Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 23 września 2012

Awinion - stolica papiestwa i teatru




Oczywiście pierwsze skojarzenia z miastem stanowi most, na którym tańczą panowie i panie. Nie ma chyba osoby, która nie słyszałaby piosenki Sur le pont d`Avignon, w przekładzie Krzysztofa Kamila Baczyńskiego i w wykonaniu Ewy Demarczyk.
Dla osób posiadających pewną wiedzę historyczną Awinion to stolica papiestwa w czasach średniowiecza.

Niewiele osób natomiast wie, iż Awinion jest miastem, w którym rok rocznie w lipcu odbywa się Festiwal Teatralny. O tegorocznym święcie teatru w Awinionie pisała Holly tu i tu i tu. Przeczytawszy owe wpisy pożałowałam, iż nie mogłam w tym święcie teatralnym miasta uczestniczyć, atmosfera musiała być niesamowita; ta mieszanina języków, barw, stylów, strojów, to teatralne misterium musiało wzbudzać zainteresowanie i poczucie współuczestniczenia w wielkim wydarzeniu.

Dzisiaj trudno uwierzyć, że pierwszy budynek teatralny wybudowano w mieście dopiero na początku XVIII wieku przy placu Crillon. Ja natomiast miałam okazję zobaczyć XIX gmach Teatru Miejskiego przy placu de' Horloge, z tympanonem ozdobionym twarzą Apolla oraz pomnikami Moliera i Corneille po obu stronach drzwi wejściowych.
Obok gmach Teatru Miejskiego  

Ale należałoby zacząć od początku. Dokładnie tydzień temu w piękny, słoneczny, niedzielny poranek jechałam pociągiem z Marsylii do Awinionu. Podróż zaczęła się miłą informacją, iż w tym dniu (Dni Dziedzictwa Kulturowego) bilet kosztuje jedynie pięć euro (zamiast zwyczajowych czterdziestu), możecie więc wyobrazić sobie moją radość i plany związane z zagospodarowaniem wolnych środków.

Zaraz po wyjściu z pociągu po przejściu  zaledwie paru kroków dociera się do historycznych murów obronnych z XIV wieku. Mury sprawiają wrażenie solidnych, chociaż z powodu pewnych uchybień w konstrukcji, między innymi braku machikuł, z których na atakujących wylewało się gorący wrzątek i smołę, nie stanowiły istotnej przeszkody dla wrogów, a jedynie miały opóźnić atak nieprzyjaciela. To, co najcenniejsze w Awinionie, a więc Pałac Papieski, mogło bronić się samo. 
Wystarczy przejść przez gotyckie mury, minąć dwie flankowane wieże i już jest się na ulicy prowadzącej do tętniącego życiem placu de' Horloge. A stamtąd już tylko krok do Pałacu Papieskiego, na słynny most awinioński, do katedry Notre Dame des Doms a także Muzeum Małego Pałacu. Czyli wszędzie tam, gdzie jednodniowy turysta musi zawitać. 


Obok zdjęcie lawendy, której w Prowansji zabraknąć nie mogło

Place de' Horloge to turystyczny deptak, przy którym znajdują się liczne restauracyjki, kawiarenki, punkty sprzedaży pamiątek oraz uliczni malarze. Jest tu zawsze gwarno, rojno i kolorowo. Kiedyś mieściło się tu starożytne forum, a i dziś to miejsce jest sercem miasta. Przy placu stoi XIX wieczny ratusz oraz wspomniany wyżej Teatr Miejski. Atrakcją nie tylko dla dzieci, ale i dla dorosłych jest karuzela w stylu belle epoque.

No i już za chwilę moim oczom ukazuje się monumentalna, gotycka budowla, stanowiąca cel wycieczek i pielgrzymek. Jest to pałac papieski. Stojąc na placu wysoko zadzieram głowę do góry, aby objąć wzrokiem całość budowli i uff ... zapiera dech w piersiach. Jest ona imponująca i porażająca zarazem swą wielkością i surowością. Sprawia wrażenie niezdobytej twierdzy. Rezydujący tutaj Papieże musieli się czuć w niej bezpiecznie.


Obok pałac papieski w Awinionie

Skąd się wzięli papieże w Awinionie? Awinion został stolicą chrześcijańskiego świata w 1309 r. (przeniósł ją tu z Watykanu Klemens V osadzony na papieskim tronie dzięki wydatnej pomocy Filipa IV Pięknego- króla Francji) i pozostał nią do 1377 r. W tym okresie panowało w nim siedmiu wywodzących się z Francji papieży. Ostatni, Grzegorz XI, powrócił do Rzymu. Po jego śmierci w Kościele katolickim doszło do wielkiej schizmy i dwuwładzy - papieży w Rzymie i antypapieży w Awinionie.

Zasługą pierwszego z awiniońskich papieży było między innymi przeprowadzenie niezależnego śledztwa w sprawie Templariuszy, które doprowadziło ostatecznie do ich uniewinnienia i oczyszczenia z zarzutu herezji. Jednak z powodu nacisków Filipa IV Pięknego wyrok został utajniony. Pergamin z Chinon odnaleziono dopiero całkiem niedawno w 2001 roku.

Pałac Awinioński składa się z dwóch części; starego (Palais Vieux) i Nowego (Palais Neuf) pałacu. Stary Pałac wybudowany przez trzeciego z papieży awiniońskich, Benedykta XII ma charakter romańskiej twierdzy warownej, charakteryzuje się surowością i ascetyzmem. Nowy Pałac wybudowany przez Klemensa VI, mecenasa sztuki, papieża rozrzutnego i nie stroniącego od uciech życia doczesnego ma charakter lekkiej gotyckiej budowli z dwoma strzelistymi wieżyczkami.


Obok zdjęcie górującego nad Pałacem Papieskim posągu Matki Boskiej

Wnętrze pałacu może troszkę rozczarować; niewiele tu dzisiaj mebli i dzieł sztuki, które świadczyłyby o przepychu, w jakim żyli papieże. Wszystko przepadło w okresie rewolucji francuskiej. Za to przestronne wnętrza dobitnie świadczą o potędze jego dawnych mieszkańców. Niczym w labiryncie gubię się w licznych korytarzykach i salach pałacu, aby w końcu dotrzeć na taras widokowy, z którego podziwiam plac pałacowy. Kiedy wychodzę z pałacu oślepia mnie słońce, które o tej porze dnia zaczyna powoli doskwierać. Choć muszę przyznać, że mam dużo szczęścia, temperatura dochodzi zaledwie do 28 stopni.

A zatem najlepiej udać się na krótki odpoczynek do parku. Po drodze jeszcze tylko odwiedzam romańską, XII- wieczną katedrę Notre Dame des Doms, nad którą króluje złocona figura Matki Boskiej wykonana z ołowiu. Najbardziej interesują mnie anioły otaczające znajdujący się przed wejściem do kościoła krzyż Chrystusa.

No i w końcu docieram do znajdującego się z tyłu świątyni Parku Roche des Doms. Tutaj w zielonym sercu miasta mogę odpocząć na jednej z licznych ławeczek, w otoczeniu posągów, stawów, fontann, złotych rybek, kolorowych kwiatów. Stąd też rozciąga się piękna panorama miasta i widać w całej okazałości most Św. Benezeta (Benedykta), czyli słynny most awinioński.

Obok zdjęcie mostu awiniońskiego

Most awinioński, znany z piosenki o tańczących paniach i panach, powstał w XII wieku. Jak mówi legenda jego budowę rozpoczął młody pobożny pasterz o imieniu Benedykt, który usłyszawszy głos Pana, aby w tym miejscu zbudował most dźwignął ogromnej wagi kamień i przeniósł go na brzeg rzeki Rodan, kładąc podwaliny mostu. Zobaczywszy to mieszkańcy miasta poszli za przykładem Benedykta i dokończyli budowę mostu. Benedykta ogłoszono świętym, ma on symboliczny grób w zachowanej kaplicy mostowej. Most kilkakrotnie był podmywany przez wzbierające wody Rodanu i tyleż razy odbudowywany. Jednak po kolejnym kataklizmie w XVII wieku postanowiono nie odbudowywać mostu. I tak do dnia dzisiejszego słynny awinioński kończy się w połowie rzeki.

Tańce, o których mowa w piosence odbywały się nie na moście (jest on na to za wąski), ale pod mostem. Dziś wszyscy robiący sobie zdjęcie na moście wykonują taneczne pląsy.

Obok zdjęcie Madonny z dzieciątkiem Botticellego źródło zdjęcia
I jeszcze tylko krótka wizyta w Muzeum Petit Palais, aby przyjrzeć się Madonnie Botticellego i już trzeba wracać do Marsylii. I znowu mieszane uczucia, cieszę się z tej jednodniowej wizyty z jednej strony, a z drugiej czuję pewien niedosyt. Jeden dzień to zaledwie przelotne spojrzenie na miasto, które warte jest dużo głębszej znajomości.

Awinion spodobał mi się już po wyjściu z pociągu, już wówczas poczułam, że jest to miasto posiadające dobrą aurę i już wiedziałam, że kiedyś tu jeszcze wrócę.

Wszystkie wspaniałości Awinionu, czyli całe historyczne centrum wraz z opasującymi je murami, w 1995 r. wpisano na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO.

A na zakończenie piosenka Tańczą panowie, tańczą panie na moście w Awinion 




33 komentarze:

  1. Gosiu, dziękuję.
    Na nowo odżyły wspomnienia. Ja jestem oczarowana lawendowym miastem.
    Katedrą jestem zachwycona.
    Czy trafiłaś do kościoła św. Agricola przy Rue Agricol? Wejście nie przypomina, że w tej wnęce ukryta jest prawdziwa ogromna perła.
    Dwa razy wracałam do tej średniowiecznej świątyni.
    Mnogość obrazów i tyleż samo przepięknych witraży.Od nowa mnie czarowało.
    I ta muzyka puszczana cichutko, można całkowicie się zatracić.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja także wiem, że muszę tu kiedyś wrócić. Jest to miasteczko, w którym dobrze się czułam (podobnie, jak Arles). Ma ono jakiś taki niesamowity klimat, czuje się ducha historii z jednej strony, a z drugiej jakiś taki powiew świeżości (związanej z Festiwalem Teatralnym? - nie wiem, wszak we wrześniu po Festiwalu nie było tu śladu). Do kościoła Św.Agricoli nie trafiłam i to jeszcze jeden powód, aby tu wrócić. Muszę przyznać, że miałam dość skąpe informacje na temat miasta w moim przewodniku, a i na miejscu poza cieniutką broszurką po polsku o Awinionie nic więcej nie zdobyłam.

      Usuń
    2. Bo z polskimi przewodnikami to jest chyba jakiś systemowy problem. Mam wrażenie, że ich twórcy uważają Polaków w podróży za grupę jełopów, których nic nie interesuje. Niezłą próbkę miałam teraz we Włoszech, kiedy będąc w Brescii w kupionym na miejscu przewodniku niemieckojęzycznym mogłam wyczytać mnóstwo rzeczy - w tym także dowiedzieć się wiele o historii wszystkich miejsc, w których byłam, zaś w polskojęzycznym w kółko pisano tylko o jednym placu, który został zabudowany za czasów Mussoliniego. Makabra.
      A Twoje wrażenia tylko do pozazdroszczenia! I ten pałac papieski! Niewola awiniońska nie była dla nich chyba wcale taka uciążliwa:)

      Usuń
    3. I pewnie po trochu mają rację, bo wielu turystów zachowuje się jak grupa jołopów, których nic nie interesuje. Jednak są i tacy, którzy chętnie poczytaliby więcej na temat odwiedzanych miejsc. Może dlatego staram się do podróży przygotowywać także literacko, bo to daje mi inne, szersze spojrzenie na odwiedzane miejsce. Co do Awinionu to tej literatury jakoś miałam mało, troszkę tak pobocznie u Maurice Druona w jego historycznej serii Królów przeklętych, gdzie była mowa o sprawach związanych z wpływem króla Francji na wybór awiniońskich papieży oraz wcześniej z procesem templariuszy, dzięki tej lekturze dowiedziałam się o pergaminie z Chinon.

      Usuń
  2. Z przyjemnością przeczytałem o Twojej wycieczce. Uwielbiam takie niespodzianki jak ta z ceną biletu. Także mam kilka podobnych. Mam też takie, w drugą stronę :-) Jedno i drugie wyzwala we mnie gimnastykę umysłową, hihihi
    Nie byłem w Awinionie, więc tym chętniej dołączam Twoją relację do swoich połączeń neuronalnych... Obraz wydaje się wyjątkowo subtelny jak na Botticellego, choć charakterystyczna dla niego kreska wyrazista jak w innych jego dziełach.
    Gotyk francuski - tak odmienny od włoskiego... i to papiestwo w nim osadzone, wydaje mi się, mogło bardziej "straszyć" lud boży, hihihi
    Demarczyk - to dopiero geniusz i ból geniuszu...
    Baczyński - taka szkoda...

    serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niespodzianki w drugą stronę bywają niestety frustrujące. Generalnie gotyckie świątynie moim zdaniem miały pokazać ludowi bożemu, jak ogromna jest potęga Boga, czyli w tym przypadku jego ziemskich przedstawicieli. A gotyk francuski rzeczywiście tak różny od włoskiego...
      Bardzo lubię słuchać Demarczyk, nie tylko w tej piosence. Jeszcze w 2000 roku byłam na jej recitalu w Gdańsku, a potem cisza i jak piszesz ból geniuszu...

      Usuń
  3. Awinion, który Ty widziałaś musiał jednak mieć inny klimat niż ten sierpniowy i zatłoczony. Choć nawet i tamten mnie zauroczył. Masz rację, wewnątrz Pałacu Papieskiego nie ma prawie nic, a jednak pamiętam dotyk chłodnych kamieni i jakieś prawie metafizyczne doświadczenie czegoś w rodzaju... Nie, no nie napiszę absolutu, bo będę śmieszna ;-)
    Czekam z niecierpliwością na dalsze "francuskie" odcinki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wrześniowy Awinion nie był aż tak zatłoczony, jak się obawiałam, że będzie. Też dotykałam chłodnych kamieni awiniońskiego pałacu z myślą, jakich to wydarzeń były one świadkami. Że śmieszna? I co z tego, nie się śmieją głupcy, a my wiemy swoje i czujemy swoje, a oni nigdy nie zrozumieją tego żaru, jaki w nas płonie. O, teraz ja jestem śmieszna :) Francuskie odcinki nastąpią niedługo, niech no tylko zwalczę przeziębienie, które tradycyjnie dopada mnie po każdej podróży. Chyba szok klimatyczny z dwudziestu paru stopni tam w dwanaście stopni tu :(

      Usuń
    2. Witam w klubie przeziębionych. Ja jeszcze przed transportowaniem się do Polski (to już jutro), a już pociągam nosem. Ale coś w tym jest, kiedy kursowałam regularnie między tymi dwoma krajami, ciągle chorowałam. Trzymaj się, myśl o prowansalskim słońcu i zdrowiej!

      Usuń
    3. Trzymałam się jak długo mogłam, niestety z złapało i nie puszcza a lekarz zapakował do piątku do łózka

      Usuń
    4. Miłej podróży i Ty spróbuj się nie dać chorobie

      Usuń
  4. Często po zakończonym urlopie ciężko mi się pogodzić z powrotem do rzeczywistości - w swoim poście piszesz, że odwiedziłaś wspaniały Avinion dokładnie tydzień temu, w piękny słoneczny dzień. A dziś za oknem raczej temperatura, która nie rozpieszcza... Ale wspomnienia cudowne, zdjęcia i opisy zachwycające :-) Nie byłam nigdy w Awinionie, ale chętnie bym pojechała. No i oczywiście zatańczyła na moście :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wracanie do prozy życia zawsze bywa bolesne, a zwłaszcza, kiedy urlop spełni nasze oczekiwania, a to co jest naszą codziennością nie zadziwi nas niczym in plus. Tydzień temu słoneczny piękny dzień, dzisiaj zimno i wietrznie i właściwie nie wiem, jak jest na zewnątrz, bo dopadło mnie przeziębienie. Ale wspomnienia cudowne i rozgrzewają moje serce (stopy rozgrzewam termoforem). Na moście tańczą wszyscy, choć kilka tanecznych pląsów, pojedynczo i parami a czasem nawet większą grupą.

      Usuń
    2. To dobrze, że tańczą i słowa nie są tylko słowami :-) Bardzo niedawno wybrałam się - śladem innej pięknej piosenki śpiewanej przez Ewę Demarczyk - na dzień do Tomaszowa. Ale tam z uroczej ciszy nic nie pozostało, miasto jakoś zupełnie nie przypadło mi do gustu ;-)

      Usuń
    3. To smutne, kiedy marzenia pryskają jak bańka mydlana. Może trafiłaś na zły czas, a może wkradła się tu właśnie proza życia, które pędzi i gna i nie zważa na to, że nam się to wcale nie podoba.

      Usuń
  5. Awinion jest przyjazny dla zwiedzających, można poruszać się pieszo, a więc tak jak przed wiekami. Pustka, "kamienność" Pałacu przypominała mi zamek joannitów na Rodos. Obiekt przemawia bryłą, rozmachem, potęgą mieszkańców.
    Lecz się skutecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też lubię miasta, gdzie wszędzie można się dostać na nóżkach i wszędzie jest stosunkowo blisko. Właśnie "pustka" pałacu to dobre dla niego określenie, co nie przeszkadza, że był wyrazem potęgi jego mieszkańców.
      Pochłonęłam dziś całą masę tabletek, a że serwuję je sobie sama, to nie wiadomo, jaki będzie efekt :) Na szczęście jeszcze dwa dni urlopu przede mną.

      Usuń
  6. Piękny wpis! Mimo, że byłam już kilka razy w Awinionie, o tym wszystkim o czym piszesz nie wiedziałam, koncentrując się tylko i wyłącznie na teatrze (byłam zawsze w okresie festiwalu) Z wielką więc przyjemnością poczytałam trochę o mieście. Ciekawa jestem, jak oni po sezonie teatralnym zagospodarowują te wszystkie puste teatry...

    OdpowiedzUsuń
  7. Uznanie z Twoich ust to dla mnie wielki komplement. Cieszę się, że mogłam napisać cośkolwiek, o czym byś nie wiedziała. Ja dowiedziałam się od Ciebie tylu ciekawych rzeczy, że byłby to malutki rewanż :) Nie wiem, jak inne Teatry, ale teatr miejski wystawiał właśnie Romeo i Julię (ach, jak żałowałam, że nie mogę tego zobaczyć). Mam nadzieję, że ich teatry po festiwalu nie zieją pustką, jak polskie stadiony po Euro.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wszystkie wiadomości o Awinionie w Twojej notce przeczytałam z wielkim zainteresowaniem, a szczególnie te o moście, bo również mam poetyckie skojarzenia, a nigdy nie miałam okazji tam być. Dzięki Tobie czuję się tak, jakbym odwiedziła to cudne miejsce.
    Zdjęcie lawendy sprawiło mi przeogromną radość! Czy miałaś okazję zobaczyć moje wymarzone pola lawendowe?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lawenda o tej porze roku tylko w takiej postaci jak na zdjęciu. Powiedziałam Czarze, która mieszka we Francji, że chciałabym odwiedzić jakieś lawendowe pole i ona dopiero mnie oświeciła, że lawenda kwitnie w lipcu - sierpniu, tak więc musiałam zadowolić się suszonymi pękami lawendy oraz tymi na pocztówkach. A jeden z tych na zdjęciu pęków lawendy zdobi teraz ścianę mojej kuchni.

      Usuń
    2. Tego się właśnie obawiałam. :( Ale będzie piękny pretekst, żeby tam kiedyś wrócić w lipcu lub sierpniu. :) Suszone pęki też cudne, a Twój nabytek na pewno ślicznie prezentuje się w kuchni, nieziemski zapach mogę sobie wyobrazić.

      Usuń
    3. Kolejny pretekst :) A lawendowo pachnie już i w kuchni w w szafie, gdzie woreczki lawendowe zawisły.

      Usuń
  9. Awinion, miasto znane dzięki piosence Ewy Demarczyk, aż chciałabym po spacerować się po nim. Gosiu, twój post mi to umożliwił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też przede wszystkim kojarzył się Awinion z piosenką Demarczyk, dopiero potem z papiestwem.

      Usuń
  10. Piszę komentarz a w tle śpiewa Ewa. Tak więc mam dodatkowe doznania słuchowe. W poście pięknie opisałaś historię miasta i dzieje papieży. Piszesz, że jeden dzień to mało - pewnie tak, ale dużo dałbym za taki jeden dzień w Avinion. Piękne zdjęcia, pałac papieski budzi respekt.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi milo, ze pisząc słuchałeś Ewy. Jeden dzień to za mało, ale jeden dzień to dużo więcej niż wcale, a że od czegos trzeba zaczac...

      Usuń
  11. Avignon zawsze było dla mnie miastem bajeczno -magicznym, od czasu kiedy po raz pierwszy zobaczyłam zdjęcie pałacu papieskiego. Wiersz Baczyńskiego jest jednym z najpiękniejszych jakie znam a w wykonaniu Ewy Demarczyk usłyszałam go chyba jeszcze w 1969 albo 1970 roku i nigdy nie zapomniałam tej magicznej chwili. Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pałac papieski nie może nikogo pozostawic obojętnym, jest w swej surowości i majestacie tak piękny, A połączenie Baczyńkski-Demarczyk jedyne w swoim rodzaju. Odpisuję krótko, bo zmogło mnie choróbsko i rozsadza mi czaszke bol. Zdrówka wszystkim w tym zdradliwym czasie życzę

      Usuń
  12. Interesujący post, czytanie takich opowieści daje wiele radości, wspaniałe ilustracje. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo dziękuję. Ile razy piszę zawsze mam wątpliwości, czy kogoś to zainteresuje, a takie komentarze potwierdzają sens tego co robię. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz może nie, ale wcześniej czytałam Twoje posty, z uwagą, nie zostawiając komentarza. Były świetne! A ja nic nie pisałam, bo albo nie byłam w danym miejscu, albo nie miałam nic mądrego do powiedzenia i wolałam milczeć. Jak w muzeum ;)
      A dziś - choć może nie zawsze znam się na tym, o czym piszesz, ślad zostawiam, że byłam, że przeczytałam, że pisz, pisz, bo dobrze Ci wychodzi. Avinionu nie znam, tylko ten z piosenki, a tu proszę, zobaczyłam most, a właściwie połówkę! Templariuszy znam głównie z pana Samochodzika, a tu proszę, oczyszczeni z herezji!
      Ileż można się dowiedzieć. I zobaczyć.
      Lubisz Botticellego? Przyjrzałam się tej Madonnie, jest taka młodziutka, ma wąziutką twarz i trochę spiczasty podbródek, ale jest tak pięknie skupiona na Dzieciątku, że oczu nie można oderwać.

      Usuń
    2. Początek komentarza zabrzmiał złowieszczo, teraz może nie, ale wcześniej czytałam twoje posty, były świetnie.Pomyślałam, że w tym zawarłam błędy merytoryczne, np. w Awinionie wcale nie urzędowali Papieże, albo ten most z piosenki to nie ten ze zdjęcia, a może strzeliłam parę byków ortograficznych, lub stylistycznych. Ale nie, uff. Widzisz, wychodzą kompleksy. Cieszę się, że czytasz i że ci się podoba. A co do mostu w Awinionie to sama była zdumiona, że jest go jedynie połowa, niby czytałam przewodnik, ale nie doczytałam. Nie ma to czasami, jak na własne oczy zobaczyć. Boticellego uwielbiam. Pewnie nie pamiętasz (bo jakże by takie rzeczy pamiętać) mojego wpisu na temat pobytu we Florencji, bodajże pierwszego. Do Boticellego mam słabość od dziecka, a więc jako dziecko spodobało mi się to co najbardziej kolorowe i rozpoznawalne; Narodziny Wenus i La Primavera i jak w końcu udało mi się wejść do Galerii Uffizi i usiąść na ławeczce i obserwować jednym okiem ten, drugim ten(pół na pół)obraz -że tak Demarczyk polecę, to aż mi łezki pociekły ze wzruszenia, niedowierzania, radości. To był mój pierwszy ukochany malarz, a sentyment do pierwszych miłości pozostaje do końca życia.

      Usuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).