Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 27 stycznia 2025

Mojżesz Kisling Lśnienie Montparnasu

Kisling Ingrid 1932 r.
O Willi La Fleur pisałam już dwukrotnie (tu i tu). Tym razem pojechałam na wystawę Mojżesza Kislinga. Po raz pierwszy zetknęłam się z tym nazwiskiem właśnie w Konstancinie. Rzadko zwracam uwagę na portrety, nie jest to mój ulubiony temat malarski, ale portrety Kislinga są wyjątkowe i niezapomniane. Ogromne oczy modelek sprawiają, iż ich spojrzenie pozostaje z nami na długo. Jest to często spojrzenie smutne, zamyślone, melancholijne. Czy takie oczy miały malowane panie, czy takim chciał je widzieć? Raczej to drugie. Patrząc na zdjęcia Mojżesza i jego żony Rene można zauważyć, jak daleko artystyczna wizja odchodzi od rzeczywistości. Nie mniej bez problemu można doszukać się podobieństwa. Jego modelki choć smutne zostały obdarzone przez malarza urokiem, który sprawia, że nawet biedne czy cierpiące mają w sobie dostojeństwo. Może jednym z powodów tego stanu rzeczy jest ich wyrazistość, barwność postaci, ich suknie, chusty, nakrycia głowy, bluzki nawet jeśli są skromne wyglądają bogato i elegancko. Jakby malarz chciał wynagrodzić im pewne niedostatki egzystencji. Wiele bohaterek jego obrazów przybrana jest w narodowe stroje (są tam Polski, Holenderki, Bretonki, kobiety z Prowansji). Mają pięknie ułożone włosy. No i oczywiście ogromne oczy, o kształcie migdałów.
Kisling autoportret
Wpływ Modiglianiego? Być może. W końcu przyjaźnili się, byli dwoma najbardziej rozrywkowymi artystami Montparnasse, jego książętami. To Kisling po śmierci Amadeo oburzony pomysłem pochowania w mogile zbiorowej zajmie się jego pogrzebem. Przechowa też jego maskę pośmiertną. A najbardziej znany z portretów żony Kislinga Rene został wykonany właśnie przez Modiglianiego.

Nie będę przepisywać biografii malarza, ale przytoczę  kilka faktów. Był jednym z niewielu malarzy, którym powiodło się już za życia, miał wielu klientów, którzy chętnie zamawiali jego obrazy, organizowano też jego wystawy nie tylko w kraju, ale i za granicą, głównie we Francji, dokąd wyjechał dość wcześnie aby tam dokończyć edukację, którą rozpoczął w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych pod kierunkiem Józefa Pankiewicza. Tutaj mieszkał na Montrmartrze w w słynnym Bateau Lavoir nawiązując kontakty z tamtejszą bohemą (Chagall, Modigliani, Soutine, Picassem) ale też i polskimi malarzami, którzy przyjechali kształcić się na francuskiej ziemi  (Mutter, Makowski, Zak, Kramsztyk, Mondzain i wielu innych). Podczas I wojny walczył w Legii Cudzoziemskiej. W 1915 r. uzyskał francuskie obywatelstwo, jednak zawsze był obcy, dla Polaków był Żydem, dla Żydów francuskim malarzem, a dla Francuzów cudzoziemcem. Podczas II wojny szybko przeniesiony do rezerwy musiał uciekać z Francji. Schronienie znalazł w Stanach Zjednoczonych zaproszony przez Rubinsteinów. Po wojnie wrócił do Francji, gdzie zmarł w 1953 r.

Kisling Pejzaż prowansalski 1918 r. 
Kiedy ujrzałam pierwsze pejzaże Kislinga od razu skojarzyłam je z pejzażami Cezanne i wzorującego się na nim Mędrzyckiego. Ta sama wyrazistość i nasycenie kolorem, geometryczne formy, gdzie królują różne odcienie zieleni, przechodzące w turkus czy nawet niebieskości w połączeniu z rudością czy czerwienią.

Cezanne W parku Pałacu noir (Oranżeria)

No i moja słabość tematy związane z morzem; łodzie, porty, woda. Obrazy o tematyce marynistycznej są bliskie memu sercu. Widok portu w Marsylii mnie zauroczył. 
Kisling Port w Marsylii 1918 r.
A dwa widoki katedr oczarowały. Katedry w Marsylii i w Paryżu choć są one jedynie ledwie zarysowane (pierwsza jakby rozmyta w tle za wielobarwnymi łodziami na pierwszym planie a druga schowana za przekwitającymi gałęziami drzew) nie budzi najmniejszych wątpliwości, że to są właśnie te katedry (Notre Dame de Garde pod którą można wjechać wagonikami małej kolejki i Notre Dame de Paris widziana z nabrzeża Sekwany od strony dzielnicy Łacińskiej).

Widok na Notre Dame w Paryżu 1936
Port w Marsylii 1918 r.


Martwa natura, która nie zapada tak dobrze w pamięć, jak portretowane wizerunki kobiet, czy nawet pejzaże zachwyciła mnie delikatnym bukiecikiem chabrów (takim niepozornym w porównaniu z buchającymi kolorem obrazami róż czy dalii). Może to znowu moje ukochanie koloru niebieskiego przemówiło. 
Kisling Bukiet chabrów 1932

Kisling Róże
Kisling Dalie

Poprzez swą barwność obrazy Kislinga są niezwykle energetyczne, nawet, jeśli przedstawione tam kobiety mają smutne twarze całość sprawia pogodne wrażenie. W tym nasyceniu barwą ma malarstwo Kislinga coś wspólnego z malarstwem Łempickiej, choć oczywiście sposób malowania jest inny, mniej dekoracyjny, mniej odczłowieczony.
Z wielu przepięknych kobiecych portretów wybrałam tylko kilka, którymi chcę się z wami podzielić. Mam nadzieję, że i Wam się spodobają. 

Młoda dziewczyna z warkoczami 1951

Portret młodej brunetki 1940

Portret pani Guerard 1930 r.

Dziewczyna z Marsylii 1950 r.

Dziewczyna z warkoczami 1930 r.

Portret Ewy Rubinstein 1942 r.



Z wystawy Kislinga wnoszę, że jej autorzy przedstawili na niej reprezentatywne dla malarza obrazy. Malował też mężczyzn, jednak portrety kobiece przeważają, co biorąc pod uwagę sposób przedstawienia postaci oraz jej barwność jest zrozumiałe. Malował różne typy kobiece, ale wszystkie są interesujące (upiększone malarską wizją),. Może w każdej dostrzegał nawet niedostrzegalne piękno. Mają one poważne bądź smutne twarze, pełne uroku, ciekawe, przykuwające wzrok spojrzenie. Nawet w twarzyczce dziesięcioletniej  Ewy Rubinstein jest smutek, co zważywszy na czas powstanie (1942 r.) zdaje się zrozumiałe.
Swoją drogę pani Rubinstein po raz pierwszy po 82 latach obejrzała swój portret na wystawie w Willi La Fleur.
Kisling Akt Kiki

Nie wiem, czy umiałabym wybrać jeden z prezentowanych portretów który szczególnie mnie urzekł, bo podobały mi się prawie wszystkie. Może wam uda się wybrać. Z reguły są one podpisane jako Portret kobiety, młodej kobiety, Polki, Holenderki, Bretonki, z rzadka podpisane są imieniem czy nawet nazwiskiem sportretowanej. Oczywiście wyjątkiem jest Kiki. Kiki z Montparnasse, która współdzieliła przydomek razem z Kislingiem. To ponoć on (a nie jak myślałam Mędrzycki, czy Man Ray) ją odkrył.

Modigliani Madame Rene Kisling 


Kisling z Rene i dzieckiem (źródło)

Miałyśmy szczęście przybyć na wystawę zaraz po  otwarciu galerii (w czwartek, co ma znaczenie, gdyż weekendowe zwiedzanie wiąże się z większą ilością gości). Tym samym udało nam sie obejrzeć ją w towarzystwie zaledwie kilku osób, a z niektórymi obrazami miałyśmy przyjemność bycia sam na sam. . Kiedy opuszczałyśmy poziom minus jeden Wilii La Fleur przed wejściem gromadziły się spore tłumy (jakieś zorganizowane grupy i indywidualni zwiedzający). My mogłyśmy wtedy zasiąść przy jednym z dwóch kawiarnianych stoliczków i przy dobrej kawie i wyśmienitym ciastku delektować się wrażeniami artystycznymi (siedząc w otoczeniu obrazów i patrząc na zdjęcie naszych artystów sprzed stu lat z Paryskiej kawiarni La Rotonde robi się to z większą przyjemnością). A kiedy większość zwiedzających tłoczyła się na wystawie my poszłyśmy  na piętro aby zanurzyć się w malarstwie Meli Muter, Natana Grunsweigha, Józefa Pankiewicza, Władysława Ślewińskiego, Henri Haydena, Szymona Monszajna (Mondzaina), Valentine Prax, Alicji Halickiej a nawet Maurice Utrillo.
Kawa i ciacho w takim otoczeniu smakują wyśmienicie



5 komentarzy:

  1. Bardzo mi się podoba ta recenzja z wystawy, oglądając zamieszczone zdjęcia muszę się zgodzić z każdym Twoim słowem. Może to zbieżność gustu, bo najbardziej podobają mi się te same obrazy co Tobie. Natomiast jeśli chodzi o portrety to największe wrażenie zrobił na mnie ten przedstawiający Ewę Rubinstein, generalnie faktycznie Kisling raczej przedstawiał swoją wizję modela niż jego rzeczywisty portret, jednak chyba na tym polega siła artysty. W tej chwili przyszedł mi na myśl Picasso, chociaż okrutnie szatkował i deformował twarze swoich modelek to w dalszym ciągu są one rozpoznawalne. Twoje wycieczki do Konstancina coraz bardziej zaostrzają mój apetyt na podobną wyprawę, ale jak wiesz to musi jeszcze poczekać. Serdecznie pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Prawdę mówiąc rzadko mi się zdarza, że jakiś rodzaj malarstwa tak do mnie przemówi od pierwszego spojrzenia. Z reguły przekonuję się przez jakiś czas, poprzez oglądanie czy zapoznawanie z biografią twórców. Tym razem pierwsza wizyta w Konstancinie sprawiła iż spodobały mi się te obrazy. No może nie wszystkie, ale zdecydowana większość. A właściwie to było wcześniej, wystawa czasowa w Sopockiej Galerii Sztuki parę ładnych lat temu, wówczas zwróciłam uwagę na Grunsweigha. Tak mnie zachwyciły te kolorowe uliczki. W Konstancinie byłam już trzykrotnie i wciąż nie mam dość. To taka przyjemność patrzeć na te piękne obrazy. Natomiast do Picasso wciąż jeszcze nie dojrzałam. Poza kilkoma obrazami jakoś nie łapiemy kontaktu. ALe może to jeszcze się zmieni. Kto wie. Może jakaś biografia w tym pomoże. Wiem, że dzięki moim wpisom parę osób odwiedziło Konstancin, co bardzo mi pochlebia. I jak dotąd wszystkim się podobało. :) Trzymam kciuki za twoją wycieczkę, choć muszę uprzedzić, że poza parterem są piętra i poziom minus jeden na który prowadzą jedynie schodki (nie ma windy). Ale jest ich niewiele, więc powolutku można pokonać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małgosiu co do Picassa to też nie jestem jego wielbicielką bo nie lubię dziada jako człowieka moim zdaniem był wrednym egoistą mizoginem i chyba narcyzem. Jego malarstwo aczkolwiek nowatorskie i odkrywcze nie budzi moich ciepłych uczuć boam wrażenie że modeli traktował instrumentalnie i nie pałał do nich sympatią chyba że taka jak inkwizytor który dla ocalenia duszy posyłał kogoś na śmierć dla jego dobra. Natomiast co do schodów nie mam z nimi problemu w końcu mieszkam na drugim piętrze problem jest z długim siedzeniem

      Usuń
  3. Wystawa znakomita. Kislinga znałam głównie z portretów, a tu tyle innych tematów. Chyba największe wrażenie zrobił na mnie kołnierz Młodej dziewczyny z warkoczami - koronka oddana została wyjątkowo realistycznie.;)
    Odkryciem było dla mnie malarstwo Włodzimierza Terlikowskiego - zakochałam się w jego różowych widoczkach.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja również Kislinga kojarzyłam z portretami, bo najwięcej chyba ich namalował, ale te inne rodzaje obrazów są też bardzo urokliwe. I jeszcze sobie pomyślałam, jak rzadko zaglądam do domów aukcyjnych, w których właściciel konstancińskiej (o mało napisałabym konstantyńskiej) galerii nabył większość obrazów. A tam bywają takie cudowne dzieła.
    Ja za każdą wizytą odkrywam coś nowego, nowy malarz mnie zachwyci. Albo rzeźba. Widzę wszystkie obrazy, ale okazuje się, że za kolejną wizytą widzę niektóre jakby po raz pierwszy, na nowo.

    OdpowiedzUsuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).