Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 3 marca 2024

Torcello - czyli w okolicy Wenecji

Zanim o Torcello małe wprowadzenie.
Postanowiłam czcić moje odejście z pracy coroczną wycieczką z włoskim akcentem. Rok temu obok Paryża była karnawałowa Wenecja. W tym roku trasa mojego zwiedzania była bardziej urozmaicona. Zaczęłam od pobytu u rodziny w Dolinie Aosty. Moja ciocia Wanda mieszka w malutkiej miejscowości St. Vincent znanej … kilka lat temu mawiano, że z najsłynniejszego kasyna w Europie. Nie znam się na kasynach, zanim Wanda zamieszkała w St. Vincent nie słyszałam ani o miasteczku, ani o tamtym kasynie. Miałam okazję je odwiedzić jakieś trzydzieści lat temu. Wyszłam rozczarowana, bowiem moje wyobrażenia o bywalcach kasyn były zgoła inne. Miało to być miejsce, gdzie damy w pięknych strojach i bogatej biżuterii u boku dystyngowanych dżentelmenów oddają się grom w ruletkę, blackjacka czy bakarata. Tymczasem z elegancji pozostały jedynie krawaty, których wymagano od panów. Ubrania uczestników gier nie wyróżniały się niczym. Lokal sprawiał ponure wrażenie, mnóstwo papierosowego dymu, kieliszki z alkoholem, ponure wymięte twarze uczestników. Jedynie zielone sukno stolików zaznaczało, iż mamy do czynienia z jaskinią hazardu. Wyszłam rozczarowana nie chcąc nawet przegrać małej sumki, którą na tę okazję otrzymałam od włoskiego wujka. Przez lata St. Vincent było dla mnie małą mieściną z dużym kasynem, ale co ważniejsze było też miejscem, z którego przy dobrej pogodzie widać Mont Blanc. To zawsze oddziaływało na wyobraźnię. Zaraz przypominał mi się monolog Kordiana i moje maturalne wypracowanie.
Odwiedzałam ciocię kilkakrotnie, jednak od czasu, kiedy zaczęłam samodzielnie podróżować Dolina Aosty wydała mi się mało interesującym miejscem. Tymczasem okazała się ona całkiem ciekawym i klimatycznym miejscem, podobnie, jak znajdujące się w jej pobliżu usytuowane w górach zamki i forty obronne. Wanda zadbało o to, aby mój pobyt u niej był jak najbardziej atrakcyjny. Odwiedziłyśmy fort di Bard, Pont Saint Martin, zamki w Aymavilles i Fenis, Aostę, Mediolan i Turyn, a także byłyśmy na moście Pont d`Ael. Tydzień bardzo intensywnego zwiedzania przeplatany czasem wypoczywania i słodkiego lenistwa. Z Turynu wyruszyłam w samodzielną dalszą podróż; poprzez Bolonię do Wenecji, aby zakończyć wędrówkę w Weronie skąd wracałam do Gdańska.
Wzdłuż kanału na Torcello
Pierwszy wpis poświęcam Torcello - malutkiej wysepce, jakże często pomijanej przez odwiedzających Wenecję (czasami zahaczających o Burano czy Murano). Zawsze podobała mi się nazwa wyspy, brzmi ona niezwykle smakowicie, jak kawałek ciastka z kremem. I w zasadzie miałam jedynie takie smaczne skojarzenia.
Po raz pierwszy usłyszałam nieco więcej o Torcello w audycji w moim ulubionym radio prowadzonej przez ulubionego historyka sztuki. Pan Olaf Kwapis mówi tak pięknie o odwiedzanych miejscach, że byłby w stanie zachęcić do podróży nawet do piekła.    I rzeczywiście piekło się w audycji o Torcello pojawiło, ale o tym za chwilę.
Torcello było kiedyś najważniejszą z wysp (dziś zwanych weneckimi), znajduje się tu najstarszy z kościołów laguny. W V wieku było to pierwsze miejsce osiedlenia uciekinierów z Altinum, najbardziej na wschód wysuniętego rzymskiego miasta, jakie padło ofiarą najazdu Hunów pod wodzą Atylli. Po jego splądrowaniu i spaleniu w 452 roku mieszkańcy zaczęli przenosić się na pobliskie wyspy. W 639 r. przeniósł się tu także biskup, który wybrał Torcello na swoją siedzibę. Torcello w szczytowym momencie swych dziejów liczyło 20 tysięcy mieszkańców, co przy powierzchni niecałego pół kilometra kwadratowego było imponującą liczbą. Ludzie żyli z rolnictwa, rybołówstwa, produkcji soli i handlu morskiego. Torcello zaczęło podupadać w XIV wieku, kiedy malaria zdziesiątkowała jego mieszkańców, kanały zaczęły się zamulać, a znajdująca się zaledwie kilka km dalej Wenecja stanowiła konkurencję. Dziś liczba mieszkańców wyspy liczy nie więcej niż kilkanaście osób.
Lapidarium na dziedzińcu muzealnym

Kiedy przypływa tu vaporetto z Burano (a cała podróż tramwajem wodnym trwa pięć minut) ma się wrażenie, jakby dotarło się do innego świata. Taka tu cisza i spokój. Vaporetto przywozi kilka (w sezonie być może kilkanaście osób). Torcello jest jak przepiękna, stara nekropolia i takie też można odnieść wrażenie na dziedzińcu muzeum dell`Eustario (dawnego XIV wiecznego pałacu), gdzie znajduje się lapidarium (miejsce przechowywania starych kamiennych rzeźb, inskrypcji, nagrobków). Wyobraźnię rozpala stojący tu tron Atylli przypominający o hordach barbarzyńców. Legenda powiada, iż zasiadająca na nim osoba w ciągu roku wejdzie w związek małżeński. Wolałam nie sprawdzać jej na własnej skórze (a nuż by się sprawdziła) i nie siadłam na tronie. Najprawdopodobniej było to siedzisko dawnych sędziów z Torcello.
Tron Atylli
Na wyspie nie można zabłądzić. Od przystanku vaporetto wzdłuż kanału prowadzi ścieżka wprost na dziedziniec muzeum, pod katedrę Santa Maria e Assunta i kościół św. Fosci. Za katedrą znajduje się dzwonnica (dziś punkt widokowy, z którego można oglądać pobliskie Burano).
Kościół Św. Fosci z katedrą Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w tle

Przyznam, że tym razem to nie smakowite skojarzenia a właśnie mozaiki wewnątrz katedry były magnesem, który mnie tu sprowadził. Sama katedra pochodzi z roku 639 tj. roku przybycia na Torcello biskupa. Nic w tym dziwnego, namiestnik duchowny potrzebował godnej swej osoby i swego urzędu oprawy. Jej stylizowany na bizantyjski wystrój – decorum w postaci mozaik jest urzekający. Za wstęp trzeba zapłacić parę euro, ale uważam że warto. Co prawda, ku mojemu zaskoczeniu wewnątrz nie można robić zdjęć (co było tym bardziej dziwne, że dzisiaj już nawet w takim miejscu jak Ostatnia Wieczerza Leonardo da Vinci w refektarzu kościoła Santa Maria della Grazie można zdjęcia robić) ale nikt nie zabroni patrzeć i zapisywać na kartach pamięci. Całkiem możliwe, że zdjęcia i tak nie oddałyby uroku owych mozaik, co sugerowałyby znajdujące się w Internecie nieliczne fotografie. 
Pozostałości Baptysterium przed wejściem do Katedry
W przykościelnym sklepiku można nabyć widokówki, dzięki którym udało mi się lepiej zapamiętać to, co sprawiło tak dużą przyjemność dla oka. I dopiero ujrzawszy zrozumiałam co miał na myśli Tadeusz Różewicz pisząc, iż widział piękne piekło na Torcello. W absydzie katedry znajduje się XIII wieczna mozaika przedstawiająca Najświętszą Marię Pannę a po bokach anioły w tym anioł Gabriele. Natomiast po przeciwnej stronie vis a vis ściany ołtarzowej znajduje się Sąd Ostateczny (mozaika z przełomu XII i XIII wieku). Sąd miał ostrzegać przed piekłem, w którym znajdą się grzesznicy, cały szkopuł w tym, że to piekło jest znacznie ciekawsze, a zaludniający je grzesznicy (nie dostrzegałam w nim kobiet) mają o wiele więcej życia niż ci znajdujący się po prawicy pana. Ich twarze nie przedstawiają rozpaczy, mimo iż ich ciała smagają piekielne ognie, a zarówno diabły, jak i anioły strącają ich w czeluście piekielne. Jedynie czaszki zawistników wyjadane przez węże budzą niejakie przerażenie. Zdecydowanie piekło wydaje się ciekawsze niż bezbarwne i nijakie zapełnione świętymi niebo. Ale może to jedynie moje odczucia, a może potwierdzenie tego, że zło bardziej jest pociągające od dobra. Te mozaiki nie są tak wiekowe, jak mozaiki oglądane przeze mnie w rzymskim kościele św. Praksedy, ale są na swój sposób urzekające. Poczułam w tej świątyni dobry klimat. Szkoda jedynie, że nie było tak krzeseł lub ławek, w których można by sobie posiedzieć i nasycić oczy.
Mozaika Sądu Ostatecznego (z widokówek)



Widokówki ze sceną Sądu Ostatecznego

Anioł Gabriele (jeden z aniołów otaczających Najświętszą Maryję)
Posiedzieć można w znajdującym się obok kościele Św. Fosci. Pochodzi on z XI wieku. Zbudowany na planie krzyża greckiego, z zewnątrz ma kształt kulisty otoczony portykiem wspartym na kolumnach z ozdobnymi kapitelami. Niezwykle surowy wystrój wnętrza nie pozbawiony jest pięknych acz skromnych zdobień (XV wieczna rzeźba Madonny z dzieciątkiem, sarkofag świętej, jej figurka czy fresk ją przedstawiający).
Wnętrze kościoła Św. Fosci

O dawnym znaczeniu Torcello mogą świadczyć też świątynie, jakie się tam znajdowały

Na wyspie znajduje się jedyny z dwóch mostków bez poręczy (drugi w Wenecji). Jest to XV wieczny kamienny mostek, zwany mostem diabła. I kolejna legenda ponoć 24 grudnia pojawia się na nim diabeł.
Most Diabła (Ponte Diavolo) 

Kolejną atrakcją wysepki jest Lokanda Cipriani – knajpa znana z tego, że jadali w niej słynni goście; jak królowa Elżbieta II, książę Karol i Diana, czy co ciekawsze Ernest Hemingway. Miał on tam nawet napisać fragment powieści Za rzekę, w cień drzew (przyznam, że tytuł zupełnie mi nieznany. Może teraz poń sięgnę). Nie miałam szczęścia zjeść królewskiego posiłku, bowiem Lokanda była zamknięta. Luty- okres poza sezonem.
Locanda Cipriani
Jednak tym, co dla mnie było na Torcello najmilsze to niesamowita cisza i spokój, po zatłoczonej Wenecji, po jaskrawo krzykliwym Burano tutaj można było spotkać się z własnymi myślami, zwolnić, pobyć w miejscu o pięknej historii i jak to w przypadkach nekropolii bywa zamyślić się, nad zmiennością dziejów i przemijaniem i naszą tu krótką obecnością. 
Mam nadzieję na kolejne wpisy w niedługim czasie. Jednak powrót w towarzystwie zapalenia zatok, jakie przyplątało się w połowie pobytu nieco pokrzyżował moje plany wcześniejszej publikacji. 

24 komentarze:

  1. Gratuluję i zazdroszczę odejścia z pracy:) A zwłaszcza takiego początku nowego etapu życia:) Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i pozdrawiam. Długo na to czekałam, choć przeszłam w stan spoczynku w dniu osiągnięcia wieku (nie czekając ani dnia dłużej) :)

      Usuń
  2. Gratuluję, zasłużonego odpoczynku od pracy zawodowej. Przepiękne miejsce. Widoki pozwalają zapomnieć o całym złu na świecie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, wysiadając na stacji vaporetto na wyspie wkracza się do innego świata. Pozdrawiam

      Usuń
  3. Mam nadzieję, że Twoje zdrowie się poprawia bo zapalenie zatok nie brzmi dobrze, teraz nie dziwię się, że tak cierpiałaś po powrocie. Cieszę się, że już jesteś w stanie pisać, zrobiłaś dobry początek, będę cierpliwie czekać na dalsze wpisy. Nie byłam na wyspie Torcello, chociaż wiem dużo o jej historii z biografii Wenecji Petera Acroyda. Jeśli jeszcze raz tam pojadę (na co mam nadzieję) to z pewnością jej nie ominę ze względu na kościoły. Co do reszty, to kilkakrotnie przejeżdżałam przez miejscowości w dolinie Aosty, o których piszesz, również St. Vincent i byłam w kilku zamkach, jednak do tej pory nie zdobyłam się, żeby o nich napisać, chętnie poczytam o Twoich wrażeniach. Jestem też bardzo ciekawa Twoich wrażeń z Bolonii, byłam tam, ale bez aparatu fotograficznego w czasach, kiedy nie śniłam o blogowaniu. Dlatego z przyjemnością poczytam o Twojej wycieczce, bo miasto jest ciekawe a znając Ciebie zapewne niczego nie ominęłaś. Natomiast co do robienia zdjęć w kościołach - kiedy mieszkałam we Włoszech to faktem jest że w latach 2006- 2011 w tych najbardziej interesujących nie było możliwości żeby robić zdjęcia nawet bez flesza, ale widzę, że to się zmieniło bo obecnie ludzie je zamieszczają, ale wszystkie są raczej świeżej daty. Podobno ten zakaz był spowodowany "ochroną wizerunku" jak mi to powiedział zakonnik w Certosie koło Pawii. Pozdrawiam, czekam na c.d. (oczywiście bez popędzania).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O zdrowiu może nie będę tu pisać, jest lepiej, ale jestem zmęczona ciągnącą się niedyspozycją, a przede mną kolejna podróż (choć nie tak długa i nie tak daleka). Skoro Acroyd wiele pisze o jej historii to chętnie poczytam. Ja niestety nie miałam dobrych źródeł do czerpania wiedzy, poza jakimś starym przewodnikiem nic ponadto. O zamkach też niewiele wiem, tyle co zapamiętałam z opisów (czyli przy mojej dziurawej pamięci niewiele) i tyle co zapisało się na zdjęciach. Myślę, że więcej będzie o Bolonii, Sądzie Ostatecznym w Mediolanie, czy odwiedzinach w Muzeum egipskim w Turynie, a także spacerze po Weronie. Ale to się dopiero okaże. Co do tego, że niczego nie ominęłam to pochlebiasz mi, pewnie jeszcze parę lat temu by tak było, teraz dochodzi pesel i zmęczenie materiału no i ograniczoność czasowa, kiedy miasto zwiedzamy z jednym tylko noclegiem. Wiem, że to troszkę karygodne, ale lepiej uważam być nawet parę godzin, niż nie być wcale. Pamiętam czasy, kiedy w kościołach i galeriach sztuki nie można było robić zdjęć. Teraz niewiele już jest takich miejsc. Ochrona wizerunku z jednej strony, a z drugiej jest marketing i reklama. O wiele chętniej odwiedzisz miejsce, którego fragmenty choć widzisz na zdjęciach, bo wiesz, czy cię ono zainteresuje, niż pójdziesz w nieznane. Są oczywiście wyjątki, ale większość jednak chce wiedzieć czego może oczekiwać po danej świątyni, czy galerii. Sama do owej większości należę, choć przyznam, że Sądu Ostatecznego w katedrze na Torcello wcześniej nie widziałam. Ciąg dalszy nastąpi, jak przyjdzie jego czas :) Pozdrawiam

      Usuń
  4. To ja może zacznę od rzeczy najważniejszej, czyli od życzenia Ci zdrowia. Nawet jeśli już wróciłaś do pełni formy - tego nigdy za wiele.

    Niespodziewanie wywołałaś mój uśmiech tym wpisem, a dokładniej mówiąc - Twoimi spostrzeżeniami i przemyśleniami. Jeśli chodzi o kasyno, to chyba naoglądałaś się za dużo amerykańskich filmów ;) Przyznam Ci się jednak, że i ja mam w głowie identyczne obrazki, jak Ty miałaś. I z tego, co piszesz, raczej nie przypadłoby mi to miejsce do gustu - nie znoszę smrodu papierosów.
    Masz rację - Torcello brzmi bardzo sympatycznie, tak śpiewnie i romantycznie ;) W ogóle uważam język włoski za jeden z najładniejszych, a jego nauka była dla mnie przyjemnością (w przeciwieństwie do niemieckiego).

    Dość nietypowa świątynia, skoro nie było krzeseł ani ławek. Szkoda, bo zapewne nie byłaś pierwszą osobą, która zechciałaby tam pokontemplować w wygodnej pozycji.

    Nie od dziś wiadomo, że niewiasty to anioły w ludzkiej postaci, nie dziwi mnie ich brak w piekle ;) A ci, którzy wcale w nim nie cierpieli, może byli masochistami? ;)

    Fajnie jest mieć rodzinę za granicą. Niestety nie mam tej przyjemności. Ja do nikogo nie jeżdżę, to do mnie przyjeżdżają, wszak krewny za granicą zawsze jest atrakcyjny ;)

    Byłam w Mediolanie, ale mimo wszystko z chęcią przeczytam Twoje zapiski, ciekawa jestem Twoich spostrzeżeń i tego, co udało Ci się tam zobaczyć. A moja wewnętrzna miłośniczka zamków już zaciera ręce na myśl o wspomnianych przez Ciebie twierdzach :)

    Ach, no i byłabym zapomniała - fajna tradycja z tymi wyjazdami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo ci dziękuję przyda się. Odnoszę wrażenie, że im lat przybywa to każde choróbsko, nawet te z pozoru zwykłe przeziębienia stają się bardziej dokuczliwe. A tu się ciągnie i ciągnie, albo to u mnie cierpliwość na wyczerpaniu.
      Kolejna rzecz, która nas łączy - nie znoszenie dymu papierosowego. Mam wręcz alergię na nią i kiedy ktoś obok pali, ja zaczynam się dusić. Jest to być może na tle psychicznym, ale tak jest. Pamiętam, jak "wykończyłam" jednego z moich szefów z pracy lata temu, kiedy jeszcze o zakazach palenia w pewnych miejscach nikt nie słyszał. Jechaliśmy na wykłady samochodem służbowym, a on palił jak lokomotywa, jednego od drugiego. Uprzedziłam o mojej alergii, ale to wyśmiał. Kiedy jednak zaczęłam kaszleć i się dusić po wypaleniu pierwszego papierosa stwierdził, że jakoś się powstrzyma przez półtorej godziny, a potem opowiadał, że G... go wykończyła tym kaszlem.
      Stało tam kilka krzeseł ale odwróconych tyłem do mozaik z kartkami, aby ich nie ruszać. Nie było info, czy można usiąść, ale naraziwszy się na upomnienie, kiedy wyciągnęłam telefon, aby zrobić zdjęcie (chyba choroba odebrała mi jasność myślenia, że nie zauważyłam dziesiątek zakazów) wolałam nie próbować.
      Mam rodzinę we Włoszech, ale prawdę powiedziawszy wolę podróżować do hoteli, czuję się bardziej swobodnie i komfortowo i lubię być niezależna. Ostatni raz byłam u ciotki i wuja chyba w 2007 r., więc myślę, że się nie narzucam :) Myślę, że żyjemy w czasach dostępności noclegów, czy to w postaci hoteli, apartamentów, czy innej bazy noclegowej, że zwalanie się komuś na głowę to nie najlepszy pomysł. Choć oczywiście spotkać się z rodziną jest miło.
      Moja wizyta w Mediolanie skupiła się na Sądzie Ostatecznym Leonardo, na wiele więcej nie było czasu, reszta to niewiele i dość powierzchownie.
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. To święta prawda jest - z wiekiem wszystko przychodzi gorzej, organizm nie regeneruje się tak sprawnie jak kiedyś, więc nawet zwykłe przeziębienie potrafi dać popalić, a i umysł zaczyna szwankować. No cóż, nikt nie mówił, że starzenie się jest przyjemne.

      Ja mam podobnie. Dusi mnie ten dym, czuję się przez niego osaczona, i na gwałt potrzebuję świeżego powietrza. W ogóle bardzo lubię rześkie, świeże powietrze - z tego samego powodu nie lubię upałów i nagrzanych do granic wytrzymałości pomieszczeń, gdzie temperatura zimą sięga prawie 30 stopni. Znam takich ciepłolubnych, dla mnie to zdecydowanie za wiele.

      Z tym też się zgadzam w całej rozciągłości - nie lubię się nikomu narzucać, i chyba też nigdy nie zwaliłabym się nikomu na głowę. Raz, że czułabym się z tym bardzo niezręcznie, dwa - bardzo cenię sobie prywatność, a o to czasami trudno w cudzym domu. Zdecydowanie wolałabym zapłacić za nocleg i mieć całą przestrzeń na swój prywatny użytek.
      Znam jednak takich, którzy co roku przyjeżdżali na tygodniowy lub dwu- urlop do swojej rodziny nad morzem. Ponoć obydwu stronom to odpowiadało, nie wnikam.
      No i jako osoba mieszkająca za granicą też miałam takich gości, którzy oznajmiali, że nas odwiedzą w tym i w tym miesiącu :)

      Usuń
    3. To trochę tak jak z lekarzem wśród znajomych, każdemu wydaje się, że tylko zapyta, co oznacza kłucie w boku, a on tylko czeka, aby móc nam udzielać rad. Tak też się wydaje niektórym, że rodzina za granicą (a też w kraju) to wspaniała bezpłatna miejscówka. Niezwykle rzadko korzystam z takich noclegów i najczęściej jestem do tego mocno namawiana (czasami się nawet nie przyznaję, iż jestem w miejscowości, w której mieszka rodzinka mając zarezerwowany tam hotel, bo jest potem obraza- czy faktyczna, czy dyplomatyczna- nie wiem. Niektóre zwłaszcza starsze osoby nie wyobrażają sobie, że można woleć nocować w hotelu niż u nich na kupie w mieszkaniu. Na szczęście i to się zmienia).

      Usuń
    4. Inaczej jest przyjechać do kogoś na wyraźne zaproszenie, a inaczej (bardzo nietaktownie) wprosić się samemu i to jeszcze w wybrany przez siebie termin, w ogóle nie konsultując tego z gospodarzem (wierz mi, to działo się naprawdę!). Ja wiem, że to rodzina, ale mimo wszystko obowiązują jakieś zasady i wypadałoby chociaż zapytać.
      Haha, jakbym czytała o sobie z tym nieprzyznawaniem się :)) Ludzie czasami odbierają to zbyt personalnie, doszukują się drugiego dna, a wystarczy odrobinę zrozumienia i wczucie się w sytuację tej drugiej strony.

      Usuń
    5. No przy takim wpraszaniu się, po raz drugi rodzinka zastałaby zamknięte drzwi :) może wówczas by dotarło. Na szczęście moja rodzinka raczej musi być namawiana i zachęcana, niż wpada na takie pomysły. A z tym nieprzyznawaniem się to potem się modlę, aby nie spotkać na ulicy i mam zawsze przygotowany jakiś wykręt w stylu, że jestem ze znajomymi :)

      Usuń
  5. Zwiedziłaś kolejne tajemnicze miejsce o którym mało kto wie. I fajnie, że się dzielisz z nami wrażeniami i zdjęciami. Ktoś już napisał na blogu życia nie starczy, by te wszystkie cudowne miejsca osobiście zobaczyć. Cieszę się, że mogłem choć wirtualnie zapoznać się z tak ciekawą wyspą. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Z podróżami jak z książkami, nie dotrzemy do wszystkich miejsc, choćbyśmy mieli nawet mnóstwo czasu i trochę pieniędzy, jak nie przeczytamy wszystkich książek, które byśmy chcieli. Musimy zająć się sztuką wyboru. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Zaskoczyłaś mnie tym przejściem "w stan spoczynku" - zawsze myślałam, żeś młoda dziewczyna, a tu okazuje się moja równolatka 😂 Widać nieuważny czytelnik ze mnie (i fakt, że nie do każdego postu zajrzę, starając się ograniczać przebywanie w sieci).

    W czasach, gdy jeździłam do Wenecji, nabyłam tego Acroyda, ale jakoś nigdy nie przeczytałam. Wenecja się dla mnie skończyła, gdy skasowano tanie loty do Treviso. One zdaje się potem wróciły, ale ja już jeździłam gdzie indziej 😉 A jeszcze później, po przeczytaniu różnych artykułów o tym, jak masowa turystyka szkodzi Serenissimie, obiecałam sobie, że już nie przyłożę do tego ręki. Będę tęsknić z daleka.

    Gdy byłam na Torcello kupiłam bogato ilustrowaną książkę o bazylice i o Santa Fosca - czego raczej nigdy nie robię, ale tym razem postąpiłam wbrew zasadom - właśnie ze względu na zdjęcia tych wspaniałych mozaik.

    OdpowiedzUsuń
  8. Owszem rok temu 30 stycznia, ta data to dla mnie piękna rocznica, bo wyczekiwana bardzo. Pisałam o tym na pewno nie raz, ale wiadomo, to tylko nam się wydaje, że jak napiszemy coś nawet raz to wszyscy zapamiętają. A sama nie czytam wszystkich wpisów wszystkich znajomych, a jak czytam to nie zawsze zapamiętam wszystko. Czuję się młodo duchem, choć chwilowo z chorymi zatokami czuję się jak stara baba.
    Wenecja jest niszczona przez nadmiar turystów, choć nie tylko ona, ale ona najbardziej spektakularnie. Potrzebne są rozwiązania systemowe, opłata w postaci 5 czy 10 euro dla jednodniowych turystów to żadne rozwiązanie. A osób, które tak jak ty, same z siebie zrezygnują z odwiedzenia miasta będzie tak mało. No, ale jak mówią kropla drąży skałę. Ja nie wiem, czy będę umiała z niej zrezygnować, choć coraz bardziej męczące bywają to odwiedzimy, mimo, że wybieram ustronne miejsca i szlaki mniej uczęszczane.
    Skoro udało ci się nabyć książkę o bazylice to żałuję, że ja nie miałam szczęścia. W kościelnym sklepiku szukałam bez powodzenia, a do księgarni (jedynym sklepiku na wyspie nie weszłam. Sama nie wiem dlaczego. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Małgosiu!
    Ponad dwa tygodnie urlopu i niezliczona ilość zabytków i słynnych atrakcji turystycznych. Odwiedziłaś bardzo ciekawe miasta. Troszeczkę zazdroszczę pobytu na maleńkiej wysepce Torcello i zobaczenie tych dwóch niezwykle ciekawych kościółków. Zachwycił mnie most diabła. Prawdziwa perełka. Ciekawa jestem wrażeń z Muzeum Egipskiego w Turynie i wizyty w Mediolanie.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na moście diabła zrobiłam zabawne zdjęcie rodzince, która stanęła nań na jednej nodze z rękoma wyciągniętymi do do przodu imitując wydłużony dziób - niestety choć mało rozpoznawalne, to jednak wolę się nie narażać publikując to zdjęcie, ale mnie przed oczami już na zawsze Most Diabła będzie się kojarzył z tym widokiem. A swoją drogą nazywanie Mostem Diabła mostów w Włoszech bywa chyba częste, bo spotkałam się z taką nazwą też w Pont Saint Martin, a zapewne jest więcej takich przypadków.

      Usuń
  10. Z większych kasyn widziałam kasyno w Cannes i Monte Carlo. Do pierwszego weszłam jak dama przepuszczona w drzwiach przez ochronę, do drugiego zajrzałam tylko stojąc w wejściu. Ani w jednym ani w drugim nie mogłam robić zdjęć. Goście kasyna, a było ich naprawdę wielu, zajęci grą, nie zwracali uwagi na nowych przybyszy. Nie miałam zamiaru zdobyć tam fortuny jedynie z ciekawości przyjrzeć się im z bliska.
    Ciekawa wyprawa z ciocią Wandą i na Torcello.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Mnie też ciągnęła tam ciekawość. I też nikt nie zwracał na nas uwagi, ludzie byli pochłonięci grą, ale wcale nie wydali mi się wówczas ciekawi. Może dlatego, że tak bardzo odstawali od moich o nich wyobrażeń.

    OdpowiedzUsuń
  12. Małe miasteczko, a mnóstwo zabytków.
    Pozdrawiam:)*

    OdpowiedzUsuń
  13. Tak, jak na tak małą miejscowość- wysepkę o powierzchni niespełna pół kilometra to zabytków jest sporo.

    OdpowiedzUsuń
  14. To prawda, że nazwa Torcello brzmi bardzo smakowicie ale mnie kojarzy się z likierem 🙂. Delikatna nutka alkoholu przełamana słodyczą czekoladowego torcika. To niesamowite, że w miejscu tak obleganym przez turystyczne tłumy można znaleźć takie oazy spokoju. Sama będąc w Wenecji popłynęłam vaporetto na Burano i Murano, bo są najbardziej znane ale na moje szczęście nie wiadomo jakich tłumów nie było. A może jedynie miałam takie wrażenie po zatłoczonej Wenecji.
    Wszystkiego dobrego u progu wiosny.

    OdpowiedzUsuń
  15. Skojarzenie z likierem też bardzo właściwe (jak limoncello, to i torcello może być :) I ja byłam na Murano kilka lat temu, a teraz wstąpiłam na Burano, bo przez tę wyspę się płynie (tam jest przesiadka). Na Murano wówczas było spokojnie, ale na Burano teraz były tłumy, te krzykliwe kolorowe domki fajnie się fotografuje.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).