzy, przed chwilą wyczytałam, że jakiś turysta zniszczył „Krzesło Van Gogha” znajdujące się w muzeum w Weronie. I nie zniszczył przypadkowo, tylko specjalnie – usiadł na to krzesło, choć jest to zabronione, a że dużo ważył, dzieło sztuki pękło...

    OdpowiedzUsuń
  5. Też byłam tym zadziwiona, wszak już byłam na świecie, moja mama była mężatką, choć zapewne nawet nie przyszło jej do głowy, aby otworzyć sobie rachunek bankowy, jako żona przy mężu dostawała pieniądze od taty i nimi gospodarowała. Zresztą nawet tata nie miał wówczas rachunku w banku, bowiem w większości społeczeństwa posługiwano się gotówką, ale mimo wszystko dziś wydaje się to zdumiewające. O zniszczeniu krzesła nazwanego krzesłem Van Gogha czytałam, na szczęście takie dzieło sztuki można odtworzyć, ale zachowanie tego człowieka skandaliczne, a potem uciekł, w dodatku tchórz.

    OdpowiedzUsuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).