Łączna liczba wyświetleń

sobota, 26 listopada 2011

Cień wiatru Carlos Ruiz Zafon

Latami zabierałam się za przeczytanie tej powieści i nie mogłam zabrać. Słyszałam tyle zachwytów nad książką; tyle opinii, że bestseller, że arcydzieło, że cudowna, że magiczna, że klimat, że jak przeczytam to zakocham się w Barcelonie. A ja chyba tak mam, że im kto mnie gorącej namawia na określone zachowanie (przeczytanie, zobaczenie, zwiedzenie), tym bardziej coś się we mnie blokuje i mówię „nie”.
Teraz, kiedy Cień wiatru popadł niejako w cień zapomnienia zabrałam się za lekturę.
W wieku dziesięciu lat bohater Daniel Sempere zostaje zaprowadzony do tajemniczego miejsca zwanego Cmentarzem Zapomnianych Książek. Wizyta ta ma pozostać jego najpilniej strzeżonym sekretem. Jego zadaniem jest wybór jednej książki, którą „zaadoptuje” i zrobi wszystko, aby przetrwała. Daniel wybiera „Cień wiatru” autorstwa mało znanego pisarza Juliana Caraxa. Okazuje się, że książki tego autora są niemożliwe do zdobycia, gdyż jakiś fanatyk spalił niemal wszystkie egzemplarze. Daniel postanawia za wszelką cenę rozwiązać zagadkę tajemniczego niszczenia książek. Przyznacie, że pomysł intrygujący i zapowiadający arcyciekawą historię. Niestety sama historia mnie nie wciągnęła.
Powieść jest połączeniem powieści quasi historycznej (Hiszpania z czasów wojny domowej i lat dyktatury Franco), sensacyjnej (kim jest Julian Carax i komu zależy na zniszczeniu jego książek) i melodramatu (powtórzona historia kochanków Juliana i Penelope oraz Daniela i Beatrice). Czyta się dość lekko i szybko. Mnie lektura zajęła trzy dni. Nie mogę powiedzieć, aby mnie ona znużyła, przeczytałam z pewnym zainteresowaniem, chociaż byłam nieco rozczarowana nazbyt oczywistym rozwiązaniem; chyba mało kto nie domyślił się, kim jest tajemniczy podpalacz książek i co jest powodem jego działania.
Podobał mi się klimat powieści, a pomysł Cmentarza Zapomnianych Książek naprawdę zachwycił. Podobało mi się także uczynienie jednym z bohaterów powieści „książki” i wskazanie, jak ogromny może ona wywrzeć wpływ na życie człowieka. Znalazłam w niej bardzo mądre zdanie Książka jest lustrem i możemy w niej znaleźć tylko to, co nosimy w sobie. Może właśnie to sprawia, że niektóre książki są nam bliskie niczym przyjaciel, a inne mimo, że doceniamy ich mądrość nie wzbudzają cieplejszych uczuć.
Ciekawy jest także opis atmosfery domów rodzinnych młodych bohaterów i wpływu tej atmosfery na kształtowanie ich postaw i charakterów.
Nie wiem dlaczego, ale czytając Cień wiatru przychodziło mi na myśl Sto lat samotności Marqueza. Może to jakieś podobieństwo w klimacie.
Nie mogę powiedzieć, że się rozczarowałam, ale też nie powiem, aby książka mnie zachwyciła czy zauroczyła. Może wyjaśnieniem tego jest owo cytowane wyżej zdanie. Nie znalazłam w niej tego, czego nie noszę w sobie.
Niestety po lekturze nie zapałałam wcale chęcią odwiedzenia Barcelony. Zresztą bardziej będę ją kojarzyć z Paryżem, w którym mieszkał Julian Carax, z Sekwaną, Ogrodami Tulieres, Notre Dame oraz z wyimaginowanym piórem Wiktora Hugo niż z przepiękną Sagrada Familia (przyrównaną do oblanego czekoladą grzebienia), czy ulicą Ramblas. 

12 komentarzy:

  1. Bardzo chciałabym tę książkę przeczytać,może niedługo to zrobię;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie się klimat tej książki bardzo podobał. Sięgnęłam później także po inne książki Zafona, ale "Cień wiatru" - w moim odczuciu - jest najbardziej udanym jego dziełem. Więc jeśli on Cię nie zachwycił, to nie polecam wypróbowywać innych ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z Karoliną - a przynajmniej mam podobne odczucia, że jednak "Cień Wiatru" jest jak na razie najlepszą wydaną w Polsce książką Zafona (nie czytałam jeszcze tej ostatniej).

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam dość dawno temu. I pamiętam przede wszystkim klimat powieści. Z przeczytanych przeze mnie książek Zafona ta wydała mi się niewątpliwie najlepszą. Ale podobnie jak Ciebie nie zachwyciła mnie.

    OdpowiedzUsuń
  5. @Karolino,@Schizmo - dzięki. Też tak myślę, że skoro Cień wiatru mnie nie zachwycił to może powinnam podarować sobie pozostałe książki Zafona, choć z drugiej strony moze powinnam dać mu szansę. Czas pokaże.
    @Balbino64 - Widać nie znalazłyśmy w niej tego, czego nie nosimy w sobie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mnie również trochę rozczarowała ta powieść, można by raczej rzecz - że to CIEŃ PEWNEJ POWIEŚCI

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytałam to pięć lat temu (pamiętam, bo to ślubny prezent), byłam zachwycona, zachwycona, muszę powtórzyć. Teraz, po kilku latach, nie pamiętam absolutnie nic :) Wyjątkowo ulotna książka, naprawdę. Dlatego nie sięgam po inne pozycje tego autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. @Bibliofilko - a myślałam, że Tobie zakochanej w hiszpańskich klimatach książka bardziej się podobała (ale już znam Twoją opinię, przeczytałam u Ciebie).
    @Agnes - Czasami też tak mam, zachwycam się czymś, kupuję, czytam ponownie i zastanawiam się, dlaczego tak mi się podobało.

    OdpowiedzUsuń
  9. Książka bardzo mi się podobała, jej klimat, mnóstwo ciekawych myśli, akcja wciągająca do ostatniej strony. A przede wszystkim pomysł tego Cmentarza Książek. Nie wiem czemu, ale czytając o nim wyobrażałem sobie, że wygląda jak biblioteka benedyktynów z filmu "Imię róży":)I miałem podobne odczucia co do miejsca: bo bardziej z Paryżem niż z Barceloną tę książkę kojarzę:)

    OdpowiedzUsuń
  10. To potwierdza cytat z książki- lustra, będącego odbiciem wewnętrznych pragnień. Ty nosisz w sobie Hiszpanię (pisałeś po postem o Saturnie, że lubisz te klimaty), więc tobie przypadła do gustu, ja nie mogę się do Hiszpanii przekonać, więc może dlatego mnie nie porwała. I choć Barcelony może w niej mniej to jednak Hiszpania i kawałek jej historii się tu pojawiają. A pomysł Cmentarza książek bardzo, bardzo :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Rzadko która książka pochłonęła mnie tak, jak Cień wiatru. Dosłownie utopiłam się w niej, jakbym tam mieszkała i wszystko to dotyczyło mnie. Zachłannie przeczytałam każdą kolejną część tej historii i na pewno zrobię to jeszcze raz. Nie skojarzył mi się Cień wiatru ze Sto lat samotności, którą postawiłam na niebotycznym piedestale już jako dwudziestojednolatka(mniej więcej), za to natychmiast z Imieniem róży. Prawdą jest bowiem zacytowane przez Ciebie, Gosiu, zdanie o lustrze, w którym widzimy siebie. Ja po prostu kocham magiczne książki(magiczne w rodzaju niedoścignionego Imienia róży a nie Harry'ego Pottera, któremu nie poświeciłam więcej niż pięć minut). Stąd też zachwyciłam się trylogią, praktycznie dla dzieci, Cornelii Funke: Atramentowe serce. I żal, bo Carlos Zafon już odszedł.

    OdpowiedzUsuń
  12. No cóż, każdy ma swoje tropy, którymi podąża. Mnie z Zafonem nie byto po drodze. Dziwne było by, gdybyśmy miały identyczne gusta. I tak wiele nas łączy.

    OdpowiedzUsuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).