Łączna liczba wyświetleń

środa, 6 listopada 2024

Od Memlinga do Memlinga



Sąd Ostateczny Memling zdjęcie zza szyby w MNG

Mam do Memlinga słabość. Jego Sąd Ostateczny towarzyszył mi od wczesnego dzieciństwa. Przez długie lata było to najważniejsze oglądane przeze mnie face to face dzieło. Zachwycałam się boginiami Botticellego, ale ich nie widziałam (zobaczyłam wiele lat później). Wizja piekła i nieba przedstawione na średniowiecznym obrazie na długi czas ukształtowały moją dziecięcą wiarę w dobro i zło, nagrodę i karę. Diabły wpychające do kotłów z gorącą smołą były przerażające. Zapewne tak samo odbierali je współcześni Memlingowi, jako przestrogę przed grzesznym życiem. 
Po jakimś czasie nasze drogi (moja i Hansa M.) ponownie się przecięły. Zaczęłam pracę w Muzeum i mogłam przyglądać się obrazowi długo i dokładnie i to z bardzo bliska. Już nie bałam się piekielnego ognia i diabłów, częściej zerkałam ku kryształowym schodkom prowadzącym do raju i znajdującym się na ich szczycie anielskim muzykantom. Uspokajająco działał Archanioł Gabriel będący gwarancją sprawiedliwego osądu.

zdjęcie ze strony wikipedii

Sąd Ostateczny przez bardzo długie lata był jedynym obrazem Memlinga, jaki znałam.
W tamtych latach o albumie z reprodukcjami obrazów Memlinga można było tylko pomarzyć. Zresztą i dziś nie spotkałam się z polskim wydaniem albumu z reprodukcjami (poza tymi, które dedykowane są temu właśnie dziełu). Nie należy Memling do tak znanych malarzy, jak choćby Van Eyck czy Roger Van de Wayden, a jednak to właśnie on jest bliższy mojemu sercu, bo po trosze jakby rodzimy.



Piekło (fragmenty - zdjęcia z albumu)

A wszystko dzięki Pawłowi Benecke – kaprowi z karaweli Piotr z Gdańska, który zaatakował płynący pod neutralną flagą Burgundzką galeon. Przywłaszczył sobie znajdujące się tam kosztowności i drogie materie (należące do zarządzającego brugijską filią banku Mediccich Portinariego) a także wielkiej urody obraz ołtarzowy zamówiony przez wcześniejszego zwierzchnika Portinarego a dziś jego podwładnego Angelo di Jacopo Taniego. O historii obrazu pisałam tu. Oczywiście nie pochwalam rabunku, niezależnie od tego, czy Kali kradł, czy kradziono Kalemu, no ale skoro już obraz znalazł się w Gdańsku to mogę przynajmniej cieszy oczy jego widokiem. A jego losy splotły się z moimi.
Czyż nie są piękne kryształowe schody - choć może sprawiają wrażenie lodowato zimnych

Najpierw odwiedziny małej Gosi w galerii sztuki i zaciekawienie obrazem a także wrażenie jakie zrobił na dziecku. Potem praca w tejże galerii i codzienne spotkania z Memlingiem, potem wspólne wizyty z koleżanką i analizowanie rudowłosnych bardzo do siebie podobnych kobiet (jakby pozowała mu jedna i ta sama modelka), potem otrzymanie w prezencie pożegnalnym z kolejnej firmy książki o tymże obrazie. Potem trafiam na wykład w tejże galerii poświęcony obrazowi.
Wówczas w tamtych dawnych latach mojej młodości i dojrzałości jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy, aby poszukać obrazów Memlinga w internecie. Dopiero parę lat temu natknęłam się na jeden z obrazów Memlinga w Rzymie w Galerii Pamphilij. Było to nie lada zaskoczenie, bo okazało się, że Memling – „nasz gdański” choć przecież de facto brugijski malował też inne obrazy a te znajdują się w ważnych galeriach sztuki w całej Europie. Rok temu trafiłam na kolejnego Memlinga w Wiedniu. Jednak jak dotąd najwięcej obrazów Memlinga spotkałam podczas tegorocznej wyprawy do Belgii.


Memling w rzymskiej Galerii Pamhilij (Opłakiwanie po zdjęciu z krzyża z donatorem)

Hans Memling urodził się o 1435 r. w Seligenstandt (miasto położone na terenie dzisiejszych Niemiec). Jednym z jego nauczycieli był prawdopodobnie Roger van der Wayden. Nauka mogła odbywać się w jego brukselskim warsztacie. Hans czerpał zarówno z van Eycka, van der Waydena, Boutsa a także z innych malarzy. Jego styl jest eklektyczną mieszaniną zapożyczeń i własnych pomysłów. Z jego osobą wiąże się legenda o ranionym żołnierzu Karola Śmiałego (to ten książę, którego nagrobek znajduje się w brugijskim kościele Najświętszej Marii Panny) przygarniętym przez zakonników klasztoru przy Szpitalu Św. Jana w Brugii. To oni mieli go znaleźć na progu Szpitala. On zaś w podzięce za opiekę i udzielone schronienie miał malować dla zakonu obrazy ołtarzowe i stworzyć relikwiarz Św. Urszuli. Dzieło, którym zachwycali się XIX wieczni romantycy. Legenda, jak to legenda piękna, ale mało prawdopodobna. Memling bardzo wcześnie przybył do Flandrii. W 1465 r. (jako trzydziestolatek) otrzymał prawa obywatelskie. Należał do najbogatszych i najbardziej wpływowych mieszkańców miasta. Miał trzy domy, prowadził pracownię, w której zatrudniał wielu pomocników i uczniów, a jego klientami byli bogaci kupcy brugijscy, niemieccy, włoscy bankierzy, możni panowie (min. sir Donne Anglik, który przybył na ślub Małgorzaty księżniczki Yorku z Karolem Śmiałym).

Fragment Mistycznych zaślubin Św. Katarzyny z Muzeum Szpitala Św. Jana

W Szpitalu Św. Jana znajduje się dziś Muzeum, przez niektórych zwane muzeum Memlinga, bowiem znajduje się tutaj aż pięć jego obrazów a także Relikwiarz Św. Urszuli.
Częstym tematem jego obrazów jest Sacra Conversazione (Święta Rozmowa), czyli znajdująca się w centralnym punkcie obrazu Matka Boska w otoczeniu świętych. To właśnie jedno z dzieł Memlinga Mistyczne zaślubiny Św. Katarzyny podaje się za typowy przykład tego rodzaju malarstwa. Tradycyjnie dla owych czasów postacie donatorów znajdują się często na na rewersie bocznych skrzydeł ołtarza.

Charakterystyczne dla Memlinga są wysmukłe postacie, przez co stają się bardziej gotyckie, jak świątynie pnące się do nieba, tak jego Madonny i święci, ale też donatorzy są wysocy i szczupli, a przez to bardziej liryczni, a może nawet eteryczni.

Obrazy znajdujące się w brugijskim Muzeum Św. Jana są niezwykle kolorowe i pełne szczegółów, co jest cechą malarstwa tamtych czasów. Są harmonijne i tchnące spokojem.

I choć wszystkim obrazom przyglądałam się wnikliwie, to wzrok przyciągał ołtarzowy obraz Mistycznych zaślubin Św. Katarzyny. Obraz powstał dla głównego Ołtarza w kaplicy Św. Jana i przedstawia Madonnę w otoczeniu dwóch Janów (św. Jana Ewangelisty i Jana Chrzciciela) jednak przez długie lata nazywany był mistycznymi zaślubinami Św. Katarzyny. Przeczytawszy o Jezusie wkładającym pierścień na palec Katarzyny szukałam na obrazie dorosłego mężczyzny i uświadomiwszy sobie, że to niemożliwe, gdyż obraz przedstawia Madonnę z dzieciątkiem – rozbawiłam sama siebie tą pomyłką. Ale to pewnie emocje związane z podziwianiem dzieła sztuki sprawiły, że odebrało mi na dłuższą chwilę jasność umysłu i mogłam szukać mężczyzny tam gdzie na obrazie było dziecko.
Tryptyk Florens - część główna (środkowa) Pokłon Trzech króli

Mnogość barw i detalu sprawia, iż wzrok wędruje od szczegółu do szczegółu. Kiedy patrzyłam na bogaty kobierzec pod nogami Madonny zlewał mi się on z draperią sukni św. Katarzyny, a ta z szatą stojącego zań anioła. Obaj Janowie znajdujący się na obrazie głównym znajdują się też na bocznych skrzydłach obrazu, po lewej stronie mamy ścięcie Jana Chrzciciela, po prawej Św. Jana Ewangelistę na Patmos. Obraz jest też typowym przykładem historii namalowanej dla ubogich (biblia pauperum), który opowiada historię z życia świętych za pomocą obrazów, św. Katarzyna rozpoznawana ma być po wystających z draperii sukni narzędziach męki - połamanym kole i mieczu (łamana kołem i ścięta mieczem) a święta Barbara ze znajdującą się za nią wieżą (owe symbole były chyba bardziej zrozumiałe dla naszych przodków, gdyż nie mogłam się nigdzie doszukać związku między męczeńską śmiercią Barbary a wieżą. Może skała byłaby odpowiedniejszym symbolem, ale być może w średniowieczu wierzono, że Barbara schroniła się w wieży, a nie w skale).

Oczywiście Tryptyk Mistyczne zaślubiny zwraca uwagę, choćby z powodu swych rozmiarów, a też barwności postaci, wielości detali, ale mnie bardziej spodobał się portret młodej kobiety. Może to z powodu pewnego uspokojenia nastroju wśród barwnych i rozbudowanych historii świętych porter wzbudził zainteresowanie postacią modelki. Nie ma wątpliwości, iż była zamożną flamandzką mieszczką, która mogła sobie pozwolić na zamówienie obrazu u tak uznanego mistrza malarskiego.
Tryptyk Mistyczne zaślubiny Św. Katarzyny- większe zbliżenie

Portret wyróżnia się spośród pozostałych obrazów tematem, może dlatego to on bardziej przykuwa uwagę. Pozostałe znajdujące się tu dzieła Hansa Memlinga to Mistyczne zaślubiny, Tryptyk Floreins, Tryptyk Adriana Reinsa, Dyptyk Maartena van Nieuwenhove i oczywiście niezwykle dekoracyjny Relikwiarz Św. Urszuli.

Wyidealizowany wizerunek, czy realistyczne odwzorowanie? Portret młodej kobiety

Relikwiarz to najbarwniejsze dzieło w tych zbiorach; drewniana skrzynka ozdobiona scenami z życia świętej i innymi miniaturami.  Święta Urszula to ta święta którą kojarzy się z 11 tysiącami dziewic, z którymi miała zginąć odmawiając poślubienia Attyli-przywódcy Hunów. Relikwiarz jest jednym z ostatnich dzieł Memlinga.
jedna z wielu scenek na Relikwiarzu Św. Urszuli (nawiązująca do legendy o świętej)


Relikwiarz ze szczątkami świętej Urszuli (może wydawać się mały ale jego wymiary to 87 x 33 x 91 cm

Mimo tak dużej ilości dzieł Hansa w Muzeum Św. Jana moim ulubionym Memlingowskim dziełem w Brugii był rewers tryptyku Jana Crabbe pod nazwą Zwiastowanie znajdujący się w Groningenmuseum. Być może nie zwróciłabym nań uwagi, gdyby był częścią całości, jednak rozdzielone tylne skrzydła tryptyku znajdujące się w Brugii ze spokojną, liryczną sceną zwiastowania przywodzą mi na myśl Scenę Sądu Ostatecznego. Sama nie potrafię wyjaśnić dlaczego, może zwiewnością postaci, ich skromnością, może pewnego rodzaju niewinnością, czy wreszcie podobieństwem anioła zwiastującego do anioła toczącego walkę o duszę człowieczą z diabłem a Maryi z jej długimi, rudymi, kręconymi włosami i porcelanową twarzyczką do postaci kobiecych z obrazu Sądu Ostatecznego. Obrazy powstały w podobnym czasie. Jak tylko zobaczyłam ten obraz pomyślałam o Memlingu.
Rewers Tryptyku Jana Crabbe

I tak zatoczyłam koło od Sądu Ostatecznego do rewersu Zwiastowania z Tryptyku Jana Crabbego i znowu do Sądu Ostatecznego niewątpliwie najbardziej ekspresyjnego dzieła Hansa Memlinga i mojego ulubionego (nadal). Kiedy stanie się pod obrazem można godzinami przyglądać się pojedynczym scenom tworzącym całość. Widziałam w internecie Sąd Ostateczny podzielony na poszczególne fragmenty, z których każdy mógłby być odrębnym obrazem. Ileż strachu, przerażenia i trwogi mają w sobie grzesznicy, a ile spokoju i pokory ludzie czystego serca.
fragment walki o duszę człowieczą z Sądu Ostatecznego

Jeśli wybieracie się do Gdańska warto wstąpić do Muzeum Narodowego. Nie ma ono może tak znakomitych obrazów, jak większość polskich muzeów, ale warto choćby dla tego jednego obrazu. A z reguły nie ma tam tłumów. 

13 komentarzy:

  1. Bardzo ładnie napisałaś o twórczości Hansa Memlinga. Przed studiami też znałam tylko "Sąd Ostateczny". Dobra jest też jego "Męka Chrystusa" (inna nazwa- Pasja Turyńska) i bardzo ciekawy obraz "Siedem radości Marii". Dziękuję, że dzielisz się zdjęciami i swoimi przemyśleniami. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja dziękuję za podpowiedź bo tych wymienionych przez Ciebie dzieł Hansa nie znałam. Zaraz zajrzę do internetu w poszukiwaniu zdjęć. Moje zdjęcia no cóż, są jakie są, kiepskiej jakości robione telefonem (wygoda w noszeniu jak najmniejszej ilości rzeczy przeważa nad chęcią zrobienia lepszego zdjęcia), ale mnie wystarczy na nie spojrzeć aby przypomnieć sobie emocje towarzyszące ich robieniu. Dziękuję za komentarz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Małgosiu bardzo to pięknie napisane! Z Sądem Ostatecznym mam podobne skojarzenia jak Ty ponieważ moje pierwsze spotkanie z tym obrazem miało miejsce na szkolnej wycieczce w szkole podstawowej. była to ta sama wycieczka kiedy po raz pierwszy byłam w Elblągu i we Fromborku. Obraz zrobił na mnie wielkie wrażenie a moje skojarzenia były podobne do Twoich. Wtedy obraz wydawał mi się czymś bardzo dziwnym a nawet strasznym, mówił o rzeczach o których w tym wieku nie chce się myśleć. Później widziałam go jeszcze wielokrotnie i oczywiście mój odbiór był zupełnie inny i na co innego zwracałam uwagę. Malarstwo Memlinga ma w sobie dużo szlachetnej prostoty i wspaniałą czystość linii właściwą flamandzkim malarzom z okresu wczesnego renesansu. Bardzo lubię ten czas w sztuce zarówno jeśli chodzi o malarzy włoskich jak i flamandzkich czy niemieckich. Twoja wycieczka do Brugii nie poszła na darmo bo dzięki temu mogłaś zobaczyć (i nam opisać) wiele wspaniałych rzeczy. Co do świętej Barbary to historia jej życia mówi, że była uwięziona w wieży z której uciekła przez jakąś skalną rozpadlinę, ale została złapana i stracona. Natomiast nie mam pojęcia co w jednym z akapitów robi van Dyck, który urodził się sto lat po śmierci Memlinga? Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego weekendu!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za wyjaśnienia dotyczące Św. Barbary, moja znajomość życiorysów świętych jest mizerna i przyznaję czerpana głównie z internetu, a to bywa źródło zawodne jak wiemy. Co do Van Dycka to po raz kolejny wychodzi moja skłonność do przekręcania nazwisk Van Eyck i Van Dyck - może zmienił to sam komputer, ale bardziej prawdopodobne, że ja przekręciłam nazwisko. Dobrze, że czuwasz i zwróciłaś uwagę, bo zostałaby taka głupota, a potem kolejna osoba tym razem czerpiąca z mojego wpisu podałaby Van Dycka. Poprawiłam wpis.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie zdziwiła bym się gdyby to był figiel automatycznego poprawiania tekstu. Ja robię dużo błędów bo za słabo klikam i gubię litery więc mi wyskakuje błąd klikam w podpowiedzi żeby poprawić a wyskakuje mi nie to co chciałam czasem wychodzi z tego piramidalne głupstwo. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Mnie takie głupoty częściej wychodzą w telefonie, klawiatura malutka, wzrok nie ten i ciągłe zmienianie przez aparat, który wie lepiej. Ale zdarza się i w komputerze. Ale nazwiska przekręcam nagminnie, choćbym nie wiem ile razy sprawdzała. Potrafię pierwszy raz czytając o kimś zakonotować sobie w pamięci zmienione wg swego widzi mi się wzoru nazwisko i tak je potem powielam. Oczywiście staram się zawsze to sprawdzać zwłaszcza przed publikacją, ale jak widać potrzebny mi jest korektor lub korektorka. Tak też mam z zapamiętywaniem słów z obcego języka, może dlatego nie jestem w stanie żadnego się nauczyć.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mnie też czasami wkrada się chochlik w to co piszę.
    Pozdrawiam:)*

    OdpowiedzUsuń
  8. Podobnie jak chyba większość znam Memlinga tylko z jednego obrazu, który widziałem raptem dwa razy będąc w Gdańsku. Bardzo lubię jako zupełny dyletant czytać Twojego bloga i zawszę dowiaduję się czegoś nowego. Po ostatnim wpisie mamy już opracowaną trasę do Belgii, liczę że jak przejdę na emeryturę ilość czasu do dyspozycji choć trochę się zwiększy. Ostatnio wybraliśmy zaskakujący dla nas kierunek podróży a i sama decyzja była szybka i spontaniczna. Wróciliśmy dzisiaj w nocy i nadrabiam zaległe komentarze. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tego czasu jest dużo, ale nagle okazuje się, że pomysłów i ich realizacji jest jeszcze więcej; w życiu nie miałam tak zapisanego kalendarza, jak w ciągu ostatnich dwóch lat, ale bardzo mnie to cieszy. Wcześniej sporo znajomych straszyło, że będę się nudziła, że emerytura to poczucie zbędności, zniechęcenie i w ogóle przykra sprawa. Jak dotąd ich czarno widzenie się nie sprawdza. Pojawia się zwolnienie tempa życia i to z dwóch powodów- jedne, bo w końcu nic nie goni (fajne), drugie, bo organizm wymusza (mniej fajne). Jestem ogromnie ciekawa, co to za zaskakujący kierunek podróży. Ja jutro zupełnie niezaskakująco znowuż jadę do Warszawy (teatr, wystawa). Pozdrawiam

      Usuń
  9. Tak pięknie i z taką pasją piszesz o sztuce i malarstwie, nie tylko Memlinga, że aż szczerze Ci tej umiejętności zazdroszczę. Malarstwo nie mieści się w zakresie moich zainteresowań chociaż najważniejsze i najsłynniejsze obrazy znam. Móc pracować "w pobliżu" tak lubianego dzieła to i prezent od losu i zapewne przeznaczenie.
    Pięknego weekendu.

    OdpowiedzUsuń
  10. To prawda, tyle, że wtedy tego nie doceniałam, albo doceniałam, ale nie tak, jakbym doceniła teraz :) Dziękuję za miłe słowa, wiem, że sztuka nie każdego interesuje, widzę po ilości i komentarzy i odwiedzin, ale ponieważ mnie interesuje bardzo pojawia się dość często. Każdy ma swoje rejony, w które lubi zaglądać. Weekend zapowiada się ciekawie, bo właśnie na kolejnych spotkaniach z kulturą i sztuką :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Och Małgosiu! Twoje posty można czytać i czytać... Jesteś mistrzynią pióra. Ja również znam z Gdańska, Memlinga. Ach, widziałam też jego obraz w Muzeum Historii sztuki w Wiedniu -Ołtarz miniaturowy św. Jana, z tronującą Madonną z aniołem.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Cieszę się, że wracasz do blogowania. I jak zwykle miłe słowo miło słyszeć. Też zwróciłam uwagę na wiedeński tryptyk, bo nazwisko Memlinga zawsze przykuwało moją uwagę. Mam nawet zdjęcie i chyba zamieszczałam je przy okazji wiedeńskich wspominków (albo się nie zmieściło. Trochę jestem zmęczona i już dziś nie sprawdzę). Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).