Był czas, w którym zaczytywałam się w twórczości pani Ligockiej. Do chwili wydania Księżyca nad Taorminą przeczytałam wszystkie jej publikacje, a książkę Tylko ja sama uważałam za najlepszą obok Dziewczynki w czerwonym płaszczyku.
Minęło ładnych parę lat, od czasu, kiedy ją przeczytałam, wywołała wówczas sporo emocji związanych z odkrywaniem razem z narratorką historii życia jej ojca. Odczuwałam też radość związaną z odbywaniem równolegle z bohaterką licznych podróży po świecie.
Po książkę sięgnęłam ponownie (dzięki losowaniu u Anny), aby przekonać się, czy przetrwała próbę czasu.
Asumptem do jej powstania był pewien artykuł w prasie dotyczący ojca pisarki. Okrutny kaprys losu sprawił, iż członka obozowej organizacji żydowskiej walczącej o ratowanie ludzi posądzono o kolaborację. Prywatne śledztwo w dążeniu do odkrycia prawdy doprowadziło do spotkania po latach z dawno nieżyjącymi bohaterami i „ponownego odzyskania” ojca. W jego wyniku powstała ta książka. Pisarka jest narratorką i zarazem główną bohaterką. Dwanaście miesięcy życia opisuje codzienne zmaganie z bagażem wojennych doświadczeń. Pisarka jest osobą dojrzałą, odnoszącą zawodowe sukcesy, matką dorosłego syna, nieźle sytuowaną, mieszka w Monachium. Wszystko to wygląda nieźle, tyle, że trauma, która spotkała ją w dzieciństwie (konieczność ukrywania się przez całą okupację) rośnie wraz z nią i staje się raną, która choć się zabliźnia, to nigdy nie pozwala o sobie zapomnieć. Bohaterka usiłuje żyć normalnie, pomimo okrucieństwa pamięci stara się pokazywać światu uśmiechniętą twarz. Zawsze kiedy czytałam książki pani Romy jest mi smutno. Jednak książka Tylko ja sama, choć odwołuje się do gorzkich wspomnień i zapisów przeszłości (dokumentów archiwalnych – materiałów procesowych i zeznań świadków) a także do własnej pamięci, jest najmniej smutną z jej książek. Niesie jakieś optymistyczne przesłanie. Może ukryta w podświadomości obawa przed tym, że ojciec mógłby okazać się człowiekiem, który dopuścił się zdrady była ciężarem nie pozwalającym na rozliczenie się z przeszłością. A przecież, jak mówi jeden z bohaterów nie mamy prawa do oceny zachowań w sytuacji skrajnie nieludzkiej. A jednak oceniamy, przydajemy przymiotniki ludziom, o których życiu niewiele wiemy. Pani Roma, jako Żydówka przez całe życie zmaga się ze stawianym jej narodowi zarzutem biernego poddania się losowi. Jako osoba dorosła nie potrafi nigdzie zapuścić korzeni, sporo podróżuje; kolejne miasto, kolejny hotel, nowe twarze - wszystko zlewa się w jedno. Rano trzeba wstać, ubrać się, gdzieś pójść, coś zrobić, a potem wrócić. Koszmar wspomnień powodujący bezsenność, depresję i tabletki nasenne. I ciągłe dążenie do tego, aby dobrze wyglądać, bo tylko taki wygląd pozwalał na przetrwanie (przeżywali najzdrowsi i najsilniejsi). Poczucie obcości i osamotnienia i ciągła potrzeba udowadniania swojego istnienia oraz potrzeba akceptacji, która pozwoli uwierzyć w to istnienie. I strach przed życiem i przed pozwoleniem sobie na szczęście.
Powieść Tylko ja sama jest powieścią łączącą wątki biograficzne z literacką fikcją. Sama autorka w którymś z wywiadów wspomniała, iż chce pozostawić niedopowiedzianym, czy historia pojawiającego się na kartach książki mężczyzny (który przyjął imię Dawida Schwarza) jest prawdziwą. W książce historia Dawida, którego dziecięce doświadczenia (ukrywanie się u rodziny, którą uznał za własną) splata się z doświadczeniem Romy i nieuchronnie popycha ich ku sobie; wspólnota losów, lęków, strachów, poczucia wyobcowania i braku tożsamości. Odnalezienia ojca (oczyszczenia jego pamięci) i odnalezienie człowieka, który rozumie bez słów to rodzaj katharsis, dającego nadzieję na jaśniejszą przyszłość. Pozostaje tylko wierzyć, że takie osoby jak pisarka odnajdą wreszcie spokój.
Pani Ligocka pisze w sposób niezwykle emocjonalny i osobisty i mnie to odpowiada. Pisze w sposób odważny, bo dotyka niezwykle intymnych spraw, obnaża się emocjonalnie.
Jedyne co mi przeszkadzało w lekturze, a właściwie na jej początku to wątek miłosny, który wydał się nierealny (albo ja zestarzałam się na tyle, że miłość to dla mnie zbyt odległa sprawa, albo też jest on literacką fikcją, a pani Roma najlepiej pisze o rzeczach, które sama przeżyła). Jednak z czasem banalny romans przemienia się w trudne uczucie dwojga okaleczonych ludzi, dla których może być nadzieją na odnalezienie siebie.
Zasadniczym pytaniem, jakie stawia autorka jest dla mnie to, czy mamy prawo do oskarżania (oceniania) ludzi, jeśli nie byliśmy nigdy postawieni przed takimi, jak oni wyborami.
"Wyobrażasz sobie (...) tego dziennikarza, który napisał ten głupi artykuł, wyobrażasz sobie tego anonimowego pismaka, tych sędziów, wszystkich tych ludzi – wyobrażasz ich sobie w obozie? (...) Tak, znam tych sędziów, tych naprawiaczy świata, którzy zawsze wiedzą, co jest dobre, a co złe. Tych badaczy, co to tropią ludzkie słabości, bo to jedyna rzecz, jaka sprawia im przyjemność, na jakiej się znają. Co mówię, badaczy. Inkwizytorów..." (str.385).
Reasumując, to książka warta poznania i cieszę się z tego powrotu i nadal uważam ją za jedną z lepszych książek pani Ligockiej, choć mój zachwyt nieco ostygł.
Dodałam etykietę - biografie, chociaż nie jest to stricte powieść biograficzna to jednak zawiera sporo autentycznych wątków z życia pisarki i jej rodziny.
Po książkę sięgnęłam ponownie (dzięki losowaniu u Anny), aby przekonać się, czy przetrwała próbę czasu.
Asumptem do jej powstania był pewien artykuł w prasie dotyczący ojca pisarki. Okrutny kaprys losu sprawił, iż członka obozowej organizacji żydowskiej walczącej o ratowanie ludzi posądzono o kolaborację. Prywatne śledztwo w dążeniu do odkrycia prawdy doprowadziło do spotkania po latach z dawno nieżyjącymi bohaterami i „ponownego odzyskania” ojca. W jego wyniku powstała ta książka. Pisarka jest narratorką i zarazem główną bohaterką. Dwanaście miesięcy życia opisuje codzienne zmaganie z bagażem wojennych doświadczeń. Pisarka jest osobą dojrzałą, odnoszącą zawodowe sukcesy, matką dorosłego syna, nieźle sytuowaną, mieszka w Monachium. Wszystko to wygląda nieźle, tyle, że trauma, która spotkała ją w dzieciństwie (konieczność ukrywania się przez całą okupację) rośnie wraz z nią i staje się raną, która choć się zabliźnia, to nigdy nie pozwala o sobie zapomnieć. Bohaterka usiłuje żyć normalnie, pomimo okrucieństwa pamięci stara się pokazywać światu uśmiechniętą twarz. Zawsze kiedy czytałam książki pani Romy jest mi smutno. Jednak książka Tylko ja sama, choć odwołuje się do gorzkich wspomnień i zapisów przeszłości (dokumentów archiwalnych – materiałów procesowych i zeznań świadków) a także do własnej pamięci, jest najmniej smutną z jej książek. Niesie jakieś optymistyczne przesłanie. Może ukryta w podświadomości obawa przed tym, że ojciec mógłby okazać się człowiekiem, który dopuścił się zdrady była ciężarem nie pozwalającym na rozliczenie się z przeszłością. A przecież, jak mówi jeden z bohaterów nie mamy prawa do oceny zachowań w sytuacji skrajnie nieludzkiej. A jednak oceniamy, przydajemy przymiotniki ludziom, o których życiu niewiele wiemy. Pani Roma, jako Żydówka przez całe życie zmaga się ze stawianym jej narodowi zarzutem biernego poddania się losowi. Jako osoba dorosła nie potrafi nigdzie zapuścić korzeni, sporo podróżuje; kolejne miasto, kolejny hotel, nowe twarze - wszystko zlewa się w jedno. Rano trzeba wstać, ubrać się, gdzieś pójść, coś zrobić, a potem wrócić. Koszmar wspomnień powodujący bezsenność, depresję i tabletki nasenne. I ciągłe dążenie do tego, aby dobrze wyglądać, bo tylko taki wygląd pozwalał na przetrwanie (przeżywali najzdrowsi i najsilniejsi). Poczucie obcości i osamotnienia i ciągła potrzeba udowadniania swojego istnienia oraz potrzeba akceptacji, która pozwoli uwierzyć w to istnienie. I strach przed życiem i przed pozwoleniem sobie na szczęście.
Powieść Tylko ja sama jest powieścią łączącą wątki biograficzne z literacką fikcją. Sama autorka w którymś z wywiadów wspomniała, iż chce pozostawić niedopowiedzianym, czy historia pojawiającego się na kartach książki mężczyzny (który przyjął imię Dawida Schwarza) jest prawdziwą. W książce historia Dawida, którego dziecięce doświadczenia (ukrywanie się u rodziny, którą uznał za własną) splata się z doświadczeniem Romy i nieuchronnie popycha ich ku sobie; wspólnota losów, lęków, strachów, poczucia wyobcowania i braku tożsamości. Odnalezienia ojca (oczyszczenia jego pamięci) i odnalezienie człowieka, który rozumie bez słów to rodzaj katharsis, dającego nadzieję na jaśniejszą przyszłość. Pozostaje tylko wierzyć, że takie osoby jak pisarka odnajdą wreszcie spokój.
Pani Ligocka pisze w sposób niezwykle emocjonalny i osobisty i mnie to odpowiada. Pisze w sposób odważny, bo dotyka niezwykle intymnych spraw, obnaża się emocjonalnie.
Jedyne co mi przeszkadzało w lekturze, a właściwie na jej początku to wątek miłosny, który wydał się nierealny (albo ja zestarzałam się na tyle, że miłość to dla mnie zbyt odległa sprawa, albo też jest on literacką fikcją, a pani Roma najlepiej pisze o rzeczach, które sama przeżyła). Jednak z czasem banalny romans przemienia się w trudne uczucie dwojga okaleczonych ludzi, dla których może być nadzieją na odnalezienie siebie.
Zasadniczym pytaniem, jakie stawia autorka jest dla mnie to, czy mamy prawo do oskarżania (oceniania) ludzi, jeśli nie byliśmy nigdy postawieni przed takimi, jak oni wyborami.
"Wyobrażasz sobie (...) tego dziennikarza, który napisał ten głupi artykuł, wyobrażasz sobie tego anonimowego pismaka, tych sędziów, wszystkich tych ludzi – wyobrażasz ich sobie w obozie? (...) Tak, znam tych sędziów, tych naprawiaczy świata, którzy zawsze wiedzą, co jest dobre, a co złe. Tych badaczy, co to tropią ludzkie słabości, bo to jedyna rzecz, jaka sprawia im przyjemność, na jakiej się znają. Co mówię, badaczy. Inkwizytorów..." (str.385).
Reasumując, to książka warta poznania i cieszę się z tego powrotu i nadal uważam ją za jedną z lepszych książek pani Ligockiej, choć mój zachwyt nieco ostygł.
Dodałam etykietę - biografie, chociaż nie jest to stricte powieść biograficzna to jednak zawiera sporo autentycznych wątków z życia pisarki i jej rodziny.