Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 24 lipca 2022

Tamara Łempicka - kobieta w podróży

Autoportret w zielonym bugatti
Życie jest jak podróż. Spakuj tylko to, co najbardziej potrzebne, bo musisz zostawić miejsce na to, co zbierzesz po drodze.  Tamara Łempicka

Nie wiem czy to normalne, ale strasznie mnie kręci oglądanie ładnych obrazów. Kiedy przeczytałam informację o wystawie Tamara Łempicka Kobieta w podróży odbywającej się w Muzeum Narodowym w Lublinie poczułam nieodpartą ochotę jej obejrzenia. Widziałam wcześniej kilka obrazów Tamary, ale wystawa w Lublinie jest największą, jak dotąd w Polsce wystawą dzieł malarki.              W drodze do Lublina przeczytałam biografię Łempicka Tryumf życia Małgorzaty Czyńskiej, byłam zatem uzbrojona w podstawową wiedzę na temat orędowniczki wolnej miłości i przyjemności życia, uwodzicielki, skandalistki, kobiety Sfinks, której życie owiane było legendą, jaką sama sobie tworzyła. Tamara uwielbiała się wyróżniać na tle innych i jej obrazy też wyróżniają się na tle pozostałych; mocno nasyconą, intensywną barwą i ostrymi wyrazistymi konturami. Bardziej niż obrazy przypominają mi plakaty, czy okładki gazet (niektóre zresztą w tym celu powstawały). Na pewno przykuwają wzrok.

Mam wrażenie,  że nawet ci, którzy niezbyt dobrze znają obrazy Łempickiej kojarzą takie, jak Autoportret w zielonym bugatti czy Młoda dziewczyna w zielonej sukience. Zieleń jest ich wspólnym mianownikiem i jednym z ulubionych kolorów Tamary. Zieleń to  wiosna, młodość, uroda, witalność.  Nawet, jeśli jest to życie na pokaz, bo ich bohaterki są mocno  odrealnione, zblazowane i zdecydowanie wyróżniają się z tłumu.

Tamara
Autoportret w zielonym bugatti przedstawia nowoczesną, elegancką Wenus w luksusowym,  sportowym aucie. Tamara nie jeździła bugatti, choć zapewne by chciała, lubiła otaczać się luksusem, a był to wówczas  najmodniejszy  pojazd dla bogaczy. I choć pochodziła z zamożnej polsko-rosyjskiej rodziny o korzeniach żydowskich jeździła „tylko” żółtym renault, do którego zakładała żółte sukienki z czarnymi dodatkami. Kiedy powstawał obraz ona była już po rozwodzie z Tadeuszem Łempickim, który porzucił ją dla innej. Tadeusz miał już dość romansów żony, w tym z Gabrielem d`Annunziem włoskim poetą-playboyem obrzydliwie bogatym typem. Tadeusz nie rozumiał, że artystka potrzebuje wolności i nieskrępowania.  Może tym obrazem mówiła byłemu mężowi - popatrz, co straciłeś, a może już wabiła kolejnego kochanka, jej przyszłego męża barona Raula Kurffnera. A na pewno chciała być rozpoznawalna, być w centrum uwagi, chciała, aby o niej mówiono i aby ją podziwiano. Obraz jest kolejną z jej kreacji samej siebie. Zdjęcia pięknych kobiet w sportowych samochodach często w latach dwudziestych i trzydziestych zdobiły okładki gazet, Tamara wykorzystała ten pomysł i przedstawiła siebie, jako jedną z nich. W skórzanej czapce i rękawiczkach, jedwabnym szalu, z czerwonymi ustami wygląda jak gwiazda kina. Kreowała się na aktorkę i schlebiało jej, kiedy ktoś brał ją za Gretę Garbo. 

Jak pięknie współgra z tym obrazem Młoda dziewczyna w zielonej sukience. Na wystawie oba obrazy wiszą naprzeciwko siebie. Zieleń sukni wygląda jak mokra materia opinająca ponętne kształty kobiety niczym ze stali, nowoczesnej, walecznej, silnej, zdobywczyni świata, której nic i nikt nie jest w stanie się oprzeć, tak doskonałej, że aż nieludzkiej. Loki włosów wiją się, jak serpentyny metalu, prześwitujące przez suknię piersi są jak pancerna zbroja, uzbrojone w rękawice dłonie jak palce robota.

Całkiem inny wizerunek przedstawia Matka przełożona. Oczywiście i wokół tego obrazu Tamara zbudowała legendę. Kiedy chora na depresję, po rozwodzie z Tadeuszem i po rozstaniu z kochanką  chciała uciec od świata i zamknąć się w klasztorze zobaczyła gdzieś niedaleko Parmy matkę przełożoną, na której twarzy odbijało się cierpienie całego świata, które było tak przerażające, tak smutne, że z miejsca wyjechała. Chęć uwiecznienia tej twarzy, powrotu do malarstwa okazała się tak silna i nieodparta, że uleczyła Tamarę z depresji. Po przybyciu do Stanów z pamięci namalowała tę twarz. Podobno Tamara uważała ten obraz za najlepszą ze swoich prac.

Ponieważ kojarzymy jej malarstwo ze sztuką dekoracyjną, przyjemną wizualnie pewnym zaskoczeniem będą obrazy powstałe na przełomie lat trzydziestych i czterdziestych. W 1931 roku powstał obraz Uchodźcy. Tamara mająca za sobą doświadczenie utraty majątku w wyniku  rewolucji 1917 roku i konieczność ucieczki z Rosji dobrze rozumiała los uchodźców i wiedziała, jaka to trauma.

Pod koniec lat trzydziestych tuż przed wojną czytając i słuchając opowieści  o nagonkach na Żydów, Murzynów czy homoseksualistów zaczęła odczuwać strach i przygotowywać się do podróży, której nie nazywała wówczas ucieczką, bo a jedynie wyjazdem na jakiś czas, bo to lepiej brzmiało. Powstał wówczas przejmujący obraz Ucieczka przedstawiający kobietę z dzieckiem na rękach. Kobieta ma przerażony wzrok, strach w oczach, twarz pełną boleści. To niezwykle przejmujący obraz. 

Matka przełożona

 
Uchodźcy 

Ucieczka

Łempicka całe życie sporo podróżowała, czasami z konieczności (ucieczka przed skutkami rewolucji, czy ucieczka przed wojną), ale też często z potrzeby (dla odreagowania depresji, bólu istnienia, twórczego spleenu, bo przecież nic nie koi lepiej duszy artysty niż piękne dzieła sztuki). Już jako młoda dziewczyna dużo podróżowała po Europie (głównie po Włoszech, do których wracała przez całe życie). Po raz pierwszy pojechała tam z babką, która oprowadzała ją po galeriach sztuki i po świątyniach. Czerpanie wzorców ze sztuki renesansu zaowocowało takimi obrazami jak: Portret młodzieńca z książką (hołd uznania dla Botticellego czy Rafaela, których sztukę bardzo ceniła)

Portret młodzieńca z książką (podarowany Irze Perol- przyjaciółce i kochance

 
Kobieta w kapeluszu (mająca w sobie coś z madonny)

Graziella 

 

Portret rudowłosej dziewczyny

Choć na wystawie przeważały portrety to z przyjemnością wyłuskałam dwa obrazki z podróży z ulubionych Tamary i moich Włoch. Pierwszy przedstawia Wenecję w deszczu (miasto do którego wielokrotnie wracała) W tym obrazie widać wpływ impresjonistów na jej malarstwo. Drugi to Klasztor w Toskanii.










 

Zaskakujące dla mnie są obrazy martwej natury, to kolejny rodzaj malarstwa którego się po Tamarze nie spodziewałam. 

No i nie mogło zabraknąć portretów córki zwanej Kizette, do której się nie przyznawała przedstawiając ją jako siostrę. Dziewczynka wygląda na nich jak młoda kobieta, a nie jak dziecko, bardziej lolitka, młodociany wamp, niż uosobienie niewinności. 



Wbrew tytułowi Komunia Święta dziewczyna bardziej wygląda na kusicielką niż niewinną dzieweczkę

Na wystawie sporo jest zdjęć Tamary z różnych okresów życia. Oczywiście najwięcej jest tych, na których wyglądem przypomina filmową gwiazdę, ale moją uwagę przyciągnęło to, na którym jest już starą kobietą, która za wszelką cenę stara się zachować resztki dawnej świetności, z pomalowanymi paznokciami, obwieszona biżuterią, z papierosem w dłoni i nieodłącznym pierścieniem  z topazem-pożegnalnym prezentem od dawnego kochanka D`Annunzio. 

 
 
Źródła:
Łempicka Tryumf życia Małgorzata Czyńska,
Rozmowy obrazów Tom 1 Grażyna Bastek - rozdział Kobiety malarki w poszukiwaniu tożsamości
Tamara Łempicka Kobieta w podróży Muzeum Narodowe Lublin- przewodnik z okazji wystawy
 
Jeśli ktoś chciałby obejrzeć wystawę powinien się pospieszyć, jest czynna jedynie do 14 sierpnia tego roku. A naprawdę warto.  Poza obrazami Łempickiej znajdują się tam obrazy paru twórców tworzących w tym samym okresie. Mnie najbardziej zainteresowały rysunki Mojżesza Kislinga oraz portret Kiki z Montparnasse pędzla Maurycego Mędrzyckiego. Ponadto znajdują się tam meble, rzeźby i zastawa stołowa czy szkło z okresu. 
Dla mnie to jedna z lepszych wystaw, jakie oglądałam w Polsce. 


21 komentarzy:

  1. Gosia, już widzę siebie na tej wystawie... może jeszcze zdążę ja zobaczyć. Szkoda, że nie wiedziałam o niej wcześniej :( Świetne zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To chyba jedna z niewielu zalet f-b, że informuje mnie o różnych wydarzeniach kulturalnych, które mogłabym przegapić; koncerty, wystawy, teatralne wydarzenia itp. Trzymam kciuki, aby się udało. To jest jakieś 60 prac Łempickiej i kilkanaście innych autorów zgromadzone w dwóch salkach muzealnych, a wydaje się, że jest ich dużo więcej. Chyba z pięć razy chodziłam tam i z powrotem, bo nie mogłam się napatrzeć. Do tej pory widziałam może ze trzy, może cztery obrazy Tamary rozrzucone w różnych miejscach w Polsce. Większość zdaje się pochodzi z Vilii La Fleur która mieści się w Konstancinie Jeziorna, gdzie znajdują się dzieła artystów polskich i żydowskich związanych ze Szkołą Paryską. Już czuję, że się tam wybiorę w przyszłym roku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za info. Wyczytałam, że Villa La Fleur czynna jest tylko w soboty od 10:00 do 17:00.

      Usuń
    2. Co to za ograniczenie dla wolnych kobiet, jaką i ja niedługo będę :)

      Usuń
  3. Lubię niektóre obrazy Łempickiej, zwłaszcza te z późniejszego okresu, kiedy miała już swój wypracowany styl. Jej samej nie lubię :). Najbardziej kochała samą siebie i wszystko co robiła było podporządkowane budowaniu własnej legendy. Mimo wszystko doceniam jej twórczość, pracowitość i konsekwencję. Chętnie bym obejrzała tę wystawę, chyba nawet o niej słyszałam, ale jakoś zapomniałam, a szkoda, bo właśnie urlop mi się kończy i już raczej nie dam rady.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To samo pisałam ostatnio do przyjaciółki, nie lubię Tamary, jest moim całkowitym przeciwieństwem, to podporządkowywanie wszystkiego własnej karierze od męża, kochanka, poprzez dziecko, znajomych...To ciągłe kreowanie własnej siebie. Jedyne co mi się w niej podobało to zachłanna miłość do sztuki, być może większa niż wszystko inne, te kompulsywne zwiedzanie galerii i świątyń, jako obrona przed bólem istnienia, przed depresją. Jak już wspomniałam Ewie, wiele obrazów pochodzi ze zbiorów Villi La Fleur w Konstancinie Jeziorna (i choć otwarte tylko w soboty) to myślę, że warto odwiedzić.

      Usuń
  4. Też widziałam kilka obrazów Tamary Łempickiej. Muszę przyznać, że tak bardzo mnie zafascynowały, że sięgnęłam po książki opisujące jej barwne życie. Trochę to śmieszne ale ilekroć jestem w Krakowie to zawsze oglądam wystawę obrazów przy Bramie Floriańskiej. Tam bardzo często widziałam obrazy wzorowane na jej tematyce. Chciałabym zobaczyć wystawę w Lublinie ale niestety nie mogę się tam wybrać.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie zawsze zaskakują na różnych wystawach, na których się ich kompletnie nie spodziewam. Ostatnio była to wystawa w Sopocie coś za sztuki paryskiej i tam były obrazy malarza, który mnie zainteresować, a które też wystawiane są w Villi La Fleur. Nathan Grunshweigh, którego kolorowe z podkreślonymi konturami ulic krajobrazy bardzo mnie zaciekawiły

      Usuń
    2. A z biografii przeczytałam tylko Tryumf życia Czyńskiej. Nie jest to wnikliwa monografia, ale jakiś pomysł autorki, może deczko powierzchowny, ale przecież sama Łempicka tak zafałszowywała całe swoje życie, że trudno pisać coś pewnego. Myślę, że na pierwszą lekturę się nadaje jak najbardziej, potem można pogłębić wiedzę czymś bardziej rozbudowanym. Mnie ciekawiło, jaki stosunek do matki miała córka, czy też była egocentryczką, celebrytką, czy ofiarą odrzucenia, depresyjną nastolatką, czy ułożyła sobie życie. Czytałam, że córka wydała wspomnienia, ale jak na razie dostępne są jedynie w jęz. angielskim.

      Usuń
    3. Mam nadzieję, że w Muzeum Narodowym w Krakowie od 09.09.2022-12.03.2023 będą wystawiane obrazy Tamary Łempickiej, wtedy spełni się moje marzenie.
      Serdecznie pozdrawiam:)

      Usuń
    4. Dzięki za informację, z przyjemnością obejrzę, jeśli będą inne, a pewnie będą to poszerzę swoją kolekcję obrazów Tamary, a jak powtórzą się, to tę chętnie obejrzę raz jeszcze.

      Usuń
  5. Czytałem już wcześniej Twój wpis, pokazałem żonie i nabraliśmy ochoty na wyjazd do Lublina. Myślałem, że może w pracy da się wykombinować jakieś wolne, ale sezon urlopowy w pełni a ja mój już wykorzystałem. Pozostaje mi tylko Twój post, w którym zawarłaś sporo informacji i zdjęć. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. To się cieszę, że zapewniam namiastkę wystawy. Jak wspominałam wcześniej część zbiorów udostępniła Villa La Fleur, do której zamierzam się wybrać w przyszły roku, więc może tam uda się zobaczyć obrazy Tamary, a jak pisze Łucja-Maria od września będzie można obejrzeć obrazy Tamary w Krakowie i to przez jakieś pół roku, z czego też zamierzam skorzystać.

    OdpowiedzUsuń
  7. Byłem pod muzeum i nawet widziałem plakat zachęcający do odwiedzenia wystawy, ale ... Po pierwsze nie miałbym co zrobić z rowerem, na którym wiozłem dobytek, a po drugie miałem w podróży wąskie okno czasowe. Niemniej jednak, gdybym Twój wpis przeczytał wcześniej, to być może zrezygnowałbym z kawusi na rynku starego miasta i półgodzinnego odpoczynku na rzecz obcowania z twórczością pani Tamary :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie mam pojęcia, czy można było zostawić rower w muzeum na przechowanie. Raczej na to nie wyglądało. Przepraszam, że tak późno zamieściłam wpis, bo może udałoby ci się jednak zobaczyć wystawę, na swoje usprawiedliwienie -zamieściłam go natychmiast po powrocie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Choć nie jest to moja ulubiona kreska(czyli jej brak:)) to jednak przemówiły do mnie jej obrazy, gdyby ta wystawa była w zasięgu ręki, chętnie bym poszła. A że osobowość artysty zwykle nie idzie w parze z tym co odbiorca myśli o życiu, poświęceniu, ideach które nas prowadzą - to zadaję sobie czasem pytanie: czy gdyby oni wszyscy wielcy ludzie sztuki byli normalni, to stworzyliby swoje dzieła?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj kochana wchodzisz na grząski grunt. Co to znaczy normalność? Ale rozumiem, że to niezbyt fortunne sformułowanie. Gdyby artyści nie żyli w innym wymiarze, jak zwykli ludzie to pewnie nie mielibyśmy tylu dzieł sztuki.

      Usuń
  10. Słyszałam o tej wystawie niestety do Lublina mam trochę za daleko. Ale dzięki Tobie Małgosiu, to nadrobiłam.
    Pozdrawiam:)*

    OdpowiedzUsuń
  11. Z ogromnym opóźnieniem dziękuję za ten wpis i bogactwo informacji i ilustracji z dorobku Tamary Łempickiej.
    Muszę jednak dodać korektę - Kiki z Montparnasse to na pewno nie była Misia Godebska-Natanson-Sert.
    Kiki ==> https://en.wikipedia.org/wiki/Alice_Prin
    Misia ==> https://en.wikipedia.org/wiki/Misia_Sert

    OdpowiedzUsuń
  12. Oczywiście masz rację, popełniłabym ten błąd ponownie w ostatnim wpisie o wystawie w Konstancinie. Nie wiem dlaczego mylę te dwie zupełnie różne osoby. O Misi nawet przeczytałam biografię, ale przyzwyczajenie i jakiś głupi upór powodowało, że wciąż je łączyłam w jedną osobę, a przecież wiele je różniło. Poprawię we wpisie jeszcze dzisiaj. Dziękuję, może teraz już przestanę mylić

    OdpowiedzUsuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).