Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 25 marca 2024

Aosta stolica autonomicznego regionu Valle d`Aosta

Porta Praetoria

Kiedy po raz pierwszy trzydzieści lat temu pojechałam do Aosty wydała mi się mało ciekawym miejscem. Jakieś ruiny, brama wjazdowa, na katedrę nie zwróciłam większej uwagi. Brak wiedzy i brak zainteresowań spowodował, iż bardziej zajmował mnie ryneczek z lokalnymi produktami niż XV wieczne freski na fasadzie świątyni, czy kamienne pozostałości starożytnych budowli. Potem byłam przez lata kilkakrotnie w Aoście, zawsze traktowałam ją, jako miejsce w zastępstwie. Skoro nie mogę pojechać do Turynu (i oglądać całunu turyńskiego czy muzeum egipskiego), albo do Mediolanu (popatrzeć na katedrę) to niech już będzie Aosta. W końcu to jakaś atrakcja, przejażdżka samochodem drogą położoną wśród Alpejskich szczytów, jakaś kawa, obiad i zakupy.
Łuk Augusta
Po latach, kiedy zaczęłam interesować się architekturą, sztuką i historią nie mogłam się nadziwić temu, że będąc w takim miejscu nie umiałam docenić jego urody i bogactwa. Aosta jest nazywana Rzymem Alp. Wspominałam, już o tym, że za przesadę uważam  porównywanie jednych miast do innych i nazywanie ich mianem np. Wenecji północy (ileż to ja już tych imitacji Wenecji spotkałam, a przecież Wenecja jest jedna i niepowtarzalna, tak samo, jak jeden jest Rzym). Aosta jest od Rzymu młodsza, mniejsza i zabytków w niej nie tak wiele. Jej niewielka powierzchnia nieco ponad 21 km kwadratowych stanowi zaletę, bo dzięki temu nie jest ani tak oblężona przez turystów, ani tak rozległa. Ma ona ciekawą historię; jak większość miast i osad Italii, związaną z Rzymem i jego podbojami. Dziś mieszkają tam potomkowie cezarów zatem wszelkie ślady obecności rzymian są tu pielęgnowane i upamiętniane (rzymski most, rzymska brama, rzymski teatr, rzymska wieża, rzymska droga). Dawno wyginęli pierwsi mieszkańcy tych terenów, więc nikt nie będzie płakał nad tymi, których już nie ma, a którzy tu kiedyś żyli.  W V wieku przed naszą erą ziemie Europy północnej, dzisiejszej Francji, północnych Włoch i Belgii stanowiły krainę zwaną Galią, krainę tę zamieszkiwali Celtowie.
August Oktawian wita przybywających

W Dolinie (dziś zwanej doliną Aosty i posiadającą status autonomicznej krainy) osiedlili się Celtyccy Salassowie. Ich osady były rozproszone, nie było tu żadnych skupisk miejskich. Gdzie sobie jakaś grupka Salassów znalazła dogodne miejsce tam się osiedlała (koczowała). Położenie Doliny było strategiczne oraz ważne z punku widzenia gospodarki (zapewniało dostęp do Europy północnej). Rzymianie przez lata próbowali podbić Salassów, aby otworzyć sobie drogę na północ i zachód Europy. Sukcesywnie podboje przyniosły zwycięstwo dopiero w 25 r. p. n. e., kiedy zniecierpliwiony brakiem militarnych sukcesów Juliusz Cezar wysłał dużą ekspedycję wojskową. Dolina została podporządkowana Rzymowi i można było połączyć Rzym z Europą budując drogę Via delle Gallie (galijską). Nazwa Doliny pochodzi od nazwy osady, którą zaczęto tworzyć po zwycięstwie Rzymian. Zbudowana na wzór rzymskich obozów wojskowych osada nazwana została Augusta Praetoria Salassorum (dzisiejsza Aosta). Augusta ponieważ jej założycielem był August Oktawian adoptowany syn Juliusza Cezara. Osada posiadała główną drogę biegnącą przez centrum, otoczona była murami obronnymi, prowadziły do niej cztery bramy wjazdowe. 
Porta Praetoria
Dziś najbardziej znaną jest Porta Praetoria – główny wjazd do Augusty Preatoria Salassorum pochodzący z 25 r. p.n.e. Również z tego roku pochodzi Arco di Augusto Łuk Augusta postawiony z okazji zwycięstwa nad Salassami. To właśnie pomiędzy Porta Praetoria a Arco di Augusto biegnie główna ulica Aosty. O ile Łuk Augusta nie zrobił na mnie większego wrażenia (rozbestwiona innymi Łukami Tryumfalnymi, zwłaszcza w Rzymie, czy Paryżu), o tyle brama wjazdowa zachwyciła mnie solidnością i monumentalnością. Składa się z dwóch łuków, każdy posiada wjazd główny dla wozów i dwa mniejsze dla pieszych. Bramy były niegdyś zamykane furtami. W skład bramy wchodziły też dwie prostokątne wieże obronne. Prace wykopaliskowe z początku naszego wieku pozwoliły odsłonić oryginalną nawierzchnię z czasów budowy bramy znajdującą się około 2,5 metra poniżej obecnego poziomu drogi. W średniowieczu na szczycie jednego z łuków bramy (XII w.) wybudowano kaplicę, pod którą znajdował się piec do wypieku chleba, o czym dziś świadczą ciemne ślady na kamieniu. Brama zbudowana została z kamiennych bloków połączonych łupkiem wydobywanym z dna rzeki Dora Baltea (główna rzeka płynąca przez Dolinę Aosty - dopływ Padu). Najbardziej spodobało mi się owa podwójność bramy. Są to dwie bramy pomiędzy którymi znajduje się niewielka przestrzeń; miastu zapewniono podwójną obronę.
Cryptoporticus
Kiedy byłam w Aoście trzydzieści lat temu jedną z większych atrakcji były ruiny rzymskiego teatru na tle których robiłyśmy sobie zdjęcia. Niestety teraz ruiny są w trakcje prac renowacyjnych, więc nie udało mi się ich obejrzeć i skonfrontować z dawnymi wspomnieniami. Szkoda, bo te ruiny należą do najbardziej romantycznych widoczków miasta. Sam teatr pochodził także z 25 r. p.n.e. Po odrestaurowaniu w 2011 r. był wykorzystywany do pokazów muzycznych i spektakli teatralnych.
Cryptoporticus
Odkryłam natomiast inną starożytną pozostałość, mianowicie cryptoporticus - podziemną galerię. Kiedyś tego rodzaju galerie podziemne służyły, jako spichlerze. Ta jednak miała zapewnić wyrównanie terenu, który był w tym miejscu pochyły. Być może pełniła też funkcje polityczno-liturgiczne i była punktem łączącym sacrum (pobliskiej katedry) i profanum (miejsca handlu - rynku). Trudno jednoznacznie określić przeznaczenie Cryptoporticus, niemniej trzeba przyznać, że jest to ciekawa architektonicznie budowla. Już sama niejasność przeznaczenia sprawia, że wydaje się tajemnicza (może odbywały się tu spotkania członków sekretnego bractwa, może tu spiskowali przeciwnicy władzy, a może spotykali się kochankowie, wyobraźnia podpowiada różne rozwiązania). Dziś trzy korytarze przedzielone nawą z filarami stanowić mogą scenografię historycznego filmu. Korytarze liczą około 70-80 metrów długości i są oświetlone częściowo przez boczne okienka. I co ważne mało kto je odwiedza, więc można to miejsce mieć przez chwilę dla siebie. A my podróżnicy jesteśmy samolubni i nie lubimy się dzielić.
XV wieczne freski w atrium Katedry
Obok podziemnej galerii znajduje się Katedra. W miejscu uważanym za święte wzniesiono w IV w. wczesnochrześcijańską katedrę. Była potężną budowlą, która poprzez baptysterium połączona była z podziemną galerią. Jej przebudowę rozpoczęto w XI wieku zastępując wcześniejszą katedrę - Katedrą poświęconą Wniebowzięciu Najświętszej Marii Panny i Św. Janowi Chrzcicielowi. Kolejna przebudowa miała miejsce w XV i XVI wieku. Obecna fasada w neoklacystycznym stylu pochodzi z II połowy XIX wieku. Czyli nic nadzwyczajnego, historia, jaka towarzyszy większości świątyń; wznoszenie nowych w miejsce starych, przebudowywanie, rozbudowywanie, nawarstwianie stylów. Tym, co nas dziś (a przynajmniej mnie) zawsze najbardziej interesuje jest poszukiwanie najstarszych elementów świątyń, czyli tego, co pozostało ze stylu romańskiego. W katedrze są to dwie wieże zegarowe, krypta i część fresków sufitowych. One ciekawią z powodu swej historii. 
Fresk na bocznej ścianie atrium
Ale wzrok przykuwają inne freski, te w atrium przed wejściem do świątyni. Przedstawiają sceny z życia Najświętszej Marii Panny. Są tak bajecznie kolorowe i przepięknie mienią się w słońcu, że trudno przejść obok nich obojętnie. Wnętrze katedry w porównaniu z owym atrium wydało się niepozorne. Może jest we mnie coś z dziecka, które wprawia w zachwyt wielobarwność. Te freski są niczym książeczki z ilustracjami, które czytywałam lata temu. Wówczas w owych czasach szarości i smutku ilustracje w książkach dla dzieci były taką namiastką magii, iluzją piękna. Zapewne i świątynne dekoracje miały spełniać podobną rolę, zachęcać do życia pobożnego i cnotliwego, które przedstawiano w pogodny sposób.
W kościele Św. Orso
Ciekawym miejscem jest również Kolegiata Św. Orso (Ursusa. Ursus dotychczas kojarzył mi się wyłącznie z sienkiewiczowskim bohaterem, a okazuje się, że był też święty tego imienia). Tu mamy do czynienia z dobrze zachowanym przykładem architektury romańskiej, zwłaszcza na krużganku z przepięknymi kapitelami (kapitele to najwyższe części filarów zwieńczone dekoracyjnymi ozdobami w kształcie roślinnym, zwierzęcym, czy jak tutaj scenkami z życia świętego i scenkami biblijnymi). Każdy z kapiteli (głowic) jest ozdobiony inną scenką. Były one wykonane z białego marmuru i pokryte ciemnym lakierem. Aż 37 z 52 głowic jest oryginalne. Krużganek powstał w XI wieku, a od wieku XII przez kolejne sześć stuleci służył Wspólnocie Augustynów. Obecnie część krużganku podlega restauracji, co nieco odbiera uroku całości, niemniej można zobaczyć większość z zachowanych filarów. W kościele Św. Orso, który także pochodzi z XI wieku zachowały się freski sufitowe (określane, jako przykład sztuki ottońskiej). W kościele znajduje się też pochodzący ze wcześniej znajdującej się w tym miejscu V-wiecznej  świątyni  fragment mozaiki podłogowej.
Krużganki i dziedziniec

Jeden z kapiteli jeszcze nieodrestaurowany
I choć do Aosty przyjeżdża się w poszukiwaniu śladów przeszłości; starożytności, stylu romańskiego, czy renesansu to moją uwagę przykuła też świątynia, której wnętrze jest barokowe. Wiem, co pomyślicie; złoto, nadmiar, przepych. Tyle, że kościół Św. Stefana jest nietypowy; że tak polecę cytatem z filmu Kler – złoty, a skromny. Bo złoto nie jest tu elementem dominującym. Dominuje barwa obrazów i ołtarzy. Albo przynajmniej jest tu równowaga pomiędzy złotymi zdobieniami a kolorami obrazów. W tym ciekawa delikatnie turkusowa barwa drewna na którym znajdują się obrazy ołtarzowe. Do tego świątynia na fasadzie ma odrestaurowane niedawno XV wieczne freski.
Ołtarz główny w kościele Św. Stefana w Aoście
To oczywiście tylko część ciekawych architektonicznie budowli w Aoście, część poznana podczas dwóch krótkich półtora godzinnych wizyt. Oczywiście architektura to nie wszystko. Uroku dodaje miastu jego położenie wśród alpejskich szczytów. Okazało się, że Aosta jest miasteczkiem, które ma całkiem sporo do zaoferowania zainteresowanym historią architektury odwiedzającym. Dla miłośników górskich widoków jest znajdująca się w pobliżu kolejka górska w Pile. Niestety tej atrakcji nie zdążyłam wypróbować.

Fasada kościoła Św. Stefana

A poniżej jeszcze parę zdjęć, które jakoś mi się wcześniej nie zmieściły.

Atrium katedry Aosta- detal


fresk boczny katedra Aosta

Widoczne w tle romańska wieża zegarowa katedry

Dziedziniec przed wejściem na krużganki Kompleksu Św. Orso


Mozaika z V wiecznej świątyni stojącej w miejscu dzisiejszej świątyni Św. Orso

Detal ze świątyni Św. Orso

Kapitel na krużgankach Kompleksu Św. Orso


Kolejny z kapiteli

Kaplica ołtarzowa w Kościele Św. Stefana

Ołtarzyk w kościele Św. Stefana

No i oczywiście najładniejsza widokówka z Aosty

Czy taki widok spod Porta Praetoria 

Albo takie relikty przeszłości spotykane na przydrożnych murkach


15 komentarzy:

  1. Aosta zachwyca swoimi zabytkami. Z przyjemnością przyjrzałam się pozostałościom budowli z czasów rzymskich w szczególności zaś Cryptoporticus i Porta Praetoria. Publikujesz coraz więcej zdjęć, co jak wiesz bardzo cenię no i jak zapowiadałaś, na emeryturze zaszalejesz wreszcie, co widać po ilości podróży.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Te ostatnie relacje dotyczą jednej, acz podzielonej na kilka etapów podróży. Jeszcze nie dotarłam w relacjonowaniu do drugiej, samodzielnej części podróżowania. Dlatego też relacje są nieco skrótowe, nie tak rozbudowane, bo chcę zdążyć opisać całość, zanim uleci z pamięci, zwłaszcza, że dwa tygodnie po powrocie pojechałam do Łodzi, a po dniu odpoczynku wpadłam do Białegostoku. Wpadłam dosłownie, jak po ogień, bo nie miałam nawet czasu na porządny obiad. Miałam godzinkę czasu od zameldowania na nocleg (tym razem w Centrum Kultury Prawosławnej) a koniecznością szykowania na musical, a kolejnego dnia rano pociąg o godzinie 10. Dlatego nawet nie dałam znaku, że będę, czy że jestem. Kolejnym razem. Ponieważ jednak wróciłam przeziębiona, a owo przeziębienie ciągnie się już drugi miesiąc w kwietniu robię sobie przerwę w podróżowaniu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Małgosiu, świetny opis i zdjęcia! Jestem pod wielkim wrażeniem tego co tu pokazałaś, Aosta istotnie kryje w sobie wiele skarbów, zresztą jak niemal każda miejscowość we Włoszech. Jak się domyślasz, szczególnie mnie zauroczyły romańskie kapitele, uwielbiam je z ich nieco pokraczny wdzięk bo widzę w tym upór z jakim nieznany kamieniarz zmagał się z tworzywem, żeby pokazać świat jaki widzi i ten, który żyje w jego wyobraźni. Zresztą co tu dożo mówić, jak widać jest tam mnóstwo rzeczy do oglądania i podziwiania. Przez Aostę przejeżdżałam w sumie trzy razy, ale nigdy nie zatrzymywałam się na dłużej a szkoda! Raz mogłam się jej przyjrzeć nieco lepiej z okna samochodu, kiedy wracałam z Carlem z wycieczki do Doliny Rochemolles, zrobiliśmy wtedy taką rundę po mieście, ale bez zatrzymywania, bo do domu mieliśmy jeszcze kawał drogi, czas gonił, a my mieliśmy wiele kilometrów w nogach. Teraz żałuję, że nie pojechałam tam specjalnie, ale gdybym chciała dotrzeć do wszystkich ciekawych miejsc to pewnie musiałabym zwolnić się z pracy. Ale romańskie kapitele i tak są nie do odżałowania... Muszę wszystko przeczytać i obejrzeć jeszcze raz. Serdecznie pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba też najbardziej cenię w dawnej sztuce tę jak piszesz pokraczną, ja nazywam to naiwną (choć z naiwnością w potocznym rozumieniu nie ma to wiele wspólnego), nieporadną chęć naśladowania dzieła Stwórcy. I jakiś przejaw wiary w tym swoim rzemiośle, bo był to swego rodzaju rodzaj modlitwy, jakże inny od modlitwy dzisiejszego duchowieństwa, takiej szczerej, pokornej, bogobojnej. A co do braku zatrzymania w Aoście- doskonale Cię rozumiem. Ja byłam w tym roku po raz pierwszy w życiu w Mediolanie i choć byłam tam jakieś cztery godziny obejrzałam jedynie Ostatnią Wieczerzę, wdepnęłam do Santa Maria della Grazie (na 10 minut), obeszłam dwa razy dookoła katedrę i weszłam do pasażu Wiktora Emanuela (jeśli nie przekręcam nazwy). Więcej czasu zajęła nam podróż tam i z powrotem niż sam pobyt, a pobyt też ograniczony godziną rezerwacji wizyty w refektarzu, koniecznością zjedzenia obiadu, dojazdu metrem do Katedry i powrotu na powrotny autobus. I też żałuję, że nie pojechałam kolejnego dnia, ale szczerze - byłam zmęczona i przeświadczona, że stosunek ilości czasu w podróży do ilości czasu w mieście jest niekorzystny i lepiej za jakiś czas polecieć do Mediolanu i zostać tam na dzień czy dwa i spokojnie pozwiedzać. Pozdrawiam

      Usuń
  4. Aosta mnie zauroczyła tym bardziej, że stanowiła dla mnie zaskoczenie. Już brama miejska Porta Praetoria stanowi zaproszenie do niezwykłych zabytków w mieście. Przepiękne są te kapitele i mozaika z kościoła św. Orso . Freski z katedry trochę przypominają mi te z kolegiaty Santa Maria Assunta w San Gimignano też bardzo kolorowe i proste w przekazie. Aby to wszystko docenić trzeba mieć choć trochę wiedzy lub chociaż ciekawości świata ale do tego trzeba chyba dorosnąć. Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za kolejny wspaniały wpis z miejsca o którym nie miałem pojęcia. Dużo zdrowia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeśli taki podróżnik, jak Ty dowiaduje się ode mnie czegoś nowego, to bardzo mnie to cieszy. Zwłaszcza, że z reguły podróżuję utartymi ścieżkami (jestem miastowa dziewczyna i częściej u mnie goszczą relacje z dużych metropolii), a tym razem nieco zboczyłam z głównego szlaku. Choć już niedługo nań wrócę. Nie byłam w San Giminiano, a czytałam, że to bardzo urokliwe miasteczko. Mam nadzieję, że uda mi się je odwiedzić. Dziękuję za życzenia zdrowia. Mam wrażenie, że następuje przełom i jest nieco lepiej. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Mnie nieustannie zachwycają te przyprószone śniegiem szczyty - może dlatego, że taki widok nadal jest dla mnie nowością i rzadkością. Irlandia jest w dużej mierze płaska jak naleśnik, więc góry mogę podziwiać tylko w czasie podróży po jej zakamarkach ;)

    Pamiętasz może, co Cię pchnęło w stronę tych konkretnych zainteresowań? Jak to się stało, że z osoby niezainteresowanej sztuką, historią i architekturą stałaś się jej miłośniczką i pasjonatką (bo chyba można tak powiedzieć?)

    Mnie z kolei Ursus kojarzy się głównie z... traktorem, haha :) Tak, dobrze się domyślasz, pochodzę ze wsi, ursusy były bardzo popularne w czasie mojego dzieciństwa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I dla mnie góry to rzadkość. Znana z kilku wypadów na narty lata temu i właśnie odwiedzin u ciotki we Włoszech. Mimo, iż nie lubię się wspinać (ani na góry, ani po schodach) to bardzo lubię podziwiać je ze szczytów (jak z rzadka uda mi się wjechać kolejką na szczyt).
      Moje zainteresowania- od jak dawna? Chyba z opisu wynika, że byłam wcześniej pustą lalą, nie interesującą się niczym poza jedzeniem i zakupami, ale to nie tak do końca. Mnie interesowały różne rzeczy, ale wiedza moja była duża mniejsza niż dziś, nie tak rozległa, więc wydawało mi się, że w takich małych miejscowościach nie zobaczę nic ciekawego. Przedkładałam wówczas wycieczkę do Turynu, Florencji czy Wenecji nad wycieczkę do Aosty, czy na któryś z zamków. Trochę, jakby moja wiedza szła od ogółu do szczegółu, zaczynałam od zainteresowania się dużą galerią sztuki, aby po latach ciekawiły mnie też te mniejsze i całkiem malutkie. Dziś, choć nadal chętnie zwiedzam ogromne muzea z dziełami najbardziej znanych twórców niezwykle lubię malutkie, kameralne, dwu trzy salkowe galerie, gdzie trafi się i mistrz i jakieś nowe odkrycie. A większą ilość wiedzy zaczęłam pozyskiwać, z chwilą, jak zaczęłam podróżować samodzielnie, bez biur podróży. Jak się podróżowało z biurem, to się człowiek nie wysilał, albo robił to w mniejszym zakresie, bo ktoś przyjdzie i coś powie o danej budowli. A jak zaczęłam latać sama musiałam sobie to ogarnąć logistycznie i sprawdzić, co by mnie zainteresowało, więc sporo czytałam, robiłam notatki, poznawałam coraz więcej i więcej, a potem to się rozgałęzia i pączkuje. Zaczęłam czytać książki na temat historii dziejów i historii sztuki i nawet, jeśli pamięć mocno już szwankuje coś tam na jej dnie osiada i sprawia, że jak zapamiętam jakieś nazwisko, zwrócę nań uwagę, to potem witam niczym dobrego znajomego. Pamiętam, jak wiele lat temu zwróciłam uwagę na pewien obraz Carlo Crivelliego w National Gallery. Wówczas kompletnie mi nieznane nazwisko. Teraz ilekroć trafię na Carlo czuję się, jakby spotkało mnie coś miłego. Ursus i traktor- tak to też słuszne skojarzenie.

      Usuń
    2. Wielkie dzięki za wyczerpującą odpowiedź. Czyli w dużej mierze przyczyniło się do tego świadome podróżowanie. Wiesz, czytałam to, co napisałaś, i nagle dotarło do mnie, że w moim przypadku było/jest podobnie. Prawdę powiadają, że podróże poszerzają horyzonty. U mnie się sprawdziło, u Ciebie tym bardziej :)

      Usuń
  7. „A my podróżnicy jesteśmy samolubni i nie lubimy się dzielić”. Świetnie powiedziane. :) Ale mnie, kiedy coś zwiedzam, nie przeszkadzają osoby, które z nabożeństwem oglądają dane miejsce, przeszkadzają za to te, które robią zdjęcia, gadają, mają znudzone miny. A to łatwo odróżnić, kto zwiedza z potrzeby serca i umie docenić piękno, a kto nie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak, my też jesteśmy częścią tej grupy, która ogląda, przypatruje się, poznaje, więc nie powinniśmy się zżymać na innych. Mnie nie przeszkadzają osoby fotografujące sobie obraz, czy rzeźbę, z reguły są to osoby kulturalne i miłe, uśmiechamy się do siebie, ustępujemy jedni drugim miejsca, aby każdy sobie to zdjęcie zrobił. Gorzej jest z tymi, którzy robią sobie selfie i nie bacząc na innych wciąż wchodzą nam w kadr, albo po prostu zasłaniają widok. Są takie obrazy, których nie jesteś w stanie obejrzeć, z powodu tłumów robiących sobie selfiki (przed Mona Lisą, czy Pocałunkiem Klimta tłum jest w Mc Donaldzie- to takie luźne skojarzenie, bo dawno nie byłam w Mc Donaldzie, więc może nie do końca właściwe. No jak w galerii handlowej).

    OdpowiedzUsuń
  9. Wspaniała jest Twoja relacja i zdjęcia z Aosty. Lubię gdy w blogach jest sporo zdjęć. Ja byłam nią zachwycona ze względu na niezwykłe bogactwo stanowisk archeologicznych z czasów rzymskich. Oczarowała mnie Porta Pretoria i majestatyczna fasada Teatru Rzymskiego , arcydzieło rzymskiej architektury prowincjonalnej Wysokiego Cesarstwa, wysoka na 22 metry i oświetlona 3 rzędami łuków i okien o różnych rozmiarach. Czy to nie było cudo rzymskiej architektury. Wspaniały jest też Łuk Augusta i rzymski most garbaty nad starożytnym biegiem potoku Buthier.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Coraz więcej osób pisze o zdjęciach, więc chyba zacznę ich zamieszczać więcej, choć mnie z reguły bardziej interesuje treść niż zdjęcia, ale w zasadzie jedno i drugie jest ważne, bo można pisać pięknie, jak Orzeszkowa, czy Herbert, ale trudno sobie wyobrazić coś bez wizualizacji. Teatr niestety poddany pracom konserwatorskim, niestety dla mnie, ale może stety dla tych, co przyjadą tam za jakiś czas. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Do mnóstwa rzeczy dojrzewamy z wiekiem bo zmieniają się obszary naszych zainteresowań. Z mojej pierwszej w życiu zagranicznej wycieczki ( do Grecji ) najwięcej mam zdjęć palm 🙂 a teraz na palmy nie zwracam już nawet uwagi, chociaż cieszę się, że są. Do wielu rzeczy musimy dorosnąć a myślę, że architektura, sztuka i zabytki wymagają trochę wyższego stopnia wtajemniczenia i pewnego intelektualnego poziomu, który pojawia się z wiekiem. Ja już jestem w tym wieku 😀.

    OdpowiedzUsuń
  12. Oj tak i uwierz starszej koleżance, że nie tylko dojrzewamy, doceniamy co innego, ale też z wiekiem nasze gusta i zainteresowania się zmieniają, niektóre ewoluują, a inne -no cóż idą w innym kierunku, bo dostosowujemy je też do możliwości (zdrowotnych, życiowych, finansowych.....). Moja jedna z pierwszych wycieczek była wycieczką na Cypr, plaża, morze, piasek, opalanie, dyskoteki, randkowanie- nie żałuję tego, bo też każdy wiek ma swoje prawa. Jest czas tańców i czas klepania różańca - jak mówią. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).