Łączna liczba wyświetleń

środa, 11 października 2023

Listy Wyspiańskiego do Rydla

Piękna ogrodniczka Rafaela
Listy wydało Wydawnictwo literackie Kraków  w 1979 r. Obejmują one okres od 21 lutego 1890 r. po 2 czerwca 1906 r.

Należy jednak zaznaczyć, iż listów powstałych po 1899 r. jest tylko kilka. Być może panowie widywali się częściej, a może to skutek wystawienia Wesela w Teatrze krakowskim, po którym to wydarzeniu, jak głosiła plotka stosunki przyjacielskie miały ochłodnąć. 
Niemal jedną czwartą całości stanowią listy wysyłane do Lucka z Paryża i miejscowości, do których podróżował podczas europejskiej wyprawy, reszta powstała w Krakowie, kiedy Lucek przebywał a to w Warszawie, a to we Lwowie, a to w Paryżu. Widać, że panów połączyła głęboka więź przyjaźni. Współpracowali ze sobą, wymieniali uwagi na temat swoich prac, niekiedy dość krytyczne, pisali o wrażeniach z podróży czy o życiu w Krakowie. O tym przynajmniej pisał Stanisław. Wydanie nie zawiera odpowiedzi Lucjana, jedynie z kontekstu można się czasami domyśleć, o czym pisał korespondent. Wyspiański poza dość drobiazgowym opisem oglądanych dzieł sztuki pisał o pracy twórczej, o stosunkach panujących w Krakowie, o oszukujących go zleceniodawcach, braku zrozumienia i o braku funduszy, a też o swych planach podróżniczych, których nie udało się zrealizować. Często też robił wyrzuty Luckowi, iż tak rzadko i tak niewiele pisuje. Nie ma w nich słowa na temat matki jego dzieci, Teodory - przyszłej żony, choć w tym okresie na świecie już byli Helenka i Mietek.
Greuze Dziewczynka z lalką

Czytając opis wrażeń z Paryża z 16 maja 1890 r. liczący ponad 30 stron doszłam do wniosku, jak niewiele widziałam, albo też, jak niewiele zauważyłam. A list odwołuje się jeszcze do notatek i rysunków.
Jednak to, na co zwróciłam uwagę ten pierwszy zachwyt – oszołomienie miastem, jak ze snu. Opis odpowiada i mojemu wyobrażeniu miasta z końca XIX wieku.
ma się wrażenie, że jest się w samem centrum życia wesołego i handlarskiego że mię dolatują: gwar uliczny, hałas sprzedających i nawołujących różnymi głosami, turkot dorożek pędzących w różne strony, brzęk dzwonków tramwajowych - - wesołe piosenki paryżanek – z niższych pięter, turkot maszyny nieustający nade mną, (gdzie mieszka jakaś szwaczka a gdzie się wychodzi po spuszczanych schodach. Wieczorem jest tam więcej osób, ale jeszcze nie konstatowałem kto tam przychodzi) – a i moje vis a vis jest interesujące – jacyś studenci młodzi, przystojni, rano rysują – wieczorem jest ich czworo. Na tle zapuszczonych firanek obserwuję przez lornetę wcale przystojne dziewczęta, w białych koszulkach w ramionach moich ekierkowych bohaterów, są to bowiem architekci- -
Teniers Kuszenie Św. Antoniego
mam przed sobą katalog „salonu” z bardzo dobrymi rycinami fotograficznemi. - masę kwiatów które się tutaj tłumnie sprzedają i kupują- że mogę każdej chwili wyjść na miasto i nie bardzo się oddalając (bo mieszkam w środku miasta) – znaleźć się pod Notre Dame – nad Seqwaną - gapić się na ludzi, na piękne główki dziewczęce – stanąć pod jakimkolwiek słupem oblepionym czterdziestu afiszami teatralnemi i dowiadywać się że w Comedie francaise grają Oedypa króla (czy z XVIII wieku?- nie, oryginał Sofoklesa) – że w operze Hugenotów lub Fausta – w Odeonie Cida- Mignon w opera comique itd. - co najgłówniejsza, że pisząc do kogoś list mogę go
Ostade Szynk

zacząć od słów – np. Paryż dnia 16 go maja 1890 rp.- tego samego roku pańskiego którego upadałem pod ciężarem pracy pracując w pańskiej winnicy z której sok obecnie piję- bo piję sztukę- jak używasz tego wyrażenia, ale przychodzi mi to (zwłaszcza tutaj w Paryżu) równie łatwo jak np. napić się dobrej i świeżej wody na mieście z rezervoiru lub małej publicznej studzienki których tu wszędzie pełno – (a czego ty żadną miarą w Krakowie nie dokażesz). - przychodzi mi to równie łatwo bo wszystkie muzea i zbiory są wolne. - nic się nie płaci – a otwarte są dzień cały, tj. od 10 tej do 5 godziny – Proszę Cię, pomyśl sobie taki Louvre, gdzie jest z jakie 30 sal – jeśli nie więcej a każda pełna cudów piękna i sztuki, pomyśl sobie że te ściany, z których patrzą tak ciekawie główki dziewczęce Greuza, gdzie się kryje tyle śmieszności życia mieszczańskiego w obrazach Teniersa i Ostade – gdzie oprócz wspaniałych obrazów Ingres`a i Delaroche`a można godzinami stać przed La belle jardiniere Rafaela, lub portretem Infantki Marii Velasqueza – że te ściany są otworem dla ócz przeróżnej publiczności której nikt inny nie tamuje wejścia, że tu zobaczysz wszystkich, począwszy od tych z czerwonemi książeczkami w rękach – (bedeker) aż do nianiek z dziećmi, - poważnych znawców sztuki, w pelerynach
Delaroche Młoda męczennica

kratkowanych i cylindrach- (anglicy) aż do studentów łobuzujących się, i pomyśl- Jak ci ludzie nie mają się wcześnie kształcić, nie mają nabierać tej rzutkości myśli, nie mają sobie wyrabiać dowcipu – i gustu- i uczyć się prawie bezwiednie czcić piękno – jeśli ich szkolą taki Louvre – i masa innych galerii, - i jeśli tam każdemu przyjść wolno.(str.8-9)
Ilustracją wpisu są obrazy, jakie mógł oglądać w Louvre Wyspiański. Przy czym jak mogę domniemać część z tych obrazów zmieniała lokalizację. Dla przykładu portret Infantki Marii Teresy znajduje się obecnie w Wiedniu. Ja co prawda na inne obrazy zwróciłam uwagę, ale Luwr ma ich takie bogactwo, że każdy znajdzie coś dla siebie, a ci co nie znajdą zrobią sobie selfie pod Mona Lisą i też będą zadowoleni. 
Ignres Wielka odaliska

Valasquez  Portret Infantki Marii

A skutkiem tych i nie tylko tych studiów powstały takie między innymi dzieła: 


Chochoły

Widok na Wawel

Bóg Ojciec 

Polichromie u Franciszkanów

Macierzyństwo

To oczywiście tylko mały wycinek dokonań Wyspiańskiego- próbka zaledwie. Poza malarstwem i witrażami jest dramatopisarstwo, poezja, grafiki, scenografie, architektura. A żył zaledwie 38 lat. 

Kilka dni temu byłam świadkiem, jak dwaj uczniowie przygotowywali się do lekcji jadąc w tramwaju i czytając streszczenie Wesela. Zajęło im to jakieś dziesięć minut, co spuentowali- po co to takie bzdury pisać, o jakimś gostku co zgubił złoty róg i przez to inni stali jak zaklęci. Użyli nieco bardziej dosadnego słownictwa krytykując system oświaty. Pomyślałam sobie, iż może to nie była młodzież licealna, ale czy w innych szkołach przerabia się Wesele? Nie mam pojęcia. No cóż O mores o tempora

Chwilowo nastała większa częstotliwość pisania spowodowana przeziębieniem. Jak widać i to może mieć jakieś zalety.

sobota, 7 października 2023

Przebudzeni Ruiny antyku i narodziny włoskiego renesansu


Do renesansu mam stosunek wręcz nabożny, jak tylko usłyszałam o wystawie wiedziałam, że prędzej czy później się na nią wybiorę. Prawdę mówiąc to ona była osnową całej wycieczki do stolicy, na której potem zbudowałam resztę. Oczywiście, gdyby nie starożytność nie byłoby renesansu, a przynajmniej nie byłoby go w takim kształcie, w jakim zaistniał, z licznymi odwołaniami do antyku, do jego kultury (literatury, malarstwa, rzeźby, architektury). Po okresie świetności, rozwoju, umiłowania piękna nad Europą na dziesięć wieków zapanowała głęboka noc średniowiecza. Tak dla uproszczenia począwszy od V wieku a skończywszy na wieku XV Rzym stał się małym prowincjonalnym miasteczkiem, jego ludność z ponad miliona spadła do kilku czy kilkunastu tysięcy, a na ulicach wypasano owce. Ruiny, gruzy, zniszczone akwedukty, smród, brud, ludzkie szczątki na ulicach i brak poczucia bezpieczeństwa. To zadziwiające, że po rozwoju cywilizacji w okresie starożytnym nad miastem będącym dawniej centrum życia społeczno-gospodarczo-kulturalno-politycznego zapanował mrok. Na tysiąc lat. Tyle pokoleń ludzkich skazanych na życie w ciemności.

Renesans jak wiemy, odwoływał się do starożytności, do jej ideałów i wzorów. Mówi się, że do czasu Michała Anioła wszyscy wielcy artyści chcieli dosięgnąć antyku, stworzyć dzieła równie piękne jak tamte, które znali z literatury i odkrywanych masowo na początku XV wieku fragmentów a nawet całych rzeźb (Tors belwederski, Grupa Laokona, Apollo Belwederski). Potem wszyscy artyści chcieli dosięgnąć talentu Michała Anioła. Ale to już inna historia.

Sąd Parysa Botticelli i jego warsztat
Na wystawie zaprezentowano rzadko prezentowane dzieła sztuki pochodzące z wielu prestiżowych muzeów z całego świata a także z prywatnych kolekcji. Wystawa pokazuje zarówno dzieła starożytne, będące wzorem dla XVI wiecznych twórców, jak i dzieła powstałe z inspiracji antykiem. Mnie zachwyciły zestawienia dzieł prezentujących ten sam temat, tę samą historię w jej dwóch wykonaniach sprzed naszej ery, jak i te z wieku XVI. Niesamowite są starożytne freski przypominające te prezentowane w Palazzo Massimo w Rzymie, jest ich aż osiem, co jest rzadko spotykaną w naszym kraju sytuacją.

Na wystawę wprowadza inkunabuł Hypnerotomachia Poliphili pięknie ilustrowana księga opisująca senne podróże bohatera za swą ukochaną uosabiającą filozoficzną mądrość. Bohater w poszukiwaniu swej muzy przemierza piękne antyczne ogrody, ruiny, odnajdując artefakty i inskrypcje świata starożytnego. Cała wystawa jest takim po trosze spełnionym sennym marzeniem, w którym przemierzamy odległe światy, te o których marzymy. Światy, które postrzegamy jako uosobienie piękna i mądrości. Światy, które idealizujemy, albo dostrzegamy w nich jedynie to, co było warte zachowania, a to się właśnie zachowało.

Sąd Parysa fresk z I wieku n.e
To wspaniałe wrażenie, kiedy można tak obcować z tymi fragmentami, szczątkami przeszłości i poczuć więź z przodkami, którzy jak my szukali w świecie ładu i harmonii. Na wystawie zgromadzono ponad 160 dzieł sztuki. Zachwycają zarówno dzieła wielkich twórców, jak i dzieła tych mniej, czy nawet całkiem nieznanych. Fantastyczne jest to, że każdy z odwiedzających znajdzie coś dla siebie, dzieło, które zachowa w pamięci. Ja zwróciłam uwagę na:

Sąd Parysa odmienne potraktowanie tematu przez starożytnych i przez Botticellego i jego warsztat. Na starożytnym fresku scenę przedstawiono o wiele skromniej, są trzy walczące o jabłko boginie, zamyślony Parys i postać w tle. Na XVI wiecznym obrazie szkoły Botticellego występuje większe bogactwo szczegółów i barw. Jest też scenografia w tle. Botticelli zajmuje szczególne miejsce w moim sercu, jest to bowiem malarz, na którego zwróciłam uwagę będąc dzieckiem, a jego Wiosna czy Narodziny Wenus były dla mnie synonimem piękna.

Madonna z dzieciątkiem Ghibertiego
Madonna z dzieciątkiem Ghibertiego
. Ghiberti po zwycięstwie w konkursie na florenckie drzwi baptysterium mógł przebierać w zamówieniach. Wykonana dzięki technice odlewu Madonna mogła być wykonywana masowo. Takie Madonny z dzieciątkiem stały w każdym szanowanym domu, w którym wychowywały się dzieci. Tam zapewne dziatki chodziły zmawiać pacierz. Nie tyle zachwyciła mnie owa Madonna, co zaciekawiło, jak wpływ popularności przełożył się na wzrost zamówień i zaczątek masowej produkcji dzieł sztuki.


Popiersia Marka Aureliusza (renesansowe i starożytne) Marek Aureliusz, jak pamiętamy był jednym z pięciu dobrych cesarzy rzymskich, był też myślicielem, filozofem. Doczekał się ogromnej ilości przedstawień w rzeźbie, a rysy jego twarzy są chyba jednymi z najbardziej rozpoznawalnych spośród rzymskich cesarzy. Przypomnijmy sobie posąg konny Marka Aureliusza stojący w Muzeach Kapitolińskich. Właśnie z uwagi na jego światły umysł ilekroć trafię na galerię popiersi cesarzy starożytnych zawsze szukam najpierw jego popiersia.
Popiersia Marka Aureliusza

Głowa konia z dziedzińca Pałacu Medyceuszy Czytając biografię Medyceuszy, czy też oglądając o nich filmy natrafiłam na wzmiankę o rzeźbie z brązu przedstawiającej konia a stojącej na dziedzińcu rodowej siedziby. Zastanawiałam się, czy istniała taka rzeźba, czy to wytwór wyobraźni. Ucieszyłam się ogromnie mogąc ją zobaczyć choćby we fragmencie w postaci głowy konia. Pochodząca sprzed ponad 2 tysięcy lat rzeźba była pozłacana, w miejscu oczu znajdowały się drogie kamienie, a konia dosiadał jeździec. Należała do rodu najprawdopodobniej w czasach Cosmy Starego, a Wawrzyniec Wspaniały postawił ją na dziedzińcu Pallazzo Medici (zwanym później też Pallazzo Medici - Riccardi). Podobno studiował ją sam Donatello.
Głowa konia z dziedzińca Palazzo Medici -Riccardi

Męczeństwo Św. Sebastiana Perugina (nauczyciela Rafaela Santi)
W tym roku przypada 500 rocznica śmierci tego wielkiego malarza epoki quattrocenta. Kiedy myślę o Peruginie od razu na myśl przychodzą mi obrazy znajdujące się w kaplicy Sykstyńskiej (jak np. wręczenie kluczy Św. Piotrowi). Trafiła mu się rola mistrza, którego przewyższył uczeń. Niemniej do czasu narodzin gwiazdy Rafaela, Michała Anioła czy Leonardo Perugino należał do grona najbardziej cenionych i rozpoznawalnych malarzy epoki.
Męczeństwo Św. Sebastiana Perugiuna

Ofiarowanie Izaaka Andrea Montegna Na malarza zwróciłam uwagę dwanaście lat temu także na wystawie na zamku Mistrzowie rysunku. Był tam wówczas rysunek Zstąpienie Chrystusa do otchłani Mantegny. Zafascynowało mnie na tyle, że zakupiłam album z obrazami Mantegny. Ofiarowanie Izaaka monochromatyczny obraz przypominający bardziej płaskorzeźbę. Muszę przyznać, że kiedy nań spojrzałam musiałam upewnić się, czy to nie jest czasem płaskorzeźba, zwłaszcza, że znajdował się za szkłem i obawiałam się, że uległam optycznemu złudzeniu. Te seledynowe kreseczki na zdjęciu to odblask neonowego oświetlenia, który nadawał klimatu wnętrzu sali, ale przeszkadzał w fotografowaniu. 
Ofiarowanie Izaaka Andrea Mantegna
Bitwa dziesięciu nagich mężczyzn Antonio Pallaiuolo To nazwisko poznałam także czytając biografię Michała Anioła. Był on gościem na literackich ucztach Medyceusza. To on jako pierwszy, jeszcze przed Leonardo da Vinci dokonywał sekcji zwłok, aby poznać szczegóły anatomiczne ludzkiego ciała. Rysunek posłużył do wykonaniu miedziorytu Bitwa nagich postaci. Antonio był nie tylko malarzem, ale i rzeźbiarzem i złotnikiem.
Rysunek Bitwa 10 nagich mężczyzn Pallaiuolo

Tors belwederski Co prawda to jedynie gipsowy odlew znajdującego się w Muzeach Watykańskich Torsu belwederskiego, ale daje wyobrażenie o oryginale.

To tylko kilka dzieł z wystawy, a każde z nich godne byłoby osobnej wystawy. Kiedy pomyśli się, że dzieła przybyły z Luwr, Uffizi, Galerii Borghese, muzeów w Londynie, Wiedniu i Waszyngtonie to może się zakręcić w głowie.

Kto ma możliwość polecam gorąco obejrzeć wystawę, bo to wydarzenie bez precedensu, a ściągnięcie na wystawę tylu dzieł z tak różnych lokalizacji było zadaniem karkołomnym.
Odlew Torsu belwederskiego

Wystawa trwa od 18 lipca do 15 października 2023 r. w Zamku Królewskim w Warszawie. Kuratorem wystawy dr Mikołaj Baliszewski.

Jedynie odmawiający współpracy aparat fotograficzny przysporzył mi ogromny zawód uniemożliwiając zrobienie tylu zdjęć, ile zamierzałam, bo niemal każdy okaz był interesujący.
Dziś wyjątkowo wpis tuż po wczorajszej recenzji książki z uwagi na bliski termin zakończenia wystawy. Może uda się kogoś nią zainteresować. W trzy ostanie dni przedłużono godziny odwiedzin, a dodatkową atrakcją jest kuratorskie oprowadzanie.

piątek, 6 października 2023

Bona Sforza Maria Bogucka


Biografie od dawna leżą w kręgu moich zainteresowań, a z wiekiem mam wrażenie, iż coraz chętniej sięgam po książki opisujące prawdziwe wydarzenia. Okazuje się, że życie bardzo często przerasta wyobraźnię pisarza. A zwłaszcza życie osoby, bądź to uzdolnionej, bądź takiej którą los postawił wyżej od innych.
Zastanawiam się, czy Bona wyciągnęła szczęśliwy los, czy raczej tragiczny, chyba wszystkiego po trochu. Miała szczęście wychowywać się we Włoszech w wyższych sferach, co zapewniło jej wykształcenie równe wykształceniu mężczyzny, w dodatku kształcona była na kobietę, która jako córka wielkiego rodu Sforzów będzie pełniła wysoką rolę polityczną i społeczną, jako małżonka księcia lub króla. Ojczyzną Bony był kraj bankierów i przedsiębiorczych kupców, bezwzględnych polityków i genialnych myślicieli, wielkich artystów i uczonych kobiet o męskich charakterach. Ziemia, na której się wychowała, określiła w sposób zdecydowany osobowość przyszłej polskiej królowej. (str.20) Cytaty pochodzą z wydania II z 1998 r. Wydawnictwa Ossolineum.
Zamek Sforzów w Bari

Sforzowie byli władczy, uparci, nie znoszący sprzeciwu, energiczni, bywali też okrutni i rozpustni. Ciotką Bony była słynna Katarzyna Sforza, walcząca z wojskami papieskimi po śmierci jej męża Hieronima Riario (władcy Imoli i Forli, siostrzeńca papieża Sykstusa IV, uczestnika spisku Pazzich przeciwko Medyceuszom), mająca na groźby zabicia jej dzieci odpowiedzieć, że się nie przestraszy, bo ma jeszcze inne. Kolejną ciotką Bony była Lukrecja Borgia córka papieża Aleksandra VI - Borgii). Zadziwia, że te spowinowacone ze sobą rody potrafiły ze sobą walczyć na śmierć i życie (np. brat Lukrecji Borgii Cezar więził Katarzynę Sforzę w zamku Św. Anioła, kiedy ta sprzeciwiła się papieżowi Aleksandrowi VI). Jedną z kuzynek Bony była Wiktoria Colonna, jedna z najsłynniejszych kobiet ówczesnej Europy, znana z twórczości poetyckiej, epistolograficznej oraz poświęcająca się sprawom reformy kościoła. Po raz pierwszy przeczytałam o niej w biografii Michała Anioła, którego była wielką przyjaciółką. Wujkiem Bony był cesarz Maksymilian I.
Matka Bony Izabela pochodziła z rodu Aragonów władających Neapolem i skoligacona była z najznakomitszymi domami panującymi całej Europy. Wydana za słabego potomka Sforzów, ubezwłasnowolnionego przez wuja Lodivico il Moro szybko musiała opuścić ulubioną rezydencję, przenosząc się najpierw do Neapolu, potem do Bari, którym bardzo sprawnie zarządzała. Widoczny na zdjęciu powyżej zamek przekształciła z wojskowej fortecy w renesansową rezydencję będącą ważnym ośrodkiem kulturalnym.

Nagrobek Bony w Bazylice św.Mikołaja w Bari
Tak więc Bona nie była kiepską partią dla Zygmunta, ale czy była odpowiednią partią? Czy takiej królowej oczekiwano dla polskiego monarchy, niezwykle uczciwego, ale dość słabego. Królem łatwo było sterować, natomiast zdecydowana Włoszka, którą wychowano na silną władczynię nie pasowała polskim panom. Oczekiwali uległej kobiety, która urodzi następcę tronu i zajmie się tym, czym zajmowały się kobiety; tańce, haftowanie, ewentualnie działalnością kulturalną. A Bona chciała rządzić, chciała wzmocnienia pozycji rodziny królewskiej, a poprzez to wzmocnienia pozycji kraju, którego została władczynią. Paradoksem jest to, że to Bona - Włoszka była przedstawicielką polityki narodowej Polski, wbrew najwyższym dostojnikom państwowym. Jako jedna z pierwszych dostrzegła niebezpieczeństwo grożące Polsce ze strony Habsburgów i Hohenzolernów, była zwolenniczką sojuszu z Francją i unikania konfliktów z Turcją, zwolenniczką wzmacniania potęgi Jagiellonów na terenie Czech i Węgier. Niestety Bona nie znalazła sojuszników dla swej działalności, działała wbrew szlachcie, wbrew magnaterii, przy pomocy niewielu jednostek popierających jej działania. Padła ofiarą złego mitu, który zrobił z niej intrygantkę, awanturnicę i co gorsze trucicielkę. Paradoksem losu, jest to, że sama padła ofiarą trucizny zaaplikowanej przez jej dworzanina Pappacodę i współdziałającego z nim lekarza.
Na Wawelu gdzie współrządziła z Zygmuntem (nazwanym później Starym)

Książka zawiera dużą ilość informacji, dat, nazwisk i zdarzeń, czyli nie należy do mojego ulubionego rodzaju literackiego - naukowej biografii. Jednak mimo pewnych trudności czytelniczych, konieczności skupienia się na lekturze nie był to czas stracony. Spojrzałam na Bonę z innego punktu widzenia. Jak na kobietę która miała pecha znaleźć się w kraju, gdzie nie potrafiono dostrzec jej zalet i docenić politycznego zmysłu.  Podobno cieszyła się miłością jedynie ludzi prostych i ludzi niskiego stanu. 
Port w Bari

Po śmierci Zygmunta Starego jej pozycja wciąż malała. Dzień, w którym Zygmunt Stary „życie doczesne na wieczne zamienił”, zastał jego żonę skłóconą ze społeczeństwem i z synem w sposób bezpowrotny. Mazowsze, o które tak walczyła, utraciwszy […] Litwę na rzecz Zygmunta Augusta, miało okazać się miejscem dobrowolnego wygnania potężnej niegdyś, a teraz coraz bardziej osamotnionej królowej. (str.235).

Bona naraziła się swą aktywnościom wszystkim: magnatom od lat przekupywanym przez Habsburgow, całej szlachcie projektami reform i wzmocnienia tronu, wszystkim zaś- rozwijaniem działalności gospodarczej i powiększaniem domeny królewskiej, pomyślanej jako baza silnej władzy. Ten program musiał w Polsce budzić wściekłość i oburzenie. Także, jako żona wodząca za nos starego, mniej uzdolnionego męża, jako kobieta jawnie mieszająca się do polityki pragnąca rządzić mężczyznami, musiała działać Polakom na nerwy. Co gorsza, była przy tym cudzociemką -popędliwą, władczą Włoszką, nieskorą do podporządkowania się polskiemu obyczajowi. (str. 255-256).

Portal główny Bazyliki Św. Mikołaja, w której pochowano Bonę (Bari)

Wszystko to sprawiło, że szybko powstała czarna legenda – awanturnicy, despotki i co najgorsze trucicielki. Legenda powielana przez lata, żeby nie wspominając historyków i badaczy przytoczyć choćby naszych literatów w osobie I. J. Kraszewskiego (Dwie królowe), czy Stanisława Wyspiańskiego i Lucjana Rydla (którzy przedstawiali ją jako wcielenie zła, chciwości, egoizmu, pazerności). Dopiero długo po II wojnie Bonie przywrócono dobre imię i należne miejsce w historii, co jednak nie zmienia faktu, iż dla wielu nadal pozostała włoską intrygantką. Bo jak wiadomo nic tak mocno się do człowieka nie przykleja, jak zła opinia.


A zapowiadało się tak pięknie. Nie mogła przypuszczać młoda narzeczona wjeżdżając do Neapolu, gdzie miał się odbyć ślub per procura, że skończy otruta przez swego dworzanina współdziałającego z lekarzem, jej testament zostanie sfałszowany, a ona sama na kilka wieków będzie wspominana, jako uosobienie wszelkiego zła.

Wg Matejki wyglądała tak
Nie mogła tego przypuszczać, kiedy 21 listopada 1517 roku wjeżdżała do Neapolu. Tłumy ludzi wypełniały ulice, balkony i okna domów już od samego rana, orszak ruszył jednak dopiero około godziny czwartej po południu. Jego czoło stanowiło 60 wspaniałych rumaków ze stadniny księżnej Izabeli (matki Bony), każdy nakryty białą, czarno lamowaną kapą i prowadzony przez masztalerza ubranego w strój tej samej barwy. Za końmi szło 18 mułów dźwigających 36 skrzyń bogato rzeźbionych w czerwone i złote wzory z herbami Sforzów i Aragonów; mieściła się w nich wyprawa ślubna Bony. Następnie jechało konno 12 młodych paziów, 6 w białych, czarno bramowanych sukniach jedwabnych, 6 przyodzianych w czarny adamaszek. Za nimi prowadzono 18 koni, jednego muła i jednego dzianeta ogromnej wartości, okrytych kapami czerwonymi ze złotymi frędzlami, ubranych w rzędy błyszczące od złota i srebra. Dalej defilowało 60 jeźdźców z orszaków poselskich (polskiego i cesarskiego), o których kronikarz notuje, że niektórzy z nich byli bardzo dziwnie „po węgiersku” odziani. Za nimi – wielu książąt, hrabiów, baronów i szlachty neapolitańskiej, a nawet przybyły z dalszej części Włoch. Następnie ukazali się poważni członkowie Sacro Consiglio- Rady królestwa Neapolitańskiego, z hiszpańskim wicekrólem (..) na czele, potem 6 dostojników dworu księżnej Izabeli, w pysznych brokatach, ze złotymi łańcuchami na szyi, wreszcie posłowie cesarscy (..) i polscy, wszyscy w strojach mieniących się różnymi barwami i cennymi klejnotami; Ostroróg wystąpił w tak wspaniałych szatach i tak obficie przybranych drogimi kamieniami i złotem, że koń ledwie mógł ten ciężar unieść. Wszystkie oczy zwrócone były zresztą głównie na Bonę; na świetnym białym dzianecie, w sukni ze złotej lamy, przetykanej w palmy zwycięstwa, piękna i pełna wdzięku, posłom polskim wydała się nimfą jakąś lub fantastyczną boginią”. (str.50).


A wszystkiemu towarzyszyły uczty, festyny, bale i maskarady, turnieje i zapasy trwające przez dwa tygodnie.

Możliwe, że jedno ze zdjęć jest autorstwa mojej koleżanki Asi, mam nadzieję, że nie utnie mi za to głowy. Byłyśmy w Bari razem i potem wymieniłyśmy się zdjęciami.