Łączna liczba wyświetleń

sobota, 8 września 2012

Pasja życia Irwing Stone, czyli genialny szaleniec albo wartośc dodana szkolenia

Wydawnictwo Muza, Rok wydania 2002, ilość stron - 536.
Wczoraj wróciłam ze szkolenia. Moje zdanie na temat szkoleń wyraziłam tutaj.  Muszę jednak przyznać, iż to, z którego wróciłam będę wspominać całkiem miło, bo po pierwsze nie było takie nudne, jak zwykle bywają szkolenia, a po drugie po jego zakończeniu miałam całe popołudnia na czytanie. 
"Pasję życia", czyli biografię Vincenta Van Gogha pióra Irwinga Stone czytałam parę lat temu. Była to książka pierwszego kontaktu z pisarzem, a kontakt był niezwykle przyjemny. Teraz przed kolejną podróżą do Francji, a zwłaszcza do Arles, miejscowości niezwykle ważnej dla życia i malarstwa Vincenta postanowiłam do książki powrócić. 
Vincent Van Gogh jeden z największych malarzy wszech czasów, którego obrazy są dzisiaj chlubą prestiżowych muzeów i galerii całe życie borykał się z nędzą, brakiem akceptacji, osamotnieniem, a nawet wyszydzeniem (przydomek Fou-Roux, czyli Rudy - wariat towarzyszył mu długie lata). 

Wszystko w nim było osobliwe i śmieszne; strój, szorstkie maniery, rudawa broda, to, że nic nie robił, tylko siedział na polach i patrzył. Budził w mieszkańcach nieufność i lęk, chociaż nikomu nic złego nie uczynił i pragnął jedynie, by go zostawiono w spokoju. Był po prostu inny. Sam nic nie zauważył, nie przeczuwał, że ludzie go nie lubią (str 140).

Vincent długo szukał swojej drogi życiowej; poczynając od sprzedaży obrazów, poprzez pełnienie roli kaznodziei w osiedlu górniczym, uczenie dzieci, pomaganie biedakom aż po malowanie.  
"Pasja życia" nie jest zwykłą biografią malarza, powieść Stone to malowana piórem historia człowieka, który żył, by tworzyć, a tworzył, aby żyć. Vincent długo szukał celu i sensu istnienia, a kiedy już go znalazł był mu absolutnie wierny, pomny słów pewnego księdza, iż w życiu najważniejsza jest "odwaga i wola, aby czynić to, co raz uzna się za słuszne" (str.49). Kiedy Vincent uznał, iż malarstwo jest tym, bez czego nie potrafi funkcjonować, nie liczyło się nic innego poza malowaniem. Malował sercem, w taki sposób, aby patrzący widział na obrazie nie tylko przedstawioną tam postać, ale też jej historię, troski i radości, zdarzenia, które sprawiły, że znalazł się on w tym właśnie miejscu. 
Tematem jego pierwszych szkiców i obrazów było oddanie tego, co prawdziwe i ciekawe, a to oznaczało portretowanie biedoty, brzydoty, zniszczenia. 
Z czasem jego obrazy zyskały jaśniejsze barwy i pogodniejsze tony. 

Gdy maluję słońce, chcę, aby ludzie czuli, z jaką szybkością ono wiruje, jak promieniuje światłem, wydzielając fale olbrzymiej siły i gorąca. Gdy maluję łan zboża, chcę, aby ludzie czuli, jak atomy w ziarnie pęcznieją i wzbierają, aż kłos dojrzeje i pęknie. Gdy maluję jabłko, chcę aby ludzie czuli, jak sok owocu rozsadza łupinę, jak nasiona napierają na zewnątrz, pragnąc stać się nowym owocem (str.487).
Vincent, jak większość artystów nie zyskał uznania za życia, jego styl był zbyt nowatorski. Kiedy powoli zaczęto tolerować impresjonistów, ich dziwne muśnięcia pędzlem, pastelowe barwy, rozmyte kształty, pojawił się człowiek, którego obrazy napawały odrazą i przerażeniem. Najpierw maluje biedotę, potem prostytutkę, a w końcu obrazy będące wizją szaleńca, niepokojące, jak powiew mistrala w Arles.
Chmara ptaków runęła na niego z nieba. Tysiące czarnych, kraczących ptaków zatrzepotało skrzydłami dookoła. Rzuciły się na niego, wikłały mu się we włosach, wpadały do nosa, ust, uszu i oczu, oplotły i pokryły go gęstą chmurą czarnych, wijących skrzydeł (str.497).

Obok Pole pszenicy z krukami źródło zdjęcia
Jak wielu prekursorów był niezrozumiały i samotny. Właściwie jedynym przyjacielem Vincenta był jego brat Theo. Theo pracował w firmie Goupil, która zajmowała się sprzedażą obrazów. To między innymi, dzięki niemu zaczęto wystawiać w salonie sprzedaży obrazy impresjonistów. Doskonale rozumiał artystyczne pasje brata, jako jeden z pierwszych dostrzegł jego niepowtarzalny talent. Theo  wspierał brata przez całe życie, nie tylko zapewniając mu środki utrzymania, ale i podtrzymując na duchu w najcięższych momentach życia. Bogata korespondencja pomiędzy braćmi jest najlepszym źródłem informacji na temat życia Vincenta.
Z kart powieści wyłania się postać z jednej strony człowieka głęboko nieszczęśliwego; samotnego, niezrozumiałego, łaknącego uczucia (kobiety, które pokochał go odrzuciły, a jedyne, z którymi się związał były prostytutkami. O kobietach w życiu Van Gogha napiszę przy okazji jednego z kolejnych wpisów). A z drugiej strony jest to obraz człowieka, któremu dane było żyć pełnią życia; mimo głodu, chłodu, chorób, braku środków do życia, wiecznych wyrzutów sumienia, że nie potrafi się utrzymać, że jest ciężarem dla swego brata żył z pasją.
Nie szukał już powodzenia. Pracował, bo musiał, bo jedynie praca nie dopuszczała szaleństwa, darzyła zapomnieniem. Mógł żyć bez żony, dzieci i domu, bez miłości, przyjaźni, zdrowia, obchodzić się bez stałych dochodów, bez wygody i pożywienia - nawet bez Boga. Lecz nie mógł żyć bez czegoś, co było potężniejsze od niego samego, co było jego właściwym życiem - bez siły i zdolności tworzenia (str.451).

Obok zdjęcie jednego z autoportretów w Muzeum Orsay (zrobione komórką).

Van Gogh poznał w swoim krótkim 37-letnim życiu wielu artystów, niemal wszyscy przewijają się przez karty powieści, dzięki czemu z łatwością przenosimy się na paryski Montmartre, aby w oparach absyntu uczestniczyć w dyskusjach prowadzonych w Cafe Batignoles pomiędzy Vincentem, a Toulouse - Lautreciem, Cezannem, Pissarro, Gughenem, Zolą i wielu innymi. 
Najbardziej podobał mi się rozdział poświęcony Arles, w którym jego twórczy rozwój osiągnął punkt kulminacyjny. O Arles napiszę, jak tylko uda mi się je odwiedzić.  
Słońce arlezjańskie oślepiało Vincenta. Było wibrującą, płynną kulą cytrynowego ognia na jaskrawym błękicie i napełniało przestwór oślepiającym światłem. Przeraźliwy żar i ostra przejrzystość powietrza stwarzały jakiś nowy, nieznany świat (str.441).
Uwielbiam czytać biografie artystów pióra Stone. Są one napisane barwnym językiem, ciekawie i jeśli nawet zawierają nieco fikcji to jest to fikcja w granicach prawdopodobieństwa. Poza tym, że dowiaduję się sporo o życiu i twórczości bohaterów, to jeszcze widzę, że pisanie sprawiało przyjemność autorowi.
Ciekawym zabiegiem było nawiązanie do Germinala Zoli. Najpierw w rozdziale Borinage Stone opisuje pobyt Vincenta w osadzie górniczej, w którym życie toczy się niczym w powieści Zoli. Potem w rozdziale Paryż Vincent spotyka Zolę, który opowiada mu, iż zbierając materiały pisząc Germinal słyszał o Vincencie i roli, jaką odgrywał wśród mieszkańców osady. 

37 komentarzy:

  1. Przyznaje, ze "Pasje zycia" czylam z wypiekami na twarzy, prawie nie majac czasu na jedzenie i picie:). Doskonala lektura.
    Na szczescie jeszcze kilka ksiazek Stone'a przede mna, ale profilaktycnzie dawkuje je sobie oszczednie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem Cię. Także lubię dawkować sobie doznania. Moim absolutnym hiciorem jest Udręka i ekstaza, ale właściwie nie zawiodłam się na żadnej z biografii Stone.

      Usuń
  2. Po tym, co kiedyś napisałaś o tej książce, kupiłam ją bez wahania. Czeka w kolejce i już się cieszę na spotkanie z van Goghem, który zawsze kojarzy mi się z piękną piosenką McLeana.
    Jeśli nie czytałaś "Greckiego skarbu" Stone'a, z całego serca polecam. Byłam zachwycona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że książka nie zawiedzie Twoich oczekiwań. Dziękuję za namiar na piosenkę- piękna i piękne jest to połączenie muzyki z obrazami, wyłowiłam kilka mi nieznanych. Grecki skarb czytałam :) Nie mogę się tylko przekonać do Darwina i Londona, a może jak Imani tylko dawkuję sobie doznania.
      Mam pytanie, umiesz mi wytłumaczyć łopatologicznie, jak wstawia się linki w komentarzu?

      Usuń
    2. Darwin jest podobno świetny.
      Link w komentarzu wstawia się tak:
      W miejscu, gdzie ma być link wstawiasz następujący kod:

      TU WPISUJESZ TEKST, KTÓRY MA BYĆ PODLINKOWANY

      I to wszystko.
      Trzeba bardzo uważać na wszystkie znaczki, cudzysłowy, etc, bo inaczej się nie uda.
      Przed opublikowaniem komentarza można kliknąć "Podgląd", żeby upewnić się, czy wszystko jest OK.
      Gdyby były jakieś problemy, proszę daj znać.

      Usuń
    3. Nie wyszło, tekst zamienił się na link. :) Wyślę Ci maila z kodem, bo inaczej się nie uda. :)

      Usuń
    4. Dzięki, przy najbliższej okazji wypróbuję.

      Usuń
  3. Jak każdą książkę Stone'a, tak i "Pasję życia"czytałam jednym tchem. Wiesz jak uwielbiam van Gogha i impresjonistów...
    Gosiu, życzę by udała Ci się podróż do Arles. Mnie w tym roku brakło dwóch dni, aby tam dotrzeć. Ogromna chęć zobaczenia katedry gotyckiej w Bordeaux, pokrzyżowała nasze plany.
    teraz tego troszkę żałuję.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. We mnie też jest taka chęć zobaczenia paru miejsc, do których pewnie nie dotrę. Po prostu mamy zbyt rozległe plany, chciałoby się wrócić w parę miejsc, a jednocześnie chciałoby się zobaczyć tyle nowych miejsc, a czasu tak niewiele, bo cóż to jest nawet dwa czy trzy tygodnie, wciąż mało i mało. Co do Arles trochę boję się rozczarowania, bo właściwie do Arles jadę w poszukiwaniu czegoś ulotnego, a czy uda mi się to odnaleźć, jakiś cień tamtego czasu, kiedy żył w nim Vincent, zobaczymy. Obym zdołała dojechac :)

      Usuń
  4. Ja mam do "Pasji życia" olbrzymi sentyment, choć czytałam ją jakieś 15 lat temu. Van Gogha też uwielbiam - dopiero po przeczytaniu Twojej notki uświadomiłam sobie, że on był taki młody kiedy umarł, rany! (15 lat temu wydawał mi się zgrzybiałym starcem, ciekawe czemu teraz myślę inaczej;))
    Nie umiem teraz stwierdzić, czy książki Stone'a,w tym i ta, wiernie oddają fakty z życia opisywanych osób, ale nie można mu odmówić daru zaciekawiania czytelników.
    A "Greckiego skarbu", o którym pisze Lirael nie czytałam. Zaraz poszperam o czym to.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyskoczył mi komunikat, że zapisana zawartość nie może być wyświetlona w ramce. Sama nie wiem, co takiego napisałam. Nie przeklinałam, naprawdę. Uuuuu:(
      To mój pierwszy raz.

      Usuń
    2. Monmarta Grecki skarb jest o odkrywcy Troi i jego pasji życia -archeologii (tak w dużym skrócie). Co do Van Gogha mam za małą wiedzę, aby zweryfikował wszystkie podane fakty, natomiast czytając mój number one Stone, czy Udrękę i ekstazę (o M.A mam nieco większą wiedzę) stwierdziłam, że fikcja jest marginalna i nie mająca większego znaczenia dla biografii artysty, nie fałszująca jej. Stone rzeczywiście pisze niezwykle ciekawie i z pasją, a ja jego książki pasjami lubię. Co do wieku - Kiedy się patrzy na autoportrety Vincenta można wnosić, iż był o wiele starszy; ale to "wina" trybu życia; pobyt w osadzie górniczej, niedożywianie, choroby, tytoń, alkohol, prostytutki, a co za tym idzie, może i choroby przenoszone drogą intymnych kontaktów. No a poza tym spojrzenie na wiek zmienia się nam wraz z wiekiem :)

      Usuń
    3. Książkowcu nawet nie śmiem podejrzewać Cię o przeklinanie. I myślę, że wiem, o czym chciałaś napisać :) Zapewne o Greckim skarbie,o którym wspomniała Lirael, bo wiem, że bardzo ci się ta książka podobała i wywarła duże wrażenie na Tobie.

      Usuń
  5. "Pasję życia" i "Udrękę i ekstazę" czytałam dawno temu, ale wspominam z sentymentem. Innych książek Stone'a nie znam, a więc może powinnam się za nimi rozejrzeć.:) Z takich zbeletryzowanych biografii zapadła mi również w pamięć książka Pierre La Mure pt. "Moulin Rouge" o Henri Toulouse-Lautrec, ale zapewne już ją znasz :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Uśmiecham się czytając komentarz, bowiem Moulin Rouge czytałam lata temu i przez lata poszukiwałam książki nie pamiętając tytułu :), aż tu nagle natchnęłam się w audiotece na płytę Moulin Rouge i jestem w trakcie słuchania. Muszę przyznać, że momentami gubiłam się, czy czytam Pasję życia, czy słucham Moulin Rouge, w każdym razie ostatnimi czasy nie opuszczam Montmartre i jego artystycznej bohemy. Jeśli dobrze wspominasz lekturę polecam też Bezmiar sławy -o Pissarro (w stylu przeczytanych przez ciebie Stonów)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłam pewna, że znasz tę książkę:) A czy czytałaś "Claire de Lune" tego samego autora o Debussym? Również polecam. :)

      Usuń
    2. Nie, tej książki nie znam. A zatem kolejna na listę, jeśli jest pisana podobnym językiem to mogła by mi się spodobać. Co prawda muzycy nie pasjonują mnie tak bardzo (o ile nie musicalowi:), ale przy wciąż rozrastającym się tempie i zakresie zainteresowań kto wie, czy to się nie zmieni. Zresztą, Van Gogh nie należał do moich ulubionych malarzy, co nie przeszkodziło zapoznaniu się z jego biografią i dzięki niej polubieniu paru obrazów nieco bardziej niż zwykłe lubienie. Chyba zaczęłam je lepiej rozumieć i czuć. (współodczuwać)

      Usuń
  7. Myślę, że spodobałyby Ci się listy Vincenta do brata, to jest kawał znakomitej literatury: o malowaniu, o życiu, oczywiście o pieniądzach, miłości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wrażenie, że czytałam gdzieś fragmenty, czy nie na blogu ? :)) Też mi się wydaje, że by mi się spodobały. Mam też wrażenie, że czytałam je gdzieś jeszcze poza blogiem, ale czy to możliwe, abym czytała je i nie pamiętała o tym, a może czytałam ich fragmenty w książce Kobiety w życiu Van Gogha (nie mogę zerknąć do książki, bo siedzi w walizce). W każdym razie niedługo się przekonam, skąd moje przekonanie o fragmentarycznej przynajmniej znajomości z listami.

      Usuń
    2. Być może w Płaszczu, bo lubimy, tyle że Vincent miał brzydki zwyczaj niedatowania listów:(

      Usuń
    3. A fe, panie Vincencie, jak pan mógł.
      Widać ta strona życia nie miała dla niego znaczenia, zapewne przez myśl mu nie przeszło, że ułatwiłby życie potomnym :)

      Usuń
    4. No fe, Kossak drugi taki sam paskud bez kalendarza:P I ile to nam pięknych listów przepada do użytku w Płaszczu:(

      Usuń
  8. Arles - to podróż śladami van Gogha i Herberta podróżującego śladami malarza. Z innych książek mogę polecić "Fajkę van Gogha" Wojciecha Karpińskiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do Karpińskiego nie zdążę już sięgnąć przed podróżą, ale Herberta doskonale pamiętam. No a Van Gogha mam na świeżo powtórzonego :)

      Usuń
  9. To będąc w Arles i w ogóle we Francji to niezapomnij sfotografować miejsc, w których bywał van Gogh i Twoi ulubieni pisarze. Będzie to pierwszy krok do przewodnika literacko-malarskiego śladami pisarzy i malarzy francuskich :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się, tylko obawiam się, że w Arles mało zostało tych miejsc, ale nie spocznę w poszukiwaniach.

      Usuń
  10. Na pewno przeczytam. Już nawet zresztą mam swój własny egzemplarz :-)
    Lubię obrazy Van Gogha. Kiedyś wisiało u mnie nad łóżkiem kilka jego reprodukcji. Układałam też puzzle z "Gwieździstą nocą" - okazały się strasznie trudne, ale efekt po zakończeniu trudów był cudny.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja przed lekturą nie zwracałam większej uwagi na obrazy Van Gohga. Teraz patrzę na nie inaczej, lepiej rozumiem, bardziej mi się podobają, znalazłam swoje ulubione. Stały się teraz dla mnie bardziej rozpoznawalne. Skoro lubisz jego obrazy, to książka tym bardziej powinna Ci się spodobać.

    OdpowiedzUsuń
  12. Czytałam, oceniłam na tyle samo. Stone ma naprawdę talent do pisania biografii. Wciąga czytelnika z ciałem i duszą, to niezwykłe.

    OdpowiedzUsuń
  13. Tak, zaraz po powrocie zamierzam przypomnieć sobie Bezmiar sławy. Przepraszam, jeśli moje odpowiedzi będę opóźnione, ale zamieszczenie komentarza wymaga ode mnie wiele samozaparcia, internet wifi to jednak nie to co stałe łącze, a może to trochę wina komputera podróżnika, który do najlepszych nie należy. Pozdrowienia z Paryża.

    OdpowiedzUsuń
  14. Może trochę późno ale chciałabym dodać mój komentarz czego nie zrobiłam kiedy przeczytałam tego posta kilka dni temu. Książkę czytałam dość dawno i zrobiła na mnie ogromne wrażenie, gdyż autor świetnie uwypuklił niemożność przystosowania się Vincenta do ówczesnego (i chyba każdego) społeczeństwa, czemu na przeszkodzie stał jego geniusz malarski, wrażliwość i inteligencja, wzmożone ponad wszelkie granice przez chorobę. Prawdopodobnie cierpiał on na pewną postać padaczki, która w efekcie wywoływała objawy psychozy maniakalno - depresyjnej o czym może świadczyć zamiłowanie do nadużywania koloru żółtego. Nie jest wykluczone, że jego swoisty styl mógł być spowodowany uszkodzeniem siatkówki pod wpływem naparstnicy, której wywar stosowano w owych czasach do leczenia padaczki. Oczywiście, nie zamierzam tu udowadniać że tworzył dlatego że był chory, (wręcz przeciwnie) ale coś jest w tym, że geniusz często prowadzi do wyobcowania a choroba psychczna może być katalizatorem, który powoduje jego wybuch. Kiedy jesteśmy w obliczu takiego smutku i poczucia niezrozumienia jaki był udziałem tego artysty ogarnia nas ogromny żal, że to stało się udziałem człowieka o tak subtelnym umyśle, ale czy w przeciwnym razie byłby on sobą? Zapewne nie. Życie i twórczość artsty to jedność i nie każdy ma tyle szczęścia co Van Dyck i Rubens. Van Gogha nazwałaby świętym Franciszkiem malarstwa, widzę w ich postępowaniu wiele cech wspólnych a przede wszystkim tę iskrę szaleństwa, które tworzy prawdziwą świętość i prawdziwą sztukę.

    OdpowiedzUsuń
  15. Czytam teraz Kobiety w życiu Van Gogha,gdzie autor wysnuwa ciekawą hipotezę na temat wpływu matki na poczucie odrzuucenia syna. Van Gogh był drugim jej dzieckiem o tym samym imieniu, co jego zmarły rok wcześniejj braciszek. Matka nigdy nie pogodziła się z jego odejściem, a Vincenta traktowała jako dziecko zastępcze, które niestety nie spełniało jej oczekiwań. Tak sobie myslę, że gdybym jako dziecko niemal codziennie chodziła na grób, na którym wypisane byłoby moje imie i nazwisko, a matka wciąż miała mi za złe, że nie jestem tym drugim, lepszym, bo wyidealizowanym dzieckiem, to nie wiem, jak by się to skończyło. Życiorysu Van Dycka nie znam, a co do Rubensa- nie każdy mógł mieć takich sponsorów, wystarczy popatrzec na okromne płótna wypełniające całą salę Luwru stanowiące hymn pochwalny ku czci Medyceuszki (Marii). A swoją drogą ciekawe, jak fizyczne ułomności mogą wpływać na artystyczne wizje twórcy i ich efekt końcowy. A pytanie, co by było, gdyby nie był chory, czy tworzyłby jeszcze lepsze dzieła, a może stworzyłby ich więcej, bo nie doprowadziłby do samozniszczenia, moze osiągnąłby w końcu uznanie, to pytanie, które pozostanie na zawsze bez odpowiedzi.

    OdpowiedzUsuń
  16. Od dluzszego czasu mam ochote zaczac przygode z tym autorem, bo wiele dobrego o nim i jego biografiach sie naczytalem. Darwin nalezy dom postaci, ktore mnie fascynuja, wiec pewnie pierwszas ksiazka Stona bedzie wlasnie ta o Ch. Darwinie.
    P.S cudnie sie czyta Twego bloga. Jestem tu pierwszy raz i spedzilem prawie cala noc:) Ale to takie wciagajace!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gorąco polecam. Nie czytałam Darwina (mnie bardzie ciągnie w stronę sztuki), ale skoro postać Karola jest ci bliska to myślę, że lektura będzie przyjemnością.
      A co do nocy spędzonej "u mnie" to mam nadzieję, że nie spóźniłeś się do pracy, bo nie chciałabym Cię mieć na sumieniu, no i dobrze, że mieszkasz poza krajem, bo partnerka mi nie "natrzepie". Cieszę się, że się podoba, a wiem, jak to wciąga, pamiętam jak odkrywałam nowe blogi i chciałam przeczytać całe archiwa :)

      Usuń
  17. Wiele pieknych doznan tej nocy, za ktore przeslucznie dziekuje:)
    A tak na marginesie: ja wlasnie mam taka prace, ze noce w niej spedzam a i od czasu do czasu moge sobie cos poczytac:) Tak wiec dzis druga noc "u Ciebie":)

    OdpowiedzUsuń
  18. Ach - zarumieniłam się :) W takim razie zaparzę dzbanek kawy i życzę miłej lektury.

    OdpowiedzUsuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).