Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 3 listopada 2019

18 razy NDDP, czyli przeżyjmy to po raz ostatni

Finał
O spektaklu pisałam kilkakrotnie (choćby tu i tu). Dziś przyszedł czas pożegnania. Zastanawiając się, czy więcej jest we mnie radości z powodu przeżyć, jakich dostarczyły mi spotkania z Dzwonnikiem, czy smutku z konieczności rozstania doszłam do wniosku, że emocje, jakimi dzielili się wykonawcy na zawsze pozostaną w nas (odbiorcach) i w jakiś sposób wzbogacą naszą wrażliwość. A to oznacza, że lepiej cieszyć się z tego, co się przeżyło, niż smucić, iż czasu Dzwonnika nadszedł kres. Moje uwielbienie dla spektaklu przekłada się na bezkrytyczny jego odbiór. Oczywiście dostrzegałam podczas kilku przedstawień drobne mankamenty, ale nie miały one większego wpływu na mój odbiór sztuki. Pozwoliłam sobie na ekstatyczny zachwyt i żal mi było tych, którym odbiór psuło wyławianie potknięć.

Osiemnaście wieczorów, w których doświadczałam uczucia ekstazy, osiemnaście nieprzespanych nocy, no bo jakże tu spać, kiedy w uszach gra muzyka, a serce wali radośnie tak głośno, że trudno zapanować nad jego rytmem, osiemnaście powrotów z głową w chmurach i osiemnaście tęsknot za kolejnym spotkaniem, z których siedemnaście miało uzasadnioną nadzieję powtórki. Bilety kupowane w ilościach niemal hurtowych (nie dość, że sama zawitałam do teatru kilkanaście razy, to jeszcze zabrałam ze sobą kilkanaście nowych odbiorców. Można rzec, że zaraziłam je tą muzyką, oczywiście ja i cały zespół teatru muzycznego) gwarantowały kolejną eksplozję radości. Aż do tego ostatniego wieczoru, kiedy trzeba było się z tytułem pożegnać. Pojawiła się mała nutka żalu, a łzy Mai (Esmeraldy) na finale spowodowały, że i nam zaświeciły się oczy, a głos uwiązł w gardle.
2.11.2019 r. (zdjęcie własne)
Każde spośród tych osiemnastu przedstawień było na swój sposób niepowtarzalne. Za każdym razem towarzyszyła mi obawa, czy spełnione zostaną oczekiwania. Czy tak częste uczestnictwo nie sprawi, że poczuję przesyt, że mi się znudzi lub będę zawiedziona. A potem nie było przedstawienia, po którym nie chciałabym zostać na kolejnym spektaklu, nie było takiego, którego nie kończyłoby powtórne wysłuchanie muzyki z NDDP. Spośród tych osiemnastu razy najlepiej zapamiętam trzy.
Pierwsze, na którym łzy popłynęły zaraz na uwerturze, że oto jest, spełniło się marzenie, którego nie śmiałam nawet skonkretyzować. Spektakl został wystawiony w Polsce, w dodatku w Gdyni, co sprawiło, że mogę oglądać go tak często, jak dusza zapragnie. Dziś wydaje mi się, że te osiemnaście razy to było zdecydowanie za mało. Pierwsze przedstawienie, to także to, na którym towarzysząca mi osoba popłakała się ze wzruszenia.  Owa osoba była jeszcze potem na Dzwonniku trzy razy. Lubię zarażać ludzi tą pasją, bo daje ona niezwykle dużo radości, uniesień, pozytywnych wibracji.
Drugie to przedstawienie w obsadzie marzeń (moich marzeń) – z Januszem Krucińskim w roli Quasimodo, Mają Gadzińską w roli Esmeraldy oraz Arturem Guzą w roli Frollo. Byłam na dzień przed zabiegiem i pamiętam, iż pomyślałam sobie  wtedy, że jeśli miałabym tego zabiegu nie przeżyć to spotkanie z Dzwonnikiem byłoby najwspanialszym sposobem spędzenia tego ostatniego wieczoru. 
Trzecie miało miejsce wczoraj. I choć każde z przedstawień spełniało moje oczekiwania, to wczorajsze było wyjątkowe. Nastąpiła kumulacja najpiękniejszych wykonań, przedstawienie aż buzowało od emocji, a każdy z wykonawców zaśpiewał na sto procent swoich możliwości. Zaproszeni przeze mnie goście wyszli rozemocjonowani pytając o płytę. Koniecznie chcieli usłyszeć te utwory ponownie. I bardzo żałowali, że zobaczyli przedstawienie dopiero teraz. A dwa dni później dostałam maila z informacją, że ta muzyka wciąż im gra w uszach, że ich zaczarowała.

2.11.2019 r. (zdjęcie własne)
Pisząc o przedstawieniu pisałam kilkakrotnie o wykonawcach utworów, a nie pamiętam, czy wspomniałam o tancerzach. To co wyczyniali ze swymi ciałami na scenie ci młodzi ludzie było niesamowite; połączenie tańca, akrobacji i talentu. Już samo ich oglądania sprawiało radość. A jeśli doda się to tego świetną muzykę i fantastyczne wykonania piosenek to efekt jest powalający.
Wczoraj też po raz kolejny doceniłam w roli poety Janka Traczyka. Z przyjemnością obejrzę go w środę  warszawskiej Romie w musicalu Aida.
No i wciąż zadaję sobie pytanie, czy ten poziom emocji i ta radość, jaką dawał mi NDDP stanie się jeszcze kiedyś moim udziałem.
Jest na to duża szansa, bowiem w przyszły tygodniu czeka mnie kolejny koncert marzeń. Jak dobrze mieć marzenia i móc je spełniać. 

Jeśli udało mi się choć w malutkiej cząstce przekazać tę radość, te emocje, jakich doświadczyłam na wszystkich  przedstawieniach, no i przede wszystkim na tym ostatnim to byłabym ogromnie szczęśliwa. Ale to trzeba by talentu Prousta, który tak cudnie pisał o muzycznych koncertach, aby wyrazić tak dogłębnie, tak do sedna ten stan, jakiego doświadcza absolutnie szczęśliwy człowiek, kiedy wstrzymuje się oddech, aby nic nie zakłóciło przyjemności z odbioru, aby muzyka mogła oplatać nas szczelnie, aby przenikała przez każdy nerw, każde włókno, każdą cząsteczkę ciała, aby nie uronić ani kropelki

8 komentarzy:

  1. Rzadko bywam na takich spektaklach i chyba Ci trochę zazdroszczę tej pasji i emocji, jakie przeżywasz, spełniając w taki sposób swoje marzenia :). Życzę Ci wielu wspaniałych wzruszeń na kolejnych cudownych koncertach i przedstawieniach!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama sobie zazdroszczę, że byłam, przeżyłam, osiągnęłam stan absolutnej szczęśliwości, który nie trafia się nam tak często, a teraz samo jego wspomnienie, to jak czerpanie z nieskończonego źródła radości. Wie, że moja ekstaza będzie śmieszna dla większości odbiorców, ale nie dbam o to. I dziękuję za życzenia

      Usuń
    2. Jeśli ktoś mówi, że to śmieszne, to albo w ogóle nie rozumie o co chodzi, albo zwyczajnie Ci zazdrości (a najczęściej jedno i drugie naraz!).

      Usuń
  2. Potrafisz ubrać w słowa swoje wrażenia, emocje...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewo, jak dopisałam, nie mam daru pięknego opisania swych odczuć, ale jeśli udało mi się to w małej cząstce to się ogromnie cieszę.

      Usuń
  3. Małgosiu jestem pewna, że jeszcze nieraz zobaczysz spektakl Notre Dame de Paris.
    Życzę Ci dużo wrażeń i emocji na Aidzie. Zgadzam się z Tobą, że warto mieć marzenia i móc je spełniać.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby twoja pewność była prorocza. Licencja wygasła, ale przecież kilka lat temu, kiedy leciałam na koncert do Paryża nie śniłam o tym, że kiedyś będę mogła raczyć się tą muzyką po wielokroć. Dziś przeczytałam, że było 180 przedstawień, a zatem byłam na co dziesiątym. :)

      Usuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).