![]() |
Kisling Ingrid 1932 r. |
O Willi La Fleur pisałam już dwukrotnie (tu i tu). Tym razem pojechałam na wystawę Mojżesza Kislinga. Po raz pierwszy zetknęłam się z tym nazwiskiem właśnie w Konstancinie. Rzadko zwracam uwagę na portrety, nie jest to mój ulubiony temat malarski, ale portrety Kislinga są wyjątkowe i niezapomniane. Ogromne oczy modelek sprawiają, iż ich spojrzenie pozostaje z nami na długo. Jest to często spojrzenie smutne, zamyślone, melancholijne. Czy takie oczy miały malowane panie, czy takim chciał je widzieć? Raczej to drugie. Patrząc na zdjęcia Mojżesza i jego żony Rene można zauważyć, jak daleko artystyczna wizja odchodzi od rzeczywistości. Nie mniej bez problemu można doszukać się podobieństwa. Jego modelki choć smutne zostały obdarzone przez malarza urokiem, który sprawia, że nawet biedne czy cierpiące mają w sobie dostojeństwo. Może jednym z powodów tego stanu rzeczy jest ich wyrazistość, barwność postaci, ich suknie, chusty, nakrycia głowy, bluzki nawet jeśli są skromne wyglądają bogato i elegancko. Jakby malarz chciał wynagrodzić im pewne niedostatki egzystencji. Wiele bohaterek jego obrazów przybrana jest w narodowe stroje (są tam Polski, Holenderki, Bretonki, kobiety z Prowansji). Mają pięknie ułożone włosy. No i oczywiście ogromne oczy, o kształcie migdałów.
![]() |
Kisling autoportret |
Wpływ Modiglianiego? Być może. W końcu przyjaźnili się, byli dwoma najbardziej rozrywkowymi artystami Montparnasse, jego książętami. To Kisling po śmierci Amadeo oburzony pomysłem pochowania w mogile zbiorowej zajmie się jego pogrzebem. Przechowa też jego maskę pośmiertną. A najbardziej znany z portretów żony Kislinga Rene został wykonany właśnie przez Modiglianiego.
Nie będę przepisywać biografii malarza, ale przytoczę kilka faktów. Był jednym z niewielu malarzy, którym powiodło się już za życia, miał wielu klientów, którzy chętnie zamawiali jego obrazy, organizowano też jego wystawy nie tylko w kraju, ale i za granicą, głównie we Francji, dokąd wyjechał dość wcześnie aby tam dokończyć edukację, którą rozpoczął w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych pod kierunkiem Józefa Pankiewicza. Tutaj mieszkał na Montrmartrze w w słynnym Bateau Lavoir nawiązując kontakty z tamtejszą bohemą (Chagall, Modigliani, Soutine, Picassem) ale też i polskimi malarzami, którzy przyjechali kształcić się na francuskiej ziemi (Mutter, Makowski, Zak, Kramsztyk, Mondzain i wielu innych). Podczas I wojny walczył w Legii Cudzoziemskiej. W 1915 r. uzyskał francuskie obywatelstwo, jednak zawsze był obcy, dla Polaków był Żydem, dla Żydów francuskim malarzem, a dla Francuzów cudzoziemcem. Podczas II wojny szybko przeniesiony do rezerwy musiał uciekać z Francji. Schronienie znalazł w Stanach Zjednoczonych zaproszony przez Rubinsteinów. Po wojnie wrócił do Francji, gdzie zmarł w 1953 r.
Kiedy ujrzałam pierwsze pejzaże Kislinga od razu skojarzyłam je z pejzażami Cezanne i wzorującego się na nim Mędrzyckiego. Ta sama wyrazistość i nasycenie kolorem, geometryczne formy, gdzie królują różne odcienie zieleni, przechodzące w turkus czy nawet niebieskości w połączeniu z rudością czy czerwienią.
![]() |
Cezanne W parku Pałacu noir (Oranżeria) |
No i moja słabość tematy związane z morzem; łodzie, porty, woda. Obrazy o tematyce marynistycznej są bliskie memu sercu. Widok portu w Marsylii mnie zauroczył.
![]() |
Kisling Port w Marsylii 1918 r. |
![]() |
Widok na Notre Dame w Paryżu 1936 |
Martwa natura, która nie zapada tak dobrze w pamięć, jak portretowane wizerunki kobiet, czy nawet pejzaże zachwyciła mnie delikatnym bukiecikiem chabrów (takim niepozornym w porównaniu z buchającymi kolorem obrazami róż czy dalii). Może to znowu moje ukochanie koloru niebieskiego przemówiło.
Poprzez swą barwność obrazy Kislinga są niezwykle energetyczne, nawet, jeśli przedstawione tam kobiety mają smutne twarze całość sprawia pogodne wrażenie. W tym nasyceniu barwą ma malarstwo Kislinga coś wspólnego z malarstwem Łempickiej, choć oczywiście sposób malowania jest inny, mniej dekoracyjny, mniej odczłowieczony.
Z wielu przepięknych kobiecych portretów wybrałam tylko kilka, którymi chcę się z wami podzielić. Mam nadzieję, że i Wam się spodobają.
![]() |
Młoda dziewczyna z warkoczami 1951 |
Z wystawy Kislinga wnoszę, że jej autorzy przedstawili na niej reprezentatywne dla malarza obrazy. Malował też mężczyzn, jednak portrety kobiece przeważają, co biorąc pod uwagę sposób przedstawienia postaci oraz jej barwność jest zrozumiałe. Malował różne typy kobiece, ale wszystkie są interesujące (upiększone malarską wizją),. Może w każdej dostrzegał nawet niedostrzegalne piękno. Mają one poważne bądź smutne twarze, pełne uroku, ciekawe, przykuwające wzrok spojrzenie. Nawet w twarzyczce dziesięcioletniej Ewy Rubinstein jest smutek, co zważywszy na czas powstanie (1942 r.) zdaje się zrozumiałe.
Swoją drogę pani Rubinstein po raz pierwszy po 82 latach obejrzała swój portret na wystawie w Willi La Fleur.
Nie wiem, czy umiałabym wybrać jeden z prezentowanych portretów który szczególnie mnie urzekł, bo podobały mi się prawie wszystkie. Może wam uda się wybrać. Z reguły są one podpisane jako Portret kobiety, młodej kobiety, Polki, Holenderki, Bretonki, z rzadka podpisane są imieniem czy nawet nazwiskiem sportretowanej. Oczywiście wyjątkiem jest Kiki. Kiki z Montparnasse, która współdzieliła przydomek razem z Kislingiem. To ponoć on (a nie jak myślałam Mędrzycki, czy Man Ray) ją odkrył.
![]() |
Modigliani Madame Rene Kisling |
![]() |
Kisling z Rene i dzieckiem (źródło) |
Miałyśmy szczęście przybyć na wystawę zaraz po otwarciu galerii (w czwartek, co ma znaczenie, gdyż weekendowe zwiedzanie wiąże się z większą ilością gości). Tym samym udało nam sie obejrzeć ją w towarzystwie zaledwie kilku osób, a z niektórymi obrazami miałyśmy przyjemność bycia sam na sam. . Kiedy opuszczałyśmy poziom minus jeden Wilii La Fleur przed wejściem gromadziły się spore tłumy (jakieś zorganizowane grupy i indywidualni zwiedzający). My mogłyśmy wtedy zasiąść przy jednym z dwóch kawiarnianych stoliczków i przy dobrej kawie i wyśmienitym ciastku delektować się wrażeniami artystycznymi (siedząc w otoczeniu obrazów i patrząc na zdjęcie naszych artystów sprzed stu lat z Paryskiej kawiarni La Rotonde robi się to z większą przyjemnością). A kiedy większość zwiedzających tłoczyła się na wystawie my poszłyśmy na piętro aby zanurzyć się w malarstwie Meli Muter, Natana Grunsweigha, Józefa Pankiewicza, Władysława Ślewińskiego, Henri Haydena, Szymona Monszajna (Mondzaina), Valentine Prax, Alicji Halickiej a nawet Maurice Utrillo.
![]() |
Kawa i ciacho w takim otoczeniu smakują wyśmienicie |
Bardzo mi się podoba ta recenzja z wystawy, oglądając zamieszczone zdjęcia muszę się zgodzić z każdym Twoim słowem. Może to zbieżność gustu, bo najbardziej podobają mi się te same obrazy co Tobie. Natomiast jeśli chodzi o portrety to największe wrażenie zrobił na mnie ten przedstawiający Ewę Rubinstein, generalnie faktycznie Kisling raczej przedstawiał swoją wizję modela niż jego rzeczywisty portret, jednak chyba na tym polega siła artysty. W tej chwili przyszedł mi na myśl Picasso, chociaż okrutnie szatkował i deformował twarze swoich modelek to w dalszym ciągu są one rozpoznawalne. Twoje wycieczki do Konstancina coraz bardziej zaostrzają mój apetyt na podobną wyprawę, ale jak wiesz to musi jeszcze poczekać. Serdecznie pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPrawdę mówiąc rzadko mi się zdarza, że jakiś rodzaj malarstwa tak do mnie przemówi od pierwszego spojrzenia. Z reguły przekonuję się przez jakiś czas, poprzez oglądanie czy zapoznawanie z biografią twórców. Tym razem pierwsza wizyta w Konstancinie sprawiła iż spodobały mi się te obrazy. No może nie wszystkie, ale zdecydowana większość. A właściwie to było wcześniej, wystawa czasowa w Sopockiej Galerii Sztuki parę ładnych lat temu, wówczas zwróciłam uwagę na Grunsweigha. Tak mnie zachwyciły te kolorowe uliczki. W Konstancinie byłam już trzykrotnie i wciąż nie mam dość. To taka przyjemność patrzeć na te piękne obrazy. Natomiast do Picasso wciąż jeszcze nie dojrzałam. Poza kilkoma obrazami jakoś nie łapiemy kontaktu. ALe może to jeszcze się zmieni. Kto wie. Może jakaś biografia w tym pomoże. Wiem, że dzięki moim wpisom parę osób odwiedziło Konstancin, co bardzo mi pochlebia. I jak dotąd wszystkim się podobało. :) Trzymam kciuki za twoją wycieczkę, choć muszę uprzedzić, że poza parterem są piętra i poziom minus jeden na który prowadzą jedynie schodki (nie ma windy). Ale jest ich niewiele, więc powolutku można pokonać.
OdpowiedzUsuńMałgosiu co do Picassa to też nie jestem jego wielbicielką bo nie lubię dziada jako człowieka moim zdaniem był wrednym egoistą mizoginem i chyba narcyzem. Jego malarstwo aczkolwiek nowatorskie i odkrywcze nie budzi moich ciepłych uczuć boam wrażenie że modeli traktował instrumentalnie i nie pałał do nich sympatią chyba że taka jak inkwizytor który dla ocalenia duszy posyłał kogoś na śmierć dla jego dobra. Natomiast co do schodów nie mam z nimi problemu w końcu mieszkam na drugim piętrze problem jest z długim siedzeniem
UsuńWystawa znakomita. Kislinga znałam głównie z portretów, a tu tyle innych tematów. Chyba największe wrażenie zrobił na mnie kołnierz Młodej dziewczyny z warkoczami - koronka oddana została wyjątkowo realistycznie.;)
OdpowiedzUsuńOdkryciem było dla mnie malarstwo Włodzimierza Terlikowskiego - zakochałam się w jego różowych widoczkach.
Ja również Kislinga kojarzyłam z portretami, bo najwięcej chyba ich namalował, ale te inne rodzaje obrazów są też bardzo urokliwe. I jeszcze sobie pomyślałam, jak rzadko zaglądam do domów aukcyjnych, w których właściciel konstancińskiej (o mało napisałabym konstantyńskiej) galerii nabył większość obrazów. A tam bywają takie cudowne dzieła.
OdpowiedzUsuńJa za każdą wizytą odkrywam coś nowego, nowy malarz mnie zachwyci. Albo rzeźba. Widzę wszystkie obrazy, ale okazuje się, że za kolejną wizytą widzę niektóre jakby po raz pierwszy, na nowo.
Mojżesza Kislinga znam jedynie z Internetu. Gdy zobaczyłam jego obrazy od razu mnie zachwyciły. Po Twojej recenzji marzę aby kiedyś zobaczyć tę wystawę i te przepiękne portrety i krajobrazy. Małgosiu, kilka razy czytałam Twój post i podziwiałam zdjęcia. Jestem oczarowana Portem w Marsylii i Widokiem na Notre Dame w Paryżu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Wspaniałe zaproszenie do Konstancina. Fascynująca taka rozdarta biografia malarza.
OdpowiedzUsuńOdwiedzałam kiedyś częściej Konstancin i Stawisko, gdy córka studiowała w Olsztynie. Często ją odwiedzałam, szczególnie gdy już wnuczka była na świecie. Wtedy zatrzymywałam się w tych dwóch miejscach po drodze.
Co mnie bawi w galeriach, czy muzeach, to kawa i ciastko w otoczeniu tego piękna. Szkoda tylko że tam podają w papierowej zastawie.
Mnie również najbardziej podoba się Marsylia i Paryż. Nie przepadam za portretami, prócz witkacowskiej firmy portretowej 😃
Picassa lubię, akurat przed chwilą oglądałam w telewizji film dokumentalny o pewnej syrence, której rysunek zostawił na ścianie mieszkania blokowego w Warszawie w 1948. Potem właściciele zamalowali, bo mieli dosyć wycieczek. Dostali zgodę spółdzielni.
Chabry bardzo przypominają mi obraz który mam w domu 😃 u mnie jest bez.
Do następnego czytania.
Tak te papierowo-plastikowe talerzyki nie pasowały do przepięknego otoczenia, ale wierzę, że to się zmieni. Jeszcze rok temu nie było tam w ogóle kawiarenki. Pamiętam, jak za pierwszym razem o nią dopytywałam, bo nie było nic nawet w pobliżu. Trzeba było dojść dopiero do Parku Zdrojowego (jakieś 10 min. Niby niedużo, ale brakowało takiego miejsca). Dlatego cieszę się, że jest, a że plastik - przymknęłam na to oko.
UsuńJa też nie przepadałam za portretami, ale te mnie ujęły.
Ciekawa historia z syrenką namalowaną na ścianie. Ostatnio koleżanka opowiadała o zapisku na ścianie jej mieszkania poczynionym przez znanego pisarza. Mówiła o tym w tajemnicy, bo w przeciwnym razie miałaby najazd chętnych do obejrzenia.
W Konstancinie byłam na krótko przed otwarciem tej wystawy. Sfotografowałam mnóstwo prac i wciąż noszę się z zamiarem zaprezentowania ich na blogu. Przygotowałam zdjęcia i mimo iż zebrałam ogrom informacji nie tylko o twórcach znajdujących się tam dzieł ale też o samej willi La Fleur o jej właścicielu, jego niezwykłych gościach i wydarzeniach jakie się tam odbywają, to wciąż nie potrafię połączyć wszystkiego w jakąś interesującą całość. Najbezpieczniej problem potraktować wybiórczo podobnie jak Ty to zrobiłaś.
OdpowiedzUsuńNiektóre z prezentowanych przez Ciebie obrazów wisiały w miejscu specjalnie poświęconym Kislingowi. Uwagę przyciągał piękny szezlong obity różowym aksamitem. Nad nim wisiały między innymi dwa akty, górny przedstawiał kobietę leżącą na niebieskiej tkaninie udrapowanej na kształt muszli być może nawiązującej do Narodzin Wenus Botticellego, dolny również kobietę leżącą lecz na kanapie przykrytej żółto różową materią z kwiatami róż...
Pozdrawiam serdecznie :)
Ja nigdy nie miałam ani ambicji ani zamiaru robić wpisów monograficznych. Lubię wybrać sobie pewne zagadnienia i jedynie o nich wspomnieć na zachętę. Może kogoś zainteresuje temat. Sama nie potrafię skupić uwagi na zbyt obszernych wpisach pełnych dat, nazwisk i zdarzeń.
OdpowiedzUsuńw Konstancinie w Galerii za każdym razem trafiam na nieco inne rozmieszczenie obrazów, a nawet obrazy ulegają pewnemu przemieszczeniu. Ostatnio na poziomie minus jeden królowali Mondzain, Mędrzycki, Łempicka i paru innych, tym razem ustąpił miejsca Kislingowi, który poprzednio znajdował się na I piętrze. Tak więc nawet, jeśli nie ma wystawy czasowej prezentowane obrazy ulegają pewnym modyfikacjom. Wyobrażam sobie, iż właściciel ma ich tak duże zbiory, że galeria powoli staje się niewystarczającą, ale to dobrze, bo za każdym razem jest szansa na zobaczenie czegoś nowego wśród dzieł, które już nas złapały za serce.
Pozdrawiam
I jestem ciekawa w jakim kształcie ukaże się twój wpis o Konstancinie (czy będzie to przewodnik po galerii?. Swoją drogą chciałam kupić coś w tym kształcie, ale sklepik zdominował katalog wystawy- piękny, ale ciężki ogromnie, nie mogłam sobie pozwolić na jego zakup nie ze względów finansowych, a z powodu konieczności dźwigania i zbyt małej torby podróżnej. Była książka o malarzach z paryskiej szkoły, ale albo nie doczytałam, albo zdjęcia obrazów nie były podpisane nazwiskami malarzy, co mnie nieco zniechęciło. Chciałam kupić książkę o Mędrzyckim - album, ale nie widziałam w sklepiku, a z powodu dużej ilości czekających do kasy odłożyłam ewentualny zakup na kolejną wizytę w maju:)
Gosieńka, jestem pod ogromnym wrażeniem Twojej wiedzy i pasji, z jaką potrafisz opowiadać, w tym przypadku o malarstwie. Wiedzieć dużo na dany temat to coś wspaniałego ale dzielić się tym co się wie tak, żeby zaciekawić odbiorcę to też jest wielka rzecz. Udało Ci się zainteresować nawet mnie, laika. Zwracasz uwagę na detale, które większości by umknęły a teraz nawet i ja oglądam powyższe obrazy kilkakrotnie żeby odnaleźć to o czym piszesz. Dziękuję Ci za tę lekcję historii malarstwa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko późnoniedzielnie.
Moja wiedza jest dość powierzchowna, ale cieszę się, że Ciebie zainteresowałam. To zawsze mi przyświeca, aby sobie utrwalić, doczytać, zapamiętać poprzez zapis a jednocześnie może uda się zainteresować innych. Jeśli tak to świetnie. Akurat Willę w Konstancinie zainteresowałam wiele osób (wiem, bo pisały i same się tam wybrały) co oczywiście jest zasługą właściciela willi, nie moją. Choć gdybym nie napisała to może te osoby nigdy, albo o wiele później się o niej dowiedziały. Już dwukrotnie pisałam o Galerii ale przypomnę, że samo miejsce jest klimatyczne. Willa z przeszklonymi werandami, dobrze doświetlona, otoczona małym ogrodem rzeźb, z ławeczkami, zielenią. W niczym nie przypomina nieco nudnych muzealnych sal (bo choć galerie sztuki są pełne fantastycznych dzieł bywają też nudnym otoczeniem dla obrazów czy rzeźb. Tu pomijam pałace, w których bywają one umiejscowione). Pozdrawiam wczesno (no już nie tak wczesno) poniedziałkowo
OdpowiedzUsuńGosia bardzo Ci dziękuję za piękną kartkę z Krakowa w równie cudnej kopercie. Kopertę zachowam a kartka tak mi się podoba, że zawiśnie w ramce na ścianie. Dziękuję, dziękuję. Dobrego weekendu.
UsuńCieszę się, że się spodobała kartka :) i że dotarła dość szybko. Dobrego weekendu również
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję za kartkę z Krakowa, to kolejna miła niespodzianka, która sprawiła nam wiele radości. Chociaż Kraków mamy blisko i nawet mieszka tam nasza rodzina to kartek z Krakowa mamy niewiele. Serdecznie Cię pozdrawiam w ten zimowy wieczór. Miłego tygodnia :)
OdpowiedzUsuńMiło jest sprawiać radość:) Usiłuję coś sklecić z Krakowa, ale ponieważ to miasto jest często odwiedzane mam nie lada kłopot, aby się nie powtarzać, bo czasem wydaje mi się, że o Krakowie już wszystko napisano i aby uniknąć samych achów i ochów, a pewnie skończy się na powtórce i zachwytach :)
OdpowiedzUsuń