Łączna liczba wyświetleń

środa, 21 sierpnia 2024

Mela Muter Gorączka życia Karoliny Prewędzkiej oraz moje spotkania z obrazami Muter

Wydawnictwo Fabuła/Fraza w-wa 2021 r.
Nie jest to typowa biografia, choć elementów biograficznych w niej sporo. Są to krótkie kilkustronicowe rozdziały poświęcone malarce na tle znajomych, rodziny, ukochanych, no i przede wszystkim obrazów.
Autorka poszukuje prawdy o Melanii poprzez stosunek otoczenia do malarki a także analizę jej dzieł. To bogate źródła informacji o człowieku, zarówno tym, który spoza ram portretu spoziera, jak i tym, który stoi przed sztalugą.
Jest tu bardzo ciekawe tło artystyczne, czasami mam wrażenie, że autorka troszkę odchodzi od tematu, bo tło wysuwa się na pierwszy plan, a sama Melania ukryta jest gdzieś z tyłu. Nie jest to jednak zarzut w stosunku do książki, bo czyta się ją z dużym zainteresowaniem. Początkowo raził mnie nieco styl autorki, jednak z czasem się doń przyzwyczaiłam. Oszczędny, reportażowy, czasami równoważniki zdań.
Opowieść zaczyna rozdział poświęcony Ignacemu Łopieńskiemu, który jako jeden z pierwszych malował Muter. Czytałam z przyjemnością, na co wpływ miała zapewne moja wizyta w 2019 r. na wystawie poświęconej temu malarzowi, grafikowi i rysownikowi, a zatytułowanej Wystawa, której nie było. Miała się odbyć we wrześniu 1939 r. w Muzeum Narodowym w Warszawie, jako wystawa poświęcona pięćdziesięcioleciu pracy twórczej Ignacego Łopieńskiego. Z wiadomych względów nie doszła do skutku. Odbyła się osiemdziesiąt lat później. Wśród eksponatów przeznaczonych na wystawę znalazły się dwie grafiki - portrety Meli Muter. Zaginione w czasie wojny powróciły do Polski po latach. Na pierwszym Mela jest bardziej wyrazista, realna, drugi to raczej jej zarys- szkic wskazujący ulotność artystki.

Dwa portrety Meli autorstwa Ignacego Łopieńskiego (z wystawy, której nie było w Muzeum Narodowym Warszawa 2019 r.)

Mela (ur. w 1876 r.) pochodziła z bogatej żydowskiej rodziny Klingslandów, jej ojciec był właścicielem domu handlowo-spedycyjnego przy ulicy Marszałkowskiej 129. Lubił i cenił sztukę, wspierał młodych literatów. W jego domu przy ulicy Leszno 28/12 bywali Staff, Reymont i Kasprowicz. Melania była już mężatką od czterech lat, kiedy namalowała portret Staffa. Połączyło ich głębokie uczucie. Twarz poety wyłania się z ciemnego tła, a poza nią jedynym jasnym punktem jest maska pośmiertna paryskiej samobójczyni (ma ona rysy Meli w nawiązaniu do źle ulokowanego uczucia). Znajomość trwała kilka lat, finalnie malarka postanowiła ratować małżeństwo.
Portret poety zdjęcie z książki
Mela miała sporo szczęścia, ani jej ojciec, ani potem mąż (Michał Mutermilch) nie sprzeciwiali się karierze malarskiej. Uczęszczała na kursy do Szkoły Rysunku i Malarstwa Miłosza Kotarbińskiego w Warszawie, jedne z pierwszych, na których mogły kształcić się także kobiety.
Pierwszy swój autoportret namalowała w stylu podziwianego Jamesa Whistlera. Autoportret w świetle księżyca jest taką romantyczną wizją dziewczyny w białej długiej, prostej sukni nad jeziorem oświetlonej księżycowym blaskiem.
Pani Karolina Prewędzka bardzo pięknie oddaje klimat warszawskiej
W świetle księżyca (zdjęcie z książki)

dzielnicy żydowskiej podzielonej na dwa światy; ten lepszy zamieszkany przez najpobożniejszych i konserwatywnych żydów, rabinów i bogobojnych wyznawców judaizmu i tamten drugi, gwarny, hałaśliwy, otwarty na świat. W tamtym świecie był nieustanny rejwach. Mieszały się języki, przenikały kultury, bieda z bogactwem, religijność z nowymi prądami politycznymi. I w tym drugim świecie dorastała Mela.
Podobnie było w Paryżu. Małżonkowie żyją w otoczeniu paryskiej bohemy, spotykają się w kawiarniach, na wystawach, na uczelniach i na kursach, wszyscy żyją obok siebie i czerpią od siebie na wzajem. Mela początkowo uczęszcza na zajęcia do Akademii Colarossiego (gdzie studiowała też Camille Claudel), później do Akademii Grande Chaumiere, gdzie uczyła Boznańska. Wynajęła pracownię na Montparnasse. W tym czasie jej portret namaluje Bolesław Nawrocki, człowiek z którym będzie przyjaźniła się całe życie, człowiek którego syn i synowa zaopiekują się malarką w ostatnim okresie jej życia i zadbają o spuściznę po malarce.

Dużą rolę w artystycznym rozwoju Meli odgrywało środowisko, w jakim dorastała i w jakim potem żyła i tworzyła. Był to konglomerat, w którym przenikały się prądy społeczno-polityczne, nurty artystyczne, różnorodność religijna. To wszystko w połączeniu z indywidualizmem malarki poszukującej własnej drogi, czasami pod prąd powszechnym oczekiwaniom przyniosło jej rozgłos i uznanie środowiska. Miała szczęście spotykając na swojej drodze osoby, które doceniły jej twórczość i organizowały wystawy. Po wystawach w warszawskiej Zachęcie, Krakowie i Lwowie, doszły te w Paryżu, Barcelonie, Gironie, Lyonie, Marsylii, Kolonii, Oslo, San Francisco i Nowym Yorku. 
Nie widać jej na fotografiach z najbardziej znanych wówczas artystycznych kawiarni Le Dome i La Rotonde, wolała poświęcać czas na malowanie, czy bycie z rodziną, spotkania na wystawach. Była bardzo rodzinna, starała się często odwiedzać rodzinę która pozostała w Warszawie, czy też tą która podobnie jak ona podróżowała po Europie.
Kiedy kariera malarska kwitnie jej małżeństwo jest w impasie, każdy z małżonków żyje swymi pasjami, osobno. Mela nie zaniedbuje syna Andrzeja. Nie poświęca mu może zbyt dużo czasu zajęta malowaniem i przygotowaniami do kolejnych wystaw, często pisują do siebie listy.
Uczyła się od najwybitniejszych, jednak zawsze twierdziła, że „częściej niż do szkół chodzi do pracowni innych malarzy, rzeźbiarzy, grafików. Zawsze już będzie mówić, że jest artystycznym samoukiem i najwięcej zyskała dzięki bezpośrednim kontaktom z wielkimi twórcami oraz wyjazdom i zapatrzeniu w krajobraz oraz w zwyczajnych ludzi i ich codzienny świat” (str. 83)
Mela malowała portrety osób, których wygląd ją zaciekawił, którzy nie byli posągowo piękni, ale w których dostrzegała jakieś ukryte piękno, ciekawiły ją osoby, które malowała (jak dziewczynki z sąsiedztwa, z których jedna była ociemniała, niewidomy żołnierz czy olbrzym karzeł). Często maluje portrety, ale kiedy męczy ją nadmiar ludzi i zamówień sięga po inne tematy (drzewa, które uczłowiecza), kwiaty (które uwielbiała, od nich zaczęła się jej znajomość z Rainerem Marią Rilke i na nich zakończyła, kiedy to zasuszone wsadziła do koperty z jego adresem w dniu jego śmierci), woda, skały i schody. Miała bogate życie; osiągnęła sławę i sukcesy, jednak końcówkę życia spędziła w osamotnieniu i niemal nędzy. Tylko staraniom Bolesława Nawrockiego juniora (syna malarza, który namalował je portret w 1903 r.) i jego żony zawdzięczać możemy zgromadzenie sporej kolekcji dzieł malarki. Kolekcji przekazanej na przechowanie różnym przypadkowym osobom zagrażało bezpowrotne zaginięcie. Dziś możemy cieszyć oczy jej pięknymi pejzażami i portretami. Ci, którzy znają jej malarstwo z chęcią uzupełnią wiedzę o Melanii czytając Gorączkę życia, a ci którzy go nie znają być może po lekturze książki zainteresują się obrazami. Książkę przeczytałam w ramach stosikowego losowania u Anny
Po raz pierwszy zwróciłam uwagę na obraz Mutter w Muzeum Narodowym w Poznaniu. Poniżej kilka obrazów Meli z mojej osobistej kolekcji pamięci:
W prowansalskim miasteczku MN Poznań


Kobieta paląca papierosa MN Poznań


Nie jest to piękność, ale twarz, czy też postawa musiały zainteresować Melę na tyle, że chciała ją namalować. 

Snopki siana MN Lublin


Burza w porcie Muzeum Morskie Gdańsk 


Portret starej kobiety Villa La Fleur
Kolejny obraz przedstawiający macierzyństwo (jeden z ulubionych tematów Meli) Villa La Fleur
Schody, które też lubiła malować Villa La Fleur
Kolejna ciekawa postać Dziewczyna z kotem Villa La Fleur
Platany w Awinionie Villa La Fleur
Platany nad rzeką Sorgue Villa La Fleur

Kolejny motyw schodów Villa La Fleur
jeden z wielu obrazów przedstawiający kwiaty Martwa natura ze słonecznikami Villa La Fleur

Matka z dziećmi Villa La Fleur

Jak widać z załączonych zdjęć jeśli chcemy poznać malarstwo Meli Muter najlepiej wybrać się do Villi La Fleur w Konstancinie (o której pisałam już tu i tu). 
To oczywiście zaledwie ułamek zdjęć jakie zrobiłam, a zrobiłam zaledwie kilkanaście w (o ile mnie pamięć nie myli) dwóch salkach poświęconych malarce. 

 I jeszcze ostatni rzut oka na salkę 



14 komentarzy:

  1. Jak wiesz uwielbiam biografie więc chętnie sięgnę po tę książkę tym bardziej, że Mela Muter była bardzo ciekawą malarką a także niebanalną kobietą. Jestem zdeterminowana jeśli chodzi o wizytę w Konstancinie nawet proponowałam Mai żeby ze mną się wybrała bo jako uczennica gdyńskiego Plastyka może dużo na tym skorzystać. Bardzo mnie zachęciła relacja Twoja i mojej znajomej, która tam była też po przeczytaniu Twojego posta i bardzo jej się podobało powiedziała że pieniądze wydane na bilet były najlepiej wydanymi w jej życiu a to wszystko mówi . Serdecznie pozdrawiam 👍🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś kolejną osobą, którą zachęciłam i wiem o co najmniej trzech, które się wybrały po przeczytaniu wpisu. Na szczęście wszystkie są zadowolone. Sama byłam zaskoczona, kiedy się o tej galerii dowiedziałam (jakieś trzy, może cztery lata temu). Tym bardziej cieszę się, że się podoba tak wielu osobom. Może rozpropagowywanie nie leży w moim interesie, bowiem, kiedy więcej osób odkryje galerię nie będzie tak przyjemnie kameralnie, ale z drugiej strony to szkoda, aby ludzie nie oglądali tego piękna. Trzymam kciuki, aby udało się tobie tam pojechać. Może załatw sobie nocleg w Konstancinie aby nie umęczyć się drogą. Pamiętam też o tym, że galeria nie jest czynna we wszystkie dni w tygodniu, a jedynie trzy. Pozdrawiam A książkę warto przeczytać. Miała ciekawe życie

      Usuń
    2. Na wyjazd z pewnością będę musiała poczekać jeszcze parę miesięcy bo w tej chwili mam jeszcze spory problem z dłuższym chodzeniem. Ostatnio wybrałam się z Martą do małej galerii byłyśmy tam ok godziny dałam radę ale jest trudno. Co prawda to dopiero trzy miesiące od operacji więc wcześnie ale przede mną pewnie przynajmniej jeszcze następne trzy. W zimie nie ma sensu się włóczyć a na wiosnę Maja ma maturę. Gdybym jechała sama to na jeden dzień ale Marta też ma ochotę a jak dołączy Maja to pewnie pojedziemy na kilka dni żeby więcej pozwiedzać. Poszukam książki bo to ciekawa kobieta i ciekawe czasy Mam biografię Misi Sert, która co prawda sama nie była artystką ale jako córka rzeźbiarza miał artystyczne ciągoty i na przełomie wieków i początku XX prowadziła w Paryżu znany salon literacko artystyczny. Też bardzo ciekawa postać do tego o polskich korzeniach podobno posłużyła Proustowi jako jeden z modeli do postaci pani Verdurin co jeśli o mnie chodzi nie jest komplementem ale książkę o niej gorąco polecam.🥰🙂

      Usuń
    3. Moją mamę czeka podobny do twojego zabieg (operacja), więc czytam o twojej rehabilitacji z zainteresowaniem, bo będzie mnie czekała większa opieka. Godzinna wyprawa do galerii po trzech miesiącach to chyba całkiem nieźle. Książkę o Misi czytałam (pisałam o niej jakiś czas temu https://guciamal.blogspot.com/2020/03/misia-sert-arthur-gold-i-robert-fizdale.html) tak, też miała interesujące życie. Prousta czytałam pierwszy tom z ogromnym zachwytem, natomiast na drugim poległam, chyba zabrałam się zań w niewłaściwym momencie. Obiecałam sobie kiedyś wrócić do Prousta.

      Usuń
    4. Ja miałam dokładnie tak samo czytalam za młodu ale to chyba było za wcześnie drugi raz w 2009 roku jak miałam swoje lata i chyba dopiero wtedy mając bagaż doświadczeń życiowych mogłam wszystko zrozumieć. Myślę że jeszcze raz po niego sięgnę i to będzie czas odnaleziony. Dzięki za link do posta o Misi muszę go koniecznie przeczytać jestem ciekawa Twoich refleksji na jej temat bo mnie zafascynowała to była kobieta nie do zdarcia jak to się mówi. Natomiast co do Twojej mamy jeśli potrzebujesz jakichkolwiek informacji jak się zorganizować żeby po jej operacji nie biegać bez potrzeby to chętnie wszystko napiszę na maila bo parę rzeczy dobrze jest mieć wcześniej. Ja tak zrobiłam i dzięki temu uniknęłam problemów.🥰

      Usuń
    5. Bardzo będę wdzięczna za informacje o zabiegu i wymogach. Jak znajdziesz trochę czasu to napisz, ale nie ma pośpiechu. Zdaje się, że to pieść przyszłości, bo jeszcze nawet nie ma umówionego terminu, a jak zapewne wiesz czas oczekiwania od kilkunastu miesięcy do kilku lat. W dodatku opinie lekarzy są sprzeczne co do potrzeby przeprowadzenia zabiegu. Jeden twierdzi, że trzeba i to w miarę szybko, inny, że nie ma pośpiechu i lepiej poczekać, że może być gorzej. Ale więcej się nie będę tu na ten temat rozpisywała, jakby co to będziemy w kontakcie mailowym.
      A co do Prousta też bym chciała Czas odnaleziony, choć może i stracony dobrze byłoby odnaleźć, gdzież on się zapodział. Apetyty wciąż mamy ogromne, to dobrze, gorzej gdyby nie było już na nic chęci. Co obserwuję po niektórych seniorach.

      Usuń
    6. Czytanie Prousta jest dziś zbędną ekstrawagancją, może dlatego niesie ze sobą melancholijną przyjemność, choć jest właśnie czasem zmarnowanym, czasem przepieprzonym, który można by przeznaczyć na coś bardziej pożytecznego.
      Tak mi się przypomniało a propos :) To nie ja, to Krzysztof Varga :D

      Usuń
    7. Wypowiedź pana V dosadna, efektowna i obliczona na szeroki oddźwięk, ale czy mądra? Nie mnie to oceniać. Jakoś mam większą ochotę na pana P. choć przyznaję nie czytałam pana V,

      Usuń
  2. Notkę biograficzną o Meli Muter znajdującą się obok jej obrazów w Villi La Fleur kończy cytuję: Życie prywatne Muter naznaczone było przez rozliczne osobiste tragedie; na początku lat 20 artystka straciła ukochanego Raymonda Lefebvre'a, potem zaś ojca. W kolejnych latach zmarł jej jedyny syn, Andrzej. U szczytu swojej sławy Muter wycofała się z życia towarzyskiego, malować nie przestała jednak niemalże do końca swojego życia.

    Pierwsze słowo jakie przyszło mi do głowy mogące określić fakturę obrazów to obrazy o fakturze szorstkiej. Przyglądając się im dłużej doszłam do wniosku, że właśnie ta szorstkość i kolorystyka nadają im indywidualnego stylu. Mam te same zdjęcia obrazów w swoich zbiorach. Wizyta w Villi La Fleur, nie tak dawno bo 25 lipca, zajęła mi niemal cały dzień. Trafiłam na Dzień Włoski, ze poczęstunkiem na bogato i wykład: Rozkoszne przestrzenie. Spojrzenie na motyw locus amoenus w literaturze i sztuce...
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, napisałam, że miała sporo szczęścia, co nie oznacza, iż nie było w jej życiu tragicznych momentów. I te największe tragedie skumulowały się w podobnym okresie czasu. A jednak miała też szczęście, mogła się realizować, znaleźli się ludzie, którzy ją docenili, przeżyła wojnę (a trzeba pamiętać, że była żydówką i trzeba było szczęścia, aby ocaleć z tej pożogi, kiedy większość jej przyjaciół i znajomych nie miało takiej szansy od losu), no i to, że trafiła na państwa Nawrockich, którzy pomagali jej w ciężkim okresie życia i zadbali o spuściznę po malarce).
      Cieszę się, że wizyta w Villi La Fleur spełniła twoje oczekiwania i dodatkowo trafiłaś na takie atrakcje.
      Dla mnie jej obrazy są jednocześnie radosne (z powodu kolorystyki) i smutne (smutkiem ich bohaterów), a ponieważ uważam, że smutek też może być piękny - podobają mi się ogromnie. W twarzach portretowanych jest coś intrygującego, one są niebanalne. Bardzo się cieszę, kiedy uda mi się odkryć gdzieś obraz Meli (tak jak to miało miejsce ostatnio w Muzeum Morskim w Gdańsku, zupełnie się tego tam nie spodziewałam).
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Obrazy z charakterem, własnym stylem. Kobiece portrety chyba najbardziej mi się podobają - każdy wydaje się kryć historię. A książka czeka u mnie na swoją kolej, oby się doczekała.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mi się podobają owe portrety, bo każda z tych twarzy jest ogromnie ciekawa, nie piękna, a intrygująca, masz rację, każda niesie jakąś historię. To trochę, jak twarz ze zmarszczkami wydaje się ciekawsza, niż twarz gładka, piękna, ale pozbawiona historii, doświadczeń, tak te twarze kobiet (częściej, bo macierzyństwo było chętnie malowane przez Muter) ale i mężczyzn są bardzo interesujące.

      Usuń
  4. Pierwsze słyszę o Muter, ale Twoja opowieść jak zwykle przednia. A po lekturze komentarzy zalajkowałem Villę na FB i będę szukał okazji do jej odwiedzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  5. To najlepsza recenzja :) mojego pisania. Dzielić się pięknem.

    OdpowiedzUsuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).