Wydawca Kobra Media, rok wydania 2001, stron-343.
Uwielbiam tę książkę. Podczas zabawy w dziesięć ulubionych czytadeł na jej wspomnienie uśmiech zagościł mi na gębie szeroki i ogromniasty, taki, co to by można skomentować, no i czego tak szczerzysz kły? Poleciałam więc do pudełka z napisem Chmielewska i z pokaźnego zbioru wyciągnęłam książkę na półeczkę przy łóżku. Niestety, w sierpniu miałam sporo zobowiązań czytelniczych i została ona wypchnięta z kolejki oczekujących. Kiedy w bibliotece zobaczyłam audiobooka pomyślałam - to będzie wyjście; wysłucham w drodze do pracy. Niestety lektorka używa, moim zdaniem tak manierycznej i nienaturalnej interpretacji, że po dwóch rozdziałach płyta poszła w kąt, a książka odzyskała należne jej miejsce.
W domu Alicji, duńskiej przyjaciółki Joanny (narratorki), w miejscowości Allerod, której nazwę używając potocznych skojarzeń można by przetłumaczyć, jako wszystko czerwone, pojawia się całe mrowie gości. To wprowadza gospodynię w stan podwyższonej nerwowości, bowiem hurtowy najazd gości, którzy nie raczą przestrzegać ustalonych wcześniej terminów wizyt, powoduje kłopoty z noclegiem i aprowizacją. Podczas miłego towarzyskiego spotkania odbywającego się w półmroku ogrodowej lampy jeden z gości, Edek usiłuje przestrzec Alicję przed kimś z jej otoczenia. Edek jest pijany, a Alicja nie ma ochoty go słuchać. Kiedy jednak po wyjściu gości okazuje się, iż Edek został zamordowany wykrzykiwane bez ładu i składu ostrzeżenia zaczynają nabierać sensu, a Alicja wraz z trójką stałych gości zaczynają poszukiwania Edkowego listu, o którym zdążył był wspomnieć przed zejściem. Od tej pory akcja dostaje przyspieszenia, trup (nie-trup) ściele się gęsto, kolor czerwony dominuje nad innymi, Alicja wciąż szuka zaginionych listów (oprócz Edkowego nadeszły nowe, które roztargniona pani domu wciąż gdzieś zapodziewa), liczba gości to rośnie, to maleje, dzięki uczynnemu zbrodniarzowi, a wszystkiemu towarzyszy duński policjant o polskich korzeniach władający językiem w sposób wielce oryginalny. Każde pojawienie się pana Mulgaarda wywoływało we mnie wybuchy śmiechu tak gwałtowne, że udało mi się rozlać mleko i zbić szklankę.
O Chmielewskiej mawia się, że jest ona autorką kryminałów, tymczasem zwolennicy „typowych” kryminałów mogą poczuć się zawiedzeni czytając jej książki. Są one raczej połączeniem komedii kryminalnej z elementami absurdu. Ten rodzaj humoru nie wszystkim przypadnie do gustu. Mnie śmieszy nieodmiennie od lat i wprawia w doskonały humor.
Uwielbiam tę książkę. Podczas zabawy w dziesięć ulubionych czytadeł na jej wspomnienie uśmiech zagościł mi na gębie szeroki i ogromniasty, taki, co to by można skomentować, no i czego tak szczerzysz kły? Poleciałam więc do pudełka z napisem Chmielewska i z pokaźnego zbioru wyciągnęłam książkę na półeczkę przy łóżku. Niestety, w sierpniu miałam sporo zobowiązań czytelniczych i została ona wypchnięta z kolejki oczekujących. Kiedy w bibliotece zobaczyłam audiobooka pomyślałam - to będzie wyjście; wysłucham w drodze do pracy. Niestety lektorka używa, moim zdaniem tak manierycznej i nienaturalnej interpretacji, że po dwóch rozdziałach płyta poszła w kąt, a książka odzyskała należne jej miejsce.
W domu Alicji, duńskiej przyjaciółki Joanny (narratorki), w miejscowości Allerod, której nazwę używając potocznych skojarzeń można by przetłumaczyć, jako wszystko czerwone, pojawia się całe mrowie gości. To wprowadza gospodynię w stan podwyższonej nerwowości, bowiem hurtowy najazd gości, którzy nie raczą przestrzegać ustalonych wcześniej terminów wizyt, powoduje kłopoty z noclegiem i aprowizacją. Podczas miłego towarzyskiego spotkania odbywającego się w półmroku ogrodowej lampy jeden z gości, Edek usiłuje przestrzec Alicję przed kimś z jej otoczenia. Edek jest pijany, a Alicja nie ma ochoty go słuchać. Kiedy jednak po wyjściu gości okazuje się, iż Edek został zamordowany wykrzykiwane bez ładu i składu ostrzeżenia zaczynają nabierać sensu, a Alicja wraz z trójką stałych gości zaczynają poszukiwania Edkowego listu, o którym zdążył był wspomnieć przed zejściem. Od tej pory akcja dostaje przyspieszenia, trup (nie-trup) ściele się gęsto, kolor czerwony dominuje nad innymi, Alicja wciąż szuka zaginionych listów (oprócz Edkowego nadeszły nowe, które roztargniona pani domu wciąż gdzieś zapodziewa), liczba gości to rośnie, to maleje, dzięki uczynnemu zbrodniarzowi, a wszystkiemu towarzyszy duński policjant o polskich korzeniach władający językiem w sposób wielce oryginalny. Każde pojawienie się pana Mulgaarda wywoływało we mnie wybuchy śmiechu tak gwałtowne, że udało mi się rozlać mleko i zbić szklankę.
O Chmielewskiej mawia się, że jest ona autorką kryminałów, tymczasem zwolennicy „typowych” kryminałów mogą poczuć się zawiedzeni czytając jej książki. Są one raczej połączeniem komedii kryminalnej z elementami absurdu. Ten rodzaj humoru nie wszystkim przypadnie do gustu. Mnie śmieszy nieodmiennie od lat i wprawia w doskonały humor.
Alicja jest od niej o ile starsza, a zobacz, jak przy niej wygląda. Jak wdzięczna sylfida. Alicja ma mało wcięcia w talii, ta spódnica jest okropna, wypchana na tyłku i zgruchomiona na brzuchu, i co? Przy Agnieszce Alicja wygląda jak klabzdra, a przy Grecie jak nimfa.
Wszystko czerwone pełne jest absurdu, ilość idiotycznych pomysłów, na jakie wpadają Alicja i jej goście oraz nieudolność przestępcy są zadziwiające.
A wszystko zaczyna się przy świetle czerwonej lampy.
Uroczystość w pełni rozkwitu przeniosła się po kolacji na taras. Obiekt kultu świecił czerwonym blaskiem na wysokości nieco mniej niż metr, oświetlając wyłącznie nogi siedzących wokół osób. Wielki płaski klosz, z wierzchu czarny nie przepuszczał najmniejszego promyka, tak że głowy i popiersia tych osób tonęły w głębokim mroku, za ich plecami zaś panowała ciemność absolutna. Samotne wyeksponowane purpurowe nogi, pozbawione swoich właścicieli, wyglądały nieco dziwnie, ale nawet dość efektownie.
Poniżej kilka cytatów z pana Mulgaarda, jeśli one was nie rozbawią, to raczej nie sięgajcie po książkę.
- Azali były osoby mrowie a mrowie?
-Ta dama – upewnił się – to wasza mać?
Wszystko czerwone pełne jest absurdu, ilość idiotycznych pomysłów, na jakie wpadają Alicja i jej goście oraz nieudolność przestępcy są zadziwiające.
A wszystko zaczyna się przy świetle czerwonej lampy.
Uroczystość w pełni rozkwitu przeniosła się po kolacji na taras. Obiekt kultu świecił czerwonym blaskiem na wysokości nieco mniej niż metr, oświetlając wyłącznie nogi siedzących wokół osób. Wielki płaski klosz, z wierzchu czarny nie przepuszczał najmniejszego promyka, tak że głowy i popiersia tych osób tonęły w głębokim mroku, za ich plecami zaś panowała ciemność absolutna. Samotne wyeksponowane purpurowe nogi, pozbawione swoich właścicieli, wyglądały nieco dziwnie, ale nawet dość efektownie.
Poniżej kilka cytatów z pana Mulgaarda, jeśli one was nie rozbawią, to raczej nie sięgajcie po książkę.
- Azali były osoby mrowie a mrowie?
-Ta dama – upewnił się – to wasza mać?
- A możliwe, że pani wiadomości posiada. O ta osoba, morderca. Pani musi umysłowa robota wykonać, mnogo, wielkie mrowie. Zaprawdę na pamięć waszą zaległo, a musicie rozjaśnić mroki.
- Zaprawdę, pamięć nasza nie powiada nam nic...
- Światłość była na pani osoba. On wykonywa zła zamiara poprzez okno. Pani winna nie siadywać na światłość.
- Zadziwienie odczuwać należy – rzekł. – Nader nieordynarny spożyły jad osoby nieżywe.
- Zaprawdę, pamięć nasza nie powiada nam nic...
- Światłość była na pani osoba. On wykonywa zła zamiara poprzez okno. Pani winna nie siadywać na światłość.
- Zadziwienie odczuwać należy – rzekł. – Nader nieordynarny spożyły jad osoby nieżywe.
Moja ocena książki 5,5/6, audiobooka nawet nie ocenię, to, że nie wysłuchałam do końca mówi samo za siebie. Za to wysłuchałam też fragmentu słuchowiska na podstawie książki i również poczułam się zawiedziona, jak można było tak "zniszczyć" książkę przez tak dziwaczną interpretację. W audiobooku Alicja jest sfrustrowaną, ziejącą jadem wszem i wobec babą, w słuchowisku słodką, idiotką.
I jeszcze moje osobiste wyzwanie wrześniowe. Jest to miesiąc mojego urlopu (już za chwileczkę, już za momencik) dlatego przekornie będzie to miesiąc bez klasyki, z literaturą nieco lżejszego kalibru (no chyba, że mi się wepchnie bez kolejki).
A kto czytał wersję audio? Bo przez słuchowisko rozumiesz te białe płyty z łebkami w kółeczkach? Słuchałem Lesia w tej wersji i było to żenujące mocno.
OdpowiedzUsuńO nasze drogi się spotykają tu i ówdzie. :) Nawet na całkiem nieznanych mi blogach. :)
UsuńAle ad rem, rzeczywiście <> z "płyty z łebkami w kółeczkach" jest mocno żenujące, ale lata temu ukazał się audiobook bodajże w Instytucie Książki Mówionej. Aż dziw bierze, że audiobooki się tak późno przyjęły, albo ktoś wpadł na pomysł takiego zagospodarowania rynku. Niemniej, istnieje też taka wersja.
Po raz pierwszy czytałam "Wszystko" w wersji analogowej, w liceum, pomimo tego, że Chmielewska nie jest moją ulubioną autorką, to mam duży sentyment do tej książki i lubię sobie ją co jakiś czas przypomnieć. Serdeczności.
Marta Żak; pisze aktorka, nie znam. A słuchowisko- i owszem białe z łebkami w kółeczkach- słuchałam frag. na youtubie. Nie rozumiem, jak można tak spaskudzić książkę i zniechęcić potencjalnych słuchaczy-czytelników.
OdpowiedzUsuńJak dla mnie najlepsza powieść Chmielewskiej, ukochana bardzo a pan Mulgaard to miód malina:)
OdpowiedzUsuńNie mogę się z tobą nie zgodzić, zarówno książka, jak i postać sympatycznego duńskiego policjanta są moimi dobrymi znajomymi.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJa zakochałam się w kryminałach Joanny Chmielewskiej kiedy słuchałam "Studni przodków" czytanej w "Lecie z radiem". Jej absurdalne poczucie humoru bardzo mi odpowiada a styl ma niezrównany, choć z biegiem czasu stał się nieco manieryczny (pardon !) ale nadal błyszczy! Co do polszczyzny komisarza to cóż...żyjąc we Włoszech nasłuchałam się takich fraz z ust cudzoziemców (którzy byli na niższym etapie znajomości języka więc zauważałam niedorzeczności)i oczywiście mnie też się to zdarzyło niejednokrotnie, że ktoś miał oczy jak spodki kiedy słyszał moją wypowiedź. Kiedyś nawet przyprawiłam o prawdziwy wstrząs nastoletnią córkę moich gospodarzy! Jednak tu efekt komiczny leży w nie tylko w składni ale i w użyciu słów, które u nas dawno wypadły z obiegu. Faktycznie "miód malina"! Pozdrawiam wszystkich miłośników książek Chmielewskiej.
OdpowiedzUsuńlato z radiem - piękne czasy mojej młodości, a poziom audycji wyższy niż dziś bywają (choć nie powinnam się wypowiadać, bo dziś niewiele słucham radia). Lapsusy językowe są wdzięcznym tematem do żartów. Sama niejednokrotnie wspominam, jak przetłumaczyłam angielskie taxes. Moja nauczycielka angielskiego miała niezły ubaw, kiedy czytałam tłumaczenie tekstu - dlaczego płacimy za taksówki? Mamy różne rodzaje taksówek: dochodowa, obrotowa. Trzeba płacić za taksówki, aby było na utrzymanie dróg, wojska, policji, pensje nauczycieli, itd w tym stylu. Trochę mnie dziwiło, czemu to z opłat za taksówki finansuje się tą całą sferę budżetową. A kiedy dowiedziałam się że taxes to nie taksówki, a podatki najpierw spiekłam raczka, a potem wtórowałam nauczycielce.
UsuńNo cóż zdarza się... i faktycznie zabawne. Moja wpadka była chyba gorsza, gdyż zacytowałam znane w Polsce przysłowie mówiąc o sobie że jestem stara jak Troja, które to słówko pisane z małej litery we włoskim języku ma zupełnie inne znaczenie i do tego wybitnie pejoratywne, do tego stopnia że młode dziewczęta nie tylko nie powinny go używać ale nawet słyszeć, na szczęście całe nieporozumienie wyjaśniła jej matka.
OdpowiedzUsuńMoja ciocia proponując gościom tratorii (rzecz miała miejsce we Włoszech) pewną specjalność regionalną zaproponowała im... kobiece narządy intymne. Panowie mieli śmiechu co niemiara, a ciocia ....
OdpowiedzUsuńSzwagier obdarowany przez kolegę Niemca, oznajmił mu, że jest bałwanem. W zamyśle miał być Św. Mikołaj :)
UsuńChmielewską na razie znam z dwóch zaledwie książek - kultowego "Lesia" i - w moim odczuciu niezbyt udanej - "Rzezi bezkręgowców".
OdpowiedzUsuńWpisuję na długą listę rzeczy do przeczytania... ;-)
Rzeź bezkręgowców chyba rzeczywiście należy do mniej udanych pozycji, bo nawet jej nie kojarzę, a może nie czytałam. Co do Lesia - był moim pierwszym spotkaniem z Chmielewską i strasznie mnie śmieszył, kiedy przeczytałam po latach mój uśmiech z pełnej gęby zamienił się w uśmiech Giocondy :), a to tylko potwierdza, iż na każdą książkę w naszym życiu musi przyjść właściwa pora.
OdpowiedzUsuńNo i patrz pani, znów podobne upodobania:) O ile na współczesną Chmielewską krzywię się okrutnie (trwa to już od jakichś na oko 10 lat), o tyle jej starsze książki - mmmm! "Wszystko czerwone" jest u mnie absolutnym numerem jeden do tego stopnia, że posiadany przeze mnie onegdaj historyczny egzemplarz wydania pierwszego rozpadł się był kompletnie, w związku z czym zmuszona byłam nabyć to samo wydanie, którego okładkę prezentujesz. Nad kwestiami pana Mulgaarda zarykuję się za każdym razem tak samo mocno!
OdpowiedzUsuńAch, jak Ci zazdroszczę, że Twój urlop dopiero przed Tobą! Ja właśnie wróciłam i odczuwam każdą komórką mego ciała potworny ból istnienia:( Jutro pogłębi się on jeszcze bardziej - Młodszy do przedszkola, Starszy do szkoły, a ja uprząż na szyję i wio!
Aha! Włoska ziemia przesyła wzajemne pozdrowienia:))
Ja takowoż za współczesną Chmielewską nie przepadam. Dobrze, że i Ty zarykujesz nad powiedzonkami pana Mulgarda, bo już gotowa byłam podejrzewać jakieś skrzywienie umysłowe u siebie. Późny urlop ma to do siebie, że najpierw ty zazdrościsz wszystkim, a potem wszyscy zazdroszczą tobie, a tak serio kochana - co cię nie zabije to cię wzmocni, na osłodę - biały kruk już do ciebie leci, a że nadany wczoraj priorytetem- powinien dotrzeć jutro lub we wtorek :) Za pozdrowienia serdeczne dzięki.
UsuńDziękuję, dziękuję, kruka wypatrywać będę niecierpliwie, świątecznie przyodziana:)
UsuńŚwięta prawda z tymi późnymi urlopami - zazdrość tłumów bezcenna, tylko cały szkopuł w tym, by dożyć do tego tak późnego czasu! Gratulacje, że Tobie się udało! Mam nadzieję, że będzie Ci miło i barrrdzo frrrancusko:))
Innej opcji nie dopuszczam. Właśnie się nastrajam słuchając NDdP i pakując walizki.
Usuń"Wszystko czerwone", "Lesio" i "Większy kawałek świata" to moje najulubieńsze książki Chmielewskiej. Wypowiedzi pana Mulgaarda doprowadzały mnie do histerii. :D
OdpowiedzUsuńJestem zdumiona, że taką zabawną powieść można było ukatrupić w wersji audio! Wydawać się mogło, że to pewniak.
Muszę przeczytać większy kawałek świata, bo nie pamiętam, a skoro piszesz, że to jedna z najulubieńszych... Co do audio by może może moja wizja postaci nie pokryła się z wizją lektorki :(
UsuńMam wspomnienie związane z tą książką i czytaniem w liceum pod ławką. Zazwyczaj proceder przebiegał bez zakłóceń z żadnej strony. Niestety, Wszystko czerwone nie nadaje się do czytania w ukryciu. Sama siebie zdemaskowałam wybuchając śmiechem w trakcie nudnego wykładu. Konsekwencji nie pamiętam, więc chyba nie zostały wyciągnięte. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPS> Mój syn również rechocze czytając Chmielewską. Uwielbiam odgłosy serdecznego śmiechu dobiegające z pokoju obok.
Zdecydowanie nie nadaje się do czytania w ukryciu. A skoro nie pamiętasz konsekwencji to być może nauczycielka też należała do grona wielbicielek J.Ch. Pozdrawiam również
UsuńRównież uwielbiam tę książkę, a pan Mulgaard rozbawił mnie do łez! Szkoda, ze nowe powieści Chmielewskiej nie są tak dobre.
OdpowiedzUsuńTeż nie mogę tego odżałować i napiszę nawet, że dość długo dawałam im szansę, nawet zjechane przez krytykę Byczki w pomidorach przełknęłam, podobnie, jak zapalniczkę, ale na Gwałcie poległam na tyle skutecznie, że nie mam ochoty na czytanie ostatnio wydanej książki, poczekam na blogowe recenzje i wyciągnę średnią :)
UsuńJuż możesz zacząć:) Ja wystawiłem 5/6 :D
UsuńCzytałam twoją recenzję i ucieszyła mnie ona. Nie mogłam skomentowac, bo bedąc na zadupiu mam problemy z zasięgiem. Ocenę zapisuję, ale do wyciągania średniej potrzeba mi jeszcze kilku (przynajmniej dwóch) recenzji.
OdpowiedzUsuńNie wątpię, że prędzej czy później jakieś się pojawią:)
Usuń