Obok Placyk i stacja metra Abesse, miejsce, w którym rozpoczęłyśmy nasz spacer.
No dobra, przyznaję się, niechętnie spotykam się ze
znajomymi, dość już mam tych jałowych rozmów na temat diet, celulitu,
jędrnych pośladków, doklejania rzęs, niewyspania, przepracowania,
nudnego rozkładu sobotnio-niedzielnych zajęć w postaci; zakupów,
sprzątania, remontu (i narzekania na to, że weekend zbyt krótki, co prawda, to prawda, ale ile można) i w ogóle, że życie jest ciężkie. Kiedy więc Czara, a potem Holly zaproponowały spotkanie przystałam, choć szczerze mówiąc nie skakałam z radości. Najpierw obawiałam się owych „poziomych rozmów” (termin zapożyczony od któregoś z literatów, publikowany w Płaszczu zabójcy), aby chwilę później popaść w kompleksy, że może to ja nie dorastam do poziomu rozmówczyń i to one będą rozczarowane stratą czasu.
Tymczasem okazało się, że spotkania z dziewczynami pozostaną jednym z milszych paryskich wspomnień, a także, że są jeszcze osoby, z którymi można porozmawiać o literaturze, sztuce, o życiu bez epatowania przygnębieniem, tumiwisizmem i zniechęceniem, dziewczyny, którym, mimo rozlicznych zajęć chce się w życiu coś robić, poza, albo zamiast odrabiania pańszczyzny codziennych zajęć, którym chce się dzielić swą wiedzą, doświadczeniem, przemyśleniami z innymi i które energią mogłyby obdzielić niejednego malkontenta (choć, czy malkontenta można by zarazić pozytywną energią to kwestia dyskusyjna).
Obok Moulin de la Gallete widziany z Rue Lepic.
Tymczasem okazało się, że spotkania z dziewczynami pozostaną jednym z milszych paryskich wspomnień, a także, że są jeszcze osoby, z którymi można porozmawiać o literaturze, sztuce, o życiu bez epatowania przygnębieniem, tumiwisizmem i zniechęceniem, dziewczyny, którym, mimo rozlicznych zajęć chce się w życiu coś robić, poza, albo zamiast odrabiania pańszczyzny codziennych zajęć, którym chce się dzielić swą wiedzą, doświadczeniem, przemyśleniami z innymi i które energią mogłyby obdzielić niejednego malkontenta (choć, czy malkontenta można by zarazić pozytywną energią to kwestia dyskusyjna).
Obok Moulin de la Gallete widziany z Rue Lepic.
Dziewczyny pokazały mi; każda po trochu swojego Paryża, a że mieszkają tam spory kawałek czasu, było co pokazywać. Tylko ograniczone ilością czasu skoncentrowały się każda na małej jego cząstce; Czara oprowadziła mnie po Montrmatrze, Holly po Parku Monceau i okolicy.
Obie zaprowadziły mnie w miejsca, do których nie docierają przewodnicy turystycznych wycieczek (a przynajmniej polskich wycieczek, co po części jest dla mnie zrozumiałe, ile można pokazać podczas kilku godzin pobytu w mieście świateł).
Dzisiaj pierwsza część wspomnień - Paryż z Czarą.
Obie zaprowadziły mnie w miejsca, do których nie docierają przewodnicy turystycznych wycieczek (a przynajmniej polskich wycieczek, co po części jest dla mnie zrozumiałe, ile można pokazać podczas kilku godzin pobytu w mieście świateł).
Dzisiaj pierwsza część wspomnień - Paryż z Czarą.
Bardzo podobał mi się spacer po Montmartrze odbywany z pominięciem sztandarowych okolic Sacre Coeur i Place du Tertre; miejsc bardzo urokliwych, ale tak potwornie zatłoczonych, że spacer zamienia się w mało przyjemne przepychanie się pomiędzy ludźmi i budynkami. Tymczasem Czara oprowadziła mnie równie ładnymi, a niemal opustoszałymi uliczkami dzielnicy artystów (Wzgórza Św. Męczenników) opowiadając historie znajdujących się tam budowli i jego byłych mieszkańców. Po raz pierwszy miałam okazję zobaczyć Le Bateau-Lavoir, budynek, w którym na początku XX wieku zamieszkiwała grupa artystycznej bohemy; między innymi Picasso i Modiliani, gdzie bywał Apollinaire, Matisse, Gertruda Stein, Jean Cocteau i wielu innych. Tutaj też wydano bankiet na cześć Rousseau.
Obok Le Bateau-Lavoir
W dawnych pomieszczeniach konstruktora fortepianów na
rogu Place Emile-Goudeau w ciasnym, niezwykle skromnie wyposażonym,
wręcz biednym, pełnym zakamarków budynku, wśród zapachu stęchlizny,
pleśni, wśród niezliczonej ilości kotów oraz gwaru jego wielobarwnych
mieszkańców, przy nieprzepuszczających powietrza i światła małych
okienkach powstało dzieło Picassa Panny z Avignon. Niepozorny dom (jak podaje książka Sztuka i architektura Paryż) spłonął w 1970 roku. A zatem budynek, który znajduje się tam dziś musi stanowić jego replikę. W oknach znajdują się fotografie i nazwiska dawnych jego mieszkańców.
Obok Panny z Avignon Picassa (zainteresowanych genezą obrazu odsyłam do wpisu u Marlowa)
Tutaj też po raz pierwszy usłyszałam o Lapin Agile, o
którym miałam okazję kilka dni później czytać w książce Kobiety w życiu Van Gogha. Ten
paryski kabaret był jednym z ulubionych miejsc spędzania wolnego czasu
przez pisarzy i malarzy. Bywali w nim między innymi mieszkańcy wspomnianego wyżej domu. Był też miejscem spotkań kryminalistów, sutenerów i lokalnych anarchistów. Kabaret malowali zarówno Picasso, jak i Maurice Utrillo. O tej ciekawej postaci także dowiedziałam się od Czary. Właściwie nazywał się on Maurice Valadon i był nieślubnym synem Suzanne Valadon. Suzanne pierwotnie występowała w cyrku, następnie była modelką (głównie Renoire), po czym została malarką. Syn odziedziczył po matce talent artystyczny, zaś po przybranym ojcu katalońskim krytyku sztuki odziedziczył nazwisko (Utrillo). Pojony przez babkę od dziecka alkoholem (taki sposób uspokojenia dzieciaka) przez całe życie pozostał nałogowcem; „cyganem błąkającym się między knajpami Montrmartru, izbami wytrzeźwień a szpitalami dla umysłowo chorych” (informacja z wikipedii). W ramach terapii zaczął malować i okazało się, że jest
niezwykle utalentowany. Pierwsze obrazy powstały pod wpływem Pissarra i
Sisleya. W okresie, kiedy nie miał pieniędzy na przybory malarskie
tworzył za pomocą kleju, gipsu i białej farby (ten okres jego
malarstwa nazwany został białym).
Obok obraz Utrillo Cabaret Lapin Agile. Utrillo często płacił właścicielom kabaretu obrazami. Pokaźna ich kolekcja mogłaby zapewnić rodzinie byt na długie lata, gdyby nie to, że nieświadomi jej wartości sprzedali ją "za grosze".
Obok obraz Utrillo Cabaret Lapin Agile. Utrillo często płacił właścicielom kabaretu obrazami. Pokaźna ich kolekcja mogłaby zapewnić rodzinie byt na długie lata, gdyby nie to, że nieświadomi jej wartości sprzedali ją "za grosze".
Utrillo miał niezwykle bujne, acz często smutne życie, pozostawił po sobie ponad trzy i pół tysiąca obrazów.
Następnie błąkając się krętymi uliczkami wzgórza (mijając po drodze wiele ciekawych miejsc, o których nawet krótkie wspomnienie wydłużyłoby ten wpis do niemożebnej rozciągłości) trafiłyśmy na ulicę Rue Lepic, a przy niej między innymi słynny Moulin de la Galette. Wiszący dziś w Muzeum Orsay obraz Augusta Renoire`a przedstawiający tańczących na tarasie młyna mieszkańców dzielnicy rozsławił młyn na zawsze. Kojarzony z sielankową scenerią niedzielnego wypoczynku bawiących się paryżan ma także swą ponurą historię. Jest nią tragiczna śmierć syna właściciela młyna, zamordowanego przez Kozaków pod koniec wojen napoleońskich w 1814 roku (został on ukrzyżowany na ramionach młyna).
Obok Kamienica, w której mieszkał Theo Van Gogh, a także Vincent Van Gogh na Rue Lepic
Rue Lepic to chyba obok Place du Tertre jedna z najbardziej malowniczych uliczek Montrmartru. Pełno tu kawiarenek, restauracyjek, dwa „zabytkowe” młyny (być może jest ich więcej, ja widziałam dwa), piękne widoki; zarówno na położony w dole Paryż, jak i na położone wyżej wzgórze. Pod koniec spaceru dotarłyśmy do domu, w którym mieszkał Theo Van Gogh, a w którym podczas wizyty u brata zamieszkiwał także Vincent. Na domu znajduje się informująca o tym pamiątkowa tabliczka.
Zafundowalas mi przecudny spacer po Paryzu. Dziekuje.
OdpowiedzUsuńCała przyjemność po mojej (a może po Czary)stronie :)
UsuńParyż z Czarą był po prostu czarowny. Też bym tak chciała z Wami powędrować. Zazdroszczę wspaniałej przechadzki i niecierpliwie czekam na kolejny odcinek.
OdpowiedzUsuńTeż jestem tego zdania i chętnie bym jeszcze z Czarą (i Holly też) pospacerowała. Paryż ma jeszcze wiele cudownych miejsc.
UsuńJakiż cudowny spacer odbyłaś a to dzięki naszym paryżankom:)Czasami wystarczy zejść z trasy, by zobaczyć inne interesujące miejsca, ale trzeba jednak być przygotowanym wcześniej na to spotkanie z historią.
OdpowiedzUsuńSama zaczęłam się zastanawiać, czy ja potrafiłabym tak ciekawie opowiedzieć o moim mieście oprowadzając po jego mniej znanych zakątkach :) Dziewczyny zrobiły to świetnie. A ja starałam się, jak najwięcej zapamiętać, a po powrocie uzupełniłam luki w pamięci sięgając do mojej ulubionej pozycji Paryż Architektura i sztuka.
UsuńNa TAKI Paryż to i ja bym się chętnie skusiła.... :)
OdpowiedzUsuń..... jak również na spacer z Tobą po mniej znanych zakątkach Gdańska - liczę na Ciebie Gosiu :P
UsuńParyża nie mogę ci obiecać, ale po Gdańsku mam nadzieję pospacerujemy jeszcze w tym roku :)
UsuńA i ja liczę na jakieś mniej znane zakątki z Twojej strony.
UsuńO Gosiu, dziękuję Czarze i Tobie za cudowny spacer.
OdpowiedzUsuńNo cóż, my jesteśmy "niedzielnymi" turystami w Paryżu.
Kilka dni w tym niezwykłym mieście i wtedy chcemy szybko, "wszystko" zobaczyć.
Dziewczyny mieszkają wiele lat w Paryżu, więc poznały zakątki Paryża.
Jeszcze raz gorąco dziękuję.
My, turyści, często bywamy ograniczeni czasem, mając świadomość, iż pobyt liczony jest czasami nawet nie w dniach, a w godzinach, musimy wybierać, stąd nasze zwiedzanie bywa powierzchowne. Ale przecież często łapię się na tym, że nie znam dobrze własnego miasta. Zawsze przypomina mi się przy okazji takich wypowiedzi- powiedzenie któregoś z pisarzy, który stwierdzał- Nie znam dobrze Rzymu, mieszkam w nim dopiero od dwudziestu lat :)
UsuńGuciamal,
OdpowiedzUsuńTo mnie było niezwykle miło się z Tobą spotkać, Tobie zawdzięczam wiele odkryć paryskich, na przykład uzmysłowiłam sobie, że mieszkam w okolicach w których powstawały książki Remarque'a, np "Łuk Triumfalny" albo, że przecież tuż obok mnie znajduje się dom w którym mieszkała bohaterka Zoli "Nana". Czasem moim gościom wydaje się, że korzystają z mojej wiedzy czy też znajomości "terenu" a mnie się zawsze wydaje, że to ja korzystam, bo poznaję wspaniałych, ciekawych świata ludzi i co tu się oszukiwać, gdyby nie Twoje przyjazne "ucho" i chęć poznawania, pewnie też ani ja ani Czara nie miałybyśmy takiej przyjemności w pokazywaniu Ci trochę innego Paryża...Serdecznie dziękuję za spędzony razem czas i polecam się na przyszłość!
Przyjmuję to polecenie się na przyszłość- mam nadzieję, że zastanę Cię jeszcze w Paryżu i może do czasu kolejnej wizyty uda ci się zlokalizować hotel, w którym mieszkał Ravic, a jeśli nie to i tak jestem pewna, że dowiem się wiele nowych, ciekawych historii, a Paryż odsłoni się jeszcze bardziej przed moimi oczyma. I dziękuję za miłe słowa.
UsuńJa się bałam, że zanudzam Cię moją gadaniną ;-) To dla mnie ogromna przyjemność, że mogłam Ci opowiadać trochę o moich ulubionych zakątkach, ale teraz czekam niecierpliwie na drugą część, bo żałowałam bardzo, że nie załapałam się na Twój spacer z Holly, też chyba będę mieć drugą szansę? :)
OdpowiedzUsuńCzaro nie grzesz nadmiarem skromności :) Druga część oczywiście nastąpi, jak tylko znajdę chwilkę czasu i natchnienia (podejrzewam, że w czasie weekendu). Mam także wielką nadzieję, że uda nam się we trójkę powtórzyć spotkanie w przyszłym roku. W tym, to raczej nie da rady (moi ulubieńcy z NDdP) częściej występują w Kijowie, niż Paryżu :( I jeszcze raz dziękuję
UsuńCudowny spacer! To naprawdę wspaniałe, że w blogosferze można odnaleźć pokrewne dusze, które nas wzbogacają i pozwolą odkryć tyle nowych miejsc i wrażeń. To świetnie, że mogłyście się spotkać. :)
OdpowiedzUsuńA żebyś wiedziała, jak ja się cieszę. Właśnie o tym między innymi rozmawiałyśmy z dziewczynami; o owym pokrewieństwie dusz, czy też skromniej; pokrewieństwie zainteresowań i o tym, jak miło jest przekonać się, że nie jesteśmy jakimiś odmieńcami, których nie interesują rozmowy o ciuchach, kosmetykach, ploteczkach.
UsuńBardzo mi się podobają te paryskie stylizowane tablice z oznaczeniem wejścia do metra, które pokazałaś na pierwszym zdjęciu :-)
OdpowiedzUsuńChoć secesja (art nouveau) nie należą do moich ukochanych stylów, to muszę przyznać, że z czasem coraz bardziej mi się podobają
UsuńTo był cudowny spacer po Paryżu. Dziękuję za niego.
OdpowiedzUsuńŻyczyłabym wszystkim takich spacerów
UsuńWspaniała opowieść i piękne ilustracje. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję. Ilustracji trochę mało, ale mój blog jest bardziej pisany niż ozdabiany zdjęciami, nie umiem robić takich dobrych, jak wielu naszych koleżanek i kolegów blogowych - więc nawet nie próbuję zamieszczać ich więcej :)
UsuńCzytając posta poczułem się prawie jak "Po północy w Paryżu". Pięknie przeniosłaś nas w czasy paryskiej bohemy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
A wiesz, że też miałam ostatnio takie skojarzenia i odświeżyłam sobie wczoraj filmik.
UsuńParyż jest mi kompletnie nieznany, więc z przyjemnością przeczytałam i czekam na więcej! I koniecznie musisz częściej spotykać się z blogerami, jak wśród nich znalazłam wielu wspaniałych znajomych, z którymi można porozmawiać na fajne tematy, bez zadęcia, ale i bez marudzenia:)Jak Cię kiedykolwiek przyniesie w okolice Poznania, to daj znać:)
OdpowiedzUsuńNa to właśnie liczę, że kontakty w realu okażą się równie miłe, jak te wirtualne i że będzie o czym porozmawiać. W Poznaniu mam rodzinę i jedną znajomą blogerkę (z bloga filmowego - eneida), z którą nie możemy się spotkać, bo wciąż coś wypada. Dziewczyny z Warszawy też proponowały spotkanie, ale wpadam tam, jak po ogień oczywiście do Muzycznego przede wszystkim. Jednak liczę, że to się odmieni
Usuń