Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 21 sierpnia 2011

Czy można kochać za nadto- wyrodne córki, czyli żądza pieniądza (Ojciec Goriot)


„Ojciec Goriot” pióra Honoriusza Balzaka to wydana w 1835 r. kolejna powieść z cyklu „Komedia Ludzka”. 
Charakterystyczną cechą Komedii Balzaka jest występowanie bohaterów jednej powieści także na kartach innych powieści. Tak więc główny bohater jednego utworu występuje w innym, jako postać drugoplanowa lub uczestnik epizodu. Ponieważ cały cykl liczy sobie ponad 130 utworów, a występujących w nim postaci jest ponad dwie setki niezwykłej pomysłowości autora wymagało to literackie „wykreowanie” postaci. Aby poznać złożoność charakterów należałoby przeczytać wszystkie części cyklu. Jakież zdziwienie budzi bowiem postać, co do której nabieramy przekonania, iż zdołaliśmy ją poznać w jednej z części, a którą spotykając na kartach kolejnej książki odkrywamy na nowo. 
Akcja powieści dzieje się w okresie restauracji Burbonów, co jest nie bez znaczenia dla fabuły powieści. Umożliwienie pięcia się po szczeblach drabiny społecznej powodowało, iż walka o wspięcie się na kolejny szczebel nie przebierała w środkach. Dla możliwości zdobycia kolejnych kilku tysięcy franków rocznie, czy dla nadziei znalezienia się na salonach baronostwa, hrabiostwa, czy merostwa cena nie grała roli. Żądza pieniądza, chciwość, pragnienie awansu do wyższej klasy powodowały swoistą filozofię, która zdawała się wprowadzać w życie makiawelistyczną zasadę „cel uświęca środki”.
Będący jednym z głównych bohaterów powieści Rastignac staje się synonimem osoby, która gotowa jest na wszystko, aby polepszyć swą społeczną pozycję. W małym, obskurnym paryskim pensjonacie pani Vaquer, gdzie nędza i szpetota wygląda z każdego kąta, gdzie szaro-buro i wilgotno egzystują obok siebie tajemniczy filozof Vautrin, zubażała panna Wiktoryna z ciotką-opiekunką, student prawa Rastignac oraz emerytowany producent makaronu Jan, Joachim Goriot, zwany przez mieszkańców tego tandetnego przybytku ojcem Goriot. 
Tytułowy bohater to producent makaronu, który dorobiwszy się sporego majątku przekazał niemal wszystko córkom, sam zamieszkując w nędznej klitce. Z oślepiającej, bałwochwalczej, obrazoburczej miłości do córek sam cierpiąc zimno, głód, szyderstwa współmieszkańców, osamotnienie pozbawia się rodzinnych pamiątek i ostatnich resztek fortuny. Co dostaje w zamian? Ukradkowe spotkania w parku, wymuszone słówko rzucone w przelocie, czasami pretensje, lekkie ukłucie chłodu w przebłyskach świadomości, ledwie dostrzegalne poczucie wstydu i zażenowania, z powodu braku ogłady i wykształcenia oraz jawną niechęć zięciów. Miłość, uczucie tak wzniosłe i piękne, ukazana jest tutaj jako jednostka chorobowa. Miłość, jaką Goriot darzy swoje córki: Anastazję de Restand i Delfinę de Nucingen graniczy niemal z obłędem. I na moje pytanie, czy można kochać za mocno- odpowiem, że nie. Nie można kochać za mocno, ale można kochać głupio. Takie uczucie niszczy obie strony. Ojciec, pragnący dać swoim dzieciom szczęśliwe i radosne życie, dał im wszystko, co można przeliczyć na pieniądze; wykształcenie, stosunki w świecie, bogactwo liczone w tysiącach franków. Dał też coś ponadto „życiowe kalectwo”. Ojciec Goriot to przejmujące studium wyniszczającej miłości rodzicielskiej. Czytając książkę nie czułam litości dla biednego starca, czułam raczej gniew i oburzenie. Uważałam, że to co go spotkało nie było jedynie wynikiem okoliczności zewnętrznych, było też wynikiem jego własnego postępowania. Sam Goriot zdaje sobie z tego sprawę, kiedy jest już za późno. 


Drugi z bohaterów to Eugeniusz de Rastignac. Przybywszy z prowincji do Paryża, jako młody, uczciwy i niewinny człowiek szybko przeobraża się w bywalca salonów. Dla obietnicy znalezienia się w salonach, lożach teatralnych, powozach, na balach a też i w sypialniach bogatych arystokratek jest w stanie poświęcić wszystko (począwszy od porzucenia kodeksu moralnego, poprzez zrujnowanie matki i sióstr aż do zbrodni włącznie. Eugeniusz co prawda nie wyraził jeszcze zgody na rozwiązanie ostateczne, ale wydaje się to tylko kwestią czasu). Charakterystycznym jest wewnętrzne zakłamanie postaci. Eugeniusza oburza stosunek córek względem ojca Goriot, co nie przeszkadza mu pozbawić oszczędności życia matkę, ciotkę i siostry, Eugeniusz wzdryga się na myśl o poślubieniu panny Wiktoryny dla pieniędzy, co nie przeszkadza mu w snuciu planów pozyskania względów delfiny (czyt. zostania jej kochankiem i utrzymankiem). 
Kolejną ciekawą postacią jest Vautrin, poszukiwany przez policję mistrz zbrodni. Vautrin to ten który czyniąc zło, jako jedyny potrafi je nazwać po imieniu. Można go nazwać sumieniem społeczeństwa. Społeczeństwa, które jest w ciągłej walce, kto kogo okpi. Ojciec Goriot to powieść o pełnym kontrastów społeczeństwie Paryża. Kontrastu pomiędzy bogactwem warstw najwyższych a nędzą warstw dolnych. Można odnieść wrażenie, iż jedynym pragnieniem ludzi jest dostać się na salony (biedota) lub na tych salonach pozostać przez całe życie (arystokracja). 
Autor przedstawia świat, w którym żądza posiadania pieniądza przesłania wszelkie wartości. Można odnieść wrażenie, że w Paryżu nie ma ani jednego uczciwego człowieka. Wystarczy spojrzeć na zachowanie mieszkańców pensjonatu podczas sceny finałowej. 
Ja dostrzegłam jednak kogoś, kogo zdaje się ten świat kapitału nie zepsuł. Jest to Wiktoryna. Po śmierci matki, nie uznana przez bogatego ojca (negatywnego bohatera „Czerwonej oberży”) czas swój dzieli pomiędzy comiesięcznymi wizytami u ojca, będącymi próbą zmiękczenia serca staruszka i przekonania go o swojej bezinteresowności, a wzdychaniem do studenta prawa, który stara się tych jej westchnień nie zauważać, przynajmniej do czasu. Wiktoryna jawi się tutaj jako uosobienie dobroci i bezinteresowności, lecz znając już troszkę Balzaca ciekawa jestem, czy w kolejnej książce Wiktoryna nie okaże się podstępną i przebiegłą żmijką. Przeczytawszy bowiem kilka książek Balzaka i kilkanaście recenzji można śmiało stwierdzić, iż według powieściopisarza świat jest miejscem zepsucia i zgnilizny, a niemal każdy człowiek (zwłaszcza człowiek dobrze sytuowany) ma na sumieniu mroczną tajemnicę.  
A oto nauka, jaką otrzymuje Rastignac od jednej ze swoich protektorek:
„Im zimniej będziesz obliczał, tym dalej zajdziesz. Uderzaj bez litości, będą się ciebie bali. Bierz mężczyzn i kobiety jedynie za konie pocztowe, choćby miały paść na stacji, dojdziesz w ten sposób do celu. Pojmujesz, nie będziesz niczym w tym świecie, jeśli nie znajdziesz kobiety, która by się tobą zajęła. Musi być młoda, bogata, wytworna. Ale jeżeli masz prawdziwe uczucie, ukryj je jak skarb; nie pozwól się go nigdy domyślić, byłbyś zgubiony. Nie byłbyś już katem, stałbyś się ofiarą. Jeśli kiedykolwiek pokochasz, strzeż pilnie tego sekretu."
Jako ciekawostka - Balzak był oskarżany o plagiat ze względu na podobieństwo Ojca Goriot do Króla Leara.
Moja ocena 5/6

13 komentarzy:

  1. Gosiu !
    Bardzo dobrze mi się czytało balzakowskiego " Ojca Goriot " jednak masz trochę racji , że przypomina on Króla Leara . Pozdrawiam Monika .

    OdpowiedzUsuń
  2. @Moniko tę rację to raczej należy przypisać znawcom. Mnie trudno byłoby się odnieść do tematu, bo nie znam Króla Leara (!)- teraz widzę, że muszę to nadrobić. Kolejna rzecz do przeczytania :)

    OdpowiedzUsuń
  3. @Moniko, przenosisz blooga z WP?

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam to jeszcze w liceum, ale mi raczej był szkoda ojca Goriot. Był po prostu słabego charakteru, za dużo pozwolił na początku, za dużo dawał, a potem nie mógł sobie z tym poradzić. A córki bez skrupułów to wykorzystywały. Kochał nie głupio, a właśnie za mocno, bo nie miał nikogo innego do pokochania. Ale jak pisałam, czytałam to już jakiś czas temu, może dziś rzeczywiście bym to inaczej odebrała.I nie wiedziałam, że to był plagiat...

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja również pamiętam tę książkę jeszcze ze szkoły. Nie pamiętam dokładnie, czy lektura obowiązkowa obejmowała całą powieść, czy tylko jej wybrany fragment. Wówczas także było mi szkoda Ojca Goriot, uważałam, że córki postąpiły podle wobec ojca, który dał im wszystko, a którego one bezwstydnie okradały. Zresztą nadal tak uważam. A ojca Goriot dzisiaj żal mi dopiero w finałowej scenie. Trudno, aby nie wzruszył ten los tak okrutny, jaki go spotkał. I sama nie wiem, czy bardziej żal, tego, co go spotkało, czy bardziej tego, iż uświadomił sobie brutalną prawdę, na którą niemal całe życie zamykał oczy.
    Ps. Może sformułowanie iż kochał głupio jest niefortunne, może lepiej zabrzmiałoby niemądrze.

    OdpowiedzUsuń
  6. Z tym plagiatem to przesada, niektóre motywy przewijają sie i przez życie i przez literaturę:).

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytałam książkę jeszcze w liceum i podobnie jak Ciebie postać ojca Goriot denerwowała mnie, bo bardzo głupio i naiwnie postępował. Było mi go trochę żal, ale sam, na własne życzenie, miał to, co miał. Przecież gdyby inaczej traktował corki, to może byłyby trochę mądrzejsze i na pewno miałyby więcej szacunku dla ojca.

    OdpowiedzUsuń
  8. @Iza- jak pisałam wyżej- mnie trudno wypowiadać się na ten temat, na ile zbieżne są opisane historie i wzorce zachowań, bo nie czytałam, a nawet (wstyd) nie oglądałam Króla Leara. A na pewno masz rację, iż istnieje w życiu pewna ograniczona liczba zachowań, charakterów i trudno byłoby wymyślić coś nowego.
    @Aneta - no widzisz, to ty doszłaś do tego wniosku w czasach licealnych, a ja dopiero po latach (być może wtedy,kiedy czytałam książkę czytałam jedynie sceną finałową, która nie pozostawia obojętnym. Miejsce, do którego doprowadziła ta ślepa miłość powoduje chwilowe spotnienie oczu).

    OdpowiedzUsuń
  9. Poruszyła mnie tematyka tej książki, gdy czytałem kiedyś o niej. Pobrałem nawet na Wolnych Lekturach audiobooka, więc lektura ,,Ojca Goriot" nie minie mnie :)

    Pozdrawiam,

    dp

    OdpowiedzUsuń
  10. @darekpionki myślę, że warto przeczytać :) I witam w moich skromnych progach

    OdpowiedzUsuń
  11. Ileż takich ludzi kochających dzieci bezmyślnie spotkałam w życiu lub słuchałam o nich. Ja powtarzam za Korczakiem: dzieci trzeba kochać mądrze. W czasach Balzaka(a i później także) nikogo nie uczono jak należy wychowywać dzieci ani jak je kochać, ludzie po prostu w tym błądzili. A już w stu procentach jak Goriot przenosili na swoje dzieci różne błędy ze swojego dzieciństwa, kompleksy, własne jakieś wcześniejsze upadki. Jest oczywiste, że była to chora miłość, bowiem dziecko to nie zabawka, trzeba go nauczyć wszystkiego, poczynając na niewsadzaniu palców do ognia a na szacunku do siebie, innych, pracy ludzkiej kończąc. Napisałam w "Snującej się mgle", że wychowanie dzieci jest jak szkoła tańca, nie każdy kończy ją z wyróżnieniem. Kiedy czytam autorów dawnych zawsze też biorę pod uwagę, że ich świat był zupełnie inny od naszego: ludzie niewykształceni, wierzyli w diabły itd. Stąd też docenić należy kunszt ówczesnych ludzi pióra, że próbowali współczesnym wytykać ich straszne wady i błędy w życiu, by sprowadzić na dobrą drogę. I taka konstatacja z tego wynika: jak niewiele się zmieniło, pomimo powszechnego wykształcenia. A ja z największą przyjemnością czytam Twoje recenzje, bo w ten sposób szybciej dowiem się, która z książek również mi znanych pasjonuje Cię i w jaki sposób. A potem odkrywać będę te, których nie przeczytałam i może po nie sięgnę.:)

    OdpowiedzUsuń
  12. No tak, pisarz ma być sumieniem społeczeństwa, ale czy nim jest? Chyba największą wyciągamy naukę z lektury po latach. Myślę, że pisarz daje raczej poczucie współodczuwania tym, do których sumień nie musi przemawiać, a tych, którzy radzi są przeczytać, że inni czują i widzą podobnie. Goriot musiał był sprytnym człowiekiem, skoro udało mu się dorobić majątku, może wyszedł z biedy (nie pamiętam już tak dobrze treści lektury), że chciał zapewnić swym dzieciom wszystko, czego być może jemu brakowało i chyba musiał widzieć swój błąd już wcześniej, ale oszukiwał się i nie chciał do niego przyznać. Lubię Balzaka. Ciekawa jestem czy czytałaś Czerwoną oberżę?

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie czytałam, zajrzę do Twojej recenzji i pewnie przeczytam - Balzak jest mistrzem słowa i uczuć.

    OdpowiedzUsuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).