Wydawnictwo Czarne rok 2013 |
Teraz mogę tylko wyrazić żal, że zrobiłam to tak późno. Gdybym przeczytała ją przed podróżą do Paryża, czy do Wiednia mogłabym podążyć śladami jej bohaterów, może nie tak wnikliwie jak autor opowieści, ale zapewne z dużym sentymentem, bowiem książka chwyta za serca i zbliża do bohaterów, których życie było ciekawe, choć momentami tragicznie trudne.
Zając o bursztynowych oczach to historia rodziny opowiedziana przez pryzmat kolekcji japońskich figurek. Autor Edmund de Waal potomek jednej z najbogatszych żydowskich rodzin Ephrussi odziedziczył po stryjecznym dziadku kolekcję netsuke; małych miniaturowych rzeźb z drewna i kości słoniowej przedstawiających figurki zwierząt i postaci.
Były to miniaturowe rzeźby do trzymania w dłoniach, drobiazgi, które dodawały splendoru salonowi czy buduarowi. Gdy oglądam ryciny japońskich przedmiotów widzę, że paryżanie nie bali się nadmiaru materii: kość słoniową przykrywali jedwabiem, jedwab wieszali nad stolikiem z lak, stolik z laki zastawiali porcelaną, na podłodze rozrzucali otwarte wachlarze. Dotyk łaknący nowych doznań, dłonie dokonujące odkryć, przedmioty dotykane z uczuciem, plus caresse [czyli pieszczotliwie]. (str. 68).
Postanawia wówczas opisać ich historię, znaczenie, jakie miały dla swych właścicieli, prześledzić drogę jaką przebyły z Japonii do Paryża, potem Wiednia, Tokio i Londynu. Żeby tego dokonać autor przez kilka lat podróżuje śladami kolekcji, ale przede wszystkim śladami swych przodków, odwiedza miejsca, w których toczyło się ich życia, biblioteki, galerie, archiwa, w których znajdują się stare gazety, dokumenty, mapy, czyta odziedziczone przez ojca listy, dzienniki, zeszyty. Prowadzi drobiazgowe śledztwo, aby ustalić co działo się z XVII wieczną kolekcją składającą się z 264 figurek począwszy od 1870 roku, kiedy zakupił ją Charles Ephrussi. Dziś nazwisko Ephrussi niewiele nam mówi, ale w drugiej połowie XIX wieku była ona powszechnie znana, była jedną z najbogatszych rodzin żydowskich w Europie. „W roku 1860 rodzina stała się największym eksporterem zboża na świecie. James de Rotschild znany był w Paryżu, jako Le Roi de Juifs [król żydów]. Rodzinę Ephrussich można było określić mianem Le Rois du Ble-Królów Pszenicy. Choć byli Żydami, szczycili się własnym herbem, pszenicznym kłosem i heraldycznym trójmasztowym okrętem pod pełnymi żaglami. Pod okrętem widniała rodzinna dewiza: Quod honestum [to, co szlachetne]. Jesteśmy ponad wszelkim podejrzeniem. Możecie nam zaufać. Zasadniczy plan polegał na tym, by korzystając z rodzinnej siatki kontaktów i powiązań, zbudować i sfinansować gigantyczne przedsięwzięcie gospodarcze: mosty na Dunaju, koleje żelazne w Rosji i we Francji, doki i kanały. Z dobrze rozwijającego się domu handlowego Ephrussi i spółka miało przekształcić się w międzynarodową potęgę finansową. Stworzyć własny bank. Odtąd każda udana transakcja rządowa, każde przedsięwzięcie podjęte wespół ze zubożałym arcyksięciem, każdy klient wciągnięty poprzez swoje zobowiązania w krąg rodziny Ephrussi miały budować splendor tego rodu i stopniowo oddalać od Ukrainy i kolebiących się po jej drogach skrzypiących wozów z pszenicą” (str. 39)
Dom Nany przy Parku Monceau |
Śledząc losy kolekcji podążamy za losami członków rodu. Bogactwo w rodzinie żydowskiej łączyło się z wykształceniem, znajomością języków obcych, obyciem, kulturą, obracaniem się w kręgach ludzi nie tylko uprzywilejowanych, ale też artystycznie uzdolnionych, to też dobroczynność i gromadzenie dzieł sztuki. Akcja opowieści obejmuje ponad sto lat. Nie będę streszczała fabuły, chciałabym jednak zasygnalizować tylko - może jako zachętę dla osób, którym bliskie są klimaty ludzkiego losu na przestrzeni dziejów oparte na faktach, osadzone w historii, dziejące się w otoczeniu znanych nam nazwisk i w miejscach tak pięknych architektoniczne – historię dwóch pierwszych właścicieli kolekcji.
We wnętrzu Muzeum Camondo (źródło). Nie dysponuję zdjęciem kamienicy Ephrussich w Paryżu (tutaj mógł bywać Charles przynajmniej sporadycznie) |
Pierwszy - Charles nie musiał nic robić, rodowe pieniądze umożliwiały wygodną egzystencję na wysokim poziomie. Interesami zajęli się dwaj starsi bracia, on mógłby bywać w kawiarniach, na balach, wdawać się w romanse i wydawać pieniądze. I po części to robił. Ale to mu nie wystarczało, interesował się sztuką, literaturą, pracował w gazecie, był krytykiem sztuki, napisał biografię Durera, był też kolekcjonerem sztuki, wspierał artystów. Spotykał się z literatami, malarzami, dziennikarzami, a nawet pozował do znanego obrazu Renoira Śniadanie wioślarzy (ten pan w cylindrze odwrócony plecami do widza to Charles), na jego postaci mógł być wzorowany Swann z W poszukiwaniu straconego czasu Prousta.
Będąc w Paryżu (czy potem w Wiedniu) nie znałam historii rodu, jednak nieświadomie wędrowałam śladami rodziny Ephrussich. Otóż jedna z rodowych kamienic/pałaców mieściła się w paryskiej dzielnicy Monceau obok Parku. Zaprowadziła mnie tam jedna z paryskich blogerek pokazując kamienicę, którą uważano za mieszkanie Nany Emila Zoli oraz pałacową kamienicę rodziny Camondo (o której wspominałam tu). Camondo byli sąsiadami Ephrussich. Paryskie mieszkanie pierwszego właściciela kolekcji netsuke wydaje się niezwykle odpowiednim lokum dla figurek. Pięknie wyeksponowane w towarzystwie innych dzieł sztuki, odwiedzane przez malarzy i pisarzy, brane do rąk, żyjące wraz z gospodarzem i jego gośćmi, były bezpieczne i jakby u siebie.
Śniadanie wioślarzy Renoir (Źródło) |
W jego mieszkaniu czuje się nie tylko bogactwo, ale i solidne studia. To nie są przypadkowe dzieła kupione przez nuworysza. „Udziela się przyjemność, jaką Charles musiał odczuwać, w obcowaniu z przedmiotami; zaskakujący ciężar adamaszku, chłód emalii, patyna brązu, faktura haftu na gobelinach” (str. 50). Czy wy też doznajecie ekscytacji słysząc słowa adamaszek, jedwab, alabaster, to coś jak fizyczna przyjemność z kontaktu z przedmiotem, bezosobowym wytworem rąk ludzkich, a jednak czymś co ma duszę. Otoczeniem kolekcji japońskich figurek są rysunki i medaliony, renesansowe emalie i szesnastowieczne gobeliny wykonane na podstawie kartonów Rafaela, marmurowa figurka dziecka w stylu Donatella, majolika Luki della Robbia przedstawiająca młodego fauna. To wszystko w muzeum byłoby tylko ekspozycją z tabliczką nie dotykać, gdzie jedyny kontakt przedmiot miałby z delikatną miotełką omiatającą z kurzu, tutaj są to towarzysze życia, umilacze czasu. Jak pisze autor - Są to przedmioty, które kumulują w sobie emocje towarzyszące ich tworzeniu (str.29), a ja dodałabym kumulują emocje towarzyszące ludziom, w których otoczeniu się znajdują. Są niemymi świadkami ich życia. A życie Charlesa było imponujące. Spełniał się w tym co lubił, zajmował tym, co go interesowało. Żył w ciekawych, choć trudnych czasach. Ataki antysemickie nie ominęły i jego, choć w porównaniu z tym co spotkało jego wiedeńskich krewnych były niczym. Pogardliwe miny, napastliwe artykuły, zerwanie stosunków, niepodanie ręki były przykrym doświadczeniem, ale nie tragedią, jaka miała miejsce parę lat później w Wiedniu.
Pałac Ephrussich Wiedeń (Źródło) |
Mniej szczęścia miał kuzyn Charlesa - Victor. Był także kolejnym dzieckiem i drugim w kolejności synem. I jego najbardziej interesowała sztuka, a zwłaszcza książki (zgromadził bogaty księgozbiór), jednak z powodu ucieczki starszego brata musiał przejąć rodzinny interes i zająć się pomnażaniem majątku. Wiedeński Pałac Ebhrussich znajduje się przy Ringu, niemal vis a vis Uniwersytetu. Przechodziłam tamtędy codziennie, bowiem znajduje się tam połączenie linii tramwajowej, autobusowej i przystanku metra. Musiałam mijać ten Pałac kilkakrotnie, jednak poza tym, że na parterze znajdowało się Casino nie zwrócił on mojej uwagi. Wiedeń - z jego monumentalną, klasycystyczną zabudową ma tyle ciekawych budowli, że mógł mi umknąć ten, który wydał się jeszcze jednym więcej pałacem – kamienicą, nieco przysadzistym i ciężkim z zewnątrz, niedostępnym dziś we wnętrzu dla postronnych. To tam trafiła kolekcja figurek podarowana Victorowi w prezencie ślubnym. Niestety nie było to szczęśliwe małżeństwo, choć nie miało to wówczas większego znaczenia. Miało ono być trwałe i dać potomków. Piękna żona najbardziej interesowała się strojami, balami, bywaniem i zmianą kochanków. Nie podzielała literackich zainteresowań Victora. To do jej buduaru trafiła kolekcja figurek. Odtąd mogły być one świadkami intymnych spotkań, zmian sukni a także towarzyszami zabaw dzieci, którym pozwalano wyjmować figurki z witryny i bawić się nimi.
Okres wiedeński był niezwykle burzliwy w dziejach rodu i dziejach Europy. Narastanie nastrojów antysemickich tonowane przez Franciszka Józefa, zamach na arcyksięcia Ferdynanda, wybuch I wojny, lata kryzysu powojennego, rozczarowanie z powodu przegranej wojny, szukanie winnych, ponowny antysemityzm tym razem podsycany przez władze i tragedia II wojny. Tragedia dla ludzkości, ale przede wszystkim dla rodzin żydowskich, biedni od razu trafiają do obozów koncentracyjnych, bogaci są najpierw okradani z majątku, godności, nierzadko też życia. Jedynie nielicznym udaje się uciec, tym, którzy mają albo środki, albo ustosunkowanych czy obrotnych znajomych.
Najciężej pisze się o książkach porywających, książkach, które budzą w nas emocjonalny stosunek do bohaterów opowieści, a taką książką jest właśnie Zając o bursztynowych oczach. Słowo pisane blednie wobec ogromu buzujących w nas wrażeń. Autor pisze w sposób niezwykle emocjonalny, ale zarazem rzeczowy. Nie ma tu miejsca na fantazjowanie, zapisywanie białych kart rodowej historii. Jeśli nie udało się dotrzeć do faktów, czy zdarzeń autor pozostawia je niedopowiedziane. Poszukiwania źródeł, które początkowo miały mu zająć kilka miesięcy trwały kilka lat. A efekt tych poszukiwań jest fantastyczny. Historia budowania marki małej odeskiej firmy handlującej zbożem poprzez dojście do fortuny wartej miliony koron aż do zmuszenia do wyzbycia się wszystkiego jest niezwykle interesująca. Czytelnik współodczuwa wraz z bohaterami opowieści. Bardzo wzruszyła mnie opowieść o wiernej pokojówce Annie, której pozwolono pomagać nazistom przy sporządzaniu inwentarza majątku Ebrussich, a ona dzień po dniu wynosiła w kieszeni fartucha po jednej malutkiej figurce z kolekcji netsuke, aby po wojnie mieć co oddać dzieciom właścicieli. Rozśmieszyła natomiast historia zakupu obrazu Maneta. Obraz przedstawiał pęczek szparagów związanych źdźbłem słomy. Manet zażądał zań ośmiuset franków, jednak Charles zapłacił mu tysiąc. Tydzień później Charles otrzymał mały obrazek przedstawiający pojedynczą łodygę szparaga z bilecikiem, iż pęczek był niekompletny.
Bohaterowie są silni, nie poddają się, potrafią się pozbierać a nawet odbudować swe życie, a czasem i fortuny w innym miejscu. Przykre jest to, że wciąż muszę od nowa szukać tego swojego, nowego miejsca. A także budzące wewnętrzny sprzeciw i irytację to, iż oprawcy rzadko bywają ukarani. Gorzej, oni śmieją się ofiarom w twarz zajmując zaszczytne miejsca w powojennej hierarchii społecznej. A w Austrii wygląda to wyjątkowo okrutnie, jeśli większość wojennych zbrodniarzy została amnestionowana.
Książka może być i lekcją historii i nauką o przemianach, o stosunkach społecznych, o sztuce i literaturze, ale przede wszystkim jest opowieścią o ludziach i ich emocjach. Opowieść prowadzona przez pryzmat kolekcji figurek to ciekawy zabieg literacki na zbudowanie fabuły. To nie jest smutna książka, choć mówi też o czasach tragicznych bywają w niej zabawne historyjki i wzruszające. Ale przede wszystkim są to historie pasjonujące i prawdziwe. Ponoć autor wzbraniał się przed pisaniem kolejnej sagi rodzinnej o Europie Środkowej. Dla mnie jest to jednak taka saga. Książka przywodzi mi na myśl książkę Europa w rodzinie czas odmieniony Marii Czapskiej.
Z racji zainteresowań najbardziej zainteresowały mnie fragmenty odnoszące się do świata kultury i sztuki; miejsca, w których pojawiają się Degas, Renoire, Zola, Proust, France, Goncourt, Roth, Alejhem. To tylko nieliczni przedstawiciele świata kultury, nie sposób wymienić ich wszystkich.
Dużą zaletą opowieści są zdjęcia pozwalające skonfrontować wyobrażenia z rzeczywistością poprzez osoby bohaterów a także ich otoczenie (obrazy, jakimi się otaczali, przedmioty, kamienice). Nieocenione jest drzewo genealogiczne rodu, do którego sięgałam przez długi czas, dopóki nie zapamiętałam rodzinnych koligacji. Żałuję jedynie, iż zdjęcie kolekcji netsuke jest małe i niezbyt wyraźne, w końcu to ona dała pomysł powstania książki. I znowu przypomina mi się wiersz Szymborskiej, który kilkakrotnie tu cytowałam Muzeum z tym już dziś niestety nieaktualnym fragmentem
Co do mnie, żyję, proszę wierzyć.
Mój wyścig z suknią nadał trwa.
A jaki ona upór ma!
A jakby ona chciała przeżyć!
Mój wyścig z suknią nadał trwa.
A jaki ona upór ma!
A jakby ona chciała przeżyć!
To one przedmioty po nas pozostają, niemi świadkowie naszego istnienia.
Książkę przeczytałam w ramach stosikowego losowania u Anny. Ogromne dzięki osobie losującej. Nie wiem, czy trafi mi się druga tak pasjonująca lektura w tym roku.
Znowu miałam problem z klasyfikacją. Zaliczyłam do sagi rodzinnej i to mniejszy problem. Jak zakwalifikować autora, który wg Wikipedii jest angielskim artystą - mieszka w Londynie, dziadek pochodzi z Holandii, babka urodziła się w Wiedniu i pochodzi z rodu Ephrussich o korzeniach żydowskich, a praprzodkowie wywodzą się z Odessy (choć urodzeni w Berdyczowie).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).