Będzie to jedna z moich najkrótszych recenzji książkowych. Lekturę skończyłam ponad tydzień temu, ale nie mogłam zabrać się za napisanie swoich wrażeń. Zaczynałam pisać tę recenzję wiele razy i kasowałam. W końcu poddałam się.
Do kolejnej książki Lwa Tołstoja podeszłam z pewną obawą. Wcześniejsza lektura powieści Zmartwychwstanie mocno mnie znużyła. Za dużo było tam, jak dla mnie „tołstojowskiej filozofii” wyrażającej jego poglądy na kwestie społeczno-ideologiczne, przypominające połączenie idei anarchistyczno -komunistycznych z religijnymi. I choć Anna Karenina nie jest ich pozbawiona to słuchało mi się audiobooka znacznie lepiej niż wcześniej czytało Zmartwychwstanie.
Nie będę streszczała fabuły, bo chyba jest ona znana niemal wszystkim, jeśli nie z lektury, to z jej ekranizacji. Nie wiedząc, co można jeszcze napisać o książce, na której temat już tyle napisano krótko przedstawię, co mi się w niej podobało.
Nowatorstwo w przedstawieniu historii kobiety, która dopuszcza się zdrady. Jest to pierwsza powieść, w której autor nie potępia wiarołomnej żony. Tołstoj znajduje usprawiedliwienie dla Anny (system społeczny).
Wspaniały opis obyczajów z życia wyższych sfer arystokratycznej Rosji (bale, opery, pojedynki, polowania, wyścigi, podróże, flirty i romanse).
Bogate studium psychologiczne głównej bohaterki. Portret Anny to majstersztyk. Budzi ona z jednej strony mój podziw, bo lubię kobiety odważne, kobiety, które potrafią walczyć o swoje szczęście, próbują coś zmienić, nawet mając świadomość, że ich walka skazana jest na przegraną, kobiety, które nie poddają się. Z drugiej strony zaczyna budzić antypatię, kiedy popada w histerię, staje się zazdrosna, niezrównoważona i nieznośna (ciągłe awantury, skrajne nastroje, zmienność decyzji). Można ją co prawda usprawiedliwić położeniem, w jakim się znalazła, ale z drugiej strony, gdyby Anna umiała znaleźć sobie cel w życiu, skupić się na opiece nad dzieckiem, zajmować gospodarstwem czy działalnością dobroczynną, słowem gdyby poza miłością do Aleksego umiała funkcjonować to cała historia mogłaby potoczyć się inaczej. No, ale na to trzeba by może uległej Dolly, albo nieco naiwnej i niedoświadczonej Kitty. A wreszcie, gdyby Anna była inną kobietą, nie byłaby bohaterką tytułową. Postać Anny jest bardzo wyrazista, przy niej pozostałe bohaterki wypadają nieco blado.
Oskarżenie systemu społecznego o nierówne traktowanie płci (nikogo nie dziwią liczne romanse Stiwy Obłońskiego, Wrońskiemu romans z żoną wysokiego urzędnika państwowego dodaje splendoru, Anna staje się personą non grata w chwili, kiedy otwarcie przyznaje się do opuszczenia rodziny).
Historia poszukiwania sensu życia i szczęścia (w miłości-Anna, w macierzyństwie – Dolly, w pracy i w religii - Lewin).
Mniej podobały mi się tołstojowskie rozważania dotyczące systemu społecznego oraz polityki.
Książka godna polecenia, chociaż nie potrafiła mnie uwieść. Wysłuchałam z przyjemnością, ale bez ekstazy. Cieszę się, że wysłuchałam, cieszę się, że mam już za sobą, ale czy sięgnę po Tołstoja? - na pewno nie w najbliższym czasie.
Ciągle przede mną literackie spotkanie z Anną, bo filmowe wersje to jakieś widziałam. A planuję to spotkanie od roku prawie:(
OdpowiedzUsuńMoże w czasie ferii zimowych się uda?
A zatem życzę powodzenia. Przeczytawszy (wysłuchawszy) zaraz obejrzałam film z Sophie Marcou w roli Anny. Jak dla mnie film poprawny, ale drażnił mnie aktor grający Wrońskiego (Sean Bean, którego pamiętam jako kochanka Lady Chamberlain i który zupełnie mi nie pasował do tej roli). Natomiast sama postać Anny i Lewina niezłe.
UsuńMam identyczne wrażenia co do Anny jak Ty, podobała mi się powieść, szczególnie właśnie kreacja Anny. A również jak Tobie, nie rozważania dotyczące systemu społecznego oraz polityki.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Czytałam Twoją recenzję, rzeczywiście mamy podobne odczuciam. Ja słuchałam audiobooka w interpreyacji Marcina Trońskiego
UsuńUlubiona książka mojej żony. Mnie się podobał film, chętnie bym go jeszcze raz obejrzał.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Ja nabyłam płytkę za jakieś smieszne pieniiążki u ulicznego sprzedawcy płytek, zdaje się, że wcześniej sprzedawali z jakąś gazetą
UsuńGdy czytałam Annę Kareninę miałam podobne odczucia jak ty Gosiu. Nie jest to moja ulubiona książka.
OdpowiedzUsuńKsiążkę przeczytałam dosyć dawno. Mam do niej raczej mieszane uczucia. I chociaż mam ją w domu, nie sądzę abym po nią sięgnęła.
OdpowiedzUsuńFilm oglądałam z przyjemnością.
Sara-Maria
Nie czytałam Anny Kareniny i na pewno się za tę książkę nie zabiorę. Przyznam, iż bezecnie postanowiłam zapoznać się z Twoją, Gosiu, opinią, a skoro spełnia moje o tej powieści zamysły, to przepadło. Ja "zakochałam się" w Tołstoju już jako dziecko, oglądając z zapartym tchem ekranizację, jeszcze czarno-białą, Wojny i pokoju(i to kilka razy). Upłynęły dziesiątki lat, zanim kupiłam sobie te tomiszcza, i było to dokładnie wszystko, co odwzorowała moja pamięć. Od pierwszego zdania do ostatniego pędziłam przez tę powieść w zachwycie. Historia Anny Kareniny zaś, to zapewne na tamte czasy był kamień rzucony przestarzałym konwenansom, niszczącym wielokrotnie ludziom życie. A że bohaterka zachowywała się histerycznie, też nie można się dziwić - tamte kobiety rzeczywiście takie były. Nie przywiązywały się do dzieci, ponieważ miały je z niekochanymi mężami, z reguły wybranymi przez rodziców(u "Pani Bovary" był ten sam problem, choć sama wybrała sobie męża). Nie wiedziały, bo nikt ich wtedy tego nie uczył, że życia nie warto tracić dla żadnej miłości, bo po niej może przyjść następna i piękniejsza(nie było psychologów ani grup wsparcia, ludzie musieli radzić sobie sami). I nikt im też nie mówił, że można i należy żyć pasjami, że one odmieniają nasz świat na lepsze - to my to wiemy. One gubiły się, dodatkowo jeszcze obarczane odrzuceniem społecznym. I na pewno Tołstoj przedstawił osobę słabą. Silna, tak jak piszesz, poradziłaby sobie i skupiła na czymś innym - w końcu każdy z nas przeżył kiedyś zawód miłosny i żyje do dzisiaj. Sądzę, że mistrz "Wojny i pokoju" zamierzał postacią Anny rzucić wyzwanie swoim czasom, niejako otworzyć współczesnym oczy - dlatego powieści z tamtych czasów są trochę takie moralizatorskie. Podziwiam, że przebrnęłaś do końca, na nasze czasy trochę ta książka jest niezrozumiała.
OdpowiedzUsuńMoralizatorstwo- dokładnie to przyszło mi na myśl czytając Sonatę kreuztzerowską Tołstoja. I zaczęłam się zastanawiać, czy Wojna i pokój, które pokochałam podobnie, jak ty lata temu po obejrzeniu ich ekranizacji są od niego wolne. I chyba to nie jest znak czasów- ten ton pisarza i chęć naprawiania społeczeństwa tak mało subtelna- tak łopatologiczna, bo czytuję klasykę bardzo często i chętnie i mimo, że bywa pisana nieco archaicznym jak dla nas współczesnych językiem jej wielkość polega na tym, że jest uniwersalna. Zaś u Tołstoja to już kolejna książka, której moralizatorstwo mnie razi i ... nudzi. Może zmienię zdanie dobrnąwszy do końca, ale małe są na to szanse. Ale Wojnę i pokój chętnie bym przynajmniej spróbowała przeczytać.
OdpowiedzUsuń