Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 7 grudnia 2023

Wiedeńskie spacery śladami jesieni i przeszłości

W Parku miejskim
Marzył mi się wypad przeplatany spacerami po wiedeńskich parkach. Powie ktoś, że to nie ta pora roku. Kiedy na dworze słota i deszcz, a rynki zdobią bożonarodzeniowe jarmarki nie czas szukać złotej  jesieni. Ale jak się człowiek uprze to nie ma siły, zmarznie, zmoknie a zobaczy, nie zawsze to, czego oczekiwał.


Przeczytałam, że najładniejszym wiedeńskim parkiem jest Burggarten, czyli Ogród Zamkowy. Z jednej strony otacza go Hofburg, z drugiej Albertina, wejście jest od strony Ringu. Służył rodzinie cesarskiej, jako prywatny ogród. Jego powstanie pośrednio zawdzięczamy Napoleonowi, który nakazał wysadzenie wałów obronnych przed pałacem cesarskim, bardziej zapewne ze względów psychologicznych niż strategicznych. To zdecydowało później o powiększeniu pałacu i upiększeniu terenu wokół jego murów. Dzięki temu w 1820 r. powstały ogrody Hofburga.
Ogród zamkowy Hofburga
Ogród jest nieduży, obeszłam go w dziesięć minut i ta jego klaustrofobiczność mi się nie spodobała. Zapewne, gdyby tak park znajdował się wokół mojego bloku bywałabym w nim codziennie. Jednak od wiedeńskiego królewsko-cesarskiego parku oczekiwałam większego rozmachu. Tyle, że zapewne, gdyby była taka możliwość ogród byłby dużo większy.

Pomnik Mozarta w Burggarten
Do parku weszłam od strony pomnika Mozarta. Przez chwilę zastanawiałam się nad imieniem muzycznego geniusza, z uwagi na świetny film Milosa Formana od razu nasuwa się Amadeusz, a przecież to było kolejne z imion twórcy. Swoją drogą Mozart stanowi wdzięczny obiekt selfie. Ilość chętnych do zrobienie zdjęcia niemal dorównuje tej, jaka gromadzi się pod Pocałunkiem Klimta w Belwederze.

Autorem pomnika jest Victor Tilgner austriacki rzeźbiarz. Ciekawostką jest to, iż należał do kręgu artystów, jakimi otaczał się hrabia Karol Lanckoroński ojciec Karoliny Lanckorońskiej. To on (Tilgner, a nie hrabia Lanckoroński) jest twórcą zdobiących Burgtheater postaci literatów i literackich bohaterów czy mitologicznych postaci. Pomnik Mozarta jest uważany za jego najwybitniejsze dzieło (powstał w 1896 roku). Rzeźbiarz zmarł w trakcie prac nad jego tworzeniem na atak serca. Stojący na wysokim postumencie muzyk sprawia wrażenie, jakby dyrygował orkiestrą. Postument otacza grono aniołków. Pomnik pierwotnie stał na Placu Albertina.
W Burggarten

Drugim ciekawym pomnikiem znajdującym się na terenie Parku jest pomnik Franciszka Józefa. Jest to replika autorstwa Josefa Tucha -ucznia Victora Tilgnera innego pomnika (wykonanego przez Johannesa Benka). Franciszek Józef doczekał się mnóstwa pomników, co nie dziwi, biorąc pod uwagę, iż rządził przez 68 lat i cieszył się sporym poważaniem poddanych. Pomnik z Burggarten (pierwotnie przeznaczony do Parku Miejskiego najbardziej odpowiada moim wyobrażeniom o postaci cesarza. Niemłody już cesarz stoi wyprostowany i dumny, wygląda niezwykle dostojnie, a jednocześnie przyjaźnie, jak srogi, ale sprawiedliwy ojciec narodu.

Pomnik Franciszka Józefa w Burrgarten
Na terenie parku znajduje się jeszcze kilka pomników, jednak nie zdobyły one mojego zainteresowania. Spod przeszklonego budynku palmiarni rozlega się widok na niewielki akwen wodny z fontanną. Niestety podczas mojego pobytu akwen był tak zaśmiecony, że sprawiał niemiły widok, trudno też było zrobić zdjęcie, na którym nie byłoby widać całej masy plastikowych pojemników i papierowych pudełek. Samo otoczenie parku jest niezwykle dostojne. Budynek Hofburgu jest majestatyczny i bogato udekorowany, złota korona nad jego szczytem wskazuje do kogo należał. Liczne posągi i zdobienia ładnie prezentują się w słoneczny pogodny dzień. Kilka ławeczek umożliwia odpoczynek, jednak dość rześka pogoda temu nie sprzyja. Zapewne przyjemnie byłoby wypić kawę na dziedzińcu znajdującym się przed Palmiarnią, gdyby nie panująca tu temperatura. No cóż starsza pani przedkłada wnętrza nawet kosztem pięknych widoków. 
 
Z widokiem na Palmiarnię w Burggarten
Całkiem niedaleko Parku znajduje się Kościół Augustianów.
Nie nie będę opisywać jego ołtarzy, rzeźb, organów. Do kościoła wybrałam się z dwóch powodów. Po pierwsze był on świadkiem wielu ważnych uroczystości dotyczących rodziny cesarskiej, a tym samym ważnych dla dziejów Europy. To tutaj odbywały się zaślubiny cesarzowej Marii Teresy z Franciszkiem Stefanem Lotaryńskim. Ta rządząca czterdzieści lat cesarzowa mimo braku przygotowania miała opinię sprawnej władczyni. Dała Austrii szesnaścioro dzieci, z czego jedenaście córek. Ceremonia zaślubin w kościele Augustianów zapoczątkowała długie i szczęśliwe małżeństwo z człowiekiem uległym, kochającym, który mimo nadania mu tytułu cesarskiego nie miał dużego wpływu na politykę, był za to mecenasem sztuki.
Kościół Augustianów- świadek cesarskich zaślubin i pochówków

Kolejne zaślubiny nie były już tak szczęśliwe. Tutaj odbył się ślub per procura Marii Antoniny (córki Marii Teresy) z Ludwikiem XVI. Jako ciekawostka wszystkie córki Marii Teresy miały na pierwsze imię Maria, stąd można się pogubić wśród rodzinnych koligacji, biorąc pod uwagę, że cesarzowa zażyczyła sobie, aby wszystkie pierworodne wnuczki miały na imię Maria Teresa). Historię Marii Antoniny znamy doskonale - najsłynniejsza ofiara francuskiej gilotyny. Nieco mniej dramatycznie potoczyło się życie kolejnej Marii z rodu Habsburgów Marii Ludwiki, która została w tym kościele zaślubiona Napoleonowi Bonaparte. Wyszła za cesarza, kilka lat później cesarstwo upadło.

Wnętrze Kościoła Augustianów
Jednak najsłynniejszą ceremonią ślubną, jaka miała miejsce w kościele Augustianów był ślub Franciszka Józefa i Elżbiety Bawarskiej (znanej, jako Sissi). Prześliczna młodziutka dziewczyna, która już wie, że została skazana na życie w niewoli konwenansów i dworskiej etykiety, skazana na wieczną walkę z teściową idzie do ołtarza zapłakana. Zapewne otoczenie bierze to za łzy szczęścia, a może łzy emocji. Ma 17 lat i wie, że jej beztroskie i radosne życie się kończy. Nie wie jedynie, że przyjdzie jej zostać w tej złotej klatce czterdzieści trzy lata (najdłuższy okres panowania kobiety na cesarskim tronie w Austrii i najdłuższy okres cierpienia). Jej niedolę pogłębia wygłoszone przez arcybiskupa niezmiernie długi kazanie. Siedząc w pierwszej ławce świątyni przenoszę się do tego dnia który zapoczątkował serię tragicznych wydarzeń w życiu Elżbiety, życiu, które nadal wielu wyobraża sobie, jak spełnienie baśniowego snu o bogatym księciu i pałacowym życiu wśród luksusu i piękna.
 
Nagrobek Marii Krystyny dłuta Canovy

Tu też zaczęło się kolejne nieudane małżeństwo. Syn Elżbiety arcyksiążę Rudolf został przymuszony do poślubienia Stefanii Belgijskiej, kobiety, której nie kochał, a która ze względów dynastycznych została uznana za odpowiednią partię dla następcy tronu. I ten dzień był początkiem tragicznego końca w Meyerlingu.

Drugim powodem, dla którego odwiedziłam świątynię jest grobowiec arcyksiężnej Marii Krystyny, kolejnej z cór Marii Teresy (żony księcia Albrechta von Sachen-Teschen). Przepiękny nagrobek w postaci piramidy do której wnętrza zmierzają Maria Krystyna wraz z żałobnym orszakiem wykonał największy rzeźbiarz XVIII wieku Antonio Canova. Pełen dostojeństwa i zadumy nagrobek wykonano z karraryjskiego marmuru. Patrząc na ten grobowiec nie sposób nie pomyśleć o tym, który znajduje się w weneckiej świątyni Santa Maria Gloriosa dei Frai i upamiętnia samego Canovę.

Kolejnym parkiem, do którego kieruję swe kroki jest Park Miejski (Stadtpark). Pamiętałam go sprzed ponad trzydziestu lat, kiedy to stając przed pomnikiem Johana Straussa syna wyobrażałam sobie muzyczne koncerty na świeżym powietrzu, jakie wg słów przewodniczki miały się tam odbywać.
Pomnik Johana Straussa syna w Stadtparku
Marzył mi się taki koncert, jaki u nas odbywa się w Parku Łazienkowskim. Złoty pomnik i opowieści przewodniczki sprawiły, że park jawił się w mojej pamięci i wyobraźni ogromny i piękny i było mi żal, że nie mogę po nim pospacerować. Rozczarowanie też było ogromne. Park okazał się kolejnym niewielkim zielonym miejscem w mieście, a jego najświetniejszym punktem był właśnie pomnik muzyka. Słynny strumyk zwany Wiedenką przepływający przez park był zupełnie wyschnięty i wcale nie malowniczy. Nawet Pawilon kuracyjny Kursalon, w którym odbywają się koncerty muzyki mistrza wiedeńskiego walca nie przekonał mnie do tego parku. Zapewne zupełnie inaczej wyglądałby w moich oczach, gdybym odwiedziła go wiosną. Jest tam mały akwen wodny, który wynagrodził mi rozczarowanie parkiem.
Jesień w Stadtparku

Zapewne dziwnym wyda się mój zachwyt innym miejscem, miejscem które dla wielu jest mało sympatyczne i wywołuje nieprzyjemny dreszcz.
Nagrobek cesarza Karola VI-ojca Marii Teresy w Kryptach Kapucynów
Najważniejszą wiedeńską nekropolią są krypty znajdujące się w Kościele Kapucynów. Znajdują się tu 144 nagrobki przedstawicieli rodu Habsburgów, w tym 12 cesarzy i 15 cesarzowych. Znajdujące się tu głównie brązowe sarkofagi nagrobne wydają się imponujące, ale chyba największe wrażenie robi podwójna krypta stanowiąca miejsce pochówku Marii Teresy i jej małżonka Franciszka Stefana Lotaryńskiego. Podobno, kiedy pochowano Franciszka Maria Teresa często przychodziła tutaj posiedzieć przy jego krypcie. Wchodziła do tych zimnych, ciemnych pomieszczeń pełnych sarkofagów, rozświetlonych jedynie światłem pochodni albo świec. Byli zgodnym i szczęśliwym małżeństwem, a cesarzowa tęskniła za zmarłym i nie przeszkadzało jej upiorne otoczenie z prochami i szczątkami innych członków rodu. Na płycie grobowca znajdują się w pozycji półsiedzącej, półleżącej Franciszek i Maria. W narożnikach grobowca znajdują się korony Świętego Cesarstwa Rzymskiego, Czech, Jerozolimy i Węgier.
Nagrobek Marii Teresy i jej małżonka

Nieco skromniejszy grobowiec należy do Franciszka Józefa (zmarłego w 1916 roku) ze znajdującymi się po bokach grobowcami Sissi (zabitej przez włoskiego anarchistę w Genewie) i arcyksięcia Rudolfa (który popełnił samobójstwo w Meyerlingu) Znajduje się tutaj także grobowiec zastrzelonego w Meksyku księcia Maksymiliana – brat Franciszka Józefa. Jak widać bycie członkiem rodziny cesarskiej
Zdobiące nagrobki memento mori
wiązało się z dużym ryzykiem utraty życia w okolicznościach nienaturalnych. Kiedy chowano Sisi panowała piękna tradycja przyjmowania zmarłych do Krypty. Orszak żałobny kołatał do drzwi a zakonnik pytał kim jesteś? Wtedy odpowiadano dwukrotnie wymieniając tytuły monarsze, na co Kapucyn odpowiadał nie znam cię. Na zadane po raz trzeci pytanie kim jesteś odpowiedziano Elżbieta biedna grzesznica drzwi Krypty zostały otwarte.


Nagrobki Franciszka Józefa, Sisi i Rudolfa

Na koniec park, który co prawda nie mógł zachwycić w szaro-burej jesiennej aurze, ale oczyma wyobraźni zobaczyłam go pięknym, w pełnej krasie. Jakże pięknie tam musi być, kiedy wszystko rozkwitnie, a słońce oświetli całość. 
Te ogrody wraz z rozciągającym się z nich widokiem fascynowały wielu artystów, w tym Bernardo Bellotto, znanego u nas jako Canaletto. O dziwo nazwa ta pochodzi od nazwiska wuja Canala, a nie od weneckich kanałów, które tak pięknie wymalował. Ponieważ Pałac Belwederski zbudowany dla księcia Eugeniusza Sabaudzkiego miał być jego letnią rezydencją nie mogło w nim zabraknąć ogrodów. Są to ogrody w stylu francuskim, czyli barokowe ogrody o regularnych kompozycjach roślinnych w kształcie różnych esów floresów, równo przystrzyżone udekorowane posągami, rzeźbami, fontannami. Niezwykle ładnie prezentują się na zdjęciach i obrazach.

Oglądany przez okno Belwederu ogród w całej jesiennej okazałości

Fragment Ogrodów z bliska

Rokokowy Sfinks w Belwederze


Widok z Belwederu Canaletta (muzeum sztuk pięknych. Niestety obraz wisi dość wysoko, więc jakość zdjęcia jest, jaka jest)

14 komentarzy:

  1. Pięknie tam. Byłam lata wstecz we Wiedniu, ale bardzo krótko. Mimo wszystko podobało mi się tam. Przechodziłam obok tego złotego Johana Straussa. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten złoty pomnik tak mnie zachwycił że wróciłam :) Niewątpliwie Wiedeń jest piękny i może wiele zaoferować podróżnikom. Pozdrawiam

      Usuń
  2. Niezwykle bogaty wpis - dziękuję.
    Bardzo podobała mi się historia o pochówku Sissi w kościele Kapucynów.
    Imiona W.A. Mozarta - najciekawsze to chyba Amadeusz, Austriacy nie mogliby tak nazwać swojego rodaka, po niemiecku to Gottlieb i takie imię wybrał jego ojciec, w akcie chrztu wpisano bardziej klasyczną wersję - Theophilus - po naszemu Teofil :)) Szczegóły tutaj ==> https://en.wikipedia.org/wiki/Mozart%27s_name

    OdpowiedzUsuń
  3. Historię tę poznałam oglądając film Historia w postaciach zapisana - Sisi (bardzo ciekawy cykl w rodzimej telewizji produkcji francuskiej z wypowiedziami historyków). Dziękuję za informacje o imieniu muzyka. Moja wiedza o nim to jedynie film Milosa Formana. Pamiętam, że zawsze chciałam na żywo posłuchać Requiem i jak dotąd nie miałam okazji. Był taki koncert na uświetnienie rocznicy zakończenia I wojny światowej właśnie z tym utworem, ale coś mi wówczas przeszkodziło. A zatem to dzieło jeszcze przede mną (na żywo). Ty, jako człowiek o muzycznych zainteresowaniach (klasycznych) dysponujesz zapewne o wiele większą wiedzą w tym zakresie. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem jakoś szczególnym smakoszem muzycznej klasyki, ale mam kilka "kawałków", które mogę słuchać, może nie w kółko, ale często. I Requiem Mozarta jest jednym z nich. Do tego stopnia, że korzystając z okazji koncertu w Filharmonii Świętokrzyskiej (ech, kiedy to było), przemogłem się i przestąpiłem jej progi. Z chęcią powtórzyłbym wizytę, ale jakoś Requiem nie pojawia się w repertuarze. A muzyka na żywo ... sama wiesz :)

      Usuń
    2. No jasne, muzyka na żywo dociera do nas słuchaczy jakoś inaczej, bez bariery w postaci szklanego ekranu czy obudowy radioodbiornika. Możemy ją odbierać całym sobą. Ach zazdroszczę ci tego Requiem. W sumie muszę poszukać w repertuarze filharmonii, może się kiedyś trafi.

      Usuń
    3. Ponoć dobre hifi robi jednak robotę, ale nie oszukujmy się, za cenę sprzętu tej klasy, to do filharmonii mógłbym chodzić dwa razy w tygodniu do końca moich dni :P
      PS. Ale i tak kupię sobie nowe (choć ciągle budżetowe) kolumny w prezencie imieninowym :D

      Usuń
    4. Trzymam kciuki za nowy zakup. Tak trzymać- trzeba sobie sprawiać przyjemności, bo jak nie my to kto.

      Usuń
  4. Jak ten czas leci, właśnie uświadomiłem sobie, że w Wiedniu byliśmy dwadzieścia lat temu. Pamiętam kościół augustianów być może dlatego, że mieliśmy wspaniałą przewodniczkę i wiele z tego co napisałaś zostało gdzieś w pamięci. Chociaż jak piszesz parki Cię rozczarowały ale zdjęcia wybrałaś zupełnie ładne. Park przed Belwederem zachwyca każdą porą roku, my byliśmy wiosną. Dzięki za wspomnieniowy spacer po Wiedniu. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A wiesz, że jak patrzę na te zdjęcia to też się zastanawiam, czego się czepiam tych parków, wyglądają uroczo. No tak, ale w pamięci poza tym, co się załapało w kadrze zostaje także mniej ciekawa reszta nie nadająca się do fotografii. Dwadzieścia lat- to szmat czasu. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Małgosiu!
    Przecudną jesień zastałaś w Wiedniu. Twoje zdjęcia mnie zachwyciły a piszesz, że parki Cię rozczarowały. Planowałam wyjazd na jarmarki adwentowe w Wiedniu, jednak życie napisało nam inny scenariusz. Trudno, oby nie było gorzej.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście na zdjęciach parki wyglądają bardzo ładnie, ale wiesz, jak to jest, zdjęcie kadrujemy, wybieramy najładniejszy fragment rzeczywistości, a poza tym czasami coś nie trafia w nasz gust. Natomiast jarmarki świąteczne, za którymi nie przepadam we własnym mieście (choć mamy jeden z ładniejszych w Polsce) uwielbiam oglądać zawsze na wyjeździe. Trzymam kciuki, aby kolejny wyjazd się udał.

      Usuń
  7. Wspaniałe te spacery - pełne historii , sztuki i kultury!

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak sobie je opisuję ku pamięci, fajnie po czasie do tego wrócić, kiedy człowiek zapomni nie tyle co widział, bo to jakoś zostaje mi w pamięci, ale to co wiedział i dziwi się, jak to możliwe, że pamięć coraz mniej pojemna, i uświadamia sobie mądrość iż powtarzanie jest matką wiedzy (nauki).

    OdpowiedzUsuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).