Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 4 maja 2014

Londyńskie odkrycia -część 2, czyli skutki pomylenia ogórka z tykwą (Carlo Crivelli w National Gallery)

Podczas każdej wizyty w galerii cieszy mnie ogromnie, kiedy mogę oglądać obrazy będące celem wizyty, cieszy też oglądanie znanych, których się tam zobaczyć nie spodziewałam, ale nie mniej cieszy odkrywanie tych, o których istnieniu, ani o ich twórcach nie miałam pojęcia. Tym radośniejsze to są odkrycia, że odwiedzając muzea, czy galerie poruszamy się w prawdziwej dżungli dzieł utalentowanych twórców, którzy dopraszają się uwagi i zapamiętania.
Pisałam już o tym, jakim smutkiem napełnia mnie każda wizyta w takim miejscu, smutkiem spowodowanym niemożnością choćby tylko przelotnego dotknięcia wzrokiem każdego z dzieł. Niezmiernie raduje, jeśli w pamięci zostaje obraz, a nie wryta przez lata w pamięć jego reprodukcja. Dlatego tak cennym jest, jeśli w tym nadmiarze dzieł pięknych, genialnych i całkiem zwyczajnych znajdujemy takie, które nie dość, że przyciągną uwagę, zaintrygują, to staną się źródłem dalszych poszukiwań.
Takim odkryciem był dla mnie w National Gallery w Londynie Carlo Crivelli, którego dojrzałam za sprawą ogórka, który okazał się być tykwą. Był on pierwszym elementem obrazu na który zwróciłam uwagę. Malarstwo XV- wieczne nie zaskakuje tematyką, dominują obrazy o treści religijnej; zwiastowania, ukrzyżowania, złożenia do grobu; wszystko to sprawia, iż oko nieprofesjonalnego odbiorcy prześlizguje się od obrazu do obrazu wyszukując tych wcześniej zakodowanych w pamięci.
Tymczasem patrzę na pełen detali obraz Zwiastowania ze św. Emidiuszem i wzrok zatrzymuje się na czymś, co wygląda dla mnie, jak … ogórek kiszony. Zaczynam się zastanawiać, czy kiszenie ogórków znane było w XV - wiecznej Europie. Od ogórka wzrok idzie dalej; jabłko, paw, bogaty w geometryczne wzory dywan, donice z kwiatami, karafka z wodą, zasłonka, ptaszek na poręczy, świeca, gołąb. Jakże tu wiele przedmiotów. Dopiero później zauważam niezwykłą dekoracyjność architektonicznych elementów, aby w końcu dostrzec to, co jest tematem obrazu, czyli Zwiastowanie, które trochę umyka w wielości detali. Łysiak w Malarstwie białego człowieka pisze o obrazie Crivellego, że jest w tak nieznośny sposób przeładowany szczególikami, że mógłby zemdlić nawet Flamandów. To prawda, iż obraz aż roi się od detali, które odrywają uwagę od meritum, ale właśnie przez to zaznacza swą odrębność, spośród wielu innych, zapewne wybitniejszych, malowanych w podobnym stylu ten zwraca na siebie uwagę.

Moją zwrócił i zainteresował osobą jego twórcy. Dziwnym zbiegiem okoliczności książka, którą wiozłam w prezencie dla mojej paryskiej gospodyni zawierała garść informacji na temat wenecjanina. Pani profesor Bożena Fabiani w książce Moje gawędy o sztuce nazywa Carla Crivellego malarzem pechowym, niedocenianym zarówno za życia, jak i po śmierci. Wygnany z rodzimego miasta (Wenecji) za romans z mężatką zamieszkał na prowincji z dala od wielkich prądów przez co nie zauważył nadejścia renesansu. Nie mając bogatych świeckich zleceniodawców malował na zlecenie kościoła, a więc malował wyłącznie obrazy o treści religijnej. Nie reprezentował żadnej szkoły, wypracował własny styl, będący połączeniem sztuki bizantyjskiej (z jej nadmiarem złota i sztywnymi postaciami), gotyckiej (z jej dekoracyjnością, wystylizowanymi dłońmi, nadmierną ekspresyjnością) i renesansowej (z zastosowaniem geometrycznej perspektywy).

Cechą charakterystyczną jego malarstwa są rozsypane na obrazie
przedmioty, malowane same dla siebie, pozostające  bez związku z treścią dzieła. Choć czy rzeczywiście bez związku? Znawcy dopatrują się w nich ukrytej symboliki, jak karafka z wodą mająca symbolizować najświętszą panienkę napełnioną wodą życia (Jezusem), czy paw uznany za symbol nieśmiertelności i zmartwychwstania. Tak więc, może jednak przedmioty tylko pozornie nie mają związku z całością.
Na pierwszym planie, kiedy już wzrok przestanie wyławiać wszystkie detale zauważymy Archanioła Gabriela w towarzystwie św. Emidiusza (biskupa Ascoli Picento) trzymającego w ręku makietę tegoż miasta. Oboje przyklękli przed murem domu zamieszkanego przez Maryję, aby ogłosić jej Dobrą Nowinę. Maryja oparta na klęczniku w pokornej postawie oddaje się modlitwie, przed chwilą usłyszała Nowinę. Nad jej głową znajduje się gołębica, a na całą postać pada złoty promień światła. Namalowany dla kościoła Santa Annunziata dla uczczenia uzyskania przez miasto autonomii od władzy papieskiej przedstawia także posłańca wręczającego przedstawicielowi miasta papieski dekret (nad łukiem w głębi uliczki), dół obrazu zdobi napis upamiętniający ten fakt.

Jest to jeden obraz, ale przedstawia parę powiązanych ze sobą scen, które mogłyby stanowić kilka odrębnych historii. Malarz wiąże ze sobą dwie najważniejsze Zwiastowanie i  uzyskanie autonomii (dwie zapowiedzi wolności).
Moją uwagę zwróciły także ręce. Nie twarze, które są puste, pozbawione emocji, nie upozowane postaci, a właśnie ręce, długie, szczupłe, wyrażające emocje, mówiące; korne dłonie Maryi, upominający palec Archanioła wskazujący Niebo i jego delikatnie przytrzymujące lilię palce lewej dłoni, delikatnie złączone, jakby w obawie przed zniszczeniem gałązki.
A ogórek - okazuje się być tykwą - owocem symbolizującym zmartwychwstanie. 
Z przykrością muszę poinformować, że zmuszona zostałam do włączenia opcji zatwierdzania komentarzy, mam nadzieję, że za jakiś czas będę mogła ją usunąć. 

10 komentarzy:

  1. Nic na takich obrazach nigdy nie jest malowane bez związku. Jak zauważasz to symbolika, Ukryte znaczenie każdego przedmiotu prowadzi do interpretacji intencji artysty. Wspaniale zresztą to pokazujesz :) Ikonologia :)
    Jak zwykle ślicznie opowiedziane :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Też tak myślę, że malarz nie maluje przedmiotu, aby zapełnić przestrzeń, czy ukryć wadę płótna czy deski, a w jakimś głębszym celu i to, co wydaje się być bez związku właśnie ten związek posiada. A zadaniem historyków sztuki czy zwykłych oglądaczy są poszukiwania takowego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdecydowanie bardziej przypomina ogorek! Tykwa, jak dotad kojarzyla mi sie z naczyniem, tym do picia mate szczegolnie.
    Takiej przywiedlej jeszcze nie widzialam:) A i tak nie zwrocilabym uwagi, za to chetnie przygladam sie 'warunkom mieszkaniowym' roznych epok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na reprodukcjach tykwa czy ogórek jest słabo widoczny, nie znalazłam dobrego zbliżenia, chyba nikt poza mną nie zainteresował się owocem/warzywem. W każdym razie na obrazie wyglądem bardzo przypominał kiszony ogórek. A warunki zapewne nieco wystylizowane, ale pojęcie jakoweś dają.

      Usuń
  4. NatGal to była pierwsza galeria światowej klasy, którą oglądałem, jeszcze "za komuny". Pamiętam, jak byłem "ogłuszony" tą ilością dzieł mistrzów, których mogłem wcześniej oglądać tylko w albumach, "Zwiastowanie" akurat było w "Od Giotta do Cézanne'a" :-). W takich miejscach widać, że jeśli chodzi o sztukę, to jakiekolwiek dobre zdanie byśmy o sobie nie mieli, to jednak jesteśmy piątą liga Europy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie miałam okazji wcześniej zetknąć się z nazwiskiem wenecjanina, tym większą dla mnie radością było owo odkrycie. Zastanawiam się, czy za komuny miałam okazję oglądać tak piękne zbiory i jednak nie. Moja przygoda z malarstwem rozpoczęła się dużo później, choć wcześniej pracowałam w MNG, to poza Memlingiem trudno tu mówić o wielkich dziełach wielkich mistrzów. A co do zbiorów to rzeczywiście smutne to.

      Usuń
    2. Przykre, kiedyś usiłowałem podliczyć creme de la creme malarstwa światowej klasy w polskich zbiorach i wyszło na to, że nie dość, że niewiele tego to jeszcze i rozproszone.

      Usuń
    3. Cóż dodać, mogę jedynie przytaknąć. Rozmawiałyśmy kiedyś z koleżanką, która mieszka w Paryżu, że u nas nawet jak jest wystawa światowej sławy malarza/malarzy to wygląda ona niezwykle mizernie, po dwa trzy obrazy mistrza dla przyciągnięcia publiki. A i tak walimy jak w dym, bo dla wielu to jedyna szansa, aby na własne oczy zobaczyć. Nie mamy nic na wymianę :(

      Usuń
  5. W mediolańskiej Pinakotece Brera oglądałam całkiem niedawno kilka obrazów tego malarza. ale wyjątkowy dla mnie jest jeden, tzw. Tryptyk z Camerino. Przyglądałam się szczegółom i miałam wrażenie, że klucze w ręku Św. Piotra i naszyjnik Madonny są nie namalowane a trójwymiarowe i doklejone jakby. I nie wiem, czy to złudzenie, bo dotknąć nie mogłam oczywiście...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Reprodukcja nie robi takiego wrażenia. Ale widzę, że i na tym obrazie mnóstwo charakterystycznych dla niego detali. Nie miałam okazji zwiedzać Pinakoteki. Na pewno zwrócę uwagę, jak już tam dotrę. Dzięki za wskazówkę

      Usuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).