Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 4 października 2015

Lizbona - na zachodniej krawędzi Europy

Tag (widok z Zamku Sao Jorge)
Tag (widok z Santa Lucia)


Jeszcze do niedawna Lizbona nie przyzywała mnie ku sobie. I nie pomagało ani przeczytanie Historii oblężenia Lizbony Jose Saramago, ani nawet Nocny pociąg do Lizbony Pascala Merciera. W Szkicach portugalskich Renaty

Gorczyńskiej najbardziej zaciekawił mnie rozdział dotyczący II wojny światowej z klimatem rodem z Casablanki (filmu). I paradoksalnie serce zaczęło się tam wyrywać po przeczytaniu Lizbona Muzyka moich
ulic Marcina Kydryńskiego. Paradoksalnie, bowiem fado, a to przede wszystkim ono (choć nie tylko) jest bohaterem książki, nie jest tym rodzajem muzyki, którego słuchałabym z szybszym (czy może wolniejszym) biciem serca. Co więcej, zanim zaczęłam czytać nie wysłuchałam do końca nawet jednego utworu w tym stylu, a Marizę co prawda kojarzyłam z muzyką, ale nie potrafiłabym powiedzieć jaki gatunek 
muzyki uprawia. Dziś płyta Amalii Rodrigues wzbogaciła moje zbiory i choć nadal nie mogę powiedzieć, że zafascynował mnie ten rodzaj muzyki to słucham jej z przyjemnością.
Tag (widok od Praca do Comercio)


Tym, co mnie w książce urzekło było niezwykle silne uczucie

autora do miasta, silne, a jednocześnie subtelne, nienarzucające się czytelnikowi. Nostalgiczne, pełne tęsknoty, radości i smutku, jak portugalskie saudade, którym przesiąknięta jest muzyka lizbońskich ulic. 

Lizbona potrafi urzec. Zapewne każdego czym innym. Wielu powie, że są to czerwone dachy oglądane z dziesiątków punktów widokowych (kto nie wdrapał się na choćby jeden z nich ten nie może powiedzieć, że widział Lizbonę), położenie na wzgórzach powodujące, iż zwykły spacer po mieście zamienia się w wycieczkę wysokogórską i potrafi dać nieźle w kość, ceramiczne
Klify na Cabo da Roca
biało-niebieskie płytki (azulejos) zdobiące szereg budowli, wszechobecne dźwięki fado wprawiające w zadumę, żółty drewniany tramwaj numer 28, jeden z najbardziej obleganych środków lokomocji miejskiej, smak morskich ryb serwowanych na różne sposoby. Wszystko to razem (i pewnie jeszcze parę innych rzeczy) tworzy klimat miejsca.
Dla mnie tym, co najpiękniejsze była woda i przestrzeń i to, że dalej już drogi nie ma, to tu kończy się Europa, a zaczyna Ocean.

Widok na Atlantyk z Capo da Roca

Urzekła mnie rzeka; ogromna, spieniona, niepokorna, rzeka, którą zasilają wody Atlantyku, a nie, jak się powszechnie uważa rzeka uchodząca do oceanu (!). Spacery nad Tagiem należały do codziennego rytuału. Spacery i siedzenie na kamiennym murku wzdłuż jej koryta. Siedzenie i trwanie. Po prostu bycie, pozwalanie, aby wiatr targał włosami, a szum fal uciszał zmęczone całorocznym wysiłkiem szare komórki. Kocham Sekwanę, lubię Tyber (Tybr?), ostatnio nawet Tamiza zaczęła zdobywać swoje miejsce w zakamarkach serca, ale Tag ma w sobie coś nieokiełznanego, dzikiego i niezmierzonego. Nic dziwnego, że są miejsca, z których nie sposób dojrzeć drugiego brzegu, skoro łączący dwa brzegi (z jednej strony Lizbonę, z drugiej Mintijo) most Vasco da Gama liczący ponad 17 kilometrów to najdłuższy most w Europie. 

Pomnik Odkrywców w Belem


Największe wzruszenia przeżyłam stojąc na końcu świata (tego świata, jaki znali Europejczycy, zanim rozpoczęła się epoka wielkich odkryć). Cabo da Roca – symbolicznie uznany za najbardziej na zachód wysuniętą krawędź Europy – przyciąga jak magnes, dlatego autobusy kursujące z Cascais i z Sintry nie jeżdżą nigdy puste.
Wieża w Belem 
Stanąć na 140 metrowym klifie, poczuć podchodzące do gardła serce, u niektórych umiejscawia się ono w całkiem innym organie, poczuć za plecami Europę, a przed oczami Atlantyk; moje niezrealizowane marzenie stało się ciałem, a raczej ogromnym wodnym akwenem. Widok na niezmierzony bezkres wód zawsze sprawia, że czuję się wolna, niczym nieskrępowana. Kocham wodę, kocham morze, a teraz mogę napisać, kocham też ocean. I choć wiatr omal mnie nie zdmuchnął i musiałam mocno trzymać się drewnianych barierek, choć przewiało mnie do szpiku kości, to było to jedno z najmilszych doznań. 

Tag (widok od strony Oriente, w głębi most Vasco da Gama)

Nie umiem nazwać słowami tego wrażenia, jakie daje stanięcie na najbardziej na zachód wysuniętej krawędzi Europy, dla mnie było ono porównywalne ze zdobyciem górskiego szczytu. Taki mój prywatny Mont Everest.
Mam taką przypadłość, że często ponosi mnie wyobraźnia i przenoszę się w czasy dawno minione. Właściwie podróż w przestrzeni bez podróży w czasie byłaby dla mnie podróżą niepełną, zapewne dlatego staram się sporo czytać, o miejscu, które mam zamiar odwiedzić i ludziach, którzy je zamieszkiwali. Tym razem nie udało mi się znaleźć pokrewnej duszy wśród ludzi sztuki. Znalazłam natomiast kilku z największych w dziejach podróżników-odkrywców. Jakaż to była ciekawość świata, jaka odwaga, no i żądza sławy przy okazji. Henryk Żeglarz, Bartłomiej Diaz, czy Vasco da Gama, któremu udało się dotrzeć najdalej i który uczynił Portugalię na długie lata kolonialną potęgą. 
Vasco da Gama wyruszał z Belem, by odkryć drogę do Indii. Stojąc pod pomnikiem Odkrywców (może niezbyt urodziwym, ale nie sposób odmówić mu pewnego romantyzmu) widziałam siebie dobre pięćset lat temu na nabrzeżu portugalskiego Betlejem, w tłumie ciekawskich, którzy żegnają cztery zapełnione (w dużej mierze) skazańcami statki płynące w nieznane. Widziałam też siebie w garstce szczęśliwców, którym było dane obserwować powrót zdziesiątkowanej wyprawy. Zdziesiątkowanej, a jednak wzbogaconej przywiezionymi z Indii towarami. 

W Oceanarium

Dla uczczenia szczęśliwego powrotu w miejscu, gdzie przed wyprawą modlono się za jej pomyślność wybudowano klasztor dla pustelników z bractwa Św. Hieronima. 
Olbrzymiego zespołu klasztornego wybudowanego w manuelińskim stylu nie sposób objąć obiektywem aparatu fotograficznego. Imponuje wielkością i nie można odmówić mu uroku. Kolejne miejsce związane z wodą to Oceanarium. Miejsce odwiedzane równie chętnie przez dzieci, jak i ich rodziców. Główne akwarium wokół którego zlokalizowano cztery strefy klimatyczne z ich fauną i florą ma podobno pojemność czterech basenów olimpijskich. 

W oceanarium

Jest naprawdę przeogromne, a znajdujące się tam rekiny, płaszczki, samogłowy, barakudy, tuńczyki i setki innych ryb to nie lada atrakcja nie tylko dla pasjonatów podwodnych przestworzy.
Mnie jednak zauroczyły olśniewające bogactwem kształtów i kolorów gąbki, rozgwiazdy, koralowce i dziesiątki innych, których nawet nie potrafię nazwać stworzeń morskich.
Sporo przydatnych informacji można uzyskać na stronie polskiego przewodnika Krzysztofa Info.Lizbona
Za udostępnienie książek Nocny pociąg do Lizbony i Lizbona. Muzyka moich ulic chciałam bardzo serdecznie podziękować paren 

33 komentarze:

  1. Portugalia to także moje marzenie, czytam o niej, oglądam zdjęcia innych podróżników, zbieram informacje, i ..., któregoś dnia też tam będę. Marzy mi się wyjazd do Lizbony i stamtąd objazd wynajętym autem..., a może uda mi się moim...
    Dzięki za wspaniałe wrażenia. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzę zrealizowania tego marzenia. Jak mówią nie ma nieciekawych miejsc, trzeba tylko umieć dostrzec ich piękno, a Ty to na pewno potrafisz. :)

      Usuń
  2. Stanac na koncu swiata i to poczuc. Uwielbiam Lizbone, chociaz gdybym miala wymieniac nie umialanym powiedziec za co. Co takiego ma to miasto w sobie oprocz oczywistego uroku kamienic oblepionych azulejos, waskich uliczek i kojacego swiatla?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno powiedzieć, za co kochamy jakieś miejsce, a innemu odmawiamy silniejszego uczucia. Ale woda i przestrzeń mórz i oceanów to w moim przypadku najpewniejszy wabik i największy atut odwiedzanego miejsca. Choć oczywiście to nie jedyny walor Lizbony. Postaram się jeszcze nie raz wrócić wspomnieniami do tego pięknego miejsca, ale emocjonalnie najsilniej przemówiły do mnie morskie powiązania.

      Usuń
  3. Lizbona jest owszem, klimatyczna, ale tez smętna i biedna. Choć zgadzam się ze część miasta w pobliżu oceanu daje poczucie swobody i beztroski. Całość w rezultacie daje wrażenie, jakby miasto cierpiało na chorobę dwubiegunową albo rozszczep osobowości ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie napisałabym, że to Lizbona jest smętna, a raczej takie może być czyjeś postrzeganie tego miejsca. Smutek jest nieodłącznie związany i z Portugalią i z Lizboną. Saudade. Psychoza maniakalno-depresyjna miasta? ciekawe skojarzenie. Na mnie nie wywarłą takiego wrażenia, ale to subiektywne odczucia.

      Usuń
  4. To ja bardzo dziękuję Tobie! Wspaniale się czyta Twoje wspomnienia, wrażenia z podróży. Z każdym kolejnym akapitem miałam coraz większą ochotę na wyjazd tam, już, teraz...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że to nie będzie jedyny wpis poświęcony wakacjom w Portugalii, więc może i kolejne ci się spodobają. A książeczki odeślę najprawdopodobniej w weekend.

      Usuń
    2. Będę wypatrywać kolejnych wpisów!

      Usuń
  5. Czesc ;) Pozdrawiam serdecznie , wiesz nie jestem dobra w pisaniu
    ale zazdroszcze fajnej podrozy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się odzywasz, to dla mnie bardzo miły sygnał, że zaglądasz, mimo mojej nieobecności na f-b :)

      Usuń
  6. Pięknie dziękuję za to wspomnienie o mieście, które mnie bardzo ujęło swoją bezpretensjonalnością i klimatem. Cieszę się, że Twoja wyprawa się udała. Czekam na więcej! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że moje wspomnienia poruszają jakieś czułe struny twojej pamięci. Postaram się skrobnąć więcej.

      Usuń
  7. Dzięki Tobie Gosiu odbyłam wirtualną wycieczkę do Lizbony.
    Serdecznie pozdrawiam:)*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To taka nieco monotematyczna wycieczka (woda/woda/woda), ale postaram się też i o lądzie :) napisać

      Usuń
  8. Miło było pozwiedzać z Tobą Lizbonę (nie byłam - marzę...). Do Portugalii mam duży sentyment, odkąd jej kawałek przemierzyłam pieszo. Po powrocie przeczytałam "Szkice portugalskie" Gorczyńskiej (pisałam o książeczce na blogu), by lepiej poznać historię tego kraju.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkice też czytałam, tyle, że zaczęłam lekturę w okolicznościach trochę niesprzyjających i kojarzy mi się zgoła z czym innym. Teraz chętnie sobie powtórzę z innym już spojrzeniem

      Usuń
  9. Od pewnego czasu zastanawiałam się kiedy dotrzesz do Lizbony? Stało się to w czasie wrześniowego urlopu?
    Mnie również Lizbona oczarowała swym niepowtarzalnym klimatem. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam film "Lizbona story" postanowiłam, że muszę ją zobaczyć. Wyjazd przedłużał się w czasie. Ja w tym czasie maniakalnie gromadziłam płyty z pieśniami fado w wykonaniu zespołu Madredeus, którzy stworzyli nastrojową muzykę do filmu. Domyślam się, że Ciebie nie nęci ten rodzaj muzyki. Dziękuję Ci za ten post. Czytając rozmarzyłam się. Wspominam jak w labiryncie wąskich, krętych uliczek wędrowałam godzinami by gdzieś przysiąść, i zjeść porcję bacalao z grilla albo sardynki na ruszcie i wypić świeżo parzoną filiżankę kawy, która stawiała nas do pionu.
    Wybacz, że nie ustosunkowałam się do Twojego postu. Wrócę tu jeszcze.
    Życzę Ci dobrej nocy:)*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, byłam we wrześniu- Lizbona via Londyn z powrotem przez Warszawę:) Mnie Lizbona się bardzo podobała i miło spędziłam tam czas, podróż pełna wrażeń, aczkolwiek do oczarowania u mnie daleko. Choć rozumiem, że można się w mieście zakochać:) Tak, fado to zdecydowanie nie mój gatunek muzyki. Podobnie, jak jedzenie to raczej nie mój smak :( Nie przepraszaj, bo twoim komentarzem właśnie wypowiedziałaś się bardzo apropos wpisu. Noc za to będzie pełna snów pełnych muzyki francuskiej. Właśnie wróciłam z koncertu Piaf (sorry- Anne Carrere (niesamowity głos i talent). To są moje muzyczne klimaty:).

      Usuń
    2. Bardzo często słucham Anne Carrere. Jest świetna.
      Niesamowity głoś. Gdy przymknie się oczy trudno odróżnić czy to Piaf czy Anne.
      Zazdroszczę koncertu.
      Pozdrawiam serdecznie:)*

      Usuń
    3. No popatrz, a ja spotkałam się z tym nazwiskiem po raz pierwszy, ale na pewno nie ostatni. Teraz będę polować na płytę. Rzeczywiście czułam się, jakbym poszła na koncert na którym pojawiała się Piaf. Może uda mi się choć krótko o tych wrażeniach napisać, ale nie obiecuję, bo tyle zaległości w pisaniu :)

      Usuń
  10. Dziękuję za (wirtualny) spacer. ładnie patrzysz, ładnie opisujesz. Byłam tam raz, ale to wystarczy by uznać Lizbonę za swojskie miasto, takie do którego można i powinno się wracać, niekoniecznie dla TOP-atrakcji turystycznych. Raczej żeby się poszwendać, podumać - do tego lizboński klimat najwłaściwszy. Pozdrawiam.m

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam wszystkie twoje lizbońskie refleksje :) i choć mnie Lizbona nie przyzywa, to mile spędziłam tam czas i nie żałuję poznania, być może nawet tam wrócę, choć serce wyrywa mi się w nieco inne rejony. Ale warto poznawać nowe, inne rejony. Pozdrawiam.

      Usuń
  11. Uwielbiam takie odwoływanie sie do literatury w podróżniczych wspomnieniach. Gratuluję pięknej podróży. Ja tez mam do Lizbony i Portugalii szczególny stosunek. Córka studiowała semestr na wymianie erazmusowej i często wracamy do jej wspomnień, a w domu pełno pamiątek z jej pobytu. Też niebieskich płytek i butelka po zielonym winie w fartuszku. W maju miałam grupę z Portugalii w swoim miescie też na wymianie szkolnej. My też w naszej rodzince kochamy wodę, a za morzem szalenie tęsknimy. Dominika studiowała w Faro Marine biology. Pozdrawiam od siebie z O.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też:) choć z Lizboną nie nawiązałam tak silnego związku literackiego, jak oczekiwałam. Rodzinne sentymenty są chyba jeszcze silniejsze niż literackie więzi, no i te pamiątki, z którymi wiążą się wspomnienia, wzruszenia. Żałują, iż nie udało mi się zobaczyć też innych miast w Portugalii, poza Sintrą, Cabo da Roca i Cascais (choć to właściwie też prawie Lizbona), okazało się, iż w samej Lizbonie jest wiele do zobaczenia, a nogi wciąż niosły nad Tag:) Pozdrawiam Ciebie i O.:)

      Usuń
  12. Jeszcze jest ""Noc w Lizbonie" Remarque'a ale wątpię czy kogokolwiek przyzywa :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czytałam, ale rozumiem, że nie przyciąga do miasta, w końcu temat nie wesoły. Choć do autora mam słabość i myślę, że przeczytam. Dzięki za przypomnienie.

      Usuń
  13. Pochłonęłam wprost twój post, w którym zawarłaś taki ogrom emocji, że moja fascynacja Lizboną a także Portugalią jeszcze wzrosła. A zaczęła się ona po przeczytaniu "Ostatniego fado" Słabuszewskiej - Krauze, w którym zobaczyłam Lizbonę oczami bohaterki książki, ale również przez pryzmat przewodnika po niej napisanego w 1925 roku przez poetę Pessoę, którym to przewodnikiem posługiwała się książkowa bohaterka.
    To wszystko o czym piszesz o Lizbonie w tej książce jest.

    OdpowiedzUsuń
  14. Nawet nie wiesz jaką mi przyjemność sprawiła tym komentarzem. O przewodniku pióra pessoi słyszała, ale nie czytała. Wydawało mi się, że skoro napisał poeta to może niekoniecznie dla mnie. Ale skoro w książce jest to co mnie zachwycił to muszę sięgnąć. Usiłuje ci odpowiedzieć od dłuższego czasu, ale jak na złość odmówiły współpracy dwa laptopy.pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  15. Chyba mamy trochę wspólnego. Podobnie jak Ty lubię podróże, książki, rozmyślanie nad naszym doczesnym i nie tylko życiem. W celach rekreacyjnych od około 15 lat tworzę również mój ogród. Bloga zaczęłam pisać niedawno, więc jego objętość nie jest zbyt imponująca, ale ja stawiam na jakość. Bardzo spodobały mi się zakładki na końcu. Ja również udając się w podróż staram się czytać na temat danego kraju, czy miejsca. Za parę miesięcy wybieram się do Andaluzji, więc proszę o literackie sugestie. Pozdrawiam i zapraszam również do siebie.
    milerzeczy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogrodu zazdroszczę, bardzo lubię roślinki, niestety to dla mnie nierealne marzenie-ogródek. Co do lektury związanej z podróżą do Hiszpanii to niestety nie pomogę; słabo znam literaturę i kraju i o kraju. Jedyna książka, którą napisała Hiszpanka, a którą czytało mi się z ogromną przyjemnością nie ma nic wspólnego z Hiszpanią. Chociaż nie- przypomniałam sobie cudowną książkę i to związaną z Andaluzją- Srebrzynek i ja Juana Ramona Jimeneza. Jest to poetycka proza, króciutkie słowne impresje z wędrówki narratora z jego osiołkiem z wędrówek po okolicach andaluzyjskiego miasteczka. Nie wiem czy lubisz taki rodzaj literatury. Jeśli chciałabyś dowiedzieć się więcej o książce kliknij w zakładce na dole w nazwisko autora.
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Bardzo dziękuję za odpowiedź. Na pewno wezmę pod uwagę książkę przez Ciebie polecaną. Skorzystam również z książek Christophera Gortnera, opisujących życie Izabelli Kastyliskiej i Ferdynanda Aragońskiego,a kolejny tom to życie ich córki Joanny Szalonej. Nie wiem czy czytałaś. Dla mnie jest to lekki sposób przyswajania historii, gdzie fikcja przeplata się z faktami. Gortner pisze również o Tudorach. Tymczasem bilety do Andaluzji mam już w kieszeni i bardzo się cieszę, że w lutym zobaczę perełki takie jak Kordoba, Granada itp. Pozdrawiam serdecznie i będę wpadać do Ciebie po konsultację.

      Usuń
  16. Gortnera czytałam jedynie o Katarzynie Medycejskiej (mam małego świra na punkcie Medyceuszy:). Czytało się nieźle i wiele razy miałam sięgnąć po coś jeszcze tego autora, ale jakoś tak wciąż co innego lazło w ręce. Jeśli książka osadzona w historycznych realiach to czasami nawet fikcja będzie strawna (vide Papieżyca Joanna, którą czytałam niedawno, choć generalnie wolę książki oparte na faktach :) hm, a przynajmniej tym, co wydaje się nam być faktem.) Cordobę, Granadę miałam okazję odwiedzić; piękne miejsca, żałuję tylko, że byłam w Hiszpanii z biurem podróży, więc było szybko i byle jak, a ludzie mało zainteresowani zwiedzaniem, bardziej alkoholem i zakupami w strefie wolnocłowej. Cóż - życie. Tobie życzę mnóstwa wrażeń i udanej wycieczki

    OdpowiedzUsuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).