![]() |
Wydawnictwo Czarne rok 2013 |
Teraz mogę tylko wyrazić żal, że zrobiłam to tak późno. Gdybym przeczytała ją przed podróżą do Paryża, czy do Wiednia mogłabym podążyć śladami jej bohaterów, może nie tak wnikliwie jak autor opowieści, ale zapewne z dużym sentymentem, bowiem książka chwyta za serca i zbliża do bohaterów, których życie było ciekawe, choć momentami tragicznie trudne.
Zając o bursztynowych oczach to historia rodziny opowiedziana przez pryzmat kolekcji japońskich figurek. Autor Edmund de Waal potomek jednej z najbogatszych żydowskich rodzin Ephrussi odziedziczył po stryjecznym dziadku kolekcję netsuke; małych miniaturowych rzeźb z drewna i kości słoniowej przedstawiających figurki zwierząt i postaci.
Były to miniaturowe rzeźby do trzymania w dłoniach, drobiazgi, które dodawały splendoru salonowi czy buduarowi. Gdy oglądam ryciny japońskich przedmiotów widzę, że paryżanie nie bali się nadmiaru materii: kość słoniową przykrywali jedwabiem, jedwab wieszali nad stolikiem z lak, stolik z laki zastawiali porcelaną, na podłodze rozrzucali otwarte wachlarze. Dotyk łaknący nowych doznań, dłonie dokonujące odkryć, przedmioty dotykane z uczuciem, plus caresse [czyli pieszczotliwie]. (str. 68).
Postanowił wówczas opisać ich historię, znaczenie, jakie miały dla swych właścicieli, prześledzić drogę jaką przebyły z Japonii do Paryża, potem Wiednia, Tokio i Londynu. Żeby tego dokonać autor przez kilka lat podróżował śladami kolekcji, ale przede wszystkim śladami swych przodków, odwiedzał miejsca, w których toczyło się ich życie, biblioteki, galerie, archiwa, w których znajdowały się stare gazety, dokumenty, mapy, obrazy, czytał odziedziczone przez ojca listy, dzienniki, zeszyty. Prowadził drobiazgowe śledztwo, aby ustalić co działo się z ze składającą się z 264 figurek XVII wieczną kolekcją począwszy od 1870 roku, kiedy zakupił ją Charles Ephrussi. Dziś nazwisko Ephrussi niewiele nam mówi, ale w drugiej połowie XIX wieku była ona powszechnie znana, była jedną z najbogatszych rodzin żydowskich w Europie. „W roku 1860 rodzina stała się największym eksporterem zboża na świecie. James de Rotschild znany był w Paryżu, jako Le Roi de Juifs [król żydów]. Rodzinę Ephrussich można było określić mianem Le Rois du Ble-Królów Pszenicy. Choć byli Żydami, szczycili się własnym herbem, pszenicznym kłosem i heraldycznym trójmasztowym okrętem pod pełnymi żaglami. Pod okrętem widniała rodzinna dewiza: Quod honestum [to, co szlachetne]. Jesteśmy ponad wszelkim podejrzeniem. Możecie nam zaufać. Zasadniczy plan polegał na tym, by korzystając z rodzinnej siatki kontaktów i powiązań, zbudować i sfinansować gigantyczne przedsięwzięcie gospodarcze: mosty na Dunaju, koleje żelazne w Rosji i we Francji, doki i kanały. Z dobrze rozwijającego się domu handlowego Ephrussi i spółka miało przekształcić się w międzynarodową potęgę finansową. Stworzyć własny bank. Odtąd każda udana transakcja rządowa, każde przedsięwzięcie podjęte wespół ze zubożałym arcyksięciem, każdy klient wciągnięty poprzez swoje zobowiązania w krąg rodziny Ephrussi miały budować splendor tego rodu i stopniowo oddalać od Ukrainy i kolebiących się po jej drogach skrzypiących wozów z pszenicą” (str. 39)
Dom Nany przy Parku Monceau |
Śledząc losy kolekcji podążamy za losami członków rodu. Bogactwo w rodzinie żydowskiej łączyło się z wykształceniem, znajomością języków obcych, obyciem, kulturą, obracaniem się w kręgach ludzi nie tylko uprzywilejowanych, ale też artystycznie uzdolnionych, to też dobroczynność i gromadzenie dzieł sztuki. Akcja opowieści obejmuje ponad sto lat. Nie będę streszczała fabuły, chciałabym jednak zasygnalizować tylko (może jako zachętę dla osób, którym bliskie są klimaty ludzkiego losu na przestrzeni dziejów oparte na faktach, osadzone w historii, dziejące się w otoczeniu znanych nam nazwisk i w miejscach tak pięknych architektoniczne) historię dwóch pierwszych właścicieli kolekcji.
We wnętrzu Muzeum Camondo (źródło). Nie dysponuję zdjęciem kamienicy Ephrussich w Paryżu (tutaj mógł bywać Charles przynajmniej sporadycznie) |
Pierwszym był Charles. Nie musiał nic robić, rodowe pieniądze umożliwiały mu wygodną egzystencję na wysokim poziomie. Interesami zajęli się dwaj starsi bracia, on mógł bywać w kawiarniach, na balach, wdawać się w romanse i wydawać pieniądze. I po części to robił. Ale to mu nie wystarczało, interesował się sztuką, literaturą, pracował w gazecie, był krytykiem sztuki, napisał biografię Durera, był też kolekcjonerem dzieł sztuki, a także wspierał artystów. Spotykał się z literatami, malarzami, dziennikarzami, a nawet pozował do znanego obrazu Renoira Śniadanie wioślarzy (ten pan w cylindrze odwrócony plecami do widza to Charles), na jego postaci mógł być wzorowany Swann z W poszukiwaniu straconego czasu Prousta.
Będąc w Paryżu (czy potem w Wiedniu) nie znałam historii rodu, jednak nieświadomie wędrowałam śladami rodziny Ephrussich. Otóż jedna z rodowych kamienic/pałaców mieściła się w paryskiej dzielnicy Monceau obok Parku. Zaprowadziła mnie tam paryska blogerka pokazując kamienicę, którą uważano za mieszkanie Nany Emila Zoli. Zwiedziłyśmy też pałacową kamienicę rodziny Camondo (o której wspominałam tu), gdzie usłyszałam pasjonującą historię innej żydowskiej rodziny. Byli oni sąsiadami Ephrussich. Paryskie mieszkanie pierwszego właściciela kolekcji netsuke wydaje się niezwykle odpowiednim lokum dla figurek. Stały pięknie wyeksponowane w towarzystwie innych dzieł sztuki, odwiedzane przez malarzy i pisarzy, brane do rąk, żyjące wraz z gospodarzem i jego gośćmi, były bezpieczne.
![]() |
Śniadanie wioślarzy Renoir (Źródło) |
W jego mieszkaniu czuje się nie tylko bogactwo, ale i solidne studia. To nie są przypadkowe dzieła kupione przez nuworysza. „Udziela się przyjemność, jaką Charles musiał odczuwać, w obcowaniu z przedmiotami; zaskakujący ciężar adamaszku, chłód emalii, patyna brązu, faktura haftu na gobelinach” (str. 50). Czy wy też doznajecie ekscytacji słysząc słowa adamaszek, jedwab, alabaster, to coś jak fizyczna przyjemność z kontaktu z przedmiotem, bezosobowym wytworem rąk ludzkich, a jednak czymś co ma duszę. Otoczeniem kolekcji japońskich figurek są rysunki i medaliony, renesansowe emalie i szesnastowieczne gobeliny wykonane na podstawie kartonów Rafaela, marmurowa figurka dziecka w stylu Donatella, majolika Luki della Robbia przedstawiająca młodego fauna. To wszystko w muzeum byłoby tylko ekspozycją z tabliczką nie dotykać, gdzie jedyny kontakt przedmiot miałby z delikatną miotełką omiatającą z kurzu, tutaj są to towarzysze życia, umilacze czasu. Jak pisze autor - Są to przedmioty, które kumulują w sobie emocje towarzyszące ich tworzeniu (str.29), a ja dodałabym kumulują emocje towarzyszące ludziom, w których otoczeniu się znajdują. Są niemymi świadkami ich życia. A życie Charlesa było imponujące. Spełniał się w tym co lubił, zajmował tym, co go interesowało. Żył w ciekawych, choć trudnych czasach. Ataki antysemickie nie ominęły i jego, choć w porównaniu z tym co spotkało jego wiedeńskich krewnych były niczym. Pogardliwe miny, napastliwe artykuły, zerwanie stosunków, niepodanie ręki były przykrym doświadczeniem, ale nie tragedią, jaka miała miejsce parę lat później w Wiedniu.
![]() |
Pałac Ephrussich Wiedeń (Źródło) |
Mniej szczęścia miał kuzyn Charlesa - Victor. Był także kolejnym dzieckiem i drugim w kolejności synem. I jego najbardziej interesowała sztuka, a zwłaszcza książki (zgromadził bogaty księgozbiór), jednak z powodu ucieczki starszego brata musiał przejąć rodzinny interes i zająć się pomnażaniem majątku. Wiedeński Pałac Ebhrussich znajduje się przy Ringu, niemal vis a vis Uniwersytetu. Przechodziłam tamtędy codziennie, bowiem znajduje się tam połączenie linii tramwajowej, autobusowej i przystanku metra. Musiałam mijać ten Pałac kilkakrotnie, jednak poza tym, że na parterze znajdowało się Casino nie zwrócił on mojej uwagi. Wiedeń - z jego monumentalną, klasycystyczną zabudową ma tyle ciekawych budowli, że mógł mi umknąć ten, który wydał się jeszcze jednym więcej pałacem – kamienicą, nieco przysadzistym i ciężkim z zewnątrz i niedostępnym dziś dla postronnych wnętrzem. To tam trafiła kolekcja figurek podarowana Victorowi w prezencie ślubnym. Niestety nie było to szczęśliwe małżeństwo, choć nie miało to wówczas większego znaczenia. Małżeństwo miało być trwałe i dać potomków. Piękna żona najbardziej interesowała się strojami, balami, bywaniem w teatrze, operze i zmianą kochanków. Nie podzielała literackich zainteresowań Victora. To do jej buduaru trafiła kolekcja figurek. Odtąd mogły być one świadkami intymnych spotkań, zmian sukni a także towarzyszami zabaw dzieci, którym pozwalano wyjmować figurki z witryny i bawić się nimi.
Okres wiedeński był niezwykle burzliwy w dziejach rodu i dziejach Europy. Narastanie nastrojów antysemickich tonowane przez Franciszka Józefa, zamach na arcyksięcia Ferdynanda, wybuch I wojny, lata kryzysu powojennego, rozczarowanie z powodu przegranej wojny, szukanie winnych, ponowny antysemityzm tym razem podsycany przez władze i tragedia II wojny. Tragedia dla ludzkości, ale przede wszystkim dla rodzin żydowskich, biedni od razu trafiają do obozów koncentracyjnych, bogaci są najpierw okradani z majątku, godności, nierzadko też życia. Jedynie nielicznym udaje się uciec, tym, którzy mają albo środki, albo ustosunkowanych czy obrotnych znajomych.
Najciężej pisze się o książkach porywających, książkach, które budzą w nas emocjonalny stosunek do bohaterów opowieści, a taką książką jest właśnie Zając o bursztynowych oczach. Słowo pisane blednie wobec ogromu buzujących w nas wrażeń. Autor pisze w sposób niezwykle emocjonalny, ale zarazem rzeczowy. Nie ma tu miejsca na fantazjowanie, zapisywanie białych kart rodowej historii. Jeśli nie udało się dotrzeć do faktów, czy zdarzeń autor pozostawia je niedopowiedziane. Poszukiwania źródeł, które początkowo miały mu zająć kilka miesięcy trwały kilka lat. A efekt tych poszukiwań jest fantastyczny. Historia budowania marki małej odeskiej firmy handlującej zbożem poprzez dojście do fortuny wartej miliony koron aż do zmuszenia do wyzbycia się wszystkiego jest niezwykle interesująca. Czytelnik współodczuwa wraz z bohaterami opowieści. Bardzo wzruszyła mnie opowieść o wiernej pokojówce Annie, której pozwolono pomagać nazistom przy sporządzaniu inwentarza majątku Ebrussich, a ona dzień po dniu wynosiła w kieszeni fartucha po jednej malutkiej figurce z kolekcji netsuke, aby po wojnie mieć co oddać dzieciom właścicieli. Rozśmieszyła natomiast historia zakupu obrazu Maneta. Obraz przedstawiał pęczek szparagów związanych źdźbłem słomy. Manet zażądał zań ośmiuset franków, jednak Charles zapłacił mu tysiąc. Tydzień później Charles otrzymał mały obrazek przedstawiający pojedynczą łodygę szparaga z bilecikiem, iż pęczek był niekompletny.
Bohaterowie są silni, nie poddają się, potrafią się pozbierać a nawet odbudować swe życie, a czasem i fortuny w innym miejscu. Przykre jest to, że wciąż muszę od nowa szukać tego swojego, nowego miejsca. A także budzące wewnętrzny sprzeciw i irytację to, iż oprawcy rzadko bywają ukarani. Gorzej, oni śmieją się ofiarom w twarz zajmując zaszczytne miejsca w powojennej hierarchii społecznej. A w Austrii wygląda to wyjątkowo okrutnie, jeśli większość wojennych zbrodniarzy została amnestionowana.
Książka może być i lekcją historii i nauką o przemianach, o stosunkach społecznych, o sztuce i literaturze, ale przede wszystkim jest opowieścią o ludziach i ich emocjach. Opowieść prowadzona przez pryzmat kolekcji figurek to ciekawy zabieg literacki na zbudowanie fabuły. To nie jest smutna książka, choć mówi też o czasach tragicznych bywają w niej zabawne historyjki i wzruszające. Ale przede wszystkim są to historie pasjonujące i prawdziwe. Ponoć autor wzbraniał się przed pisaniem kolejnej sagi rodzinnej o Europie Środkowej. Dla mnie jest to jednak taka saga. Książka przywodzi mi na myśl książkę Europa w rodzinie czas odmieniony Marii Czapskiej.
Z racji moich pasji najbardziej zainteresowały mnie fragmenty odnoszące się do świata kultury i sztuki; miejsca, w których pojawiają się Degas, Renoire, Zola, Proust, France, Goncourt, Roth, Alejhem. To tylko nieliczni przedstawiciele świata kultury, nie sposób wymienić ich wszystkich.
Dużą zaletą opowieści są zdjęcia pozwalające skonfrontować wyobrażenia z rzeczywistością poprzez osoby bohaterów a także ich otoczenie (obrazy, jakimi się otaczali, przedmioty, kamienice). Nieocenione jest drzewo genealogiczne rodu, do którego sięgałam przez długi czas, dopóki nie zapamiętałam rodzinnych koligacji. Żałuję jedynie, iż zdjęcie kolekcji netsuke jest małe i niezbyt wyraźne, w końcu to ona dała pomysł powstania książki. I znowu przypomina mi się wiersz Szymborskiej, który kilkakrotnie tu cytowałam Muzeum z tym już dziś niestety nieaktualnym fragmentem
Co do mnie, żyję, proszę wierzyć.
Mój wyścig z suknią nadał trwa.
A jaki ona upór ma!
A jakby ona chciała przeżyć!
Mój wyścig z suknią nadał trwa.
A jaki ona upór ma!
A jakby ona chciała przeżyć!
To one przedmioty po nas pozostają, niemi świadkowie naszego istnienia.
Książkę przeczytałam w ramach stosikowego losowania u Anny. Ogromne dzięki osobie losującej. Nie wiem, czy trafi mi się druga tak pasjonująca lektura w tym roku.
Znowu miałam problem z klasyfikacją. Zaliczyłam do sagi rodzinnej i to mniejszy problem. Jak zakwalifikować autora, który wg Wikipedii jest angielskim artystą - mieszka w Londynie, dziadek pochodzi z Holandii, babka urodziła się w Wiedniu i pochodzi z rodu Ephrussich o korzeniach żydowskich, a praprzodkowie wywodzą się z Odessy (choć urodzeni w Berdyczowie).
Mam "Zająca o bursztynowych oczach". Też pod wpływem recenzji Lirael, kupiłam tę książkę. Przyznaję, że jest fascynująca.. Wtedy była świeżo po wydaniu. Poznajemy tak wiele fantastycznych miejsc. Szkoda, że nie odwiedzamy Berdyczowa, gdzie urodziła się większość rodziny. Bardzo lubiłam blog Lirael. Wielka szkoda, że zaniechała jego prowadzenia. W październiku byłam w Wiedniu i m.in. odwiedziłam kościół Wotywny i przechodziłam koło tego przepięknego pałacu Ephrussich. Zgodzę się z Tobą, że Europa w rodzinie. Czas odmieniony, też jest świetną opowieścią o losach rodziny Czapskich.
OdpowiedzUsuńMałgosiu! Już nie mogę doczekać się Twojego wyjazdu do Drezna i relacji z Galerii Starych Mistrzów. Mam nadzieję, że spodoba Ci się w tym mieście. Teraz dobrze się składa, że w muzeum można robić zdjęcia. W czasie moich dwóch poprzednich wizyt (ostatnia 10 lat temu) był zakaz fotografowania.
Serdecznie pozdrawiam:)
Ja też bardzo żałuję, że Lirael nie prowadzi już bloga. Wiele fajnych dziewczyn zaniechało tego zajęcia, a szkoda wielka, bo pisały zajmująco. Ja w Wiedniu byłam rok temu i też przechodziłam obok tego Pałacu i to codziennie, bo tam właśnie się przesiadałam na tramwaj do hotelu jadący. Ja także nie mogę się doczekać wizyty w tej galerii. Myślę, że mi się spodoba, bo oglądałam trochę zdjęć.
UsuńNiektóre muzea wprowadzają ten zakaz, potem pozwalają fotografować i znowu zakazują. Choć ostatnio niemal wszędzie można już fotografować, co mnie cieszy, bo to pozwala lepiej zapamiętać, ale znowuż te hordy pseudoturystów robiących sobie selfie pod obrazem przerażają, bo odechciewa się stania w kolejce, aby zerknąć przez moment, bo już ktoś wchodzi ci na plecy. Ci co robią sobie zdjęcia obrazu nie są tak przeszkadzający, jak ci robiący selfiki.
Jeśli relacja z przeczytanej książki jest tak zajmująca to jaka musi być książka? Masz dar pięknego pisania i wszystkie Twoje posty czytam długo i dokładnie. Akcja dzieje się i w ciekawych czasach i miejscach i tak jakoś naturalnie pojawiają się wielkie nazwiska. Biografie to nie jest moja ulubiona dziedzina literatury ale zachęciłaś bardzo. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńJak zwykle miłe słowa z Twojej strony. Książka nie jest typową biografią (taką z nadmiarem dat i nazwisk, choć tych drugich przewija się sporo, ale czyta się to z przyjemnością, trochę jak scenariusz filmowy, czy książkę sensacyjną. Kibicuje się bohaterom i chce, aby nie spotkało ich nic złego, a jednocześnie wiemy, co czekało Żydów podczas wojny. Czytamy i doradzamy, aby szybko uciekali stamtąd i trochę się irytujemy, jeśli zwlekają. Myślę, że Tobie też mogłaby się ta książka spodobać, przy Twoich zainteresowaniach historią, sztuką, podróżami.
OdpowiedzUsuńTo co napisałaś jest nadzwyczaj pasjonujące, zresztą świetnie przekazane i po prostu czuje się Twoje ogromne zainteresowanie tą historią i emocje jakie Ci towarzyszyły podczas czytania. Uwielbiam takie książki i spróbuję jej poszukać tym bardziej że jak piszesz jest to praca wybitnie przekrojowa i dzieje się na przestrzeni kilkudziesięciu lat podczas których świat zmienił się kompletnie. Kiedy czytałam o Charlesie od razu skojarzył mi się ze Swannem co zresztą potwierdziła uwaga która zamieściłaś na koniec akapitu. Zresztą takich osób o wyrafinowanym guście i dużych możliwościach finansowych w owej epoce nie brakowało jednak fantastyczne jest to że ktoś poświęcił parę lat życia na prześledzenie losów kolekcji a przy okazji losów wielu członków rodu. Małgosiu, mam nadzieję że skoro piszesz to znaczy, że doszłaś do siebie u nas słabo bo Marta chyba przyniosła z pracy jakąś infekcję i tak sobie chorujemy pospołu. Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńNo proszę, ja bym nie skojarzyła ze Swannem, przeczytałam jedynie tom I powieści i jakkolwiek byłam nim zachwycona, przez II już nie udało mi się przebrnąć, być może zabrałam się zań w złym momencie. Chciałabym do tego wrócić.
OdpowiedzUsuńWspółczuję infekcji, bo sama borykam się z zapaleniem ucha (chyba) już czwarty tydzień i mimo kilku antybiotyków bez rezultatu. A pisałam leżąc w łóżku :( Jutro kolejna wizyta u lekarza :( Szczerze mówiąc mam dość tego choróbska, które się przyczepiło i trwa i trwa i nie chce sobie pójść. Pozdrawiam
Ja przeczytałam całe "Postukiwania straconego czasu" w młodości chociaż trudno było mi się skupić nad powolną narracją okraszoną mnóstwem dygresji. Ja zawsze łykałam książki a tej się ani rusz nie dało, do końca dobrnęłam lecz zawsze miałam ją z tyłu głowy, więc drugi raz wzięłam się za nią zaraz po powrocie z Włoch do Polski. To chyba był odpowiedni moment, może dlatego, że miałam problem z czytaniem po polsku i szło mi to bardzo wolno, musiałam czytać każde słowo osobno a nie zdania jak przed wyjazdem, więc było jak w sam raz, wszystko się dopasowało. Swann to mój ulubiony bohater a poza tym uwielbiam film z Ironsem, który w tej roli był po prostu idealny. Swoją drogą trochę się zeźliłam bo podobno dla Prousta jednym z prototypów postaci pani Verdurin (snobka i kobieta w pretensjach pełna różnych śmiesznostek) była Misia Sert. Przykro mi, że nie możesz się wykurować, tym bardziej, że to ucho a do tego antybiotyki nie działają. Dlatego tym razem z całą mocą życzę Ci żeby to minęło jak najszybciej!
OdpowiedzUsuńMnie w I tomie spodobało się to, co wielu osobom przeszkadzało te rozbudowane opisy, dla mnie były tak poetyckie (dla ścisłości nie przepadam za poezją, a raczej jej nie czuję, no chyba że śpiewana), tak malarskie, tak fantastyczne, że rozkoszowałam się ich delektowaniem. Widać z I tomem trafiłam we właściwy czas, w przeciwieństwie do II. I może tak rozpłynęłam się w owym smakowaniu formy, że uleciała mi treść. Zdecydowanie muszę wrócić nawet do I tomu. Nie oglądałam filmu, muszę poszukać i obejrzeć, choć najpierw wolałabym przeczytać książkę. Tyle, że na przeczytanie wszystkich tomów trzeba naprawdę dużo czasu, choć chyba Dąbrowska w swych Dziennikach pisała, że przeczytała je dość szybko. Co do podobieństwa czy niepodobieństwa Misi do bohaterki z wiadomych względów się nie wypowiem.
UsuńCo do choróbska tym bardziej nie będę się tu nad sobą rozczulała. Dzięki za życzenia
Historie o Żydach i ich tragicznym losie są zawsze wstrząsające. A tu bardzo ciekawie wpleciony wątek tych figurek. Wspaniale to opisałaś, z taką pasją i wzruszeniem. Pewnie sięgnę po tę lekturę, bo bardzo lubię biografie, szczególnie ludzi, którzy ze skromnych rodzin wyrośli na geniuszy.
OdpowiedzUsuńTutaj akurat zupełnie inna historia.
Pewnie też czytałaś książkę Tancerka i zagłada. Historia Poli Nireńskiej. Ja na ogol omijam nazbyt drastyczne sceny.
Mój brat też poruszał tematykę żydowską , ale opisywał prostych biednych ludzi, którzy ocaleli pdczas wojny, a zginęli potem w pogromach, które niestety miały miejsce w województwie kieleckim. Książka Zmiłuj się nad nami.
Pozdrowienia i do zobaczenia na blogu 🤔😀 Mam nadzieję, że do Drezna wybierasz się w czasie wakacji.
Też lubię biografie, zwłaszcza ludzi o różnych zainteresowaniach najczęściej artystycznych, ale nie tylko. Rzadziej czytam biografie władców, choć akurat Medyceusze bardzo mnie zainteresowali. W tej chwili czytam o Olimpii Maidalhini bratowej papieża Innocentego, która rządziła w Watykanie- kobiecie o silnym charakterze, która potrafiła postawić na swoim, sprzeciwić się woli ojca, nie pójść do klasztoru i zrobić karierę, o jakiej nie śniło się wielu panom w czasach, kiedy kobiety postrzegano, jako istoty zbędne i wszeteczne, pożądliwe, ulegające huciom, przed którymi należy bronić panów. Nie znałam książki o Poli Nireńskiej, przyznam, że nawet o niej nie słyszałam. Z chęcią po nią sięgnę. Książki o tej tematyce (unicestwiania żydów) są bardzo trudne do czytania i trzeba mieć do nich odpowiedni nastrój- czas. Ale jeszcze nigdy nie żałowałam ich lektury, mam takie poczucie, że jesteśmy to winni tym, którzy zginęli, czy tyle wycierpieli, przynajmniej pamięć i współodczuwanie ich krzywd. Tragiczne, że ci którzy przeżyli koszmar wojny trafili potem na kolejny koszmar już w czasach pokoju. Co do Drezna napisałam u Ciebie w komentarzu.
OdpowiedzUsuńTak sobie myślę, że mogłaby Ci się spodobać rodzinna saga Silva rerum. Beletrystyka, ale zacna :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam tom I i podobało mi się, niestety od razu nie spisałam wrażeń, więc troszkę umknęły, ale na pewno wrócę do historii Narwojszów
OdpowiedzUsuńCztery lata mieszkałam w sąsiedztwie Parku Monceau przy 47 Bd de Courcelles. Wiele razy fotografowałam tę okolicę: park i wille wokół, w tym i willę Camondo, chociaż w środku nie byłam. Byłam natomiast w Musée Cernuschi - willa po sąsiedzku ze wspaniałymi zbiorami sztuki azjatyckiej. Przygotowałam nawet zdjęcia do postów o parku, który fotografowałam po raz kolejny kilka lat temu i o muzeum. Niestety nie zdążyłam ich opublikować, ale po Twoim wpisie nawiązującym do historii rodziny Ephrussi może się zmobilizuję i wrzucę na bloga zebrane materiały. Gdzieś na blogu wspominałam o Parku Monceau, bo też gości mnie odwiedzających tam prowadziłam, między innymi ze względu na wspaniały pomnik Chopina tam znajdujący się. W latach 80-tych po alejkach parkowych jeździłam na wrotkach, takich jeszcze przypinanych paskami do butów, ech... wspomnienia odżyły...
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą, że często po czasie dowiadujemy się, że coś nam umknęło, że byliśmy tak blisko i nie zdawaliśmy sobie sprawy z niezwykłości miejsca i ludzi z nim związanych...
Wiedeński Pałac Ephrussich również mijałam, bo przecież znajduje się blisko katedry świętego Szczepana - wydaje mi się, że gdzieś w archiwach mam zdjęcie pałacu.
Bardzo ciekawa pozycja Edmunda de Walla o Zającu o bursztynowych oczach...
Pozdrawiam cieplutko :)
Ja gdyby nie dziewczyny, które poznałam w Paryżu nigdy bym pewnie nie trafiła, ani do Parku, ani do Willi Camondo, ani nie zobaczyła pomnika Chopina. Nie są to miejsca odwiedzane przez turystów jadących do Paryża. Z reguły idzie się utartymi ścieżkami, czy raczej szlakami (przecież nie pytają cię potem, czy widziałaś jakiś park w nikomu tu nie znanej dzielnicy, albo pałacyk żydowskiej rodziny, a wszyscy pytają o wieżę Eifela, Luwr, Notre Dame. :)
OdpowiedzUsuńMiałam szczęście trafić na fantastyczne dziewczyny Czarę i Holly (czyli Gosię i Joasię), które przeciekawie mi opowiadały o Paryżu mniej znanym turystom. Ja oczywiście zawsze chciałam być podróżnikiem, nie turystą, ale jak się nie zna języka to bywa to ciężkie wyzwanie. A dzięki dziewczynom udało mi się troszkę poznać miasto.
Cieszę się, że przywróciłam jakąś część twoich wspomnień i z ciekawością poczytam o okolicach parku u Ciebie. Jazda na rolkach w parku przypomina mi moją jazdę na łyżwach pod Zamkiem Sw. Anioła w Rzymie. Raz w życiu pozwoliłam sobie na taką spontaniczność i wypożyczyłam na chwilę łyżwy (w swoje 50 urodziny). Jakiż to był wspaniały dzień (rano Florencja, po południu Rzym, smaczny obiad w knajpie i wieczorne przyjęcie niespodzianka z szampanem i tortem lodowym u mojej rzymskiej gospodyni. Mam szczęście do ludzi, których spotykam w swoich podróżach. :)
Pozdrawiam również
Kupiłam "Zająca...." i jeszcze jedną książkę tego autora o porcelanie, dzisiaj przyszły jak przeczytam to podzielę się wrażeniami. Ciekawa jestem jak się masz, czy już jest lepiej i co powiedział lekarz. Jak będziesz miała siły i czas to zajrzyj do mnie bo pod Twoim komentarzem napisałam pytanie. Wiem że zawsze czytasz odpowiedzi, więc mam obawy, że może nie czujesz się dobrze i nie masz do tego głowy. Tak czy inaczej życzę zdrowia bo to zawsze jest na czasie i przesyłam uściski!
OdpowiedzUsuńZajrzałam do Ciebie i napisałam maila, bo dużo by się tu przyszło rozpisywać. Nie jest źle, ale dobrze też nie jest :)
OdpowiedzUsuńBursztynowe oczy...
OdpowiedzUsuńod razu pomyślałem sobie, że bursztyn ma dla Ciebie specjalne znaczenie.
Z recenzji i komentarzy widzę, że książka wspomina wiele osób z paryskiego świata kultury a komentatorzy wspominają w tym kontekście Misię Sert - czarodziejski klimat :)
Moja biblioteka ma Zająca w formacie audiobook, spróbuję...
Bursztyn, jako żywica, kamień, który się pali (niemieckie tłumaczenie) owszem, natomiast jako biżuteria wcale (może dlatego, że za biżuterią nie przepadam, mogę obejrzeć, ale nie nosić poza szkiełkami z Wenecji). A klimat paryski, wiedeński i japoński (ten mało mi znany) jest jak najbardziej obecny i to nie tylko kulturalny, ale i historyczno-obyczajowy). Audiobook też dobra rzecz.
OdpowiedzUsuń