![]() |
Bulwary nabrzeżne z widokiem na katedrę |
Dziwnymi drogami podążają nasze odczucia. Kiedy po raz pierwszy w 2016 r odwiedziłam Wrocław nie mogłam się nadziwić skąd biorą się te wszystkie zachwyty nad miastem. Byłam w kiepskiej formie i chyba w tamtym czasie nic nie wzbudziłoby mojego zainteresowania, chodziłam jak w malignie wciąż zastanawiając się, czy podjęłam właściwą decyzję. Dziś z perspektywy czasu też tego nie wiem, za to niedługo po powrocie przeglądając zdjęcia doszłam do wniosku, iż koniecznie muszę to miasto ponownie odwiedzić. Tak się też dzieje, kiedy czytamy książkę, która nam „nie wchodzi”, a mamy przeczucie, iż książka jest dobra, ba nawet znakomita. We Wrocławiu byłam później kilkakrotnie, a nawet pokazałam go moim siostrzeńcom, potem Asi, potem mamie chrzestnej a teraz pojechałam pokazać je Magdzie.
![]() |
Mostek Tumski brama wjazdowa na Ostrów |
![]() |
Portal główny 2023 |
Byłyśmy zawiedzione, choć ja mogłam polegać choć w małym stopniu na pamięci. Renowacja obiektu to jednak też obietnica dłuższej żywotności i na ogół dobra wiadomość.
Jakby dla wynagrodzenia niedostępności tej części katedry wnętrze było dobrze oświetlone, co dawało możliwość wykonania nieco lepszych zdjęć. Jak dotąd oglądałam je ukryte w mroku, dość ciemne i ponure. Tym razem doskonale widoczne były zdobiące nawę główną sztandary (które Magda badaczka śląskiej historii potrafiła odczytać) a także kolorowe witraże gotyckich okien. Ilekroć jestem w katedrze moją uwagę przykuwa posąg Św. Hieronima – jednego z czterech doktorów Kościoła, patrona studentów, biblistów, księgarzy, eremitów.
Ten mądry, ale i skromny człowiek jest nam znany tak dobrze z wielu obrazów – jako wychudzony starzec żywiący się korzonkami, zgarbiony i pochylony nad księgą. Ja myśląc o Hieronimie mam przed oczami wizję przedstawioną przez Caravaggia (starzec nad księgą). Tutaj przedstawiony został w iście barokowym stylu. Złoty posąg dojrzałego, silnego mężczyzny, w szacie do ziemi i zawadiackim kapeluszu na głowie zachwyca i zadziwia barokową nonszalancją. Ale to przecież barok, czyli coś co ma zadziwiać. Hieronim jako jeden z czterech muszkieterów? No proszę i poczciwy Dumas jawi się nam we Wrocławskiej katedrze.
![]() |
Święty Hieronim |
Wygląda ów Hieronim, jak książę, dworzanin, nie jak pokutujący święty. Gdyby nie pastorał w jednej ręce i księga w drugiej można by się zastanawiać, co robi ten człowiek, tu tak blisko ołtarza.
Bardzo dokładny i ciekawy opis Katedry przedstawił na swym blogu Jeż, strony o zabytkach, górach i różnych ciekawych miejscach. Chylę czoła przed jego opisem i mogłabym owym kapeluszem Hieronimowym pozamiatać podłogę.
![]() |
Ogródek japoński |
To, że wydaje nam się, że coś znamy bywa złudne, można bowiem być w jakimś miejscu kilka czy kilkanaście razy, a i tak zawsze odnajdzie się coś nowego. Ja do tej pory wychodziłam z błędnego założenia co do lokalizacji Parku Szczytnickiego sytuując go w najbliższym otoczeniu Hali Stulecia, a w zasadzie wokół hali i Pawilonu Czterech Kopuł, a tymczasem odkryłam, że jest on o wiele bardziej rozległy. Miałam też okazję po raz pierwszy zobaczyć drewniany kościół Św. Jana Nepomucena przeniesiony tutaj z ze Kędzierzyna (na początku XX w.), dokąd został przeniesiony ze Starego Koźla (w XVIII stuleciu). Kościółek pochodzi z przełomu XVI i XVII wieku, a więc powstał w czasach, kiedy we Włoszech tworzył Caravaggio, a w architekturze sakralnej pierwsze kroki zaczynał stawiać barok. Jest malutki, skromny i wielka szkoda, że nie udało się nam zajrzeć do środka (można go oglądać z przewodnikiem w soboty lub niedziele).
![]() |
Kościółek Św. Nepomucena w Parku Szczytnickim |
Wykorzystując swój pobyt we Wrocławiu, chciałam ponownie obejrzeć obrazy Cranacha Madonna pod jodłami oraz Gierymskiego Chłopiec ze snopkiem na głowie. To o nich czytałam niezwykle interesujące historie w książce o odzyskiwaniu zaginionych w czasie wojny dzieł sztuki, książce o tajemniczo brzmiącym tytule Madonna znika pod szklanką kawy. Madonnę Cranacha miałam okazję oglądać na wystawie na Wawelu (w 2021 r.), jednak teraz uzbrojona w wiedzę o losach obrazu chciałam raz jeszcze mu się przyjrzeć, tym bardziej iż zgodnie z opisem w książce we wrocławskim muzeum archikatedralnym wiszą obok siebie dwie Madonny; jeden to oryginał z początku XVI wieku, drugi kopia z lat 1945-1947, jaka umożliwiła pomysłowym złodziejom wywiezienie oryginału, czego przez wiele lat nikt nie zauważył. Oryginał wrócić (ponownie zakupiony) do Wrocławia dopiero w 2012 r. Podobno patrząc na oba wiszące obok siebie bez trudu można zauważyć różnice. Byłam tego porównania niezwykle ciekawa.
![]() |
kopia |
![]() |
oryginał |
Kiedy usiadłam na ławeczce vis a vis obrazu nie poczułam żadnego drżenia nóg, żadnego wzruszenia, jakie odczuwałam podczas wystawy na Wawelu. Po pięciu minutach zaczęłam się rozglądać za kopią obrazu i wówczas zauważyłam karteczkę z informacją iż to na co patrzę to owa kopia z lat powojennych, ta, która posłużyła oszustom i złodziejom. Gdzie zatem jest oryginał? Przewodnik (audioguide) nie zająknął się słowem, iż to na co patrzę jest kopią, na stronie muzeum nie znalazłam też żadnej informacji na temat niedostępności oryginału, a na moje pytanie o oryginał pracownica muzeum powiedziała, iż miejsce jego pobytu jest tajemnicą, a jak powróci to taka informacja pojawi się na stronie muzeum. Ciekawe, skoro na stronie muzeum nie znalazłam informacji, iż oryginału tam czasowo nie ma.
Nie jestem znawcą, który potrafiłby odróżnić oryginał od kopii, ale ten brak wzruszenia podczas oglądania dzieła przypisałam jakiemuś sekretnemu instynktowi (choć równie dobrze, mógł on być dziełem przypadku).
Ale z drugiej strony miałam okazję obejrzenia kopii, którą wielu przez lata brało za oryginał.
![]() |
Gierymski (obok Bilińska-Bogdanowicz) |

Więcej szczęścia miałam z Gierymskiego Chłopcem ze snopkiem siana na głowie. Jego oryginał w Muzeum Narodowym jak poprzednio wisiał, tak wisi tam nadal, a ja patrząc nań przypominałam sobie wędrówkę obrazu przez Europę, od czasu namalowania, zakupu przez marszanda, sprzedaży, zagubieniu, poszukiwaniu i odnalezieniu całkiem przypadkiem w warszawskiej kamienicy Pod gigantami przy al. Ujazdowskich. Kamienicy, którą wiele razy mijałam jadąc do Łazienek. Miałam też szczęście mogąc zobaczyć Bretonkę na progu chaty Anny Bilińskiej – Bogdanowicz, która podczas poprzedniej mojej w Muzeum wizyty była na gościnnych występach w Warszawie. Z jednej strony szczęście, z drugiej – no cóż obraz wisi tak nieszczęśliwie w bocznej ściance przy oknie, iż padające nań światło i cień nie pozwalają na zrobienie dobrej fotografii.
![]() |
Morze Ludwik de Laveaux |
Osobiste muzeum pamięci powiększyło się o kilka jeszcze obrazów. Pierwszym z nich był obraz Ludwika de Laveaux pod tytułem Morze. Obraz mnie nie zachwycił (mimo, iż temat marynistyczny, a więc bliski mojemu sercu), ale nazwisko twórcy, którego piękne scenki paryskie oglądałam w warszawskiej galerii wywołuje skojarzenia z Wyspiańskim i Weselem, w którym malarz został przedstawiony jako Widmo.
![]() |
Kraków zimą Julian Fałat |
![]() |
Krajobraz z łyżwiarzami i pułapką na ptaki Bruegel |
Mam słabość do zimowych pejzaży i scenek rodzajowych, stąd kolejny zachwyt nad Fałatem (Kraków w zimie). Połączenie Krakowa i zimy to miód na moje serce, spędziłam tam kilka pięknych zimowych dni, włączając w to dwukrotnie święta Bożego Narodzenia (jedne z piękniejszych świąt Bożego Narodzenia). Zachwyt nad Brueglem łączy w sobie wiele wspomnień, bo przypomina podobną scenerię oglądaną nie raz w różnych lokalizacjach (Rzym, Wiedeń, Gdańsk - na gościnnych występach, Bruksela) a nawet innego z malarzy zimy- Avercampa (Amsterdam czy Drezno). Krajobraz z łyżwiarzami i pułapką na ptaki za każdym razem wywołuje uśmiech na twarzy z powodu kolejnego spotkania. Lubię biel na obrazie i możliwość snucia wielu opowieści kiedy przypatrzeć poszczególnym scenkom na obrazie (matce z dzieckiem, dwójce szkrabów, sąsiadach, grupce znajomych, pojedynczych postaciach, ptakach na gałęziach i ptakach wokół pułapki).
Do tego dochodzą obrazy Wyspiańskiego, Boznańskiej, Wojtkiewicza, Cranacha (tym razem Ewa w oryginale, kolejna z Ew, jakie oglądałam w wielu europejskich galeriach). I na koniec jeszcze wspomnę tylko o dwóch, z bogatej kolekcji tych, które uwieczniłam fotografiami. Anioł i Tobiasz Lorenzo Lippiego (XVII wiecznego malarza włoskiego, nie mylić z Fillipo Lippim XV wiecznym malarzem pięknych madonn) to temat do którego mam słabość (kolejny taki temat). Zauroczyła mnie kiedyś historia apokryficzna stanowiąca kanwę powieści Anioł Panny Garnet Salley Vickers i od tego czasu kolekcjonuję wszystkie obrazy przedstawiające Archanioła Rafała i Tobiasza z nieodłączną rybą, której wnętrzności miały przywrócić wzrok ociemniałemu ojcu Tobiasza. Lubię porównywać malarskie wizje tej ciekawej historii. Podoba mi się pomysł z dłonią Tobiasza w dłoni anioła, wyrażający całkowite zaufanie chłopca do swego tajemniczego towarzysza podróży.
![]() |
Tobiasz i Anioł Lorenzo Lippi |
I ostatni już obraz, o którym tylko wspomnę, a który zrobił na mnie spore wrażenie to Adopcja Ferdinanda Waldmullera (niemieckiego malarza z XIX wieku). Przedstawia bogatą rodzinę kupującą sobie chłopczyka. Adopcja brzmi tu nieco ironicznie, bowiem z adopcją, jak my ją pojmujemy (poczuciem odpowiedzialności i pragnieniem miłości z obu stron) nie ma ona nic wspólnego. Za krzesłem pana domu podpisującego dokumenty zapewne pośrednik, być może prawnik, na uboczu matka z drugim dzieckiem, nieco smutna, a raczej przestraszona (co ja zrobiłam) i to zalęknione, samotne dziecko w centrum, dziecko, które nie rozumie, o co tutaj chodzi. Niezmiernie mi żal tego chłopczyka, bo ciepła w tym domu on raczej nie znajdzie.
![]() |
Adopcja Waldmuller |
Wrocław to oczywiście nie tylko wyżej wspomniane muzea, czy miejsca zielone, to też spacery po dzielnicy Czterech Wyznań, odwiedzanie kościołów, wizyta na Uniwersytecie i na dziedzińcu Ossolineum, spacery po rynku, to też smakowanie Wrocławia poprzez jego kuchnię. Po raz kolejny miałam okazję jeść w kultowej Konspirze (ich kopytka ze śmietaną śniły mi się po nocach). Odwiedziłyśmy też kolejną smaczną kuchnię Chatka przy Jatkach (poza wyśmienitym jedzeniem mają tę zaletę, że bardzo szybko serwują zamówienia, co dziś raczej jest rzadkością. Jadłam tam pyszny chłodnik, a także devolaya z surówkami i ziemniaczkami pieczonymi)
![]() |
Miejsce spotkania (u Alicji zdjęcie knajpki. Nie wyraziłam zgody na publikację swojego wizerunku. Wiecie, że czynię to niezwykle rzadko, ale jak wyglądają dziewczyny możecie zobaczyć na ich blogach) |
No i na koniec cream de la cream, czyli przesympatyczne spotkanie Z Alicją i Dorotą. Kiedy Alicja (prowadząca bloga) dowiedziała się, iż jestem we Wrocławiu od razu postanowiła, że musimy się spotkać (znałyśmy się tylko wirtualnie). A że z Dorotą (czyli wspomnianą wyżej Bee) też miałyśmy się spotkać Ala urządziła to tak, że spotkałyśmy się wszystkie cztery (ja, Alicja, Dorota i Magda) w jednym miejscu na Stacji Dialog wrocławskiego Dworca. Miejsce bardzo dobre na takie spotkanie, bo ciche i spokojne, w przeciwieństwie do sieciowych kawiarni gwarnych i tłocznych. Ala spędziła w podróży łącznie ponad pięć godzin po to, abyśmy mogły porozmawiać (przez dwie i pół godziny). Poczułam się zaszczycona, iż osoba o tak licznych zainteresowaniach i prowadząca tak ciekawe życie chciała mnie poznać i porozmawiać. Należę do osób, które niechętnie wysuwają się na pierwszy plan, najchętniej schowałabym się gdzieś w kąciku, cichutko sobie przycupnęła w ostatnim rzędzie, poobserwowała, nie zajmowała nikogo moją osobą, a tu proszę takie wyróżnienie. Miło jest spotkać osoby, z którymi ma się sobie coś do powiedzenia i z którymi dobrze się czuje. Przyznam, iż ja, jak zawsze przed spotkaniem z nieznanymi mi osobiście wcześniej osobami odczuwałam lekką tremę/ obawę (czy ona mnie nie rozczaruje, albo czy ja jej nie rozczaruję, nie należę do osób elokwentnych, łatwiej mi idzie pisanie, niż gadanie), a okazało się, że moje obawy były niepotrzebne, bowiem spotkanie potwierdziło, iż osoby, które mają sobie wiele do napisania, mają też wiele do powiedzenia. Nasze spotkanie można nazwać spotkaniem blogerek, bowiem i Magda prowadzi bloga a nawet kilka (tu o śląskich Piastach, a przez profil można wejść na pozostałe). Cieszymy się też, że Dorota mimo swych licznych zajętości znalazła dla nas czas.
![]() |
Do zobaczenia Wrocławiu (może za rok) |
Po krótkim (2,5 godzinnym spotkaniu we czwórkę) wybrałyśmy się z Bee (Dorotą) na spacer przez miasto na Ostrów Tumski, bo Ostrowia (pewnie znowu źle odmieniam- trudno) nigdy dosyć.
Tu zaczęłyśmy swój pobyt i tu go zakończyłyśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).