Rok zaczęłam od lektur o silnych kobietach. Otrzymaną od Mikołaja Histerię sztuki Sonii Kisza przeczytałam dość szybko uświadamiając sobie, jakie to szczęście, iż przychodząc na świat kobietą urodziłam się w XX wiecznej Europie. Czytałam o Artemisii Gentileschi, która chcąc dochodzić w sądzie sprawiedliwości (choć, czy to ona chciała jej dochodzić, czy szanowny ojczulek chciał pieniężnego zadośćuczynienia od sprawcy gwałtu nie wiadomo) została poddana torturom. Należało się przekonać się, czy panna sobie czegoś nie zmyśliła, tudzież, czy wina nie leży po jej stronie. Nic w tym dziwnego uważano bowiem, że kobiety same sobie są winne tego, co je spotykało (czy dziś jest inaczej?). Czytałam o tym, iż w latach sześćdziesiątych zeszłego wieku (XX) we Włoszech gwałciciel który zadeklarował chęć małżeństwa nie mógł być pociągnięty do odpowiedzialności karnej. Czytałam i nie mogłam uwierzyć.
Dlatego z radością przeczytałam książkę o kobiecie silnej, może nawet apodyktycznej, ale kobiecie która w drabinie społecznej wspięła się wyżej niż nie jeden mężczyzna. Udało jej się zostać na pewien czas nieformalną głową kościoła katolickiego. I to kiedy? Jest przełom XVI i XVII wieku. Czas, w którym kobiety traktuje się, jak zło konieczne. Nie ma większego nieszczęścia, niż to, kiedy w rodzinie przychodzi na świat kolejna dziewczynka. Kłopot dla ojca. Trzeba będzie szykować posag zarówno wtedy, kiedy będzie się chciało ją wydać za mąż, jak i wtedy, kiedy trzeba będzie ją wysłać do klasztoru. Innej drogi dla niezamężnej kobiety, która nie przekroczyła czterdziestego roku życia nie było. Nie mogła zostać w domu.
Lektura tej opowieści zaskoczyła mnie pozytywnie, bowiem sądząc po okładce spodziewałam się raczej beletrystyki, fikcji bazującej na nośnym temacie. Tymczasem autorka wykazała się dużą znajomością tematu. Jest rys historyczny, tło społeczno-obyczajowe, no i jest porządna biografia Olimpii Maidalhini.
Kiedy Olimpia przyszła na świat ojciec miał plan – klasztor, tam zamknie swoje trzy córki. I tam był potrzebny posag, ale o wiele mniejszy, niż w przypadku zamążpójścia. W dodatku dziewczęta będą się modlić o łaski w życiu wiecznym dla rodziny. Świetny interes, my cię zamkniemy w więzieniu, bo ówczesny klasztor niewiele różnił się od więzienia, a ty dziewczyno módl się, abyśmy dostąpili chwały życia wiecznego.
A co wówczas myślano o kobietach - otóż ich pożądanie było niezaspokojone w odróżnieniu od sennego libido mężczyzn i gdyby im dać zbyt wiele wolności zgwałciłyby wszystkich mężczyzn, dlatego dziewczęta należało trzymać z daleka, najlepiej pod kluczem (w domu ojca, męża lub klasztorze), aby społeczeństwo pozostało czyste i nieskalane. To wydaje się dziś nieprawdopodobne, a jednak było niestety prawdziwe. Niewyobrażalne było, aby kobiety żyły same niezależnie od mężczyzn - chyba, że owdowiały i miały ponad czterdzieści lat, bo zdaniem ówczesnych w tak zaawansowanym wieku były już na tyle wyschnięte, że ich części intymne obracały się w piach. (Str. 29)
Niestety Oliwia okazała się krnąbrna i niewdzięczna i sprzeciwiła się woli ojca. Miała szczęście iż kilka lat wcześniej ukazało się orzeczenie Soboru Trydenckiego o niemożności zmuszenia kobiety do życia w klasztorze. Oliwia złożyła donos na własnego ojca, zadenuncjowała też namawiającego ją do życia w klasztorze księdza. Ba oskarżyła go nawet o molestowanie. Okrutne? - może i tak, ale nie miała wyboru, był to jedyny sposób uniknięcia zamknięcia za kratami na całe życie.
Poza silnym charakterem Oliwia miała ponownie sporo szczęścia, znalazł się bowiem bogaty i dość młody człowiek, który zapragnął ją poślubić, a do tego poprzestał na znacznie niższym niż zwyczajowo posagu. Niestety zarówno mąż, jak i syn zmarli przedwcześnie. Oliwia została bardzo młodą wdową, młodą i majętną. Zbyt młodą, aby żyć samej. Ogłosiła zatem, że poszukuje męża. Pieniądze już miała, teraz zapragnęła szlachectwa. A najłatwiej było je znaleźć w Rzymie, gdzie wiele dostojnych rodów mocno podupadło. Trafiła na rodzinę Pamhilij, zubożałą posiadającą tytuł i poważanie, bowiem z ich rodu wywodziło się paru dostojników duchownych i świeckich. Z dwóch braci młodszy Giovani Gianbatista był księdzem i prawnikiem kanonicznym, zaś starszy niemal pięćdziesięcioletni był tak biedny, iż nie było go stać nawet na opłacenie siana za swoje trzy konie (cały jego majątek). Olimpia nie potrzebowała pieniędzy, potrzebowała szlachectwa i poważania. Poślubiła zatem starszego brata i przez cały czas robiła wszystko, aby młodszy mógł się piąć po szczeblach kariery duchownego. W tych czasach posiadanie biskupa, albo co lepsze kardynała to była wygrana na loterii. Cała rodzina była zabezpieczona do końca życia.
Oliwia organizowała przyjęcia, przedstawienia, bale, dawała prezenty, schlebiała tym duchownym i ich rodzinom, od których poparcia zależało, kto zostanie najpierw nuncjuszem papieskim, potem kardynałem, aż wreszcie papieżem. Posiadanie w rodzinie nuncjusza, czy kardynała było nobilitacją. Nie mówiąc o widokach na lepsze miejsce w niebie, dawało o wiele lepszą pozycję na ziemi. Można bez przesady stwierdzić, iż to właśnie Oliwii zawdzięczał Giovanni papiestwo. Bardzo dobrze się dogadywali, o wiele lepiej niż z mężem, który jednak tolerował podporządkowanie życia rodziny karierze brata. Były podejrzenia, iż Oliwię poza interesami, przyjaźnią łączyło z bratem męża coś więcej. Podejrzenia te nie zostały jednak potwierdzone w jakikolwiek sposób.
![]() |
Popiersie Olimpii w Galerii Doria Pamphili |
Jaka była Oliwia? ambitna, żądna władzy i zemsty, okrutna i bezwzględna. Pragnęła zemsty na ojcu i społeczeństwie, które chciało decydować za nią. Tego, że chciano ją wbrew woli posłać do klasztoru nie wybaczyła nigdy (ani ojcu, ani potem Innocentemu). Jako zamożna kobieta, ilekroć wyjeżdżała i musiała powierzyć komuś zarząd majątkiem wyznaczała do tego matkę, nigdy ojca. Nie będę streszczała biografii Olimpii dość dodać, że koleje jej losów były zmienne, od poważania, bogactwa, nobilitacji po niełaskę i powrót do władzy.
Oliwia robiła to, co robili wszyscy mężczyźni mający władzę, w zamian za łapówki załatwiała posady, korzystne decyzje, budowała sieć wzajemnych powiązań, zawiązywała koalicje najpierw aby wynieść szwagra na tron Piotrowy, a potem, aby po jego śmierci zapewnić sobie bezpieczeństwo. Nie cieszyła się uznaniem. Duchownych oburzało nie tylko to, że miała wpływ na decyzje papieża, ale i to, że miała nieograniczony do niego dostęp o każdej porze dnia i nocy.
Czytałam z dużym zainteresowaniem. Nie dość, że zawsze interesowały mnie papieskie rody, hipokryzja pokazująca, jak dalece życie głowy kościoła katolickiego odchodziło od nauk duchowych przezeń głoszonych, to jeszcze trafiłam na kobietę, która powinna być niewidzialna, a tymczasem była nieformalnie papieżem, zwierzchnikiem całego grona purpuratów. Zadziwiające jest dla mnie, jak Innocenty X, który na portrecie namalowanym przez Velasqueza wygląda na zdecydowanego i silnego dostojnika kościelnego dał się prowadzić kobiecie i mimo może i dobrych chęci doprowadził Watykan niemal do ruiny i moralnej i finansowej. Pozwolił na otoczenie przez Olimpię opieką rzymskich prostytutek i korzystania przez nie z herbu rodu Pamhili, na wypędzenie syna i jego żony z Rzymu, wprowadzenie jako kardynałów do Kościoła jej protegowanych (jednego głupszego od drugiego). Spekulowała zbożem, ukradła relikwie, skłóciła papieża z siostrą. Rozdawała urzędy, za pieniądze załatwiała każdą sprawę, nawet najbardziej niegodziwą. Sam Innocenty jak na siedemnastowiecznego papieża był właściwie nieprzekupny. Owszem, jak wszyscy brał i dawał łapówki w drodze na szczyt, ale nigdy nie oskarżono go o okradanie Kościoła i zawsze żył wstrzemięźliwie. (str. 221). Jak zatem Innocenty mógł pozwolić na takie zachowanie? Wiedział, że to jej zawdzięcza tron Piotrowy i lubił ją.
Poza historią Olimpii można poznać wiele ciekawostek z okresu przełomu XVI i XVII wieku, jak np. te iż po wyborze kandydata na papieża było przyzwolenie na zabieranie z jego posiadłości wszystkiego co cenne (przy czym za cenne uważano nie tylko kosztowności, czy dzieła sztuki, meble, ale też odzież począwszy od tej odświętnej po bieliznę). Jednak bardziej zszokowało mnie to, iż po śmierci papieża okradano go ze wszystkiego do tego stopnia, iż wydzierano nieboszczykowi spod głowy poduszkę, zdejmowano buty, koszulę i leżał nieborak niemal całkiem nagi na gołej ziemi, gdyż łoże też zabierano (że o kosztownościach nie wspomnę).
Spuściznę rodu Pamphili można dziś oglądać w olśniewającej Galerii Doria – Pamphili, gdzie znajdują się zagrabione skarby Olimpii i jej spadkobierców. Dzieła Rafaela, Tycjana, Tintoretta, Brueglów zdobią ściany Galerii. No i on portret Innocentego pędzla Velasqueza. Tam też możemy zobaczyć popiersie Olimpii dłuta Alessandro Algardi (zdjęcie wyżej).
Tego nie czytałam, ale Chłędowski w swoich "Ludziach baroku" w rozdziale poświęconym papieżowi Innocentemu X poświęcił jej dużo uwagi, przy czym pisze o niej bardzo krytycznie, przedstawia ją jako osobę wręcz demoniczną. Trudno ją oceniać z naszego punktu widzenia, bo czasy w jakich żyła były dla kobiet bardzo trudne a jeśli kobieta nie chciała być ofiarą mężczyzn to chyba nie miała wielkiego wyboru i musiała okazać bardzo twardy charakter. Natomiast co do Innocentego na pierwszy rzut oka wygląda na zdecydowanego, ale to chyba kwestia stroju i pozycji ciała bo jak się dobrze przyjrzeć twarzy, widać że to fujara, co potwierdza jego życiorys. Zresztą taki papież chyba był wygodny dla wielu osób, które dzięki temu miały duże pole do kręcenia swoich interesów. Serdecznie pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńOczywiście że nie popieram, ani pędu do władzy, ani przekupstwa, ani oskarżenia w tym wypadku zdaje się niewinnego duchownego, który chciał tylko przekonać do wyboru tego, co w jego ocenie było szlachetnym i słusznym. Okrucieństwo, pragnienie zemsty pielęgnowane latami, tak silne, że pozwoliło krewnego, któremu (i sobie oczywiście też, ale dzięki któremu osiągnęła i władzę i olbrzymi majątek) pozostawić na pastwę szczurów nie chcąc go pochować. A jednak to, że kobieta ta osiągnęła tak wiele, było w jakiś sposób zemstą na tych panach, którzy też święci nie byli. I w pewien sposób ją podziwiam za to, bo zło czasem jak się okazuje tylko zło może zwyciężyć.
OdpowiedzUsuńPapież -fujara? No kurcze, to się omyliłam okrutnie nie poznawszy. Choć z biografii to właśnie wynika, przez lata pozwalał się szwagierce rządzić, choć widział do czego jej rządy prowadziły. Gdzieś tam pada stwierdzenie, iż był najbardziej niezdecydowanym papieżem w dziejach kościoła. Pozdrawiam