Cenię satyryczne teksty pani Czubaszek, lubiłam słuchać jej trafnych puent, a blog niecodzienny był jednym z pierwszych, do których zaglądałam systematycznie, czasami odważywszy się nawet skomentować.
Nie rozumiem co nie zagrało. Podczas lektury Nienachalnej z urody poczułam się nieco rozczarowana. Cenię odwagę i szczerość, a tych pani Marii nie można odmówić, nie byłam więc zszokowana jej wyznaniami dotyczącymi czy to aborcji, czy operacji plastycznych. Poglądy mam zbliżone do prezentowanych przez autorkę, choć nie popieram aborcji na życzenie. Doceniam też skromność osoby, która wiele razy podkreślała przeciętność swoich tekstów. A jednak lektura książki wywołała we mnie mieszane uczucia. Może powodem był fakt, iż talent satyryczny nie przełożył się na talent literacki. Nie można tego jednak zarzucić autorce, gdyż sama przyznała:
Do pisania głupot, jakie tworzę, nie jest potrzebne natchnienie, tylko motywacja. A tą motywacją u mnie są dwa albo trzy niezapłacone rachunki leżące obok komputera.
Tworzenie dla pieniędzy to żaden wstyd, większą nieufność wzbudziłby we mnie autor, który pisałby dla idei. Nie mniej odniosłam wrażenie, iż autorce zabrakło pomysłu na książkę, jak sama przyznaje, wolałaby, aby zrobił to Artur Andrus, jej ulubieniec, jedyny człowiek, którego byłaby w stanie zaadoptować. Nienachalna z urody to rodzaj wywiadu z samą sobą, w którym autorka opowiada o wszystkim i o niczym. Głównie o tym, co lubi i czego nie lubi, przy czym tego drugiego jest zdecydowanie więcej. Nie lubi kobiet, bo mało inteligentne, rodziny, bo to zobowiązania, dzieci, bo nie nadaje się na matkę, nie lubi życia towarzyskiego, bo ją nudzi, a także gotowania i sprzątania, romantyzmu, instytucji małżeństwa, Krakowa, swojej pracy, świąt i podróżowania. Nie lubi też pewnych osób z życia politycznego i artystycznego naszego kraju. Co zatem lubi; papierosy, parówki i psy, no i kilku panów, Woody Allena, Artura Andrusa i Wojciecha Karolaka.
Ponadto między wierszami udaje mi się czasami znaleźć coś jeszcze, co pani Maria lubi - to był element naszej pracy. Fajny. Przy wódce toczyło się mniej i bardziej poważne rozmowy. Powstawały ciekawe pomysły, a do tego świetnie się bawiliśmy. (Str. 108). Albo też to, o czym marzyła: Żałuję, że nie urodziłam się bogata, bo najchętniej pławiłabym się w tym bogactwie: paliła papierosy, piła campari i miała wokół siebie zwierzęta, na które przeznaczałabym prawie wszystkie swoje pieniądze. Resztę wydałabym na Karolaka i inne drobne przyjemności. (Str.123).
Zawsze marzyłam, żeby mało pracować, za to dużo zarabiać i szybko umrzeć. A jeśli miałabym żyć dłużej, to żebym na starość mogła grać w pokera (str. 124).
W sumie to marzenie wielu z nas. Niewielu się przyzna publicznie do tego, że nie lubi swojej pracy i najchętniej cały swój czas poświęciłby na to, co sprawia mu przyjemność.
Książkę pisze kobieta dojrzała, która mając świadomość przemijania nie lubi robić planów, ani wspominać, można odnieść wrażenie, iż na niczym jej nie zależy, bo i tak niedługo odejdzie. Zastanawiałam się, nawet, czy to nie przewrotność autorki obliczona na wywołanie reakcji czytelników. A może jest w tym i jedno i drugie; zarówno chęć wywołania pewnego fermentu wśród czytelników, jak i szczerość.
Wiele prezentowanych przez autorkę poglądów jest mi bliska, jestem nawet w stanie przyznać jej rację, iż teksty które zawsze mnie śmieszyły wcale śmieszne nie były, jedynie wykonujący je aktorzy nadawali im humorystyczny smaczek. Przemawiałby za tym fakt, iż kiedy czytam fragmenty jej tekstów publikowanych w książce to mam w uszach głos Ireny Kwiatkowskiej, Wojtka Pokory, Jerzego Dobrowolskiego, Barbary Wrzesińskiej.
Ze mną jest jak z Leninem i radziecką partią z wiersza Majakowskiego- mówimy Lenin- w domyśle – partia. Mówisz Czubaszek- słyszysz głos Ireny Kwiatkowskiej. Bo to przede wszystkim za jej sprawą zaistniałam w świadomości słuchaczy jako autorka słuchowisk radiowych. Nie dlatego, że napisałam mistrzowski tekst, ale wyłącznie dzięki jej mistrzowskiej interpretacji mojego raczej przeciętnego tekstu. (str. 98). A może moje rozczarowanie wywołał wpis dotyczący prowadzenia bloga, który odebrałam, jako brak szacunku do swoich czytelników.
A kiedy kończyłam wpis na bloga, to go wysyłałam do redakcji i starałam się o nim zapomnieć. Nawet nie próbowałam wejść na stronę i zobaczyć komentarze pod nim. (str. 112).
W książce znajdują się fragmenty tekstów satyrycznych pani Marii i te moim zdaniem są najlepszą jej częścią.
Być może na moją ocenę zaważył fakt niepogodzenia się z traktowaniem życia, jak czegoś bez znaczenia i bez sensu. Nie ważne co było wczoraj i nie ważne, co będzie jutro, ważne jest tylko to co jest dziś mawiała Maria Czubaszek.
A ja pozwolę sobie się z tym twierdzeniem nie zgodzić.