Kryminały Donny Leon nie stronią od opisu kolegów z pracy komisarza Brunnetiego. I choć wielu z nich jest oddanymi służbie policjantami to nie brak tam osób, które spotykamy (a ja spotykałam - uwielbiam czas przeszły w tym kontekście) na co dzień w naszych zakładach pracy. Jedną z takich osób jest zwierzchnik komisarza vice-questore Giuseppe Patta, człowiek zawdzięczający swą wysoką pozycję doskonałemu lawirowaniu i umiejętności wybierania spraw, które mogą przynieść korzyści jego komendzie, a w szczególności jemu osobiście, z odrzucania tych, które mogłyby przynieść kłopoty.
… Na ogół zachowanie komendanta było przewidywalne jak na człowieka, który awansował w hierarchii biurokracji rządowej. Sprawiał wrażenie bardziej zajętego, niż faktycznie był; nigdy nie przegapił okazji, by samemu zbierać wszelkie pochwały dla instytucji, w której pracował; był mistrzem w zrzucaniu winy lub odpowiedzialności za niepowodzenia na cudze barki. U kogoś, kto z taką łatwością wspiął się po szczeblach chwiejnej drabiny instytucjonalnego sukcesu, niespodziewane było to, że od dziesiątków lat tkwił w tym samym miejscu. (str.14-15).
Przełożony komisarza poza umiejętnością lawirowania wyróżnia się także nienagannymi strojami niczym z żurnala mody. .. zastępca komendanta miał na sobie ciemnopopielaty garnitur. ...marynarka delikatnie opadała na pojedynczych zaszewkach spodni. Dziurki od guzików na mankietach były ręcznie obszyte. Czarne buty Patty zostały uszyte na zamówienie, a maleńkie dziurki zdobiące noski służyły jedynie podkreśleniu gładkości skóry. Sznurowadła były zakończone frędzlami. (str. 23).
Swoją drogą nie tylko vice-questore Patta mógłby występować na wybiegach mody. Jego sekretarka panna Eletra potrafi zaskakiwać doborem stroju dopasowanym do nastroju i pory roku.
Donna Leon często mimochodem wspomina któryś z licznych procederów naruszania prawa. W Pokusie przebaczenia opisuje proces zdawania egzaminów na prawo jazdy przez nieznających włoskiego Pakistańczyków. Za pomocą kamerek i nadajników podpowiadano zdającym co mają robić. Przerażająca okazała się skala zjawiska, która spowodowała posadzenie za kółkami pojazdów setki kierowców nie mających odpowiednich kwalifikacji.
Autorka także mimochodem opisuje swój stosunek do wiary, która przyjmuje cierpienie za drogę do zbawienia. Ojciec Brunettiego umierał długo i w straszliwych męczarniach w szpitalu prowadzonym przez ludzi, którzy uważali ludzkie cierpienie za świetny sposób utorowania drogi do zbawienia i którzy przez to do ostatnich dni jego życia nie chcieli mu podawać środków znieczulających. Trzy dni przed śmiercią Brunetti, będący już wówczas komisarzem policji, wykradł pudełko z morfiną w ampułkach z pomieszczenia, w którym policja trzymała skonfiskowane narkotyki i broń, i podawał je co osiem godzin umierającemu. Gdy ten skonał w spokoju w ramionach młodszego syna, Brunetti wrócił do domu i wylał zawartość pozostałych ampułek do kuchennego zlewu. Nie wierzył zbytnio w sens absolutny, ale wiedział że cierpienie zawsze jest złem. (str. 48-49).
Oczywiście pociechy i spokoju po ciężkiej pracy policyjnej komisarz szuka w rodzinie i lekturze. Po ukończeniu Orestei, wspomnieniu Medei sięga po dramaty Sofoklesa. Lektura będzie mu towarzyszyła podczas rozwiązywania zagadek śledztwa, co uzmysłowi komisarzowi, jak uniwersalny jest klasyczny dramat (zresztą nie po raz pierwszy). Wraz z winem Brunetti przyniósł swój egzemplarz tragedii Sofoklesa - zdecydował się na Antygonę - i usadowił przy Paoli, żeby umilić sobie lekturą czas do kolacji. Przeczytał do połowy Wstęp napisany przez profesora psychologii na Uniwersytecie w Cagliari. Autor zaprezentował w nim jungowską interpretację sztuki z Antygoną jako archetypem Wielkiej Matki i Kreonem w roli archetypa Mistyfikatora. Brunetti dowiedział się z niej, że mroczniejszą stroną człowieka, Cieniem, może być coś co go otacza, lub jego wnętrze; może być twój wróg, lub ty sam. (str.126)
Czytając serię Donny Leon o dochodzeniach komisarza Brunettiego, przy całej sympatii do komisarza zwróciłam uwagę na patriarchalny model rodziny. Żona komisarza Paola, profesoressa na Uniwersytecie sprawia wrażenie, iż poza czytaniem, które zabiera jej każdą wolną chwilę zajmuje się wyłącznie szykowaniem jedzenia dla członków rodziny przy czym nie są to zakupione półprodukty, czy też dania kupione w markecie odgrzewane w mikrofalówce. Paola jest mistrzynią kulinarną, a jej obiady składają się z co najmniej dwóch dań z deserem. Tak przyzwyczaiła do tego rodzinę, że Brunetti jest rozczarowany, kiedy sam musi sobie podgrzać obiad. Wszedł do kuchni i otworzył lodówkę, gdzie znalazł rondel i na półce poniżej półmisek zakryty folią aluminiową. Wyciągnął je, postawił na blacie i zdjął pokrywkę rondla. Zupa krem z selera. Na folii widniały słowa: „Nie trzeba ich podgrzewać”. Odsuwając folię, ujrzał coś, co wyglądało na pulpety cielęce zawinięte w plastry wędzonego boczku. Włączywszy piekarnik, wsunął do niego półmisek, po czym postawił rondel na kuchence i podkręcił płomień. Wyjął miskę i wziął kieliszek z szafki. Postawiwszy zupę na palniku, wrócił do sypialni i wziął swój egzemplarz Antygony pozostawiony tam ubiegłej nocy. (str.151) Potem jest opis jednoczesnego podgrzewania obiadu z podczytywaniem książki oraz rozczarowanie brakiem sałatki. Trzeba przyznać, że rozpieściła Paola swoją rodzinę. Choć z drugiej strony zdarzały się dnie, w których komisarz z powodu nadmiaru pracy zadowalał się jedzeniem na mieście, nierzadko poprzestając na tramezini (małych kanapeczkach) z kieliszkiem wina.
Po zakończeniu lektury uświadomiłam sobie, że większą uwagę przykładam do owych uczt kulinarnych i czytelniczych, opisów strojów, charakterów, opisów pewnych procederów, że sama zbrodnia wydaje się najmniej interesująca, a może po prostu wypieram ją.
Bo na zakończenie już scenka zupełnie nie mająca związku z fabułą, a raczej z miłością do rodzimego miasta. Koleżanka z pracy komisarz Griffoni wspomina swą gospodynię.
Moja gospodyni jest emerytką… teraz nie ma pracy do której mogłaby chodzić, więc całymi dniami spaceruje z mężem po mieście.
Jest Wenecjanką? - zapytał (Brunetti)
Tak samo jak Ty.
I po prostu patrzy?
Tak. Twierdzi, że codziennie odkrywają coś nowego, albo oglądają miejsca, które pamiętają, z czasów swojej młodości.
Korzysta z przewodnika?
Nie. Zadałam jej to samo pytanie. Odparła, że po prostu ma oczy szeroko otwarte. I powiedziała, że zawsze patrzy w górę. Kiedy więc turystów jest za dużo, idzie do Castello lub do kościoła Santa Marta albo do jakiegoś miejsca, gdzie nie ma ich aż tylu. No i patrzy na wszystko i zawsze udaje jej się znaleźć coś nowego.
Chętnie chodziłabym całymi dniami po moim pięknym mieście i to już by mi wystarczyło. I pomyśleć, że są ludzie, którzy się nudzą po ukończeniu pracy.
Zdjęcia pochodzą z dwóch jesiennych po parku oliwskim spacerów (październikowy i listopadowy)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).