Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 15 grudnia 2025

Blask Montparnass‘u Sylwia Ziętek


Zdjęcie z Villa La Fleur kawiarni La Rotonde z artystami szkoły paryskiej


Kolejna (po Polkach na Montparnasse) książka pani Ziętek i kolejna pasjonująca opowieść o życiu artystów ze szkoły paryskiej w stolicy świateł na początku XX wieku.

Pisałam niedawno o mniej udanej moim subiektywnym zdaniem książce Lunia i Modigliani, jeśli idzie o Blask Montarnasse‘u dałam się uwieść opowieścią od pierwszego rozdziału. Autorka zastosowała podobny zabieg jak w przypadku Polek na Montparnassie; opowieści o artystkach i artystach przeplatają się, a spaja je chronologia dziejów.

Skąd wzięli się Polacy w Paryżu? W tym czasie, kiedy na ziemiach polskich istniało niewiele szkół artystycznych, a ich programy nauczania skutecznie opierały się płynącym z Europy nowym trendom studia za granicą były jedynym wyjściem dla chcącej się rozwijać artystycznej braci. Można było pojechać do Monachium czy Wiednia, jednak to Paryż miał opinię najbardziej awangardowego miejsca. Dodatkowo przyciągał dużą tolerancją i to zarówno w kwestiach moralnych, jak i narodowościowych. Kobiety niezamężne posiadające dzieci nie musiały obawiać się ostracyzmu towarzyskiego. Zaś Żydzi (kiedy przebrzmiała już afera Dreyfusa) cieszyli się swobodą, jakiej nie mieli ani na ziemiach polskich, ani w Rosji (przynajmniej w latach dwudziestych. Lata trzydzieste to już zupełnie inna historia). Szkoła paryska obejmowała głównie przybyszów z ziem pod zaborami oraz posiadających pochodzenie żydowskie mieszkańców Europy wschodniej (Rosja, Białoruś, Litwa, Ukraina). Nie wymagano od nikogo zezwoleń, a tożsamość poświadczano na podstawie zeznań dwóch świadków (o francuskim obywatelskie. Przy czy zdarzało się, iż poświadczającymi byli sklepikarz czy konsjerżka).
Marie Marevna Martwa natura z owocami 1930 Villa La Fleur

Najsłynniejszy wówczas polski malarz, dyrektor Krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych (Matejko) niechętny był nowym trendom, a inny z profesorów akademii (Józef Pankiewicz) sam zachęcał studentów do wyjazdu do Paryża, twierdząc, iż w Krakowie nie nauczą się niczego nowego. Kobiety nie miały w ogóle możliwości kształcenia w wyższej szkole artystycznej do czasu, kiedy powstała warszawska wyższa uczelnia artystyczna. W Krakowie taką możliwość zdobyły dopiero w 1920 r.

Dlatego właśnie, każdy, kto posiadał talent, albo kto marzył a karierze artystycznej marzył też o osiedleniu się w Paryżu. Byle tylko zdobyć trochę pieniędzy na podróż, a potem już jakoś to będzie. A bywało różnie. Dla przykładu Chaim Soutine kiedy przyjechał do miasta nie miał ze sobą ani pieniędzy, ani dobytku, nie znał też języka, w dodatku był zamkniętym w sobie aroganckim dzikusem, który niechętnie odzywał się nawet w jakieś sobie jedynie znanej odmianie jidysz (pochodził z Białorusi). A jednak po kilku godzinach błądzenia po mieście trafił do La Ruche, czyli Ula (kolonii artystów).

Chaim Soutine Droga Grand Pres w Chartres 1935 Villa La Fleur

Nazwiska, jakie się przewijają w tej opowieści są dla mnie niczym magnes, zwłaszcza, iż miałam wielką przyjemność poznać dzieła wielu z nich w licznych galeriach sztuki, że wspomnę tutaj tylko o Vilii La Fleur oraz poznańskiej galerii narodowej. Mogę teraz przypasować sobie osobę do obrazu, czy rzeźby. O niektórych z opisywanych tu osób czytałam już wcześniej, nie mniej większość to artyści nieco mniej rozpoznawalni, przynajmniej dla amatorów sztuki, do jakich i ja się zaliczam. Wspomniany wyżej Chaim Soutine był mi wcześniej znany, jedynie jako nazwisko. Ostatnio trafiłam na dwa jego obrazy, bardzo ciekawe. Ale więcej na jego temat przeczytałam dopiero w powieści biograficznej (czy raczej powieści opartej na biografii Modiglianiego). Otóż przedstawiony tam Chaim jawi się jako odpychający, niechlujny, brudny, pozbawiony manier, alkoholik. Tymczasem tutaj autorka przedstawia tego samego Chaima w sposób, który zjednuje mu sympatię. Jest to ten sam człowiek, trudny w obyciu, zadufany w sobie, ale można to zrozumieć wiedząc o jego trudnym dzieciństwie i młodości. Wychowywał się w wieloosobowej ubogiej rodzinie, mieszkającej w jednej izbie (z rodzicami i jedenaściorgiem rodzeństwa). Z powodu swych artystycznych upodobań (lubił rysować i gdzie tylko znalazł kawałek powierzchni natychmiast nań coś rysował) za jego inność nie lubili go rodzice ani rodzeństwo. Raz pięciolatek za bazgranie po murze został zamknięty na dwa dni w piwnicy ze szczurami. Kiedy ojciec wysłał go na naukę zawodu krawca ten wymykał się na lekcje rysunku, a kiedy namalował portret rabina co w judaistycznej religii było surowo zabronione został tak dotkliwie pobity przez syna rabina, że ten nawet wypłacił mu odszkodowanie. Paradoksalnie te pieniądze pozwoliły mu na kontynuowanie nauki w szkole rysunku. W Paryżu przed długi czas cierpiał biedę, gdyby nie zainteresowanie życzliwych osób skończyłby marnie.

Xawery Dunikowski Madonna 1911 Villa La Fleur
Kiedy malował nie liczyło się dlań nic innego, nie jadł, nie pił, nie odchodził od sztalug, dopóki nie osiągnął satysfakcjonującego go efektu, malował aż do utraty tchu. Przeszkadzało mu wówczas towarzystwo i wszystko, co mogło go przy tej pracy rozproszyć.

Wspomniałam wyżej o La Ruche, czyli Ulu. Przyznam, iż obiła mi się ta nazwa wcześniej o uszy, ale nie tak często, jak nazwy kawiarni, w których przesiadywali artyści ze szkoły paryskiej (La Rotonde i Le Dome). „Legendarne do dziś pracownie paryskich artystów mieściły się w La Ruche. Obiekt ten zaprojektował sam Gustaw Eiffel na wystawę światową w 1900 roku w Paryżu. Prezentowano w nim wina, a poza zakończeniu wystawy, jak większość innych konstrukcji zdemontowano. Budowlę zakupił znany w tym czasie rzeźbiarz Alfres Boucher. Osiągnął on sukces dzięki popiersiom francuskich osobistości, był mentorem August‘a Rodina i nauczycielem Camila Claudel. Powodzenie i fortuna obudziły w Boucherze filantropa. Postanowił stworzyć w Paryżu miejsce wyłącznie dla artystów: przyjazną i wspierającą przestrzeń, w której twórcy nawet o niskim statusie materialnym za niewysoki czynsz będą mieli dobre warunki do pracy i życia. Idea zmaterializowała się pod postacią budynku przeznaczonego na pracownie dla malarzy i rzeźbiarzy. Nazwę Ul wymyślił sam Boucher. Alegoryczna nazwa celowo nawiązywała do domu pracowitych, żyjących w zgodzie pszczół – artystów”. (str. 174-175). Skojarzyło mi się to z pomysłem Van Gogha stworzenia kolonii malarzy, tyle, że ci mieli się wzajemnie wspierać, tutaj wsparcie oferował sam Boucher w postaci tanich, a często bezpłatnych pracowni i miejsc zamieszkania. Brzmi to fantastycznie, choć w rzeczywistości nie było tak różowo. Mieszkania były nieogrzewane, nie było wody, toalety były na zewnątrz, dach przeciekał, a zimą było potwornie zimno. Nie mniej ubodzy adepci sztuki mieli dach nad głową (nawet, jeśli przeciekający) i miejsce do pracy. Dla wielu z nich La Ruche był odskocznią do lepszego życia po wielu miesiącach nędznej egzystencji, o ile tylko wykazywali chart ducha i sporą dawkę samozaparcia.

Książka pełna jest rzetelnych informacji, co potwierdza podana bibliografia (niemal dziesięć stron źródeł), a także zawiera wiele ciekawostek, zapewne nie tylko mnie nieznanych.

Eugeniusz Zak Rybak 1924-25 MNP

Mnie zadziwiły na przykład takie:

-Kiedy skradziona została Mona Lisa aresztowano Apollinaire‘a (w sprawę zamieszany był jego asystent). Wówczas znany malarze i pisarze wystosowali list protestacyjny w jego obronie, natomiast jego dotychczasowy przyjaciel Pablo Picasso wyparł się jakiejkolwiek znajomości z pisarzem. W książce jeszcze kilka razy natrafiłam na opisy zachowania Hiszpana, które utwierdzały mnie w mojej od dawna żywionej do malarza niechęci.

-Wielki rzeźbiarz Xawery Dunikowski zastrzelił swojego rywala w reakcji na spoliczkowanie go za umizgi do żydowskiej poetki. W wyniku procesu, na którym mocno wspierała go inna z jego kochanek Sara Lipska został uniewinniony. Nie wiem co bardziej mnie zdziwiło; zbrodnia, czy uniewinnienie. Czyżby uznano to za afekt. Nawiasem mówiąc Dunikowski niezwykle brzydko wypowiadał się na temat kobiet, nie tylko kobiet artystek, ale i kobiet w ogóle, co wówczas było zjawiskiem dość częstym (kobietę traktowano, jak reproduktorkę i pomoc domową), ale dla równowagi napiszę, iż uznał swoje ojcostwo dziecka Ewy Lipskiej dając jej nazwisko. Utrzymaniem jednak musiała zająć się matka, gdyż tatuś kiepsko radził sobie w Paryżu.

- Na jednym z moich ulubionych obrazów Henryka Heydena Szachiści znajduje się znana paryska modelka Aicha (kobieta w kapeluszu z szerokim rondem), której kochankiem miał być Wieniawa Długoszowski.
Henryk Heyden Szachiści 1913 Villa La Fleur

Sara Lipska, baronowa D‘Oettingen, Halicka, Mela Mutter, Mojżesz Kissling, Jan Peszke, Amadeo Modigliani, Zak, Henryk Heyden, Maurycy Mędrzycki, Marc Chagall to tylko niektóre z nazwisk przewijających się na kartach opowieści. Indeks osób zawiera jedenaście stron. Od ciężkich początków pełnych ubóstwa i malowania za kieliszek wódki czy bagietkę, przez okres prosperity (złota era lat dwudziestych), po kryzys lat trzydziestych, ciężkie lata wojenne, emigrację i zapomnienie, z którego wyzwalała często śmierć. Jak wiadomo najlepsza reklama artysty.

Polecam każdemu kto choć trochę interesuje się sztuką. Mnie książka zaciekawiła na tyle, że postanowiłam zakupić, bo chętnie będę doń wracała.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).