Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 13 lipca 2021

Spacerkiem po Poznaniu (gdzie wspomnienia mieszają się z teraźniejszością)

Fontanna Apolla na Rynku Poznańskim

Kiedy byłam mała Poznań jawił mi się najładniejszym (oczywiście poza Gdańskiem) miastem w Polsce, a może i na świecie, gdyż w tamtych czasach podróżowanie ograniczało się do granic państwa. Nadal często odwiedzam to miasto, choć dziś najchętniej spędzam czas i najlepiej czuję się w Krakowie.  Nie mniej Poznań wciąż zajmuje ważne miejsce w moim sercu i wspomnieniach.  Tutaj urodził się i spędził swe młode lata mój tata i jego młodsza siostra (moja ukochana matka chrzestna), tu spędzałam każde wakacje, dzieląc je pomiędzy Ustkę i jedną babcię, a Poznań i drugą babcię.  Z Poznaniem wiążą się wspomnienia zupełnie innego rodzaju, niż te Usteckie. Tam (w Ustce) puszczona samopas przez babcię, która dawała mi dużo swobody zaznawałam niczym nieskrępowanej wolności i uczyłam się samodzielności, tutaj (w Poznaniu) byłam częścią rodziny, u której codziennie na stole stał ugotowany przez babcię obiad, co niedzielę na podwieczorek było własnoręcznie pieczone ciasto drożdżowe, do tego podawano bitą śmietanę i lody cassate kupowane w cukierni o wdzięcznej nazwie Wisienka. To, co mogłoby się wydawać monotonią; pewna powtarzalność zdarzeń, smaków, zachowań stanowiła tradycję, którą wspominam z ogromną nostalgią za czasem i ludźmi, których już nie ma, tradycję, która sprawiała, że czułam się bezpiecznie otoczona kochającymi ludźmi. Z przyjemnością wspominam zabawy na malutkim podwóreczku wokół starej kamienicy na ulicy Czechosłowackiej, gdzie w rogu tegoż podwórka zakopywałam sekrety (srebrne papierki pod kawałkiem kolorowego szkiełka), obserwowałam pszczoły na krzakach róż,  zwisałam z trzepaka (kiedy babcia nie patrzyła), czy bawiłam się w Czterech pancernych, gdzie pies - zabawka odgrywał rolę Szarika. Nie mniejszą radość sprawiało wyglądanie przez narożne okienko i oczekiwanie na wracających z pracy u Cegielskiego  ciocię i wujka,  babskie wyprawy do miasta na zakupy, najczęściej do sklepów z tekstyliami, z których potem babcia szyła (z tekstyliów, a nie ze sklepów) piękne, kolorowe sukienki, czy wreszcie wizyty u jednej z ciotek, która była szczęśliwą posiadaczką adaptera z zestawem płyt winylowych. Pamiętam jak wspólnie nuciłyśmy z Połomskim, Dąbrowskim czy Kunicką. Jednym z milszych przeżyć małej Gosi była podróż do ZOO, dziś nazywanego starym ZOO, odkąd nieopodal jeziora Malta powstał nowy ogród zoologiczny. Sama nie wiem co podobało mi się bardziej, czy fakt odwiedzenia egzotycznych zwierząt, czy też podróż miniaturową kolejką. Kiedy patrzę jeszcze dalej w przeszłość widzę swoją małą dłoń w spracowanej dłoni dziadka i wspólne spacery na Rynek, dokąd szliśmy zobaczyć trykające koziołki, zjeść lody i koniecznie kupić zakład ówczesnego totolotka. Obaj dziadkowie wcześnie odeszli, dlatego tak cenne jest to wspomnienie.  I każdy mój powrót po latach do Poznania ma w sobie jakąś cząstkę tamtych dni. 

Wylot ulicy Świętosławskiej

Poznańska Fara od strony placu Chopina


Poznańska Fara od strony ul. Świętosławskiej

W pierwszy lipcowy weekend wybrałam się tam ponownie. W teatrze Muzycznym występować miał mój ulubieniec.  Wyjazd był także powodem do spotkania z dawno niewidzianą (z powodu pandemii) matką chrzestną. Spędziłyśmy bardzo przyjemnie popołudnie i wieczór, a następnego ranka  wybrałam się na spacer po Rynku i jego okolicy.

O godzinie siódmej rano było jeszcze dość rześko i całkiem przyjemnie.  Spacer rozpoczęłam od parku Chopina, z którego jest ładny widok na poznańską Farę. Ta świątynia o różowej fasadzie, zdobiona białymi posągami i pilastrami od lat dziecięcych budziła miłe skojarzenia. Przywodziła na myśl coś smakowitego, niczym ciasto z kremem poziomkowym.  Świątynia niegdyś należała do zakonu Jezuitów, dziś została podniesiona do rangi bazyliki mniejszej. Była niedziela poprzestałam zatem na pozachwycaniu się jej zewnętrzną fasadą. Bazylika zamyka niezwykle urokliwą uliczkę Świętosławską pełną, jak większość  prowadzących do Rynku uliczek, knajpek z przyległymi doń ogródkami kawiarnianymi. Doszłam do Rynku, aby wykorzystując mały ruch o tej porze dnia zrobić parę zdjęć, po czym skręciłam w kolejną odchodzącą od rynku ulicę Wodną. 

Fontanna Neptuna (kolejna z czterech fontann na Rynku)

Ratusz na którym codziennie o godzinie 12 trykają się głowami koziołki

Zamknięte okienko nad zegarem z którego o 12 wyjadą, aby sprawić uciechę głównie dzieciom koziołki

Na Wodnej znajduje się niezwykle klimatyczna kawiarenka Lavenda Gastro & Cafe, która jest otwarta ku mej radości od ósmej rano. Zaskoczyło mnie, że niemal wszystkie stoliczki na małym tarasiku były już zarezerwowane. Na szczęście znalazłam miejsce i mogłam delektować się smacznym śniadaniem w ładnym otoczeniu. Do śniadania podają tam świeżo pieczony chlebek, jeszcze ciepły. Po spożyciu śniadania zrozumiałam, dlaczego lokal cieszy się takim zainteresowaniem.

Senne jeszcze o tak wczesnej porze Wodna


Taras kawiarni Gastro Lavenda & Cafe na chwilę przed pojawieniem się gości


Ulicą Wodną udałam się na Plac Kolegiacki. Tam nieco ponad pomnikiem  koziołków na fasadzie kamienicy znajduje się wiersz Wisławy Szymborskiej Chmury. Takich wierszy zdobiących poznańskie fasady jest więcej. Choć sama uważam się za niekompatybilną z poezją, uważam ten pomysł za wyśmienity. Te wiersze są bardzo ładne, a być może dzięki tej niecodziennej formie prezentacji pozna je więcej osób, może się nimi zachwyci, może sięgnie po więcej. W dobie, w której mało kto czyta poezję to ważne. 

Chmury Wisławy Szymborskiej na fasadzie kamienicy

Kolejny przykład poezji na murach poznańskich- Barańczaka Porcelana

Choć nie wykluczam, że ulegam złudzeniom i większość turystów przejdzie obok obojętnie. 

W Poznaniu jest wiele miejsc wartych odwiedzenia. Ten wpis to tylko taka malutka impresja z pewnego lipcowego poranka z nawiązaniem do wspomnień. 

Moim nowym odkryciem jest Poznański Browar - centrum handlowe znajdujące się na terenie starego browaru, miejsce spełniające wielorakie funkcje. 

Wnętrze z widokiem na Blask księżyca Igora Mitoraja


Wnętrze z instalacją -ruchomą rzeźbą- Ukryty cień księżyca U-Ram Choe

Wewnętrzny dziedziniec i jakże by mogło zabraknąć - Kufel piwa

Restauracje na wewnętrznym dziedzińcu

Fragment parku wokół Starego Browaru
Ledwo wróciłam z Poznania zarezerwowałam kolejny weekendowy wypad. Niestety dopiero w sierpniu. A może już w sierpniu.